24 października 2016

21. Gerbery

Powrót do starego szablonu. Nowa zakładka (Zaplecze). Trochę się działo. A teraz mam dla Was rozpis kolejnych rozdziałów. Ciekawi mnie, jakie macie przypuszczenia i który tytuł najbardziej intryguje (niech zgadnę, 26, swoją drogą, jeden z moich ulubionych rozdziałów, i 29?). PS Serduszkuję mentalnie osobę, która domyśli się, o co chodzi z naszym nefilskim panem. Co nieco może rozjaśni trochę niepoważna zapowiedź księgi II.

22. Lotosy
23. Piwonie
24. Wrzosy
25. Orchidee
26. Róże
27. Tulipany
28. Dalie
29. Żonkile
             30. Cyklameny
   ..................................

† † †
Spoglądam w dół i szybko tego żałuję, gdy spostrzegam, że stoję tuż przy krawędzi urwiska. Boję się ruszyć, o dziwo w którąkolwiek ze stron. Miękną mi kolana. Połknąwszy głośno ślinę, zaciskam zęby. W co ty się znowu, Milanie Montero, wpakowałeś? Ciekawość zwycięża — wychylam się nieznacznie, by sprawdzić, jak głęboka jest przepaść. Rozlega się odgłos spadających w nią kamieni. Obserwuje długi lot, raczej bezwiedne spadanie, które służy jako odpowiedź na pytanie, które powinienem zadać. Czuję, że stanę się skałą i wkrótce do nich dołączę. Wyobrażam sobie, że na dnie spoczywają ludzkie szczątki, po czym wzdrygam się niemal zauważalnie.
Po chwili jestem myśleć racjonalnie i się ruszyć. Odsuwam się ze względu na silnie wiejący wiatr — gdybym się przewrócił i spadł, byłaby to wyjątkowo głupia śmierć. Jeden. Dwa. Trzy. Unoszę głowę do góry, by objąć wzrokiem niebo — zazwyczaj zaczynam w ten sposób oględziny jakiegokolwiek miejsca, choćbym wszczynał prowizoryczne śledztwo od prześwietlania sufitu. Dostrzegam zwiastujące załamanie pogody, burzowe chmury. Świetnie, jeszcze zaraz lunie deszcz i zmienię się w zmokłą kurę.


Rozglądam się dookoła, trochę leniwie. O dziwo, nie mam złych przeczuć. Nie boję się. Drżę, czuję niepewność i zdezorientowanie, ale się nie boję. Nie kojarzę skalistej okolicy, którą gdzieniegdzie porasta, tak żałośnie się prezentująca, zszarzała trawa. Sprawdzam, czy mogę się teleportować. Nic z tego. Nie rozumiem, kto i po co na takim odludziu miałby zakładać blokadę. Czyżbym miał to swoje kulawe szczęście i znalazł coś jeszcze bardziej dziwnego od zombi nie-zombi w starej kryjówce wojowników Tenebris? Lena pewnie do dziś ma koszmary i nie lubi, gdy ktoś dotyka jej szyi.
W co tym razem się bawimy? Vivere? Prawdopodobnie. To za niezjawienie się nad jeziorem Szeherezady? Za zaniedbanie jedynego obowiązku, który mi pozostał? Siła wyższa. Nie ja zawiniłem.
Nie chcąc stać bezradnie jak zagubiona owieczka czekająca bezczynnie na pasterza, zabieram się za dokładniejsze oględziny. Próbuję skojarzyć, na którym mniej więcej obszarze się znajduję. Nigdy nie byłem orłem z geografii, ale jeszcze pojezierza od pobrzeży potrafię odróżnić. Do jakiegokolwiek wniosku dojdę, nie pomylę się chyba nie wiadomo jak bardzo. Chyba że nie znajduję się już w Polsce. Tego nie potrafię stwierdzić. Ale z miejsca odrzucam Wenecję i inne sympatyczne miejsca. Po Lux jest cieplej, ale jednocześnie chłodno jak cholera.
Przerywam prowadzące donikąd myśli, kiedy dociera do mnie, że mam towarzysza. I to nie byle jakiego.
Puer Timore stoi przede mną, wyciąga ręce. Przypomina zdesperowanego żebraka. Nie potrafię nic odczytać z bladej, pokrytej kilkudniowym zarostem twarzy Anioła Ciemności. Wpatruje się on we mnie przeszywającymi oczyma, które jednocześnie wydają się tak samo puste i obojętne.
Rzadko go widzę bez Vivere — Queerini wszędzie ciągnie bruneta za sobą, mając w aniele zarówno sługę jak i rzekomego partnera. Praktyczne rozwiązanie, muszę przyznać. 
— Wybieraj — nalega, unosząc delikatnie jedną, a potem i drugą dłoń.
Unoszę pytająco brwi i kręcę głową, dając w ten sposób znak, że nic nie rozumiem. Timore, westchnąwszy głośno, jakby użerał się z wyjątkowo niebystrym dzieciakiem, przewraca wymownie oczami. Wtedy przypomina trochę Artificema.
— Światłość czy ciemność? — pyta, wykonując rękoma ten sam ruch co poprzednio. Powtarza to jeszcze kilka razy, nim nie przerywam mu poprzez złapanie za nadgarstek. Dopiero wtedy w pełni dociera do niego, że nawet nie domyślam się, jakie głębsze znaczenie ukrywa to banalne pytanie. — Lux czy Tenebris?
— O czym ty mówisz? Vivere cię wysłała? Gdzie my w ogóle jesteśmy? Muszę wracać, już jedno zadanie spieprzyłem, powinienem już... och, nieważne — wyduszam z siebie na jednym tchu, po czym próbuję go wyminąć, nie grzesząc rozumiem, bo ten jest silniejszy i prawie powala mnie na ziemię jedną ręką. Zaczynam masować ramię, które miało z Puerem zbyt bliski kontakt. — Jestem z wami, powiedzmy. Przecież wiesz, nie?
Rozlega się głośny trzask, jakby piorun uderzył bardzo blisko. Kulę się i nerwowo rozglądam dookoła. Na niebie na krótko pojawia się błysk. W ciągu burzy stoję gdzieś wysoko, a w pobliżu nie rosną żadne drzewa. Nie mogę umrzeć poza Ordinarią, ale nie marzy mi się regeneracja po uderzeniu pioruna.  
— Nie chodzi o skrzydła i szczątki obowiązków. Pytam naprawdę. Co podpowiada ci serce? Z kim tak naprawdę byłbyś, gdyby nie liczyły się twoje własne korzyści? — pyta wyjątkowo łagodnie, lekko się uśmiechając. Na tak groźnej, wojowniczej twarzy o ostrych rysach wygląda to po prostu nienaturalnie.
— Moje serce jest wyjątkowym milczkiem, a ja nie mam zamiaru zmieniać jego natury... bo, cóż, jest, jakie jest — mówię od rzeczy. Puer już się nie uśmiecha, tylko głęboko we mnie wpatruje, jakby dzięki temu mógł dostrzec, co kryje się pod grubą powłoką mojej obojętności. — Teoretycznie jestem gdzieś pomiędzy, zależy. Podobno twoja k o n k u b i n a ceni sobie elastycznych partnerów w interesach, prawda?
Nie wierzę w to, co mówię, a raczej bełkoczę.
Widocznie za dużo czasu spędzam z Artificemem,w skutek czego zaczynam bredzić prawie tak bardzo jak on. W głowie mam deprymującą pustkę, nie mogę sobie przypomnieć wielu rzeczy. Próbuję użyć swojego indywidualnego daru, który nieraz okazał się zbawieniem, chcąc zajrzeć do umysłu Timore'a, ale nic z tego. To z pewnością nie mój dzień.
Mam ochotę kląć siarczyście pod nosem, ale tylko zaciskam zęby, starając się nie syczeć. 
Oboje milczymy, widocznie on też jest zajęty własnymi przemyśleniami. Ma nade mną fizyczną przewagę, więc musiałbym go jakoś przechytrzyć. Uwolnić swojego wewnętrznego lisa. Jednak czy to naprawdę potrzebne? Nic złego się nie dzieje, nikt nie ma prawa narzekać. Spóźnię się nie pierwszy i nie ostatni raz. Plan Cordragon nie zawali się się przez tę niesubordynację i pecha.
 — Twoja światłość, Lena Mikler? — Timore ponownie unosi sugestywnie prawą dłoń i przenosi na mnie wzrok. Gdy mnie tak jawnie prześwietla, czuję się obnażony. — A może twoja ciemność, Angeli Vivere? — Tym razem lewa ręka. — Jeśli wybierzesz, będziesz mógł odejść, jak gdyby nigdy nic. Tylko poważnie się zastanów. Teoretycznie powinieneś podążać za swoim światłem i nadzieją, ale to mrok i wolność kuszą, prawda?
Z trudem powstrzymuję się od stwierdzenia oczywistego faktu, że Lena Mikler to tak naprawdę Angeli Vivere. Nie należy bać się swoich prawdziwych imion.
Słyszę ciche pobrzękiwanie i czuję lodowate krople deszczu uderzające o moje ciało, aż się wzdrygam. Naciągam rękawy skórzanej kurtki. Przechodzą mnie niemal paraliżujące dreszcze. Oblizuję spierzchnięte wargi. Następny huk roznosi się po okolicy, a ja siłą wyobraźni dostrzegam piorun masakrujący moją podobiznę.
— Ciemność — wybieram bez nawet nuty niepewności w głosie, nie chcąc wzbudzić podejrzeń. — Bo nie zamierzam być czyimkolwiek więźniem. Choćby to miały być tylko moralne zasady.
Ruszam przed siebie, mając zamiar zgrabnie wyminąć Puera. Jednak anioł i tym razem mnie zatrzymuje, bez najmniejszego wysiłku. Nic nie układa się po mojej myśli. Wzdycham pod nosem z irytacji i odgarniam mokre włosy lepiące się do czoła. Deszcz gęstnieje, zaburzając widoczność.
— Co tym razem? Wybrałem — próbuję się wybronić, ale nie zamierzam gestykulować. Zmarznięte dłonie chowam do kieszeni. — I nawet w jakimś stopniu szczerze, wiesz? — dodaję po chwili, nie chcąc zupełnie stracić pozycji.
Timore śmieje się głośno, ale pusto, drwiąc ze mnie, jakby powód zatrzymania był oczywisty tak jak to, że Ziemia jest okrągła i krąży wokół Słońca. Coraz mocniej podejrzewam, że to jedynie surrealistyczny sen. Wesoły Puer Timore nie chodzi ot tak po świecie i nie zajmuje się tak długo jednym z pachołków swojej partnerki.
— To droga dla tych, którzy wybrali światłość — objaśnia po chwili ciszy, wskazując swoją prawą stronę, ku której wcześniej maszerowałem. — Skoro jesteś z ciemnością, udaj się do swoich pobratymców tamtędy. — Wskazuje głęboką przepaść, wymyślając najgłupszą metaforę domu bezwzględnych jednostek w całym Układzie Słonecznym.
Nim decyduję się na skok albo inny desperacki czyn, świat zaczyna się rozpływać. Zamiast lodowatego deszczu czuję ciepły, miękki koc i delikatną dłoń sunącą po moim ramieniu. Powoli wybudzam się ze snu, zauważając nowe szczegóły i wyczuwając bodźce.
— Musimy się zbierać — szepcze łagodnie Lena, jej głos jest znajomo wysoki i ciepły. — Nie zmieniłeś zdania i idziesz ze mną oraz Ty'em?
Kiwam półprzytomnie głową, przecierając oczy i niepospiesznie je otwierając. Instynktownie błądzę dłonią przy swoim posłaniu. Kurtka? Jest. Buty? Też. 
Mrugam, spoglądając na dziewczynę. Ma na sobie dżinsową kurtkę z wieloma kolorowymi naszywkami. Czarna, żałobna bluza poszła w odstawkę. Uświadamiam sobie, że to już kwiecień i ociepla się coraz bardziej. W tym miesiącu nawet po Lux zdarza się naprawdę pogodne dni. 
— Śniadanie zjemy po drodze, Ty już czeka, a, jak wiesz, do najbardziej cierpliwych osób to on nie należy — oznajmia Lena, poprawiając grubą, materiałową opaskę w odcieniu krwistej czerwieni, którą zawiązała nad grzywką. — Myślę, że nie musisz brać kurtki. Chyba że jesteś jeszcze większym zmarzlakiem ode mnie, a to chyba niemożliwe — ocenia, a na jej bladej i zaczerwienionej twarzy pojawia się cień odległego uśmiechu. 
Żałoba różnie się objawia. Można być smutnym, można być złym. I można być po prostu zdeterminowanym, by o niczym nie myśleć i wciąż znaczyć cokolwiek dla reszty świata. Szesnastolatka jeszcze kilka godzin temu, gdy zebraliśmy się w sali treningowej, zachowywała się zupełnie inaczej. Kto wie, co będzie następnego dnia.
— Dokąd tak dokładniej jedziemy? — pytam, uwalniając się od kołdry i poprawiając koszulkę. Wrócimy przed północą? Jeśli nie, to rezygnuję.
— Poważnie? Nie sądziłam, że ktokolwiek kiedykolwiek będzie mnie o coś pytał, skoro sama potrzebuję tylu tłumaczeń, że wychodzę na półgłówka. 
Nie komentuję tej wypowiedzi, bo nagle zalewa mnie fala wspomnień. Widzę zniekształcony przez uczucia dom Miklerów i krwawe napisy na suficie. 
— Znasz jakiegoś Aleksandra? — pytam.
Mikler myśli krótko, przygryzając dolną wargę. Po chwili kręci głową.
— Właściwie żadnego, który by cokolwiek znaczył... to znaczy, dla mnie. Dlaczego pytasz? 
— To dłuższa historia mamroczę, wykazując ogromne zainteresowanie wyjątkowo ciekawym fragmentem podłogi. — Nie na teraz, twój Stróż nie będzie czekać w nieskończoność.
— Rozumiem — stwierdza krótko, nie naciskając na mnie. Jestem za to wdzięczny. Wolę nie mówić o wszystkim. Wystarczy, że łączy nas częściowa tajemnica o trupach nie-trupach ze starej kryjówki Tenebris. — Ale... — Znów wygląda na nieobecną i smutną. Jest wręcz książkowym uosobieniem melancholii. — Stella miała... znaczy, nie Stella... gdyby urodził się chłopiec, rodzice nadaliby mu właśnie to imię.

† † †

 — Mała, słowo skautki, że będziesz grzeczna? — upewnia się Artificem.
To on prowadzi samochód, co jest idealnym przykładem, że najlepsze wyjście nie zawsze oznacza dobre wyjście. Jego podopieczna z pewnością nie czuje się bezpiecznie, obserwując manewry kierowcy — trzyma się fotela, mocno napierając na niego i zerkając to na ruchliwą ulicę, to na licznik. Siedzę z tyłu, na środku, by wszystko najlepiej widzieć.
Warto czasem pozachowywać się jak śmiertelnicy. Nie nadużywać mocy, nie teleportować się wszędzie, tracąc siły na głupoty.  
Zrezygnowałem ze starej przyjaciółki, czyli znoszonej skórzanej kurtki, ale nie żałuję. Dzień w pełni zasługuje na miano kwietniowego. Słońce wciąż się oszczędza, ale mimo to odczuwam przyjemne ciepło i widzę krajobraz nieco mniej zszarzały i ponury niż zwykle.
Radio jest włączone, więc od niechcenia słucham słów piosenki, które w zaistniałej sytuacji dodają tylko niezręczności. Dla mnie też niezbyt łaskawy był dzień. Dla mnie też za długa zima i zła. Dla mnie też, ale przyznaj, że w sumie się żyje cudnie. I przestań wyć! Przestań wyć! Przestań płakać!* Nie byłoby tak źle i dziwnie, gdyby Artificem nie fałszował pod nosem, kołysząc się i szturchając łokciem towarzyszkę.
— To tylko sklep spożywczy, co mogłabym zepsuć? — Lena reaguje z opóźnieniem, jest wyraźnie zdziwiona.
— To Tenebris. Nie ma tylko sklepów spożywczych, tylko bibliotek... och, tak, biblioteki, przekonałaś się na własnej skórze... tylko parków ani tylko szpitali. Pamiętaj — odpowiada tajemniczo anioł. 
— Słowo skautki — przytakuje nastolatka, krzywiąc się. — Tyyyy, ograniczenie prędkości. Aż tak nam się nie spieszy.
Sorry, mała, trupy się nie wypowiadają w takich sprawach. Tobie już powinno być wszystko jedno. Jesteś trochę jak duch — oświadcza Artificem, subtelny jak zawsze.
Nie mogę sobie tego wyobrazić. Umiera Vivere, umiera i Mikler? Co stanie się z tymi wszystkimi duszami z przedziałów po wojnie? Będą żyć dalej czy wrócą do świata dla zawieszonych między życiem a śmiercią? Czy można umrzeć drugi raz? Co stałoby się, gdyby ktoś odrąbał Lenie głowę? Odrodziłaby się jak Anioł, bo teoretycznie nie żyje? Odeszła, bo nie można dostać trzeciej szansy, to już nie sens istnienia przedziałów?
— I na duchy przychodzi kiedyś czas... Ty, kociak!
— Wolę zdrapywać sierść i kocie wnętrzności z karoserii niż twoją trupią buźkę z drzewa — żacha się Stróż. — Wyluzuj. Łagodnie wyminąłem tego kota, żadnych ostrych zahamowań i skrętów, by nie wylądować na drzewie. Ordinaria ordinarią i twoje życie nie-życie życiem nie-życiem, ale wypadek mógłby nam trochę pokrzyżować plany... i pokiereszować facjaty. Spokojnie. To ja kieruję i mam wszystko pod kontrolą.
Lena widocznie nie zamierza tego komentować, wbija tylko wzrok w widok za szybą i opiera się o nią. Trudno wygrać z idiotami. W dużej mierze przez ich absurdalne pojęcie zwycięstwa. Przypominam sobie jej słowa, które szczególnie zapadły mi w pamięć, gdy czytałem nastolatce w myślach.
— Ten cały Drzewski, który może nam pomóc, to jakiś genetyk, prawda? — pytam, korzystając z okazji.
— Yep. Coś z chromosomami. Bada ostatnią parę chromosomów człowieka, jedenastą czy coś. Co tak patrzysz, słońce? Mamy mniej niż dwadzieścia dwa chromosomy? Więcej? — próbuje zgadywać Ty, coś marnie.
— Może ty właśnie tyle masz — mruczy dziewczyna, nie podnosząc głowy. — Może jesteś ropuchą. 
— Mniejsza z tym. Po co Vivere jakiś genetyk? I to ściągnięty z Lux? — mówię zdziwiony i trochę niedoinformowany.
— Facet nie ogranicza się do jakiś tam chromosomów, ostatnio pracował nad czymś o wiele ważniejszym. Bawił się w klonowanie. No może nie do końca. Żeby stworzyć klona, trzeba mieć prototyp, kogoś, od którego utworzy się kopię. To było bardziej jak... — Artificem nie może się wysłowić.
— Tworzenie? Armii? Ma to coś wspólnego z ciałami w starej kryjówce Tenebris? Na pewno rozmawiałeś o tym z Leną.
— Nie wiem, nie wiem. To niesprawdzona informacja od nefilim zza granicy. Chyba Szkotów. Dziś się tylko rozejrzymy, rozeznamy w sytuacji. Kim facet jest i, co najważniejsze, czy pracuje dla nich, bo chce, czy dlatego że musi — uprzedza anioł. — Aż tak cię swoja niewiedza irytuje?
— Akcja okazała się ważniejsza od sprawy Mai Hozierewicz. To musi coś znaczyć, ale jest nieporównywalnie mniej irytujące od na przykład grającej pozytywki — porównuję, może ryzykownie
— Jakiej pozytywki? — podchwytuje temat Stróż, ma wyczucie.
— Oczywiście tej z wspomnienia... mamy Leny — odpowiadam, próbując zabrzmieć jak ktoś zupełnie zobojętniały.
— O czym ty mówisz? — dziwi się coraz bardziej. Zauważam, że także mocniej zaciska palce na kierownicy.
— Jak to o czym? — Już nie udaję Greka.
— Milan, ale tamta pozytywka nie była włączona — tłumaczy szeptem Lena, nie obdarowując mnie na szczęście wymownym spojrzeniem. 

.............................
* Fragment Los, cebula i krokodyle łzy Comy.


23 komentarze:

  1. Zaczyna do mnie docierać, że albo czytałem nieuważnie (co mi się raczej nie zdarza, nawet gdy jestem niewyspany), albo postaci jest dużo i niektórym z nich nie poświęciłaś dłuższej chwili, przez co mi gdzieś zniknęli w tym tłumie i nie kojarzę już kim tak dokładnie byli i z kim ich wiązać.
    Lubię tę piosenkę Comy. Polecam ci też inną, co prawda nie jest tego zespołu, ale to jemu jest przypisywana często, co prawda mylnie, ale chyba nawet na YouTube tak jest. Tytuł to "Papierosy, seks, wóda" nie wiem czy "seks" nie przez "x". Dawno słuchałem, ale twoje opowiadanie mi o tym przypomniało i teraz pewnie będę w kółko słuchał w samochodzie.
    Dopiero dotarło do mnie, że Milan żyje. Naprawdę coś musiałem przeoczyć podczas czytania. Ciągle mylę umarłych i anioły z tymi co ich przeniesiono na tę stronę.
    No i jeszcze napomnę o smaku naleśników, gdy nie czuć zapachu. Ja sobie nie wyobrażam być pozbawionym, któregoś zmysłu. Niby taki zapach, mało ważne, ale... cholera bez tego trudno.
    Orłem z geografii też nie byłem, ale nie jest ze mną tak źle jak z osobą, której halny wiał nad morzem. Komentarz nauczycielki, konkretnie to pytanie "a po jednym piwie czy trzeba było pół litra?" był bezcenny xD
    Dobra, teraz już naprawdę lecę, a szkoda mi cholernie, bo zostało mi pół rozdziału do doczytania i bardzo chciałem... trudno, co się odwlecze to nie uciecze. Mam nadzieję, że nie znikniesz i nie usuniesz bloga ot tak. Mnie często spotyka taka przykrość, że zaczynam coś czytać, zostaje mi rozdział czy dwa do bycia na bieżąco i co? Wracam by doczytać, a bloga już nie ma, autorki nie ma, ani widu, ani słychu ;(
    To do za godzinkę albo za dwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciłem. Iker miał na imię Aleksander, czy... nie, mam inny pomysł, inny, inny. Aleksander umarł i był bliźniakiem Stelli albo dziecko umarło i wzięli sobie inne, jakieś obce, co?
      "Tajemnica pozytywki" - mam taki rozdział w "Sierocińcu przy cmentarzu", tak zatytułowany. Lubię motywy pozytywek, lubię, naszyjników a nawet lalek lub pluszowych, poharatanych już czasem misiów.
      Czekam na kolejny, nie zapomnij mnie powiadomić gdy dodasz i proszę rób to w tej zakładce o ulubionych opowiadaniach, ok?

      Usuń
    2. Może trochę nieuważnie, bo kilka rzeczy Ci się pomieszało, ale to raczej zrozumiałe, opowiadanie specyficzne, trzeba się skupiać i tak dalej. Starałam się nawracać Cię na dobrą drogę, odpisując w komentarzach.
      Co do tych postaci... Wydaje mi się, że poświęcam im dużo uwagi (czasem może nawet za dużo), ale możesz to inaczej odbierać. O jakie z nich dokładnie się rozchodzi? Na swoją obronę powiem tylko, że do końca księgi będzie więcej o naturze Ikera, Mai i Artura, a w trzeciej zaczniemy od Miki, trochę zahaczymy zmarłą Celico.
      Znam ją, też lubię, ale trochę mniej.
      Nie tylko Tobie się to myli, więc spokojnie.
      Po przeczytaniu uwielbianego przeze mnie "Pachnidła" zdałam sobie sprawę, czym byłby świat bez zapachów i tak mnie zainspirowało.
      Hah.xd
      Na razie nie zamierzam, jestem zdeterminowana i uparta.
      Aleksander to ziemskie imię Ty'a (Lena dowiedziała się o tym w akademii aniołów od pamiętnej bibliotekarki).
      Nie zapomnę. PS Myślę, że kiedyś, jak znajdziesz czas, mógłbyś przeczytać wszystko jeszcze raz. Potem się możesz pogubić, a nie wiem, czy moje poprawki w komentarzach coś dają.
      Jeszcze raz pozdrawiam i dziękuję za komentarze. :)

      Usuń
    3. Choć w zasadzie... ktoś kiedyś prosił o umieszczenie w którejś z zakładek streszczeń rozdziałów.
      To chyba niezły pomysł. Powinnam też wszystko szybko napisać i samemu sobie odświeżyć, by niczego nie pomylić.

      Usuń
    4. Ja myślę, że moje braki, które gdzieś tam po drodze wychwycasz i sam się na nich łapię, wynikają raczej z tego, że nie czytuję fantastyki, nie znam kanonu twojego FF i nie wiem czego się spodziewać i jakoś tak naciągam to do obyczajówki, doszukuję się w tym tego co mi znane, bo fantastyka jest mi całkiem obca. Tylko jedno takie opowiadanie przeczytałem w całości... no dwa, ale były bardziej normalne. Jedno opierało się na czarach, drugie na wyspie mutantów. Jeśli chodzi o książki, to też o jakieś dwie liznąłem. Twoje opowiadanie zaciekawiło mnie odmiennością od tego co tworzone na takie jedno kopyto, od tego czego w blogerze pełno. Ja lubię symbolikę, lubię metafory, choćby Gerbery co to się żywią jak te pasożyty. Twoje opowiadanie wymaga nie tyle dokładnego czytania, ale jakieś wiedzy, czegoś na czym mogłaś się wzorować, zagłębienia w ten fantastyczny świat, jakiś czas trwanie w nim. Ja jestem kompletnie z innej bajki, inne rzeczy czytuję na co dzień stąd też to moje "zamknięcie umysłu", jak dla mnie jeśli Lena nie żyje i widzi Milana, to on też nie żyje. Gdzieś mi umyka, że on został przeniesiony, bo jak przeniesiony? Nie było tego opisu, on nagle się pojawił (bohater), no może nie tak nagle, ale jednak pojawił się bohater, ja nie widziałem oczyma wyobraźni jego przeniesienia, ani tego jak przeniesiono Stelle, więc dla mnie wszyscy są zdechli. Tak wychodziło na moją prywatną logikę i czuję, że nie tylko moją, ale to kiedyś sprawdzę w komentarzach pozostałych.
      Wiesz, może nie tyle co przeczytam drugi raz, bo na końcu mam nadzieję, że wszystko mi się i tak rozjaśni i też dzięki twoim komentarzom tak będzie. Dam jednak komuś do przeczytania i to komuś kto się lubuje w takich klimatach i może ten ktoś w wolnej chwili mi objaśni kilka takich faktów, które do mnie docierają, a o których szybko zapominam.
      Nachodzi mnie jednak myśl, że jeśli ja mam trudności z twoim opowiadaniem, a raczej jestem dociekliwy i mam się za takiego co trudności się nie boi, to jak odnajdują się w tym pisarki ffów o gwiazdach i autorki tanich romansów (sam stworzyłem tani romans, więc nie mam nic do tego gatunku)? Nie czytają? Nie trafiają tutaj takie osoby?
      Twoje opowiadanie jest trudne i nie przez styl pisania, ale ogólnie, a gdy się je czyta z długimi przerwami, a nie pod rząd, rozdział po rozdziale, może się okazać być jeszcze trudniejsze. Jest po prostu skomplikowane, ambitne.

      Usuń
    5. Może. Kanonu ff? Chodziło po prostu o nieznajomość zasad panujących w świecie przedstawionym mojego AUTORSKIEGO opowiadania?
      Nie, nie tylko Twoja. Wiele osób snuło podobne podejrzenia. Nie do końca rozumiem dlaczego, ale, wiadomo, każdy co innego czyta i wszystko inaczej odbiera.
      Jeśli wolisz takie rozwiązanie, w porządku.
      Kojarzę głównie osoby lubujące się w fantastyce i kryminałach. Jak jest naprawdę, nie wiem.
      Skomplikowane, owszem. Ambitne? Nie wiem.
      Mimo wszystko w wolnym czasie usiądę do tych streszczeń.

      Usuń
    6. Boże, pomyliłam wtedy Aleksandra z Łukaszem i Ci jeszcze namieszałam. Mój błąd. Cofam wszystko.

      Usuń
  2. Znalazłam wolną chwilę i nadrabiam blogowe zaległości. Podobał mi się ten rozdział, wiesz? Ale chyba się już nudna w tym robię.
    Na początku nie potrafiłam zrozumieć, co się dzieje z Milanem i gdzie on jest. No, ale potem doszłam do wniosku, że to sen. Choć chyba taki nietypowy, prawda? Bo ma swój przekaz. Milan niby wybrał "ciemność", ale mimowolnie skierował się w stronę "światła". Tak, to chyba moja ulubiona scena z tego rozdziału. Wydaje się być niezwykle znaczącą.
    Hmm... wciąż zastanawia mnie ten Aleksander. Czyżby to miało rzeczywiście związek ze Stellą? A może matka Leny popełniając samobójstwo (zakładając, że rzeczywiście je popełniła) była w ciąży i miała urodzić syna, więc ten syn dostałby na imię Aleksander? Nie wiem, tylko takie rozwiązanie przychodzi mi na myśl na ten moment.
    Oj, nie wiem, czy gdyby Ty był moim kierowcą, w ogóle zdecydowałabym się wsiąść do tego pojazdu :D Lena i tak była wyjątkowo dzielna!
    Nie spodziewałam się wątku związanego z genetyką, ale to może być szalenie ciekawe! Już zacieram łapki, co tam jeszcze dla nas szykujesz, bo ten pomysł jest zacny.
    Aj, ta końcówka mnie nurtuje! Co tam się w tym wspomnieniu zadziało, skoro tylko Milan słyszał pozytywkę? Co to ma znaczyć? Aj, aj tyle pytań!
    Na sam koniec muszę ci podziękować, że przypomniałaś mi o Comie, bo kiedyś słuchałam ich namiętnie, a potem jakoś wylecieli mi z głowy. Dobrze powrócić do tego, co dobre! Aaa i masz rację, tytuły kolejnych rozdziałów trochę namieszały mi w głowie, a raczej starałam się wychwycić, co może się pod nimi kryć. Tak, tak róże w szczególności mnie nurtują, ale będę grzeczna i poczekam.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mów do mnie, mów, chcę więcej słów... :)
      Dobrze się wydaje. Powoli wkraczamy w taki okres, w którym sny Milana będą nie mniej ważne od wydarzeń rzeczywistych.
      Dzielna, dzielna, hah. Och, te róże, trudno nie mieć skojarzeń...
      Dziękuję, wzajemnie.

      Usuń
  3. Pierwszy fragment rozdziału bardzo mnie zaintrygował.
    Wprawdzie to sen Milana, ale mam takie wrażenie, jakby to był sen, a nie sen^^ Wiesz... jakby ten cały Puer Timore jakby wdarł się w świadomie do snu Milana. Trochę takie połączenie, coś podobnego jak miał Harry z Voldemortem poprzez horkrusy :) Heh, takie skojarzonko ;P Choć w zasadzie nie wiem, czy dobrze główkuję z tym snem Milana. Niby wybrał "Ciemność", a jednak nogi zaprowadziły go do "Światła" - jakby działał na pograniczu.

    No i zadziwiającą końcówka... Musiałaś skończyć właśnie w tym miejscu, kochana?! Mam nadzieję, że wkrótce wyjaśni się z tą pozytywką.

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sny wiele znaczą. Nie biorą się znikąd. Podświadomość, odreagowywanie...
      Och, przypomniałaś mi, że muszę skomentować tę miniaturkę o Magnusie. Z głowy mi wypadło.
      Również pozdrawiam, groszku. :)

      Usuń
  4. Sen bardzo mi się podobał. Bardzo dobry pomysł i wykonanie. Podejrzewam, ze to mogła byc swego rodzaju wizja. Wydaje się, jakby Milan najchętniej nie stał po żadnej ze stron; to wlasciwie nic dziwnego, zważywszy na to, ze pomiędzy stronami toczy się wojna. Dodatkowo musze przyznać, ze zainteresowała mnie bardzo postać Puer Timore. Nie moge się doczekać jego perspektywy:). Druga czesc...jazda samochodem absolutnie odlotowa, ale najbardziej podovala mi się końcówka. Dlaczego tylko Milan słyszał grająca pozytywke? Urojenia czy wiadomosc tylko dla niego? Kto mieszał we wspomnieniach? Vivere?czy ona posiada taką moc?
    Serdecznie zapraszam na niezaleznosc-HP.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się nawet podoba, więc niewiele zmieniłam ze sceny, która była na Cordragon. Jego perspektywa... no wiele namiesza, chyba więcej niż przeskoczenie na punkt widzenia Milana.
      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Zbłąkana duszyczka puka do twych drzwi i tysięczny raz przeprasza za odwlekanie tej chwili
    W sumie chyba chciałabym na przykład Milana mającego koszmar. Albo atak paniki, albo...kurde jakoś mi brakuje tu czegoś. Takiego "wow"?
    Pure Timore kojarzy mi się z Pure. Tym Pure pure - wiesz o co chodzi xd
    Generalnie tak tylko przejrzałam rozdział. Coś jak wstawienie kropki niezgubki pt. "Ja tu naprawdę byłam!".
    Tak więc, na jakieś bardziej sensowne wnioski proszę czekać przy odpowiedzi na ten komentarz.
    Tylko nie fochaj Mi się tu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez te wszystkie dni?
      Zawsze.
      Koszmary będą, mnóstwo koszmarów. Porównywałam już je do zadań Leny. Będą równie ważne, częste i dziwne.
      Atak paniki... może. Ale na pewno nie u Milana. Nie ten etap, chyba ogólnie nie ta postać.
      Haha.
      Dlaczego miałabym się fochać? Chcę tylko znać uczucia czytelników. Wiedzieć, czy osiągnęłam to, co chciałam i czy mogę być zadowolona.
      Dziękuję za komentarz, mordko.

      Usuń
  6. Z opóźnieniem, ale w końcu przybyłam :)
    Wiesz, co? Już chyba zaczynam wszystko, a przynajmniej większość ogarniać. Jak pisałam w komie pod poprzednim rozdziałem, piszesz anielsko i masz wszystko bardzo dokładnie przemyślane, a rozdziały, które na pierwszy rzut oka są jakby wyrwane z kontekstu, są ze sobą powiązane, są kontynuacją.
    Brawo ja! XD
    Pierwsze co wywołało u mnie strzał zdziwienia-zesztywnienia XD to słowa Leny, że tamta pozytywka była wyłączona. Czyżby Milan miał halucynacje czy wspomnienie było zniekształcone? Coś w ten deseń mi chodzi :P
    Dodało to tajemniczości, choć całe Twoje opowiadanie takie jest :D
    Szczerze to nie zdziwiło mnie, że Milan wybrał ciemność.
    Kojarzę Puer'a Timore, ale nie pamiętam go... :/
    Partner jak i sługus w jednym. Zgadzam się z Milanem, praktyczne to jest XD
    W ogóle! Sen (myślałam na początku, że to jakieś wspomnienie, bo pisane kursywą jest) był fajny i ciekawy :3 taki znacząco-symboliczny. I love it! XD
    I ciekawe co się stanie, właśnie z Leną, kiedy wojna, która jak mniemam nadchodzi dobiegnie końca. Czy ona zniknie, czy też stanie się Aniołem... Ale jedno coś mi tu zgrzyta. I do tej pory nie mogę tego zrozumieć. Skoro Angeli Vievere i Lena Mikler są jedną osobą, to zabicie jednej zabije drugą? Czy Lena posiada jakby dwie siebie... ACH GRR!!! Naprawdę tego nie ogarniam!
    "(...) — Twoja światłość, Lena Mikler? — Timore ponownie unosi sugestywnie prawą dłoń i przenosi na mnie wzrok. Gdy mnie tak jawnie prześwietla, czuję się obnażony. — A może twoja ciemność, Angeli Vivere?(...)Z trudem powstrzymuję się od stwierdzenia oczywistego faktu, że Lena Mikler to tak naprawdę Angeli Vivere. Nie należy bać się swoich prawdziwych imion."
    ten fragment niezmiernie skręca mi mózg. Dołączając do tego rozmowę w samochodzie. + przemyślenia Milana:
    "Nie mogę sobie tego wyobrazić. Umiera Vivere, umiera i Mikler? Co stanie się z tymi wszystkimi duszami z przedziałów po wojnie? Będą żyć dalej czy wrócą do świata dla zawieszonych między życiem a śmiercią? Czy można umrzeć drugi raz? Co stałoby się, gdyby ktoś odrąbał Lenie głowę? Odrodziłaby się jak Anioł, bo teoretycznie nie żyje? Odeszła, bo nie można dostać trzeciej szansy, to już nie sens istnienia przedziałów?"
    I to nie daje mi spokoju ducha, podobnie jak Milanowi w tym fragmencie XD
    Cały czas próbuję to rozgryźć, z sumie od pierwszych rozdziałów, kiedy w ręce Leny dostał się ten wisiorek z inicjałami A.V. co, jak się później dowiedziałam, oznaczało Angeli Vieviere, którą jest Lena.
    Porządne zawirowanie mózgownicy XD
    Ogólnie to wydaje się proste do zrozumienia, a jednocześnie poskręcane XD przynajmniej w moim odczuciu takie jest ;)
    Ale, naprawdę całość zasługuje na najwyższe noty i statuetkę anielskości :P

    Ogólnie to nie wiem co mam jeszcze napisać XD Mam dość dobre, zresztą jak zawsze, odczucia :) do niczego nie można się przyczepić, nawet jakby się na siłę szukało ;)

    Do komentarza pod następnym ;*
    PS: Kiedy następny?

    Pozdrawiam cieplusio i weny dusio ;P
    anielskie-dusze.blogspot.com
    cieniste-senne-marzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Ty masz opóźnienie? Ja ciągle piszę, że do Ciebie wpadnę, a potem coś mi wypada i nie mogę się zabrać... Głupio mi.
      Kot to właściwie prawie same tajemnice, które powoli poznajemy i wszystko staje się, choć częściowo, zrozumiałe.
      Puer był raczej w poprzedniej wersji opowiadania, Cordragon. Na Kocie tylko o nim wspomniano. No i nie da się ukryć jawnej informacji, że będzie on narratorem ostatniej księgi. Nie wiedziałam, jak sen zapisać... czy normalnie, czy kursywą, czy inną czcionką... no ale potem jest jasno powiedziane, że to był sen, więc nieważne w sumie.
      Są odpowiedniczkami. Lena trafiła do świata dla zawieszonych pomiędzy życiem a śmiercią, bo Angeli żyje. Gdy Vivere umrze, to Lena także i obie przejdą na tamtą stronę.
      Niech skręca, niech skręca. Trochę będzie główkowania. Bo ja naprawdę nie lubię podawać niczego na tacy...
      Kosiarz bez kosy wskazał wisiorek, mówiąc, że Lena go zgubiła. Czy naprawdę kwestia inicjałów jest tak oczywista?
      Chciałabym dodać rozdział w weekend, ale nie wiem, co z tego wyjdzie. I planuję zapoznać się z Twoim drugim blożkiem.
      Dziękuję, wzajemnie.

      Usuń
    2. Oj, tam. Ja będziesz miała czas, np. na przerwie świąteczną, aby przeczytać to przeczytasz wtedy ;)
      Szkoła i obowiązki ważniejsze, ja nie pośpieszam :P jak tylko będzie Ci się chciało to wpadniesz i już hehe

      To dobrze, bo tajemnice dodają tego czegoś (tajemniczości też XD), zwłaszcza jeśli dużo ich się nazbiera i tylko nieliczne zostają później wyjaśnione, a inne żyją nadal podążając ku cieniu swych rozwiązań ;3
      Z tym wisiorkiem to było w sumie wyjaśnione, że to są inicjały Angeli Vievere, więc wspomniałam o tym sugerując, że wisiorek jest jakby... znaczeniem(?) tego, że Lena i Vievere są odpowiedniczkami. Ale można się połapać o co chodzi z wisiorkiem i inicjałami ;)
      No chyba, że to jakaś kolejna słodko-mroczna (mój ulubiony smak XD) tajamnica ;3
      Czekam zatem (nie)cierpliwie na next'a :3

      Co do mojego drugiego bloga, to może Ci się spodobać, ponieważ są tam póki co dwa krótkie opowiadania, ale zawierają tajemnice, dużo - mówiąc prosto i dosłownie ;P
      Mroczne, senne i tajemnicze hehe
      Pozdrawiam ciepło i weny, raz jeszcze ;)

      Usuń
    3. Ten weekend mam tak zawalony, że nie wiem nawet, jak będzie z rozdziałem na Kicię.
      Nie były wytłumaczone inicjały. To tylko podejrzenia Leny i Milana. Nic potwierdzonego. Ważna informacja.
      Raz jeszcze wzajemnie.

      Usuń
  7. Wspomniałaś o tym wisiorku w ostatnim komentarzu i cholera jasna, teraz będę te AV czytać jako Aleksander V-cośtam. Tryb podejrzliwy mi się włączył. Mimo to nie wiem, jak może się to wiązać z – w pewnym sensie nienarodzonym – „bratem” Leny.
    Sen mi się podobał. Mam ochotę przystać na tym i nic więcej nie napisać, bo jestem leniwym człowiekiem. „Dom bezwzględnych jednostek”, w domyśle piekło. To jak dom spokojnej starości. Lol. Widzę to w formie domu spokojnej starości i śmiać mi się chce, a tu Milan dokonuje takiego ważnego wyboru. (BTW, I TAK WIEMY, ŻE WYBIERZE LUX!)
    „Wolę zdrapywać sierść i kocie wnętrzności z karoserii niż twoją trupią buźkę z drzewa”. Trupia buźka rządzi, ok. Lena jest takim zombie z przepaską i w dżinsowej kurtce, zombie-hipis, no ładnie. Znowu zdałam sobie sprawę, że kocham Ty’a wyłącznie jako postać, bo na żywo by mnie masakrycznie irytował. A tak – czyta się fajnie. Zdecydowanie Artificem-ropucha, zdecydowanie. Też fragment z tym, jak chciał masować swoją podopieczną – piękny, widzę już jego „reakcję na reakcję” dziewczyny.
    Ups, Milan, coś nie tak z Twoim zdrowiem psychicznym. Ale dopuszczam możliwość, że skoro wspomnienie było zniekształcone (sprawka Vivere?), to pozytywka również może być czyimś dziełem (znów ona? Choć nie, to by było za proste). A tak przy okazji, Montero, kretynie, przestań z tymi wspomnieniami już, bo coraz bardziej się w oczach wszystkich wkopujesz. Ach, i reakcja Ty’a mnie trochę niepokoi, ale o nim snuć podejrzeń już nie będę. Chociaż każdy w mojej głowie jest o wszystko podejrzany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tryb Sherlock się przyda, uwierz. Dom spokojnej starości? A myślałam, że ja mam dziwne skojarzenia... Zombi-hipisi rządzą internetowymi opkami od dziś. Coraz bardziej staram się pokazać Ty'a nie tylko jako kogoś zabawnego, ale i irytującego oraz przekraczającego czasem granice dobrego smaku. Jak to Lena powiedziała kiedyś do Ikera: nie wyglądasz na kogoś, kto spija krew z dziecięcych czaszek, ale to może największy powód, by cię podejrzewać? No czy jakoś tak.

      Usuń
  8. Hej. :)
    Sen Milana bardzo ciekawy, choć osobiście chyba wolałabym, gdyby wybrał Lux. No ale może jeszcze dla niego za wcześnie na to. Za to nie mogę się już doczekać księgi z narracją Timore, zawsze mnie fascynowali tacy bohaterowie. :)
    Wątek z Aleksandrem się coraz ciekawszy, przypuszczam, że ten wisiorek to od niego? No i ciekawe, czy matka Leny poroniła, czy też może zmarła, gdy była w ciąży? Trudno powiedzieć. Z jednej strony chyba by mi pasowała pierwsza możliwość - Magdalena mogłaby popaść z tego powodu w depresję i koniec końców się powiesić, ale dlaczego w takim razie miałaby to zrobić też Lena? Ach, będę miała teraz rozkminę. :)
    Podoba mi się, jak potrafisz przerwać takie momenty wesołości: przy tej rozmowie o chromosomach, przyznam szczerze, uśmiałam się dość mocno, a tu nagle, że tylko Milan słyszał grającą pozytywkę. Świetny zabieg, naprawdę.
    A, miałam jeszcze wspomnieć o tym nefilimie. Mam jedno skojarzenie, ale przypuszczam, że absolutnie błędne. ;) Tylko się tak zastanawiam, że skoro to ma być ktoś zza granicy, to czy chodzi o granicę w naszym rozumieniu, czy w sensie, że od kogoś z Tenebris? W sumie słowo "nefilim" mogłoby to sugerować. Chyba że jeszcze to ktoś, kto przeszedł ze strony Lux do Tenebris. Ciekawe, ciekawe... :)
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. :)
      Z jednej strony też nie mogę (bo naprawdę byłabym najszczęśliwszą osobą po dodaniu tu epilogu), a z drugiej bardzo się boję tej narracji... Milana też się w sumie bałam, a została bardzo entuzjastycznie przyjęta.
      To trochę zabrzmiało, jakby rodzina Miklerów była jednym wielkim pasmem nieszczęść.XD Ojej, hah.
      Zobaczymy.
      Miłego dnia, dziękuję za komentarz. :)

      Usuń

Komć – głask dla psa. :)

Archiwum bloga

Obserwatorzy

Kaolia Sidereum Graphics
Kredyty Grafika
Obrazek