Uśmiałam się podczas pisania, czysta
groteska. Następny rozdział nie będzie już taki kolorowy.
.......................................................
† † †
Budzi
mnie zbyt człowiecze: kukuryku!, by przystało dumnemu kogutowi. W pierwszej
chwili nie wiem, co się dzieje. Ziewam i przeciągam się leniwie, powoli
unosząc, klejące się do skóry pod nimi, powieki. Łupie mnie w krzyżu jak
emerytkę, a nie szesnastolatkę. Zasiedziałam się z ciekawie gaworzącą, sympatyczną
Luelle, choć sympatyczna to niezupełnie trafne określenie kogoś, kto
kilkanaście razy sprawił, że włosy zjeżyły mi się na głowie. Gdyby dziewczynka
pokusiła się o bardziej szczegółowe opisy, wracając nad ranem do pokoju,
lękałabym się własnego cienia. Wyplątuję się z cienkiej, białej kołdry, w
której jestem skąpana. Pocieram oczy, które aż łzawią.
—
Ceremonię wstawania* czas zacząć! — oświadcza radośnie Ty, unosząc rozwarte
ręce jak nowo wybrany papież.
Mam
ochotę rzucić w opiekuna poduszką, gdyż ten godny klauna, filuterny uśmiech
jest nie na miejscu. Lepiej śmiać się, niż płakać — przypominają mi się słowa
znajomego, więc zostawiam jaśka w spokoju.
—
Nie wyglądasz mi na szambelana, a ja z pewnością nie jestem Ludwikiem XIV —
mruczę, ziewnąwszy po raz kolejny. Bezowocnie szukam zegarka, powoli tracę
poczucie czasu. Pozostaje mi tylko widok za oknem, by określać, czy to dzień,
czy noc. — Spragnionych widowiska tłumów także nie widzę.
— No
kto by przypuszczał, że przyjdzie mi budzić mojego rozkosznego, rannego
ptaszka... — nabija się ze mnie, łobuzerski uśmiech pląta się przy jego ustach.
— Śniadanie to podstawa, tym razem chociaż coś tknij. Widzimy się za pół
godziny na korytarzu. A, prawie bym zapomniał, masz spodnie. — Podaje mi jasne,
trochę sprane jeansy. — Byś nie zamarzła, choć tamten outfit, szczerze mówiąc,
był w dechę.
Uśmiecham
się słabo, nie potrafiąc w takiej sytuacji docenić poczucia humoru anioła.
Tkwimy dłuższą chwilę w zupełnej ciszy, obserwując siebie nawzajem. Robi się
trochę niezręczne, ale chyba żadne z nas się tym nie przejmuje. W niektórych
sytuacjach już lepiej nic nie mówić, niż powiedzieć o jedno słowo za dużo.
Zawsze można to nadrobić, a nie wszystko da się cofnąć. Rzadko odzywam się
pierwsza, jednak robię wyjątek od reguły:
— Co
z Ikerem?
Artificem
wzdycha, jak zmęczony życiem człowiek. Wyraźnie nie wie, co odpowiedzieć.
Wzrusza bezradnie ramionami, a już po chwili, ku mojemu zaskoczeniu, powraca
jego pozytywne nastawienie i dziecięca beztroska. W oczach anioła dostrzegam
coś nowego, czego nie jestem w stanie odczytać, określić. Czy wszyscy muszą być
tacy zagadkowi? Co z ludźmi będącymi jak otwarta księga?
—
Powiedzmy, że dałem mu zasłużony dzień wolnego. — Może jednak powinniśmy
milczeć dalej. Chłopak maszeruje w stronę drzwi, unikając mojego spojrzenia. —
Naprawdę zjedz to śniadanie.
† † †
—
Umm... co rozumiesz przez dziwne nawyki żywieniowe Queerów i Queerini? —
dopytuję się, razem z Aniołem Stróżem obserwując młodą recepcjonistkę o
granatowych, krótko przystrzyżonych włosach, która wzięła poranną zmianę. Wręcz
bije od niej lenistwo i znudzenie. Nadaje się do pełnienia tej funkcji mniej
więcej tak jak ja.
—
Padlina? — podaje chłopak przykład, po czym rzekomo pokrzepiająco kładzie dłoń
na moim ramieniu. — Nie martw się, ty się jeszcze nie zaliczasz. Gorzej z
Ikerem, niedługo zacznie gnić... Trzeba będzie go na zmianę chronić,
przejmujesz nocne warty? Wiesz, szlachetny, heroiczny Ty Artificem stróżowałby
mężnie i całą dobę, ale prawdopodobnie przegrałby walkę z Morfeuszem. Straszny z
niego śpioch.
Wysyłam
mu karcące spojrzenie, ale wcale go nie rusza. Trudno się dziwić, nie wzbudzam
strachu, tylko litość.
—
Często mówisz o sobie w trzeciej osobie? — Marszczę czoło, widząc, jak
pracownica ogląda swoje paznokcie, co pewien czas ze znużeniem taksując coraz
bardziej wydłużającą się kolejkę oczekujących. Jakby zaraz miała zasnąć. — A
tak na poważnie?
—
Byłem całkiem poważny. Czystokrwiści mają słabość do ludzkiego mięsa, a trochę
zgnilizny czy trzy robale na krzyż to dla nich żadna przeszkoda — mówi takim
tonem, że już sama nie wiem, czy żartuje, czy ten świat jest jeszcze bardziej
pokręcony, niż mi się wydaje. — Na szczęście prawie wyginęli, reszta to
mieszańcy preferujący wieprzowinę, wołowinę, drób, koninę, baraninę... Choć nie
wiem, czy ślinka by im nie pociekła, gdyby znaleźli się w kostnicy. Może tak
naprawdę pracują w przedziałach, by mieć dostęp do smacznych kąsków, którymi
nikt się nie zainteresuje? Jeden pacjent w tę czy w tę? Ludzie przejmują się
wojną, a nie duszami zawieszonymi pomiędzy.
—
Miałeś mi pomóc, a nie bawić się w tajnego agenta, który odkrywa światowy
spisek — przypominam, wkładając zbyt długą szatę w spodnie i zapinając bluzę
pod samą szyję.
Stoję
tyłem do niego, więc pociąga mnie z kulawą subtelnością za szlufki od spodni.
Powstrzymuję westchnienie irytacji i, gdy zostaję wypuszczona, podążam
posłusznie za Artificemem. Mijamy niepospiesznie kroczącą Luelle. Dumnie
pokazuje swoją plakietkę, która wróciła na swoje miejsce. Uśmiecham się do
dziewczynki, a ona odwzajemnia ten gest, ale już chwilę później wydaje się być
nadal zagubionym i tęskniącym za matką, cierpiącym dzieckiem. Nie zbawisz
całego świata — powtarzam sobie, ostatni raz oglądając się za mroczną
księżniczką. Wyczuwam ciekawość Ty'a, ale nie pyta o moją nową znajomość.
Zapewne później przejrzy wspomnienia z minionej nocy. Uchyla natomiast drzwi po
naszej prawej stronie. Przez wąską szparę dostrzegam jedynie fragment
zwyczajnej, wybielonej ściany.
—
Kto pierwszy? — pyta, spoglądając na mnie i tupiąc tenisówką. Znów ta
tajemnicza melodia.
—
Mogę ja — proponuję, a szatyn kiwa głową z aprobatą. — W tej chwili powinieneś
zachować się jak dżentelmen i jednak iść przodem.
Nadal
zdumiewa mnie otwartość w stosunku do Ty'a, jakby był moim starszym, irytującym
bratem. Zachowuję się jak nie ja, ale wszystko przychodzi zupełnie naturalnie i
nie potrafię zamknąć się przed Stróżem.
— To
ty nie żyjesz i nie masz nic do stracenia — zaprzecza, nadymając się jak ryba.
— Wprawdzie jako anioł jestem nieśmiertelny przez trochę ponad trzysta
dwadzieścia dni w roku, gdy nie ma Ordinarii. — Unoszę pytająco brwi. —
Ordinaria to zawsze jeden z miesięcy, w którym istoty nadprzyrodzone stają się
bardziej podatne na zranienia, mogą nawet zginąć jak śmiertelnicy. Trzeba cię
jeszcze podszkolić.
Otwiera
szerzej drzwi i przekracza próg, a ja niemal depczę mu po piętach. Wchodzimy do
interesującego pomieszczenia, w którym wszystko jest idealnie śnieżnobiałe.
Analizuję je uważnie, wiodąc wzrokiem po ścianach, na których wiszą obrazy —
oczywiście każdy utrzymany w tej samej kolorystyce. Przy bocznej ścianie stoi
biurko, a na fotelu za nim siedzi mężczyzna o pociągłej, żylastej twarzy. Jest
poważny, ale sprawia wrażenie całkiem sympatycznego i równego gościa, że tak
kolokwialnie ujmę. Przypominam sobie słowa Luelle i domyślam się, że mam do
czynienia z prawdziwym archaniołem. Jak na tak gloryfikowaną istotę nie z tego
świata, prezentuje się stosunkowo zwyczajnie.
— Dzień dobry — witam się kurtuazyjnie, Ty
uderza otwartą dłonią w swoje biedne czoło, a mężczyzna kulturalnie odpowiada.
Uśmiecham
się niemrawo do opiekuna, który wygląda, jakby ledwo powstrzymywał napad
histerycznego śmiechu. Jest w nim coś zaraźliwego, sama z trudem utrzymuję
powagę. Mimo zdjęcia strachem i nieustającego drżenia kończyn.
—
Dwoje? — pyta archanioł, unosząc dłoń z wyprostowanym kciukiem i palcem
wskazującym. — Krzesło oczekiwało tylko jednego gościa.
Jedni
aniołowie lubują się w mówieniu o sobie w trzeciej osobie i opowieściach o
kanibalach, a inni personifikują meble. Za jakie grzechy?
—
Nie szkodzi — zapewnia Artificem. — Lena jest młoda, postoi.
Podchodzi
do biurka i opiera się o nie, wskazując głową, bym jednak usiadła. Przychodzi
to chłopakowi z niemałym trudem. Daję mu do zrozumienia, że wolę być wyprostowana.
Długo się nie zastanawia, tylko wygodnie usadawia się na drewnianym krześle, na
wypadek, gdybym się jednak rozmyśliła. Staję obok, krzyżując ręce na piersiach.
Słuchaj uważnie i na razie się nie odzywaj — przekazuje mi w myślach, a ja
odruchowo niemal przytakuję na głos. Jeszcze telepatii brakowało mi w tym
skomplikowanym miejscu.
—
Zanim rozpocznę właściwy monolog, dosadnie zaznaczę, że nie lubię, gdy mi się
przerywa — oznajmia młodzieniec, czekając na kiwnięcie zaintrygowanego
mężczyzny. — Jestem pełnoprawnym Aniołem Stróżem tej oto tu obecnej młodej
damy, Angeli Vivere, Leny Mikler, czy jak pan woli. Proponowano mi
przydzielenie nowego podopiecznego, lecz uznałem, że to za wcześnie i nie
zdążyłem jeszcze odbyć należytej żałoby. W dużej mierze ma to związek z toczącą
się wojną Stron, w której moja, świętej pamięci, podopieczna w pewnym sensie
bierze czynny udział. — Świętej pamięci? Naprawdę, Ty? — Skorzystałem z
przestarzałej relacji pomiędzy mną a, znajdującym się tu także, niejakim,
świętej pamięci, Ikerem Arcaną, człowiekiem dobrodusznym i nieulękłym, by nawet
w pośmiertnej wędrówce należycie wspierać niezwykle mi drogą Lenę. Dużo
słyszałem o teście i uznałem, że to idealna okazja, by być może ostatni raz
pomóc osobie, która tak wiele dla mnie znaczy, przy okazji przysługując się
całej Lux. Z całego serca wierzę, że to właściwy wybór i nawet, jeśli nie uda
jej się przejść testu, wyciągnie z niego wiele wniosków, a nasi dzielni
wojownicy zyskają nadzieję i wiarę, że uda im się wygrać.
Otrzyj
pojedynczą, kryształową łzę z policzka — sarkam, ciesząc się jak mała
dziewczynka z możliwości, które daje telepatia. Z oczekiwaniem spoglądam na
archanioła, który uważnie świdruje zgodę, przypieczętowaną moją krwią. Kąciki
jego ust unoszą się w pewnym momencie, co uznaję za dobrą wróżbę.
—
Pan może już iść, a ty, Leno, zamknij oczy i powtarzaj za mną.
† † †
Unoszę
ociężałe powieki, tradycyjnie lękając się tego, co zobaczę. Znajduję się w
szkolnej klasie, która wcale nie wygląda zwyczajnie. Odnoszę wrażenie, że wylano
na nią wybielacz. Wszystko jest nienaturalnie spłowiałe, zszarzałe i utrzymane
w stonowanej kolorystyce. Obraz przypomina kadr ze starego filmu. Na wiszącej
tablicy dostrzegam świeże ślady po zmazaniu kredy mokrą gąbką. Nad nią przybito
krzyż i godło Polski. Gazetki świecą pustkami, a ławki ustawiono przy ścianach
— tak, że tworzą niepełny prostokąt. W jednym z kątów stoi wysoka, dwudrzwiowa
szafa. Rząd okiennych parapetów zdobią rośliny doniczkowe.
Słyszę
odgłos otwieranych drzwi, które już chwilę później głośno się zamykają.
Spostrzegam, iż wszedł przez nie staruszek o drobnej posturze i siwych włosach
jak po porażeniu prądem. Ma on na sobie fioletowy, wyblakły garnitur, szykowne
buty i ogromną muchę. Siada na fotelu przy nauczycielskim biurku i wyciąga z
szuflady dziennik w białej obwolucie.
—
Przysuń sobie krzesło, to trochę potrwa — poleca, wkładając okulary połówki
a'la Albus Dumbledore.
Bez
zamknięcia tak też robię, czując się jak odpytywana uczennica. Byle to nie było
nic równie skomplikowanego i niezrozumiałego jak fizyka.
—
Bliżej, bliżej. Nie gryzę — zapewnia, uśmiechając się i ukazując pozbawione
większości zębów, krwawiące dziąsła. Doprawdy, sympatycznie. — Jak widzisz,
nawet nie mam czym. Czekaj, słońce, jeszcze zamknę drzwi, by nikt nam nie przeszkadzał.
Garbiąc
się, wstaje, po czym rusza w odpowiednim kierunku. Gdy przekręca klucz, robi mi
się niedobrze. Kto miałby nam przeszkadzać? To wszystko dzieje się tylko w
mojej głowie. Opieram łokcie o biurko, cierpliwie oczekując progresu.
—
Zacznijmy od podstaw — postanawia, zmrużywszy otoczone bruzdami starości,
przenikliwe oczy. — Tak często każdy z nas zadaje sobie pytanie: kim jestem?
Potem szuka odpowiedzi, nieudolnie bawiąc się w filozofa. Może nie tędy droga?
— Pokazuje na siebie. — Kim jesteś?
Trochę
czasu zajmuje mi zorientowanie się, że to jednak nie pytanie retoryczne.
Wysilając mózg, myślę to o sobie, to o staruszku.
—
Człowiekiem? — zgaduję, nie dostrzegając między nami innego podobieństwa.
—
Pytasz czy odpowiadasz? — wzdycha.
—
Odpowiadam?
—
Dobrze? — przedłuża grę. Kiwa głową i wyciąga z kieszeni koszuli małe koło w czarnym kolorze. —
Kim jesteś?
Nie
mam bladego pojęcia, jak coś takiego może pomóc przejść test, a tym bardziej
wesprzeć Lux w wojnie. Widok przywołuje jednak wspomnienie z wczesnego dzieciństwa, lat
przedszkolnych. Gromadę dzieciaków rozkosznie długo przyswajających oznaczenia
na drzwiach od łazienek.
—
Dziewczyną. No powiedzmy, że kobietą — odpowiadam.
—
Pięknie — pochwala i wkłada do ust różowy smoczek, a ja nie wiem już, czy
bardziej chce mi się śmiać, czy płakać. Tym razem przynajmniej znam odpowiedź.
— Tak, dzieckiem — potwierdza i wskazuje palcem na kawałek ściany nad tablicą.
— Kim jesteś?
—
Katoliczką? Polką? — mówię do razu, nie będąc pewna, czy chodzi mu o krzyż, czy
godło.
Odwracam
się, słysząc dochodzący z pomieszczenia obok, stłumiony stukot. Staruszek
wstaje z przepraszającym uśmiechem i imponująco szybko dobiega do drzwi, pod
nosem skarżąc się na ból pleców. Do środka opornie wtacza się niewielki osioł z
dużą głową, długimi uszami i cienkim ogonem. Ma typową, szarawą maść i stuka
kopytami, analizując otoczenie. Zbliża się do mnie i zachęcająco podstawia łeb.
Niemal kładzie go na moich kolanach, wydając z siebie wzorowe, jak bajkowe:
iha. Drapię urocze stworzenie, przez śmiech zagajając:
—
Upartym osłem?
Odwzajemnia
uśmiech i siada z powrotem na fotelu, po czym sięga po świeży wianek z białych,
niewielkich kwiatów, których nazwy nie znam. Przez założenie go wygląda
przekomicznie, ale nie do końca jest mi do śmiechu. Po dowiedzeniu się, że nie
chodzi o zamiłowanie do przyrody, zastanawiam się, co innego może to
symbolizować. Wpatruję się w mężczyznę, łapiąc luźne skojarzenia. Wyobrażam sobie
grupę Dzieci Kwiatów — w kolorowych, wzorzystych strojach i rozpuszczonych
włosach. Idę tym tropem, tworząc obraz pacyfistycznych ruchów oporu, których
przedstawiciele maszerują przez aleje i ulice, trzymając transparenty i
różnorakie balony czy malując na ścianach budynków wymowne pacyfki.
—
Pacyfistką — odzywam się nieśmiało, wiedząc, że wysuwając wnioski, choćby
błędne, nic nie tracę.
—
Miód, cud i orzeszki. — Zaciera ręce jak rasowy zbrodniarz, a osioł wtóruje mu
swoim uroczym: iha. — Kim
jesteś? — pyta kolejny raz, wyciągnąwszy czarną flagę.
—
Anarchistką — stwierdzam natychmiast, znając odpowiedź. — Introwertykiem, molem
książkowym, niezdarną kwoką... — dopowiadam zbyt cicho, by zrozumiał.
Potakuje
przez skinienie głową i wyciąga w moją stronę niewielki flakonik z oleistą,
czarną cieczą. Doskonale wiem, jakie ma ona właściwości. Ogarniają mnie chłodne
dreszcze. Nie rozumiem tej pewności, ale staram się jej nie odrzucać. Próbuję
wypowiedzieć to jedno, kluczowe słowo na głos, ale z moich ust wydobywa się
jedynie słabe jęknięcie.
— Co
jest...? — szemram zdezorientowana.
Usiłuję
jeszcze raz, ale to nic nie daje. Nie chce mi przejść przez gardło nabiera
nagle zupełnie innego znaczenia. Z niezrozumieniem spoglądam na staruszka,
który uśmiecha się z politowaniem. Marszczę czoło, kaszlnąwszy ostro.
— Na
twoje szczęście, umiem czytać z ruchu ust — obwieszcza i z westchnieniem
dosłownie wciska mi buteleczkę w dłoń i zaciska ją mocno. — Tak, jesteś
samobójcą, moja droga.
...........................................................
*Nawiązanie do ceremonii wstawania Ludwika XVI, w której uczestniczyło
około stu dworzan. Obserwowanie budzącego się władcy było ogromnym przywilejem
i zaszczytem.
Wiem to głupie. Ale ten rozdział był tak pełen śmiechu ironii i Ty'a ze nawet ostatnie zdanie było wesołe xd
OdpowiedzUsuńDomyślam się ze gdyby nie byłby to twój blog a ja przeczytalabym jedynie pierwsze zdanie tego rozdziału zniknelabym stąd tak szybko nim powiedzialabys "Piksel" To wredne wiem. Ale to zdanie było takie...nijakie ? W moim odczuciu heh.
Jak mowa o scenie w szkole jakoś dziwnie wyobrażałam ja sobie w mojej sali od polskiego z podstawówki. Szczerze po pytaniu "kim jesteś? " Naprawdę liczyłam na coś bardziej filozoficznego :P Baaardzo ciekawi mnie kolejna część. Coś względnie oklepanego na koniec komentarzy.
Nie mogę się doczekać.
Pikseel
To wcale nie głupie. I nie wredne.
UsuńNie wiem, czy to sprawka tego (jak zwykle – epickiego) porównania do papieża, czy sama obecność Ty'a, ale uśmiech miałam na ustach od drugiego akapitu i nie zszedł przez długo. Ratujesz mnie od popadania w apatię, chwała Ci. A raczej postać anioła mnie ratuje. Dlaczego Ty jest taki uroczy w tym rozdziale?
OdpowiedzUsuń„Byś nie zamarzła, bo tamten outfit, szczerze mówiąc, był w dechę” – mam wrażenie, że zamiast „bo” powinno być raczej „choć”. Albo mój tępy móżdżek czegoś nie ogarnął.
Jak to? Co z panem uroczym duo, to znaczy, co z Ikerem? Ech. Nie wyłapałam, czy Ty żartował z tym gniciem, czy nie. Taa, chyba za późno na myślenie.
Oo, a co to za oficjalna przemowa zaraz po stwierdzeniu, że „w dechę”... Troszkę mnie zadziwiła. Czyli archaniołowie są bardziej poważni od aniołów. Choć, jeżeli brać za przykład Ty'a, to w sumie każdy wydaje się poważny.
Z jakiegoś powodu w podstarzałym profesorku ze szkolnej klasy zobaczyłam Einsteina. Może dlatego, że w sali chemicznej w mojej szkole stoi jego kartonowa podobizna i patrzę na nią niemal codziennie. Moja dusza się cieszy z takiego epizodu, można się dowiedzieć trochę o Lenie i o tym, że naprawdę z jej odpowiedniczką są przeciwieństwami (w końcu Angeli rozpętała wojnę). Ale główna bohaterka jako punkowa(!) hipiska... hah? Tak, wiem, poglądy nie idą w parze ze stylem, i tak dalej, ale chyba podoba mi się to połączenie.
Tytuł rozdziału nawiązuje do początku testu, czy źle interpretuję? Ewentualnie archanioł. Ale to już teoria drugiego wyboru.
drugiego
wyboru
o rany
Za dużo układania list klas. Stanowczo.
Czyli w następnym powrót do mrocznego klimatu? *uśmiech pełen uwielbienia*
Tsa, gdy patrzy się na Ty'a, wszyscy dookoła jacyś tacy poważni. Dobra interpretacja.
UsuńO jak fajnie, że tak szybko nowy rozdział ^^ Też się uśmiałam podczas czytania, zwłaszcza przy scenach z Ty - genialny jest ;d Nie wiem czemu ale Ordinaria skojarzyły mi się z Juwenaliami. To pewnie przez podobieństwo nazw, bo poza tym nie ma to ze sobą nic wspólnego... choć jakby się tak uprzec to podatność na zranienia też może u studentów występować, po wchłonięciu należytej dawki alkoholu. xD
OdpowiedzUsuńMega spodobał mi się ten pomysł ze szkolną klasą i profesorkiem. Oczami wyobraźni byłam w mojej sali z podstawówki, nie wiem czemu xD
Szkoda, że tak krótko. Czekam na więcej :*
PS Boleśnie odczuwam brak Ikera w tym rozdziale.
Haha, ciekawe skojarzenie. Może Cię jakiś profesor prześladował, hah? Będzie jeszcze mój kochany Iker, będzie.
UsuńTrafiłam na Twojego bloga dopiero dzisiaj i od razu pochłonęłam wszystkie rozdziały. Po pierwsze, świetna nazwa. Na początku nie rozumiałam, o co chodzi, ale kiedy natknęłam się na wyjaśnienie w jednej z zakładek bloga, pomysł wydał mi się fantastyczny.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne, rozdziały pochłania się błyskawicznie. Nie dość, że piszesz naprawdę dobrze i gdyby nie informacja o Twoim wieku, z pewnością uznałabym, że jesteś kilka lat starsza. Poza tym świetnie wykreowałaś głównych bohaterów, każdy jest inny, wyrazisty i postaci nie zlewają się w masę pozbawioną cech indywidualnych, jak to niestety bywa w niektórych opowiadaniach. Uwielbiam główną bohaterkę, choć numerem jeden jak dla mnie niezaprzeczalnie jest Ty. Szczególnie po tym rozdziale. No i podoba mi się, że podczas czytania nieraz mogę szeroko się uśmiechnąć.
Z pewnością będę tu zaglądać.
A gdybyś miała ochotę, w wolnej chwili zapraszam do mnie.
Pozdrawiam
j-majkowska
Miło mi, dziękuję za opinię. Również pozdrawiam, a do Ciebie zajrzę z pewnością.
UsuńW sumie podobała mi sie ta mała różnica, mniej takiej zgrozy, a wiecej -jak sama wspominałaś-groteski :)
OdpowiedzUsuńNajbardziej w pamięć zapadł mi owy staruszek . Opisałaś go na tyle sprawnie, że ciężko jest mi sie pozbyć obrazu bezzębnego dziadka ;)
Miła odskocznia, nie? Oj, ci uroczy bezzębni dziadkowie.
UsuńWielkie dzięki za komentarz. :)
Nie wiem co brałaś przed pisaniem tego rozdziału XD ale było skuteczne. Rozdział naprawdę smieszny hahaha
OdpowiedzUsuńCiekawy, pięknie napisany i bekowy XD
A ten osioł to już w ogóle hahaha
Nie mogę się przestać śmiać XD
Super wyszła ci postać staruszka i Ty'a - irytujący, ale coraz bardziej go lubię :P
Czytam rozdział dziennie, aby lepiej przyswajać sobie treść :P no i dlatego, że nie mam zbyt czasu.
Pozdrawiam, weny i do jutra :)
anielskie-dusze.blogspot.com
Haha. Cieszę się, że udało mi się kogoś rozśmieszyć.
UsuńRozumiem. Sama też tak robię, gdy mam do czynienia z fantasy z rozbudowanym światem przedstawionym itd.
Dziękuję jeszcze raz za komentarze. Jesteś wielka.
Wzajemnie. Do zobaczenia.
Ceremonia wstawania? :D Uśmiech jakoś tak sam wykwitł na moich ustach i został na nich do samego końca. Nie wiedziała, że przy tak mrocznej tematyce można uformować coś równie beztroskiego i po prostu zabawnego :)
OdpowiedzUsuńPardon do całości brakowało obecności Ikera. Trochę zaczęłam się o niego martwić, zwłaszcza po poprzednim rozdziale. No, ale jeżeli przymknę na to oko to było dość sielsko.
"Krzesło oczekiwało tylko jednego gościa." - Padłam. Padłam i nie wstaję :D Strasznie podoba mi się ten twój humor, a przez takie teksty tylko się umacniam w tym przekonaniu.
Pomysł z klasą i grą "kim jesteś" też przypadł mi do gustu, a uparty osiołek ponownie powalił na łopatki. Całość trochę przygasiła końcówka. To, że jest samobójcą na nowo wprowadziło mroczne klimaty tego opowiadania.
Czy to był element testu czy tylko krótkie wprowadzenie? Idę czytać dalej, aby poznać odpowiedź na to pytanie.
Ceremonia wstawania... Tak to jest, gdy siedzisz na historii, a tak naprawdę myślisz o blogu.
UsuńIker odkrywa bardzo dużą rolę w Kocie, choć pozornie nie jest nie wiadomo jak ważny.
To idź, idź, heh.
Jeszcze raz ślicznie dziękuję za motywację. :)
Ty bezsprzecznie stał się moim ulubieńcem i trudno będzie go strącić z tej pozycji. Mnie również, tak samo jak Lenie, kojarzy się on ze starszym bratem lub kuzynem, znam to z autopsji. Gdy pojawia się ten bohater, zawsze mam uśmiech na twarzy.
OdpowiedzUsuńScena z bezzębnym staruszkiem była mocno surrealistyczna, więc chyba nie dziwi mnie fakt, że Lena rozumiała go bez problemu. Brak zębów zwykle dość mocno przeszkadza w prawidłowej artykulacji.
Czekam z niecierpliwością na Ikera. O ile Ty jest ulubieńcem, tak Ikerowi życzę jak najspokojniejszego życia oraz żebyś go za bardzo nie sponiewierała. :)
Nie wiem, czy dam dziś radę przeczytać kolejny rozdział, więc jakby co, to do jutra. :)
O tak, to taki starszy brat, zaczepny, ale kochający i troskliwy. Będzie trochę tego surrealizmu. Iker moje słoneczko, ale w Kici łatwo nie ma.
UsuńJeszcze raz dziękuję za wszystko. Do następnego.
O ile przeżyje do końca (chociaż, skoro już raz umarł, to nie wiem, czy to najlepszy dobór słów), to chyba jakoś to zniosę. ;)
UsuńZobaczymy. :)
UsuńNie dziwię się, że się uśmiałaś przy jej pisaniu. Na mojej twarz wciąż pojawiał się uśmiech, gdy nasza Lena przechodziła test^^ Rozdział czytałam wczoraj wieczorem, a ja do teraz widzę tego starszego Anioła ze różowym smoczkiem w buzi, heh^^
OdpowiedzUsuńI tak w ogóle, Ty bardzo przypadł mi do gust. Zabawny z niego Aniołek^^
Za parę dni wrócę, by skomentować dalsze rozdziały.
Heh, śmieszny pan wygrał rozdział. Kolejna fanka Ty'a, trzeba niedługo będzie fanclub założyć.
UsuńDziękuję za wszystko, pozdrawiam.
Ciężko mi się komentuje coś, co jest tak... groteskowe i mało rzeczywiste. Nie wiem nawet do czego mogłabym się doczepić, a co zostawić w spokoju, bo tu nic nie jest ani białe, ani czarne, ani nawet szare. Jakieś pstrokate, czy co.
OdpowiedzUsuńCoś nie coś się wyjaśniło, chociażby to, że siostra Leny była podopieczną Ikera. Potem to, że Lena naprawdę popełniła samobójstwo, co już nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Myślałam, że to już jasne od jakiegoś czasu. Ale fakt, co innego myśleć, że tak jest, a co innego dobitnie to usłyszeć/przeczytać.
Odnoszę wrażenie, że „fantasmagoria” to Twoje ulubione słowo. Strasznie rzuca się w oczy.
Gdy przeczytałam o tej dziewczynce, przyznam, że trochę się pogubiłam. Bo z tego, co rozumiem oni są teraz w czymś w rodzaju zaświatów i dopiero wtedy człowiek dowiaduje się o tych Stronach i tak dalej. Więc skąd matka Luelle to wszystko wiedziała? Czemu mowa o urodzeniu wojownika, żeby mógł walczyć po stronie Tenebris? Z tego wynikałoby, że ta Luelle i jej rodzina od samego początku wiedzieli o wszystkim i tak jakby… nie żyli na „normalnej” Ziemi. Ale mimo to Luelle ma przecież „ziemskie” imię. Nie czaję xD
„Zauważyłaś, że dłonie Queerów są nie tylko sześciopalczaste, ale i dłuższe? Według mamy po to, by łatwiej zacisnęły się na twojej szyi” – podoba mi się.
A jeszcze co do tego „dziadka” i rozmowy o Lenie, to podobała mi się ta gra słów i domyśleń. Lubię, gdy dialog jest trochę dwuznaczny i nie wszystko jest od razu jasne.
Ooo tak, pstrokate. No wiesz, nie tak łatwo przyjąć do faktu, że popełniło się samobójstwo, skoro się siebie pamięta jako szczęśliwego i spełnionego człowieka, do tego głęboko wierzącego.
UsuńMasz rację, uwielbiam je... Ale staram się ograniczać, choć najchętniej wszystko określałabym jako fantasmagoryczne. Wielbię twórczośc. C. L. Zafona, a owe określenie przewija się w jego powieściach wręcz nienaturalnie często. Wszczepił we mnie tę miłość.
Luelle żyła po Tenebris (czyli po drugiej stronie, nie po tej co Lena), a tam magia jest czymś zwyczajnym. Poza tym mała i jej rodzina to nefilim (potomkowie aniołów i ludzi, w różnym stopnu). Ojciec Luelle widział sens tylko w walczeniu dla Vivere (bo ci źli, cóż, mają większe szanse), więc chciał wojownika. A ziemskie i prawdziwe imię ma każdy. Niezależnie od tego, po której Stronie się urodził.
*wiem, skomplikowane; mam nadzieję, że sobie będziesz wszystko stopniowo przyswajać
"Luelle żyła po Tenebris (czyli po drugiej stronie, nie po tej co Lena), a tam magia jest czymś zwyczajnym." - i teraz rozumieeeeeem
UsuńAle dzięki za to. Będę pamiętać, by kiedyś jeszcze wspomnieć (jest okazja, ale nie powiem, o co chodzi, bo nie będę spoilerować, czym rozpoczyna się księga II).
UsuńTak, tak, Ludwig wstawał, a ludzie go obserwowali. Był też taki, chyba nawet ten sam Ludwig co nawet siusiu i kupkę robił na oczach publiczności :)
OdpowiedzUsuńBędzie krótko, bo chcę już przejść do kolejnego rozdziału, by zobaczyć co będzie się działo. Podobało mi się to odpytywanie ze ściągami i tymi wszystkimi podpowiedziami. Myślę, że każde z moich dzieci by się ucieszyło, gdyby miało takiego nauczyciela.
Natomiast jeśli miałbym mówić o stróżującym, to "Lena jest młoda, postoi" rozłożyło mnie na łopatki, dżentelmen z niego żaden, nawet minimum galanterii w sobie nie ma.
Kiedy wydarzy się coś strasznego, póki co to bardzo spokojniutko jest, ale ciekawie, tyle, że ja jednak domagam się jakieś tragedii, wielkich emocji.
Ten sam, ten sam, jego życie to było jedno wielkie przedstawienie. :)
UsuńRzeczywiście przydałoby się więcej tego typu lekcji, luźniejszych, na skojarzenia, logiczne myślenie trochę. Zwłaszcza w młodszych klasach, bo wiadomo, jak dzieciaki lubią długie wykłady i wkuwanie teorii...
Dużo nauczycieli też zabija w dzieciach logiczne myślenie. Choćby te regułki i wkuwanie ich słowo w słowo jak podał nauczyciel, i nie ma tu miejsca na logikę, bo niejeden nauczyciel potrafi się czepiać i punkty odejmować jak nie jest po ich, choć znaczy to samo.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI jednak ponownie się widzimy, jakoś tak wzięłam się za czytanie i naprawdę przyjemnie czytało mi się ten rozdział i jakoś tak szybko. Taki krótki był czy co???
OdpowiedzUsuńWeny, czasu i sprawnego kompa
Pozdrawiam
Rolaka z
http://granica-olimpu.blogspot.com
Heh, rozdziały mają po około 2500, te początkowe, bo ostatnio coś trochę dłuższe piszę.
UsuńOoo, świetnie. Heh i znów wzajemnie. :)