29 grudnia 2016

25. Orchidee

Jeszcze tylko pięć rozdziałów do końca księgi II. Nie martwcie się, bo nie nakłamałam w zapowiedzi i rzeczywiście dowiecie się wszystkiego, co obiecałam. Jak umarła Lena, Iker, o co dokładniej chodzi z Arturem, odnajdziemy dawcę naszyjnika z A.V., może nareszcie jakiś wątek miłosny... zacznie przypominać wątek miłosny? Nie wiem jak Wam, ale mnie strasznie szybko zleciało... Niedługo będę ukończone dwie księgi i dobrniemy do połowy Kici. To trochę smutne, ale przede wszystkim jestem z siebie dumna. 
Nie mogę się też powstrzymać, by ogłosić, że w blogosferze... nastały bardzo smutne czasy? Mam wrażenie, że coraz więcej osób myśli tylko o sobie. Ostatnio mało komentowałam, więc i u mnie się przerzedziło komentujących, a gdy nie wyraziłam o czymś pochlebnej opinii, to autor owego tworka już się na Kotku nie pojawił więcej. Takie to wszystko jakieś fałszywe się zrobiło. Cieszę się więc, że jest tu ze garstka starych, dobrych, że tak powiem, sojuszników. Wasza szczerość i autentyczność wiele dla mnie znaczą. Wciąż cicho liczę na komentarze pod postem urodzinowym, odpowiedzi na zagadki i wyzwanie, bo starałam się wymyślić coś... miłego (?), by stworzyć jeszcze lepszą atmosferę, a poczułam się trochę zignorowana. Rozumiem, brak czasu, pomysłów, naprawdę — ale byłabym wdzięczna chociaż za odzew i pokazanie, że jesteście, lecz z jakiegoś powodu nie uda Wam się wziąć udziału w zabawie. Kontakt z czytelnikami, oparty na szacunku i równości, wiele dla mnie znaczy. :) 
PS Jak mam pisać sceny z wieloma postaciami, to jestem chora, więc pisanie Orchidei było miejscami męczące, bo chciałam, by wyszło jak najbardziej realnie i namacalnie, nie pominąwszy żadnego z bohaterów. PS 2 Kto zgadnie, do jakiego filmu jest w tym rozdziale nawiązanie (bez przypisu)? PS 3 Zachęcam do wzięcia udziału w ankiecie, która znajduje się na dole prawej kolumny.
..................................  

† † †
Dzwoni mi w uszach — aniołowie, niech przestanie. Szarżujący towarzysze tylko to pogłębiają. Ciszy, tylko ciszy... Siedzę na swoim posłaniu, podpierając się o nie rękoma. Nie jestem jeszcze w pełni wybudzony, ledwo kontaktuję. Zdaje się, że powracanie do myślących zajmuje mi coraz więcej czasu. Kiedyś nie będę wstanę ukończyć tego procesu. Tłamszę kolejne ziewnięcie i chrząkam. Coś łupie mnie w krzyżu — powiedziałbym, że starość nie radość, ale nieśmiertelnemu aniołowi nie przystoi. Może lepiej byłoby, gdyby ten dzień nigdy nie nadszedł. Przerażające nie są same okropne wydarzenia, ale konsekwencje, które przynoszą. I rozmowy o nich — zdecydowanie.
Wciąż mnie ta sprawa intryguje? Owszem. Jednak zmęczenie jest najskuteczniejszym mediatorem i to jemu najchętniej bym się poddał. Nie ma tak dobrze...


Wstawszy, przecieram dłońmi zamykające się oczy. Ciszy, ciszy i snu. Niczego więcej. Potem masuję miejsce u dołu pleców, z nadzieją, że pomoże. Ze względu na Jezioro Szeherezady powinienem wylegiwać się do południa, a nie być budzonym o świcie, ale kto by się tym przejmował? Irytująco wzorzysty i kolorowy koc wydaje się nagle nieprzyzwoicie kuszący. Pobudka pobudką — nawet gdyby ktoś ją zignorował, z pewnością nie pospałby smacznie przez panujący rozgardiasz. Członkowie Cordragon przypominają rankami zdezorganizowanych uczniaków, którzy na szybko szykują się przed szkołą, nie przygotowawszy nic wcześniej.
Szukam znajomych twarzy. Trudno coś dostrzec w poruszającym się tłumie, który prędko wykonuje podstawowe poranne czynności, będąc o krok od rozdeptania się nawzajem jak stado bydła. Burzy spokój, który zastałem, wróciwszy nad ranem. Ile spałem? Może dwie godziny. Pewnie jeszcze niecałe. Wysiadłbym, gdyby nie anielskie przywileje. Kiedy żyjesz wiecznie, zręcznie przetrwawszy wszelkie Ordinarie, czas nabiera zupełnie innego znaczenia. Muszę sprawdzić, kiedy kolejna, która nas wszystkim na miesiąc osłabi.
Podnoszę do góry dłoń, skrzyżowawszy wzrok ze stojącym niedaleko Ikerem. Chłopak pokazuje ruchem ręki, bym podążał za nim. Niedbale poprawiam koc, by nie wywrócić się o niego następnym razem, i zabieram kurtkę. Wkładam ją po drodze, nie spuszczając oczu z Arcany. Zbyt łatwo mógłbym się zgubić, a Bóg jeden wie i oni sami, gdzie tym razem zebrała się wesoła ferajna
Przeciskam się wśród zmierzających w różnych kierunkach ludzi. Niejeden z nich depcze mi po piętach albo niechcący uderza łokciem w bok. Requiem dla snu*. Razem opuszczamy wielką salę, wygodnie milcząc. Iker obdarowuje mnie skromnym, ale serdecznym uśmiechem — nic więcej. I, gdy on być może zastanawia się, co miłego powiedzieć; myślę o tym, że wypadałoby wreszcie wyprać adidasy. Pokryte błotem i zzieleniałe od trawy nie grzeszą subtelnością. Gdybyśmy znajdowali się po Lux, najzwyczajniej w świecie udałbym się do obuwniczego. Po Tenebris wolę nie rzucać się w oczy i niepotrzebnie nie opuszczać podziemnej kryjówki. Minuta ciszy dla klaustrofobów na czele z Leną Mikler.
Obserwuję otoczenie. W schronie łatwo się pogubić, zostać przytłoczonym przez bliźniacze korytarze. Surowa stal i neutralne, białe światła — niczym wizja zagłady w ponurym science-fiction. Podejrzewam, że idziemy do jadalni, ale nie mam stuprocentowej pewności, póki rzeczywiście tam nie dochodzimy.
Pierwszy przekraczam próg — niestety nie da się zrobić tego w taki sposób, by nie zwrócić niczyjej uwagi. To jeszcze nie pora na śniadanie, więc w dużym pomieszczeniu zgromadziło się niewiele osób. Z daleka rozpoznaję sylwetki — przede wszystkim nonszalancko opierającego się o ścianę Artificema. Jest w tym coś charakterystycznego.
Powoli ruszam wąskim przejściem między rzędem krzeseł a ścianą. Plecami sunę po jej śliskiej, lodowatej powierzchni — wzdrygam się mimo okrycia. Czuję idącego za mną Ikera, chociaż jako wyszkolony anioł on także porusza się bezszelestnie, zbytnio się nie starając i nie przywiązując już do tego tak dużej uwagi.
Zajmuję wolne miejsce obok Miki, zignorowawszy jej znaczący uśmiech, który sprawia, że blizna na prawym policzku staje się jeszcze bardziej widoczna. Odkąd Celico odeszła i siostra nie ma kim dyrygować, stała się jeszcze bardziej wredna i czepialska. Chyba jako jedyny uważam, że w ten sposób odreagowuje śmierć cennej Queerini, która nie tylko zdezorientowała nas niejasną wizją, ale i pchnęła do działania.
Patrzę przez chwilę na Lenę z Luelle na kolanach — naprawdę niedługo, bo odnoszę irracjonalne wrażenie, że nastolatka zaraz zwróci się do mnie Kainie. Głupie insynuacje jej opiekuna i groteskowe sny — zawsze byłem na bakier z Biblią, więc, jeśli trzeba wybrać mniejsze zło, wolę już nawiązania do historii Szeherezady.
— Iker, mój ty naleśniku... — wzdycha Ty. — Gdzie tym razem zapodział się Moriaty? Z kim masz kontakty, że udało ci się odciągnąć go od nas, przekonując, że nie ma żadnego spotkania?
Chwila nieco niezręcznej ciszy wydaje się dziwnie radosna. To wojna. Jeśli nie bombardują miejsca, w którym przyszło ci spać, masz prawo tańczyć kankana z radości. Nie skończysz wtedy na szafocie, podsłuchawszy prywatną rozmowę towarzyszy. Bo co ci pozostało, skoro tylko zajmujesz się sprawami Lux i odsypiasz zarwane noce?
— Źle to interpretujesz — zbywa Stróż drugiego, poprawiając zakrzywione okulary. Oto i coś charakterystycznego dla Ikera. Utożsamiam się z nim, będąc świadkiem kolejnej zdrady bladej karnacji.
— Ale to nie tak, jak myślisz, Ty... Nihil novi* — prycha Artificem, drapiąc się po haczykowatym nosie. Głowa mnie rozboli od biegania tym wzrokiem w celu skupienia się na każdym z przemawiających. — Och, stary, gdybym wierzył w reinkarnację, dałbym sobie uciąć tę cenną, poczciwą łapę, że w poprzednim wcieleniu byłeś staruszką-ogrodniczką z chmarą rozkosznych wnucząt sadzącą kocimiętkę. Ale to bawienie się w podchody i bycie w fazie zaprzeczania jest całkiem urocze.
— Nikt nie chce o tym słuchać — przewiduje Arcana, sięgając ręką do szyi. Oznaka zdeprymowania? — Zacznij od dobrych wiadomości. Wiesz, co dalej.
Dobre wiadomości? Nie słyszę ich często, więc ogarnia mnie niecierpliwość i nadstawiam uszy, rzeczywiście oczekując podnoszących na duchu wieści. Teoretycznie dobrą wiadomością jest to, że po obudzeniu się mam lewą rękę na miejscu lewej ręki, ale liczę na coś bardziej znaczącego i odkrywczego.
— A Drzewski? Co się wczoraj stało? — zagajam, wykorzystując chwilę ciszy.
— Aż tak cię interesuje, co przeskrobała nasza sierotka? — burczy Mika, gładząc ćwieki na butach. Ledwo powstrzymuję się od spojrzenia na Lenę. — Trzeba było się umówić na spotkanie w cztery oczy — dodaje scenicznym szeptem.
Wywracam oczami, wiedząc, że siostra nie wytłumaczy mi niczego po ludzku — ani po anielsku — więc muszę potem dorwać kogoś innego. Z rodziną najlepiej na zdjęciu...
— Dzisiejsze dyżury przejęły w większości pozostałe grupy. Przecież i nam coś się od życia należy — oznajmia Artificem, zignorowawszy moje pytanie. Nawet nie próbuję walczyć o marne resztki mojego autorytetu, które oszczędzono. — Nie zadawajcie niepotrzebnych pytań, tylko cieszcie się chwilą odpoczynku. Dziś tylko coś dla chętnych.
Czy to już ten moment, gdy wznoszę ręce ku niebu i z niemą modlitwą dziękczynną na ustach czmycham do łóżka?
— Iker, możesz powiadomić Moriatego, nie bojąc się, że ktoś zadrapie jego śliczną buźkę. Chyba idziesz, prawda? — pyta Ty, po czym Arcana bez wahania kiwa głową. W stylu drugiego nie bezsensowne sprzeczki i słowne przepychanki. — Lena?
Mój wzrok także wędruje do dziewczyny, która siedzi w zamyśleniu, bawiąc się naszyjnikiem ze swoimi prawdziwymi inicjałami. Coś charakterystycznego dla Leny? Mikler opiera brodę o ramię taktownie milczącej i wyraźnie zainteresowanej Luelle. Utrzymuje ona kontakt wzrokowy z mówcami, sama się nie odzywa i słucha w skupieniu, otworzywszy szeroko oczy otoczone gęstymi rzęsami. Długie, ciemne włosy nefilim chyba pierwszy raz zapleciono w praktyczniejszy warkocz.
— Co ci obiecałem? — po długiej pauzie z ust Stróża pada retoryczne pytanie. — Tak, odwiedzimy Maję, a potem zajmiemy się chłopcem.
Cudownie, że wcześniej wiedziałem chociaż o jej pobycie na tej Stronie. Coś czuję, że nici z mojego pozostania we względnie ciepłej sali sypialnianej. Chcę znów sprawdzić, czy blokada chroni umysł Hozierewicz. I jaki chłopiec? Z mieszkania Drzewskiego? Ten, którego jedynie słyszałem?
— Maja? Gdzie? — odpowiada chaotycznie dziewczyna, zacisnąwszy szczupłe palce na wisiorku.
— Tak jakby, umm... Nie wszyscy o czymś wiedzą — zaczyna Ty, a następnie wysyła zgromadzonym przepraszający uśmiech huncwota. — Przedziały istnieją jakby poza Stronami... I po tym wszystkim rozpoczęła się walka o nie... Przypadły nam dwa. Dyszka dla duszyczki, co zgadnie, które zdołaliśmy utrzymać.

† † †
 ŚMIERĆ NATURALNA I CHOROBA... Tak, to te najbardziej badziewne... dno i wodorosty — jęczy Artificem. — Chyba nie spodziewaliście się MORDERSTWA ani nic równie w dechę?
Stoimy przed legendarnym rzędem drzwi, nie pootwierawszy na razie żadnych. Zalewa mnie wala wspomnień. Zapewne nie tylko ja muszę z taką wojować.
— Byle działały jak mój — błaga Moriaty, wytrzeszczając ciemne jak noc oczy. — Jestem cholernie głodny i z pewnością postaram się myśleć o tym tak intensywnie, by w pierwszej kolejności trafić do jadalni. Mam dość naszej kuchni... Mam wrażenie, że niedługo dostanę nawet cynamonowy chleb. Wiecie, o co z tym chodzi? Kucharki mają fetysz cynamonu? Trzymają go w beczkach i depczą stopami jak kiszącą się kapustę, a potem dosypują nam do herbat? Zrobiłyby szarlotkę...
Mój wzrok odruchowo przenosi się na Lenę. Mimowolnie uśmiecham się pod nosem.
— Ach i och, Moriarty. Cóż za emocje i ekspresywne spojrzenie. Prawdziwa drama queen! — Ty wydaje triumfalny okrzyk, klasnąwszy w dłonie.
— M o r i a t y. To nie Sherlock — powtarza kupidyn nie pierwszy raz, wyraźnie nieświadom, że anioł przekręca jego nazwisko świadomie.
— Dostaliśmy kilka worków cynamonu za darmo. Marnotrawstwem byłoby nieskorzystanie, a nie wszystko chcieliśmy sprzedać, bo pieniądze zaczynają tracić wartość po Tenebris. Liczy się nie to, co masz w portfelu, ale w spiżarni — przedstawia cierpliwie Iker.
Znów trafiam w sam środek rozgardiaszu. Ciszy, ciszy, snu i samotności.
— To bez sensu. Czy śmierć naturalna to też nie wynik choroby? Niepotrzebnie mnożą przedziały. I co to za dopiski z zabójstwem przy morderstwie? — narzeka Mika. Nienawidzę tego jej pretensjonalnego tonu. — Jeszcze więksi głupcy z tych Queerów, niż się wydaje. W SAMOBÓJSTWIE Aniołowie Ciemności poniżali się, chodząc jak psy stróżujące, a tu co zastaniemy?
Nie tylko z Queerów — myślę, ale się nie odzywam. Analizuję otoczenie, chcąc przekonać się, czy coś uległo zmianie po wygranych i przegranych bitwach. Nie mam pojęcia, jak one wyglądały, i chyba wolę sobie tego nie wyobrażać. Wystarczy mi wspomnienie krążące wokół armii Vivere łupiącej przedział SAMOBÓJSTWO i niszczącej wszystko na swojej drodze niczym rozgniewane tornado.
— Czy jest ktoś z naszej paczki, kto nie wybrał się na wycieczkę po nieznanych wod... przedziałach? — rechocze Ty, ucinając temat.
— Paczki? Nie schlebiaj sobie, Artificem — rzuca Mika. — Nie obchodzi mnie cała ta Hozierewicz. Lecę tutaj. Może być zabawnie. — Wskazuje na drzwi z szyldem CHOROBA. — Ktoś jeszcze? No śmiało, nie gryzę.
Ustawiam się koło niej, nic nie mówiąc. Mika jednak nie byłaby sobą, gdyby tego nie skomentowała. 
— Braciszek? — wzdycha, przyłożywszy dłoń do serca. Wyczuwam sztuczne zaskoczenie i wzruszenie. — Rodzinny wypad?
Rodziny na ogół chodzą do zoo i parków, by powyrzucać papierki i przedawkować lody z automatu. O organizowaniu wycieczek do ośrodków dla półmartwych jeszcze nie słyszałem. Ponad sto lat to może jednak za krótko jak na ten świat.
— Jestem po prostu ciekaw. Potem dołączę do Leny i reszty — objaśniam lakonicznie.
Do tej pory miałem przyjemność nie-przyjemność być w przedziale SAMOBÓJSTWO, WYPADEK i ŚMIERĆ NATURALNA. Intrygują mnie pozostałe. Nietypowe rodzinne i nie-rodzinne wypady dla nietypowego podróżnika.
— Ach,  tak. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, wiesz? — przypomina Mika.
— Byłem, nie polecam — odbijam piłeczkę.
Z nadzieją spoglądam na pozostałych, łudząc się jeszcze, że dołączy do nas jakiś zagubiony — i wyjątkowo zdesperowany — wojażer i nie będę samotnie skazany na towarzystwo siostry. Taki ciężar z pewnością powinno się dzielić przynajmniej z jedną duszą.
— Gdzie idziemy najpierw? — pyta Luelle, kręcąc warkoczem. Coś charakterystycznego dla niej? Mała się stresuje?
— Los zadecyduje. Gdzie najpierw trafimy, tam zostaniemy — odpowiada Lena, której młoda nefilim na ogół stara się trzymać.
— Okej, okej — przemawia Artificem. — Montero do CHOROBA, a ja, Lena, Luelle i Iker do ŚMIERĆ NATURALNA. Pominąłem kogoś?
— Tak — woła Moriaty z oburzeniem. Gdy macha śmiesznie rękoma, przypomina stracha na wróble. — Mnie? M o r i a t e g o?
— Ajj, przepraszam, M o r i a r t y... Nie jestem przyzwyczajony do twojej obecności — mruczy Ty, puszczając oczko drugiemu Stróżowi.
— Odpuść sobie... — wzdycha Iker ze zrezygnowaniem w głosie.
— Och, naleśniku, pozwól mi wyciskać radość z życia jak sok z cytryny — prosi Artificem, złożywszy dłonie niczym do modlitwy.
— Ty, przedział — przypomina Lena przez zęby. — I nie masz w repertuarze bardziej wyświechtanych sformułowań? — sarka.
Dałbym wiele, by już dowiedzieć się o okolicznościach śmierci Drzewskiego. Pozornie dziewczyna zachowuje się zwyczajnie, ale, po długich obserwacjach, jestem już w stanie stwierdzić, kiedy coś ją dobija. Rozpoznaję oznaki stresu — charakterystyczne drapanie się w głowę i niekontrolowane ruchy poharatanych dłoni. Lena ma też mocniej podkrążone i opuchnięte oczy.
— Już, już, sardynko — zapewnia opiekun. — Mówienie tak do klaustrofobika jest całkiem zabawne. O Jezu, jeszcze brakowałoby, żeby cię, sardynko, zapuszkowali.
— Klaustrofoba — poprawia go podopieczna tonem zdegustowanego polonisty.
— Wielka mi różnica! Moje życie już nigdy nie będzie takie samo... — odcina Ty, krzywiąc się.
— Dlaczego Lleu trafił do jakiejś bandy dziadków? — przerywa im zdezorientowana Luelle.
— Nareszcie, młoda, wyrażasz się, jak przystało na mojego towarzysza! — krzyczy Artificem, bijąc się w pierś i celebrując powodzenie. Przebija z młodą nefilim piątkę, nie zapomniawszy wysłać podopiecznej uśmiechu zwycięzcy.
— Zapewniam cię, Luelle, że, gdyby nie było dla niebo bezpiecznie, to by tam nie trafił — rzecze patetycznie Lena, odgarniając z twarzy dziewczynki kosmyki włosów, które wyrwały się z warkocza. — Nie musisz się niepotrzebnie martwić i stresować. O wszystko zadbaliśmy.
Moment, jaki Llleu? Chłopiec od genetyka? I co to za dziwne powiązania i przywiązania?
— A ty, braciszku, będziesz tak stał i gapił się jak sroka w gnat... wyjątkowo urzeczona sroka... czy uczynisz siostrzyczce zaszczyt i przekroczysz nią ten oto próg? — apeluje Mika, pociągając mnie za rękaw kurtki.
 Mamroczę pod nosem, że już idę. Siostra ma zupełnie inne nastawienie ode mojego — po prostu otwiera drzwi i wchodzi do środka, nie zastanowiwszy się, co może kryć przedział CHOROBA. Teoretycznie powinien wyglądać jak szpital, ale szczerze wątpię, by przypominał SAMOBÓJSTWO. Zbyt banalne, bo Queerzy mimo wszystko są twórczymi głupcami. Braku wyobraźni z pewnością nikt im nie zarzuci.
Tak to teraz działa? Większość dusz uciekła i każdy może normalnie żyć, póki nie umrze jego odpowiednik? Co ze wspomnieniami śmiertelników, którzy nie wiedzą o magii? A z nami, żywymi? Ot tak wejdziemy do wybranego przedziału i nikt się nami nie zainteresuje?
Wdech, wydech — pora na zwiedzanie. Zabaw się w krytyka, Milanie Montero. Tylko to potrafisz. Potrząsam głową i powoli przeprowadzam rekonesans. Korytarz jest standardowo długi i wąski, z tej odległości nie widzę żadnych rozgałęzień. Wysokie, obłożone kwiecistą tapetą ściany pokrywają liczne dyplomy i oprawione w ramki fotografie. Wszedłem na dywan w ciemnym odcieniu szkarłatu — prawie jak w Cannes. Wyczuwam słodki, przyjemny zapach — wanilia?
Stoję chwilę w bezruchu, nie podążając za idącą dalej siostrą. Unoszę głowę i spoglądam na sufit pełen różnorakich podpisów. Widzę imiona, przezwiska i motywujące hasła. Zaskakująco miłe. Śmieję się krótko, nie powstrzymawszy tego odruchu.
— Tak tu ludzko. Tak ludzko — szepczę ochryple. 
Do przedziału trafiają osoby, których życie wypełniały liczne kontrole, badania i terapie, więc Queerzy postanowili dać im cząstkę normalności.
— Nie jestem, braciszku, od prawienia morałów, ale nie radzę się tak śmiać wśród półumarłych, bo może się to wydawać co najmniej podejrzane. Podobno niestosowne są tego typu zachowania, ple, ple, ple — ostrzega Mika, idąc teraz tyłem, by na mnie patrzeć. W jej oczach dostrzegam błysk czystego rozbawienia, pozbawiony złośliwości i wyższości. Coś nowego. — I ludzko to złe określenie. Ludzki jest egoizm, ludzkie są pragnienia, okrucieństwa i żale. Jeśli chodzi o coś dobrego, określenie ludzkie jest nieporozumieniem. Proponowałabym boskie. 
— Mika, Mika, teraz na poważnie... co z Drzewskim? — wyrzucam z siebie na wydechu, po czym zaczynam kontynuować wolny marsz.
Siostra charczy, a rozbawienie w jej oczach zmienia się w politowanie.
— Wszystko zepsułeś... — jęczy, jakby chciała dobitniej dopowiedzieć: jak ty wszystko umiesz zepsuć. — Co się miało stać? Pod wpływem niebezpieczeństwa w Lence obudziła się telekineza, a że nie umiała na nią panować... bo nigdy mnie nie słuchała na zajęciach... wszystko wyrwało się spod kontroli, a Drzewski miał pecha i został przebity odłamkami szkła ze stłuczonego okna.
— Pod wpływem jakiego niebezpieczeństwa? Mieli się dogadać. Zależało nam na współpracy. Grupka z Cordragon od Lessa tak się starała — kontynuuję, nie potrafiąc zrozumieć. — Kim jest Lleu? Tym chłopcem?
— Chyba Artificem coś spieprzył, nie chcieli mi powiedzieć. No cóż, dobrali się dwaj pseudo-dumni liderzy — dodaje Mika od niechcenia, bawiąc się paznokciami. — A Lleu to chyba syn Drzewskiego... Lleu to jego prawdziwe imię, ziemskiego nie znam. I ma chyba jakieś powiązania z tą nefilim od truposzków z przedziału Mikler. 
Moja dłoń sunie po ścianie. Opuszkami palców gładzę chropowatą tapetę z drobnymi, jasnoróżowymi goździkami. Kwiaty, wanilia i czerwony dywan — odpowiednia atmosfera do rozmowy o śmierci. Jeszcze tylko dopasowana ścieżka dźwiękowa. Znajdzie się Queera, który zapewni celny podkład muzyczny. Znów się uśmiecham, może i dziwnie, może i mrocznie — bez znaczenia.
— Jesteś tu ze mną? — pyta cicho Mika albo tylko ja słyszę to jakby z oddali. — Chcę, żebyś coś wiedział. Nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć i zaproponować... bo może nie będzie już okazji, by odnowić więzi. Słyszałam, że matka jest w pobliżu. Wątpię, by coś się zmieniło w jej nastawieniu, już przestałam w to wierzyć... Ale skoro pomyślała o przeniesieniu się na Tenebris potęgującej magie... nie ma przypadków. To było zaradne. Więc chyba nie jest z matką aż tak źle, prawda?

.............................
*Requiem — msza lub pieśń żałobna. Requiem dla snu (2000) — dramat wyreżyserowany przez Darrena Aronofsky'ego.
*Nihil novi — nic nowego.


26 komentarzy:

  1. Ty Artificem = Magnus Bane. Albo Jack Sparrow. Bez dwóch zdań. "Mój ty naleśniku" HAHAHA "sardynko, oby cię nie zapuszkowali" XDDD
    Rozdział wyjątkowo zabawny, tak nieco bardziej niż zazwyczaj :P Milian już szczególnie mnie rozbawiał hahah. I zgadzam się z nim, że świetnie potrafi odgrywać krytyka haha.
    Wgl, czy o odniesienie tego rozdziału do filmu, chodziło Ci o Piratów z Karaibów na Nieznanych Wodach? A tak się zasugerowałam niedokończoną wypowiedzią Ty'a ;P nie mam pojęcia czy słusznie. W sumie klimat i ten podział na grupki nieco mi się kojarzy... ale nie wiem. Nie umiem za bardzo odnosić tekstów literackich do dzieł filmowych.
    Requiem dla snu kojarzę, znam i kocham *.*
    Końcówka niezmiernie mnie zaintrygowała, albowiem nie spodziewałam się, że Aniołowie mogą mieć matkę (a potem moje "a no tak... skoro są rodzeństwem, to musieli mieć przecież wspólnego rodziciela" XD). I liczę, że będzie coś więcej o ich matce :3
    Pamiętam rozdział 15 kończący Księgę Pierwszą, gdzie to Vivere zaatakowała ten przedział, dobrze kojarzę? I wygląda na to, że te dwa do których weszli są ocalałymi... Cały czas kontempluję nad tym hah.
    "— Braciszek? — wzdycha, przyłożywszy dłoń do serca. Wyczuwam sztuczne zaskoczenie i wzruszenie. — Rodzinny wypad?
    Rodziny na ogół chodzą do zoo i parków, by powyrzucać papierki i przedawkować lody z automatu. O organizowaniu wycieczek do ośrodków dla półmartwych jeszcze nie słyszałem. Ponad sto lat to może jednak za krótko jak na ten świat." - Uśmiałam się do bólu gardła HAHAHA

    Teraz się wyjaśniło dlaczego był ten wybuch w poprzednim rozdziale... Lena po prostu się nie uczyła! Pamiętam z Księgi Pierwszej, że wyszła z zajęć zdenerwowana.
    I tamta przepowiednia...
    Powoli coś się zaczyna łączyć i wyjaśniać, ale tylko nie liczne wątki. Ciekawi mnie rozwiązanie wszystkich zagadek, ale boję się jednocześnie, że jak już wszystko się wyjaśni to nastanie koniec powieści :C nie chcę końca. Serio, mogłabym to czytać w nieskończoność :D

    W ogóle mam taki problem z Twoim opowiadaniem, że nigdy nie umiem niczego porządnego napisać w komentarzu XD zawsze tylko moje domysły, albo teorie, albo chwalenie za profesjonalizm, który, szczerze , jest coraz bardziej... profesjonalny... :\ Masło maślane, ale myślę, że mnie zrozumiesz :P
    ANIELSKI BYŁ TEN ROZDZIALIK ;D
    PS: W ankiecie zagłosowałam :)

    Pozdrawiam, weny i inspiracji oraz SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, za dwa dni XD (humor z rozdziału mi się udzielił hahah)
    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magnus i Jack, dwie uwielbiane przeze mnie postacie! Hah, anielskie porównannie. :) Bardzo przegadany. No, i cóż, niedługo finał księgi... niech chociaż teraz będzie zabawnie, by nie było za wielkiej dramy, hah.
      Tak, tak, tak. O ten film mi chodziło. Brawo, jestem dumna, hah. *dumny autor *mądry czytelnik
      Dokładnie: kojarzę, znam i kocham.
      Ciekawe z tą matką. Rozumiem więc, że inspirujesz się czymś innym przy tworzeniu anielskiej rasy. Szczerze mówiąc, chciałam oprzeć się na Biblii, a potem stwierdziłam, że ograniczenia są ple, ple, ple i zrobiłam, jak chciałam, nie hamując się, hah. Będzie, będzie. Matka jest bardzo ważna (wiem, ja zawsze to powtarzam.XD).
      Zaatakowane zostały wszystkie przedziały. CHOROBA I ŚMIERĆ NATURALNA zostały obronione przez armię Lux, czyli jakby nie przejęli ich ci źli, od Vivere, więc nasi mają tam dostęp. Teraz rozumiesz?
      Milan ostatnio przejawia dużo oznak prostackiego humoru. Jakoś tak wyszło.XD No ale skoro śmieszy, to lepiej niż dobrze wyszło. Choć, szczerze mówiąc, jakoś z siebie zaczął trochę dziwnie i pseudozabawnie gadać... to nie było planowane.XD
      Nie uczyła się? Weź pod uwagę, że to opinia Miki, która na wszystkich narzeka, na Lenę szczególnie. Nie musiało tak być. Ale mogło. Albo Lena była za słaba na opanowanie telekinezy? Kto wie?
      Jeszcze, ummm... 35 rozdziałów i epilog. Wszystko się prędko nie wyjaśni, spokojna głowa. Najlepsze kąski na ostatnie danie.
      Urocze masło maślane. :) Komentarze są anielskie. Dużo emocji, indywidualizmu i teorii, a to lubię. Lubię komentarze, które są bardzo... komentatora? No wiesz, takie Twoje. Nikogo nie udajesz. Piszesz, co czujesz, nie przejmując się, że możesz nie mieć racji. A pochwały są miłe, heh.
      Dziękuję za głos w ankiecie. Im więcej ich, tym lepiej. Większa orientacja.
      Haha, to byle więcej takich rozdziałów, jak to działa w ten sposób. Dziękuję, wzajemnie. Niech 2017 przyniesie wiele dobrego.
      Anielskie Dusze, jak widzisz, powoli nadrabiam (z naciskiem na powoli). Potrzebuję wiary we mnie i motywacji, hah, bo bym czytała tylko, ale nigdy nie wiem, co naskrobać w komentarzu, a wypada, zwłaszcza że Twoje mi tyle dają.
      Dodajesz skrzydeł, aniele. Będziesz od dziś (już Cię tak kiedyś nazwałam...?) Red Bullem.

      Usuń
    2. HAHAHA, nie jeszcze Ty, ani nikt inny mnie tak nie nazywali haha (pora zmienić nick na G+ XD)
      Spokojnie, nadrobisz, kiedy będzie Ci się chciało. Nikogo nie zmuszam do czytania, komu się spodoba ten czyta, kto nadrabia (i co mnie cieszy niezmiernie chce nadal czytać ^^) ten ma czas do końca swych dni (trochę Addamsowo to zabrzmiało XD).
      Też uwielbiam te dwie postaci :3 no i Jace'a, jego nie mogłabym nie kochać haha.
      35 rozdziałów... mmmmhmmm rozkosz <3
      Tak, teraz ogarniam z tymi zaatakowanymi przedziałami, dzięki :3
      YAY!!! Jestem mądra hahah i pochwalę się, że jestem dobra w zagadki ;3
      Przy tworzeniu mojej anielskiej rasy kieruję się przede wszystkim logiką (moją hłehłe) i różnymi, mniejszymi "wskazówkami" z Biblii. Ale nie ograniczam się do niej, bo zwyczajnie nie lubię ograniczeń i uwielbiam tworzyć coś własnego :D
      "Matka jest bardzo ważna" - trochę mi się z "Obcy" skojarzyło... XD
      Szczerze, to nie pamiętam dokładnie nauki Miki Leny telekinezy (czas odświeżyć KS1).
      To się cieszę i jestem spokojna, że moje komentarze nie są tak do końca bezużyteczne :D

      Lepszego i bogatszego w komentarze i nowych czytelników 2017-go roku :D i przede wszystkich dużo dobrych ocen w szkole (wait. O ile nie skończyłaś już szkoły :P)
      Miłego ;*

      Usuń
    3. O mój Boże, haha. Ale ja chcę czytać Twoje opowiadanie, bo naprawdę fajnie się rozwija, ale jakoś albo nie mam czasu, albo weny, a nie chcę się zmuszać i psuć lektury. Haha. Jace jest jedną z najbardziej zienawidzonych przeze mnie postaci (bo kocham Aleca i się z nim utożsamiam), ale ccciiii, bo mnie tłum fanek zlinczuje. Proszę. Chwal się, chwal. I dobrze. Haha. Nie dziwię się, że nie pamiętasz, bo trochę po macoszemu to potraktowałam... mea culpa, mea maxima culpa... A gdzie tam, jeszcze nawet gimnazjum nie skończyłam.XD Haha, wzajemnie jeszcze, jeszcze raz. :) Miłego dnia.

      Usuń
  2. Chciałam dzisiaj nadrobić zaległości, ale chyba jednak się z tym nie wyrobię, także wpadłam tylko powiedzieć, że zamierzam poświęcić czas Twojemu blogowi jutro i wtedy dopiero zostawię po sobie jakiś sensowny (mam nadzieję) komentarz.

    Udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, bez pośpiechu. Dziękuję za informację.
      Dziękuję, wzajemnie. :) Miłego dnia.

      Usuń
    2. Jestem! Prawie zgodnie z obietnicą. Przeczytałam wszystko już wczoraj, ale pisałam komentarz przysypiając i uznałam, że lepiej zajmę się tym na spokojnie dzisiaj, bo inaczej pewnie wyjdą z tego jakieś głupoty.

      Niestety, blogowanie ma to do siebie, że wiele osób obiera drogę "komentarz za komentarz". Po pierwsze jest to bez sensu, bo wtedy czyta się czyjeś opowiadania z poczucia obowiązku, a nie dlatego, że naprawdę się tego chce. No i jeszcze jest ta świadomość, że komentarze, które dostaje się pod własnym opowiadaniem też mogą być napisane z obowiązku. Już dawno uznałam, że będę czytać tylko to, co mi się podoba, jak ktoś nowy zajrzy na mojego bloga, to zawsze próbuję się zapoznać z jego twórczością, ale zostaję na dłużej tylko przy tych opowiadaniach, które naprawdę mi się podobają. Jak dla mnie to, że zmalała ilość komentujących u Ciebie, to wcale nie tak źle. Po prostu widzisz, którzy czytają, bo tego chcą, nie oczekując niczego w zamian.

      Jednak z tym sensownym komentarzem to może być różnie, bo jest całkiem sporo rzeczy, których jeszcze nie rozumiem. Co prawda na niektóre pytania poznamy odpowiedzi w następnych rozdziałach, ale na pewno taka długa przerwa w czytaniu też swoje zrobiła i pozapominałam niektórych szczegółów w międzyczasie, a wydaje mi się, że w tej historii każdy szczegół może mieć znaczenie. Jak będę miała chwilę, to pewnie po prostu przejrzę rozdziały od początku, żeby sobie wszystko przypomnieć i jakoś ułożyć.

      Zdecydowanie wolę Milana jako narratora i nawet nie chodzi o to, że Lena czasami mogła człowieka zirytować. On jest po prostu o wiele barwniejszą postacią i podoba mi się, że jest pełen sprzeczności, że nie jest ani do końca zły, ani do końca dobry. Szczerze mówiąc rzadko się zdarza, żebym lubiła głównych bohaterów opowiadania, zazwyczaj działają mi na nerwy i moją sympatię zdobywają raczej postaci poboczne. Milan jest takim miłym wyjątkiem od tej reguły :))

      Dopiero w tym rozdziale zorientowałam się, że powinnam czytać „Moriaty” a nie „Moriarty”. Rzeczywiście, wszystko przez tego Sherlocka (swoją drogą wczoraj ukazał się pierwszy odcinek tak długo wyczekiwanego 4 sezonu – polecam!)

      Mika nie powinna mieć „pretensjonalnego tonu”. Bo o ile rozumiem, chciałaś powiedzieć, że ma ciągłe pretensje. A pretensjonalność to zupełnie co innego – pretensjonalny ton to byłby taki niepasujący do sytuacji, sztuczny, zbyt wyszukany. Chociaż może jej tron rzeczywiście się w sytuację nie wpasował, kto wie ;)) A podział na zabójstwa i morderstwa wcale by nie był taki głupi. Kiedyś to były dwa różne słowa – morderstwo oznaczało zabicie z premedytacją i próbę zatarcia śladów, a zabójstwo niekoniecznie musiało być umyślne i sprawca przyznawał się do winy.

      Zapoznałam się z Twoimi odpowiedziami na komentarze i z tego, co rozumiem, to Drzewski jednak nie zginął przez nieprzykładanie się Leny do nauki. W takim razie ciekawe, jak to naprawdę wyglądało. Może Milan poruszy ten temat przy Lenie czy Ty’u albo dowiemy się tego w jakiś inny sposób.

      Mam nadzieje, że w kolejnym rozdziale będzie coś więcej o tej matce. Coś mi się wydaje, że spotkanie z nią może być naprawdę ciekawe.

      Pozdrawiam
      j-majkowska

      Usuń
    3. Oczywiście, zrozumiałe. :) Coś w tym jest, że przy tym opowiadaniu trzeba bardzo się skupiać i zwracać uwagę na szczegóły. Hha. Widziałam, czekam na napisy, bo wolę sobie nie psuć odcinka, oglądając go i nie rozumiejąc wszystkiego. Ale jako człowiek-spoiler już sama sobie wszystko zaspoilerowałam, hah, uwielbiam dramy. Chodziło mi właśnie o taki i moim zdaniem ona tak się wysławia, choć może nie jest to takie oczywiste bez odpowiedniego podkreślenia narratora.
      Mam prawie gotowy kolejny rozdział, hah, i prawie bym Ci coś zaspoilerowała, myśląc, że to było jeszcze w tym, więc już się zamykam.
      Dziękuję za komentarz, także pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Aż zacieram łapki z ciekawości, kiedy na jaw wyjdą te wszystkie tajemnice, bo póki co nadal wielu odpowiedzi brakuje. Co do braku komentujących - mogę cię pocieszyć, że u mnie jest to samo. Jak patrzę na pierwsze rozdziały Tanga, gdzie komentowało sporo osób, a na obecne, do których dotrwała jedynie garstka... no smutno się robi, więc doskonale cię rozumiem.
    No nic, nie smutamy, tylko przechodzimy do komentowania rozdziału!
    Podobało mi się, a jakby inaczej. Biedny ten Milan, oj biedny. Taki brak snu każdemu może dać w kość, a jego dodatkowo dręczą te koszmary, to już ogólnie przekichane.
    "Och, stary, gdybym wierzył w reinkarnację, dałbym sobie uciąć tę cenną, poczciwą łapę, że w poprzednim wcieleniu byłeś staruszką-ogrodniczką z chmarą rozkosznych wnucząt sadzącą kocimiętkę." - To piąteczka Ty! Ja też! Nawet dwie poczciwe łapki poświęciłabym, a co!
    Aa, więc tak zginął Drzewski! Lenę nieco poniosło i zapanować nie umiała, bo nie uważała, jak Mika próbowała ją czegoś uczyć! Jedna tajemnica rozwiana!
    No, ale na jej miejsce wskoczyła nowa, bo o co tak właściwie chodzi z matką rodzeństwa? Chyba nawet się nie domyślam, a nie chcę snuć jakichś nieprawdopodobnych pomysłów, które nijak się mają do rzeczywistości...
    Cóż, pozostaje mi czekać na nowy rozdział z ogromną niecierpliwością.
    Udanego Sylwestra i dużo weny w Nowym roku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już trochę rozjaśni się w następnym rozdziale... na pewno, bo właśnie go piszę, hah. W ogóle będzie to przełomowy rozdział, choć, cóż, więcej furtek zamknie, niż otworzy. Tak, zauważyłam, że nie tylko u mnie, ale u większości...
      Hah, jakie poświęcenie, no ale Iker to Iker, hah. O Jezu, wszyscy piszą, że Lena to nieuk i biorą stronę Miki, czego się totalnie nie spodziewałam, ale dobrze, dobrze, mamy inne zdania. Gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie. Z matką będzie trochę w następnym rozdziale, w II księdze.. No ja tak mam, dużo tajemnic, mało odpowiedzi, staram się dawkować, heh.
      Dziękuję, przyda się i oczywiście wzajemnie. :)

      Usuń
  4. Mhm, Ty, morderstwa są „w dechę”... dobra, lubię takie klimaty, ale jego entuzjazm jest mocno porażający. On nigdy nie przestanie żartować nie? Tak jak z „zapuszkowaniem sardynki”. Nowa ksywka dla Leny. Ta Lena, właśnie...
    „Mój wzrok odruchowo przenosi się na Lenę. Mimowolnie uśmiecham się pod nosem.”
    Co tu się porobiło? Milan się uśmiecha... i to jeszcze na widok Leny. Otwierać już szampana czy jeszcze poczekać? Ha ha.
    „W SAMOBÓJSTWIE Aniołowie Ciemności poniżali się, chodząc jak psy stróżujące, a tu co zastamy?” Raz: „zastaniemy”! Dwa: to znaczy, że ninja to Aniołowie Ciemności?
    „wala wspomnień” – taki błędzik jeszcze wyłapałam.
    „Zabaw się w krytyka, Milanie Montero. Tylko to potrafisz.”
    Nie no, jesteś też doskonałym mordercą i kłamcą. Nie martw się, aniołku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażasz sobie nieżartującego Ty'a? No ale kto wie. Widocznie Milan lubi sardynki, bywa, nawet antagoniści mają swoje słabości, hah. Aua, aua, już lecę poprawiać, dzięki. I tak, tak. Jeny, wcześniej nie było wiadomo, że to oni? Oups, musiałam to pominąć. I dzięki, dzięki. Ojej, jak miło na koniec.

      Usuń
  5. Ja przeczytam prezent z okazji urodzin. Co prawda z opóźnieniem, ale przeczytam. Niestety blogowanie ostatnio wygląda tak jak wygląda.
    Z twojego tekstu rozumiem coraz mniej, więc nawet nie będę komentował. Liczę, że następny rozdział mi coś wyjaśni. Ubawiłem się trochę przy gadce o siostrze i dzieleniu z kimś tego bólu posiadania jej, jednak no.. niby podziemia, niby śmierć, przedział samobójstwo, a humor dziecinny i strasznie małoletni, jakby się dwójka gówniarzy przerzucała docinkami, a chyba Milan jak przewoźnik, czy ten Ty to mają ileś tam lat, więc zupełnie to do nich nie pasuje z racji wieku, nie tak często, nie w taki sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez pośpiechu, wystarczy mi właśnie taka informacja. :) Nie chodzi o wyścigi, ale samą chęć i, no cóż, trochę jednak uszanowanie mojej pracy, bo trochę się nagłowiłam nad tym postem urodzinowym, chcąc zrobić dla Was coś miłego.
      Och, przy 27 (który teraz piszę) nie będzie zbyt miejsca na jakąś garść informacji, powtórzenie, wplecenie czegoś dla utrwalenia, ale pomyśl o tym przy 28... dziękuję za informację. Śmiało pisz, nawet konkretnie, czego nie rozumiesz. Ja się nie obrażę, ja nie ten typ. Wręcz Ci podziękuję. Ty, wiadomo, ma dziwny humor i, jak pisała Lena, zachowuje się, jakby miał trzydzieści lat mniej, a Milan staje się coraz bardziej cyniczny i trochę jakby wzoruje się na Ty'u, który wszelki smutek i niepowodzenia maskuje właśnie głupimi gadkami, które nie zawsze go śmieszą, ale w jakiś sposób... pocieszają, pomagają?
      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  6. I tak, znam ten ból, co do czytelników... widzę, co było wcześniej, a co jest teraz... cóż ubywa ich, u mnie już prawie ich nie ma... dlatego bądź spokojna, u Ciebie nie ma aż tak źle ;)

    Co do rozdziału, trochę mi żal Milana, że cały czas zostaje w tyle i nikt nic mu nie mówi - musi się domagać odpowiedzi, a nikt nie kwapi się, żeby mu wyjaśnić, co się stało u Drzewskiego... I, naprawdę, musiała mu o telekinezie Leny powiedzieć jego siostra? Ta irytująca postać ;( Oj, biedny, Milan, biedne, biedny...
    I ogólnie cieszę się, że w końcu pojawił się Moriaty... heh, ten jak zwykle o jedzeniu^^

    I ta wyprawa do przedziału CHOROBA... dość ciekawie się zaczyna i tak... nazywanie ich "półżywymi", czyli osoby na pograniczu życia i śmierci... CHOROBA :D - dobra, wiem jak to się czyta żałośnie, że takie to proste do rozumowania ;P Niestety, ja już tak mam, plotę przez dziesiąte...

    Wspominałaś tam do jakiego filmu ten rozdział jest nawiązany... cóż, mi się początek skojarzył z ostatnią częścią "Igrzysk Śmierci" - ale czy trafiłam... :)

    Do spisania, groszu :*
    (ale mi ten "groszek" wszedł w nawyk ;p)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja do Ciebie muszę jak najszybciej wpaść, dokończyć tamto opko, może nawet zacząc nowe. Trochę Ci podreperuje ego. <3
      Biedactwo, hehe. Hehe, wcale nie żałośnie, uroczo pleciesz.
      A mogę wiedzieć, dlaczego akurat z ostatnią część Igrzysk? Ciekawi mnie to.

      Usuń
    2. Będzie mi miło, heh ;)
      Kojarzy mi się z tym schronem podziemnym, gdzie wszyscy zebrali się tam na wspólny posiłek i rozmowę ;)

      Usuń
    3. Słabo pamiętam Kosogłosa. Bardzo nie lubię tej części. Zepsuła mi trochę wrażenie o całej serii.
      W weekend na pewno do Ciebie wpadnę, może nawet wcześniej.

      Usuń
    4. A tak, Kosogłos jest słaby - zdecydowanie wolę pierwszą część... w ostatniej coś mi brakowało i czułam niedosyt. Niestety, to nie J.K. Rowling. Choć Collins nie brakowało wyobraźni ;p
      Czyli co? Mam rozumieć, że nie trafiłam z tym filmem? A spodziewałam się, że tak będzie... Możesz zdradzić, jakim filmem się kierowałaś?

      Usuń
    5. Nawet dobrze bawiłam się przy Igrzyskach, ale wizję Collins uważam za zbyt nielogiczną, a najlepsze dystopie to te, które Cię przerażają, bo wierzysz, że to może kiedyś się stać.
      Już ktoś pisał wyżej. Piracy z Karaibów na nieznanych wodach. Ty chciał to powiedzieć, ale nie dokończył. :)

      Usuń
    6. A tak, skojarzyłam ten fragment ze Sparrowem, nawet miałam o tym wspomnieć, ale bardziej mi pasowało to podziemie z "Igrzysk" ;p

      Usuń
  7. Ale mnie tu dawno nie było. :( Dopadło mnie dorosłe życie niestety i nie miałam albo czasu, albo sił na blogaskowanie. Ale powoli próbuję się ogarnąć.
    Tytułu filmu raczej bym, z tego, co widziałam w komentarzach, nie skojarzyła, bo tej części "Piratów z Karaibów" nie widziałam. :P
    Tekst Ty'a o zapuszkowanej sardynce jako określenie osoby cierpiącej na klaustrofobię rozbawił mnie niemożebnie. W ogóle jakoś dużo było w tym rozdziale takiego dość ponurego humoru: Milan jako nieśmiertelny anioł, który narzeka na starość i łupanie w krzyżu, również mnie urzekł. Aż strach pomyśleć, co będzie mu dolegało za kolejne sto lat. :)
    Co do konkretnej treści - trochę się rozjaśniło z tymi przedziałami. W sumie ciekawy pomysł z tym, że obie strony "przejęły" władzę nad nimi. Czy wynika z tego, że dusze/osoby, które tam trafiły, udają się później odpowiednio albo do Lux, albo do Tenebris? Bo trochę na to mi wyglądało, zwłaszcza biorąc pod uwagę narzekania Ty'a, że to najbardziej beznadziejne przedziały. Czy chodzi o to, że takie osoby są, nie wiem, słabsze i przez to mniej przydatne w czasie wojny? Chyba że, znając go, może chodzić o to, że to po prostu trochę nudniejsze rodzaje śmierci niż na przykład zabójstwo. Chyba by mnie to nie zdziwiło. ;)
    Czy Lena z jakiegoś konkretnego powodu nie uważała na lekcjach u Miki? Bo jeśli takiego nie miała, to w sumie po części można uważać, że jest winna śmierci Drzewieckiego. Trochę mi się to skojarzyło z lekcjami oklumencji u Snape'a: Harry nie znosił Snape'a, Snape Harry'ego, no i wiadomo, jak to się skończyło. Jeżeli Mika i Lena też za sobą nie przepadały, to nic dziwnego, że Lena nie miała serca, żeby się uczyć telekinezy.
    Pozdrawiam serdecznie. Mam nadzieję, że trochę już się u Ciebie poukładało i jakby co, to w wolnej chwili zapraszam też do siebie. :)
    Aaa, widziałam, że jesteśmy razem w komisji konkursowej xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *mnie też, ogarniajmy się razem
      Ja ją za to najsłabiej pamiętam, naprawdę słabo, bo średnio mi się podobała.
      Lenę chyba nie do końca, ale mogła już przyywknąć.XD I kolejne, kolejne sto... Och, Ci biedni (nie)śmiertelnicy.
      Nie jestem pewna, czy Cię zrozumiałam. Chodzi o to, że dusze, które znajdują się w przedziałach, po tym jak przedziały zostały przejęte, trafiają do normalnego świata, Lux bądź Tenebris, jak Lena, Iker, żyją? Co do tekstu Ty'a, tak, tak, to bardziej żart, choć wiadomo, że armia staruszków ze ŚMIERĆ NATURALNA losów wojny nie zmieni.XD
      Dziwi mnie, że każdy bierze stronę Miki,od razu zakładając, że Lena się nie przykładała, a nie że się obwinia bez powodu, a Mika się uczepiła. No ale może tak wyglądało. Hah, ciekawe skojarzenie.
      Wpadnę, jak widzisz może nowy post na głównej, wracam do blogosfery.
      Och, jak miło. :) Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Hmm, ogólnie chodziło mi o to, że dusze z części, nad którymi panują siły Tenebris, trafiają do Tenebris, a te przejęte przez Lux do Lux. I ze strategicznego punktu widzenia jest to pechowe dla Lux, bo im zostały choroby i śmierć naturalna, czyli z czysto technicznego punktu widzenia raczej takie najsłabsze dusze. Z kolei Tenebris ma dostęp do tych "silniejszych", które może wcielić do swojej armii, by zwiększyć swoje siły. Oczywiście w grę wchodzi tu kwestia tego, czy dusze osób, które na przykład zostały zamordowane, są silniejsze przez to, że ich właściciele zginęli w młodszym wieku niż dziewięćdziesięcioletni staruszek czy nie. Mam nadzieję, że nie zamotałam tego jeszcze bardziej. :)
      Może w tym wypadku brakuje trochę relacji z drugiej strony, w sensie jak dokładnie wyglądały te lekcje z Miką? Bo tutaj jest konkretny komunikat z konkretnym ciągiem przyczynowo-skutkowym: Lena się nie przykładała, więc nie zapanowała nad swoimi mocami i dlatego Drzewiecki zginął. Przypuszczam, że gdyby Mika powiedziała w swoim zgryźliwym stylu, że Lena ciągle wszystko rozpamiętuje, obwinia się o śmierć rodziców i ogólnie nie nadaje się do tego wszystkiego, to odbiór mógłby być trochę inny. Ale to tylko przypuszczenie. :)

      Usuń
    3. Dokładnie, dobrze myślisz. Dusza tu jak człowiek, jeśli chodzi o stan fizyczny. Większe prawdopodobieństwo, że sprawny jest ktoś zamordowany niż chory.
      Może masz rację. Coś się jeszcze doda. Dziękuję za podpowiedź.

      Usuń
    4. Okej, wszystko jasne. Bardzo fajny pomysł, podoba mi się. :)

      Usuń

Komć – głask dla psa. :)

Archiwum bloga

Obserwatorzy

Kaolia Sidereum Graphics
Kredyty Grafika
Obrazek