2 lipca 2016

11. Mewy

† † †
Przede mną trzy dni bez testów, ale z pewnością nie nazwałabym ich wolnymi. Za pół godziny wyruszam z Milanem do starej kryjówki wojowników Tenebris. Potrzebuje mnie ze względu na moje DNA, identyczne jak Vivere. Podobno więcej dowiem się w swoim czasie. Nie rozumiem, jakim cudem mogę opuścić ośrodek. Wcześniej wydawało mi się, że jestem tu uwięziona — nie licząc podróżowania po innych przedziałach. Ciekawe, ile czasu musiałoby minąć od mojego zniknięcia, by archaniołowie się zorientowali.
Jest już kalendarzowa wiosna, ale Ty upierał się przy tym, że powinnam ciepło się ubrać. Podobno w podziemnych tunelach z pewnością się nie zagotuję. Skończyłam więc w długim, białym płaszczu z wstawkami z ciemnego — mam nadzieję, że sztucznego — futra.


Stoję przy recepcji, rozmawiając z przyjaciółką. Czekam na Milana, ubrana i gotowa. No powiedzmy, że gotowa. Mam nadzieję, że przez całą akcję nie będę jedynie kulą u nogi. Skoro nie umiem pomóc, to postaram się chociaż nie przeszkadzać.
— To było tak... realne — powtarzam po raz kolejny, westchnąwszy.
— Trudno mi to sobie nawet wyobrazić — komentuje Maja. — Krótko mówiąc, masz przerąbane.
Mija nas Iker i, gdy już niemal znika za zakrętem, macha ręką, po czym zaczyna się cofać.
— Znów bym prawie zapomniał — mówi ze skruchą, podając mi kilka kartek A4, których wcześniej nie zauważyłam. — Muszę już iść, przepraszam. Mam ostatnio masę obowiązków. Później odpowiem na potencjalne pytania.
Zdaję sobie sprawę, że to skserowane strony z jakiegoś Bestiariusza. Zawierają opisy nadnaturalnych istot i rodzajów aniołów. Dostrzegam także dopiski chłopaka. Są to głównie znani mi przedstawiciele danego gatunku. Widocznie w ośrodku można nawet znaleźć ksero — chyba że reszta opuszcza przedział częściej, niż mi się wydaje. Kto wie, co się tu wyrabia, gdy zmagam się z zadaniami.
— Dziękuję. — Wzrusza mnie jego altruizm.
Zapewne niełatwo mu w takich chwilach myśleć o uzupełnianiu mojej wiedzy. Może jednak jest z tych, co uciekają od bólu, rzucając się w wir pracy.
Chłopak odchodzi, a ja parskam śmiechem, gdy Maja szepcze, że jest strasznie słodki. Kiedy przewracam kartki, wypada mi zwitek papieru w kratkę. Podnoszę go i z wahaniem zaczynam rozwijać.
— To jakiś list — stwierdzam, zauważając zwrot Drogi Ikerze.
— To czytaj — zachęca moja przyjaciółka z wyraźnym zainteresowaniem. Brakuje jej rozrywek.
— Z pewnością dał go przez przypadek. Musiał się zaplątać — przeczę bez przekonania, czując coraz większą ciekawość. — Szanuję jego prywatność.
Nie chciałabym, by w moje życie wchodzili z ubłoconymi butami, a nie chcę być hipokrytką. Jeszcze większą hipokrytką.
— No co ty... Na pewno się nie obrazi, jeśli nie ma nic do ukrycia — nalega Maja i wyszarpuje mi list z rąk.
Przez swój opóźniony zapłon i osłabienie nie zamierzam się siłować, nie widząc w tym sensu.
Drogi Ikerze — zaczyna czytać, oparłszy się swobodnie o ścianę. — Przepraszam, że tak długo nie odpisywałem, ale nie miałem do tego głowy. I czasu. Jeśli się zamartwiałeś, to biję się w pierś za swój egoizm. Walki się zaostrzają, o czym zapewne wiesz. Już wyobrażam sobie tłumy w waszych punktach opieki medycznej. Pourywane ręki i nogi są na porządku dziennym. Rannym pozostaje cieszyć się, że nie stracili głów. Gdy próbowaliśmy odzyskać Gniezno, w oczy rzuciło mi się wielu śmiertelników. Zbyt wielu. Ordinaria dopiero za dwa miesiące, ale i aniołowie oraz Queerzy czują niepokój. Znów przesunęli termin, wrócę dopiero w styczniu. Przykro mi. Czuję się dobrze. Jeśli tu w ogóle można się tak czuć. Mam nadzieję, że i z Tobą wszystko w porządku. Trzymaj się, wszystko będzie dobrze. — Robi krótką przerwę, by złapać oddech. — PS Kocham Cię. Artur.
Miałam więc rację. Łączy ich, a raczej łączyło, coś więcej niż przyjaźń. W chłopaku, który użył takich słów, nie rozpoznaję Pilarskiego, którego, na swoje nieszczęście, poznałam.
— Nie rozumiem — wyznaję, domyślając się po dacie śmierci Ikera, że chodzi o dwa tysiące czternasty rok. — Jest taki miły, uśmiechnięty. Miał rodzinę, partnera. Tyle powodów by żyć... i wylądował w przedziale SAMOBÓJSTWO.

† † †
Na szczęście Milan nie stawia dużych kroków, więc nie muszę za nim biec, by nadążać. Widocznie nigdzie mu się nie spieszy — mnie także, więc nie zamierzam komentować tego powolnego obchodu. Przez stres znów drapię się po głowie. Co jakiś czas rozglądam się z zaciekawieniem dookoła, próbując ogarnąć wzrokiem, jak najwięcej się da. Szarawe ściany pokrywają tajemnicze, zapierające dech w piersiach malowidła. Kieruję światło latarki, którą ściskam w prawej ręce, na najciekawsze z nich. Szczególną uwagę zwracam na monstrualnego, ziejącego ogniem smoka o srebrnych, połyskujących łuskach. Czuję się jak w prehistorycznej jaskini, idąc tropem praludzi i próbując wyobrazić sobie, jak wyglądało ich życie, tak diametralnie różniące się od obecnego.
Nie mogę nic poradzić na to, że moje buty wydają irytujące odgłosy, stukają o kamienną, krzywą posadzkę pełną wyżłobień. Przypominam sobie Zamek Krzyżacki w Malborku i jak łatwo skręcić sobie kostkę w takich warunkach. Niejednokrotnie omal nie zaliczam bliskiego spotkania z podłogą, ale zawsze w ostatniej chwili omijam dziury i idę dalej niezrażona.
Próbuję nie zwracać najmniejszej uwagi na ręce mojego towarzysza. Milan ściągnął kurtkę, mimo wszechogarniającego chłodu  — jeszcze nie wiem, z jakiej przyczyny. Wiążę jego blizny na rękach ze szramą na twarzy Miki. Zaciskam usta w wąską kreskę, ciesząc się, że chłopak idzie do mnie tyłem, więc nie widzi tych bacznych oględzin. Wygląda na człowieka, który nie lubi dociekliwości. Bez skórzanej kurtki, a jedynie w ciemnej koszulce, wygląda mniej strasznie i jakby młodziej. Jako anioł może mieć nawet kilkaset lat, choć zatrzymał rozwój swojego ciała. Gdy wrócę do domu, muszę przejrzeć spis istot nadprzyrodzonych.
Wtem Montero zatrzymuje się tak nagle, że prawie na niego wpadam. Z trudem utrzymuję latarkę, drżą mi dłonie. Kieruję jej światło ponownie do przodu w takim tempie, że młodzieniec chyba nawet nie zauważa różnicy. Milan odwraca się i spogląda prosto w moje oczy, po czym przykłada do ust wskazujący palec. Kiwam głową na znak, że rozumiem, iż mam zachowywać się cicho.
Zaciskam mocno zęby, próbując nie trząść się jak starzec z Parkinsonem. Odnoszę wrażenie, że zaraz coś upuszczę lub w inny sposób narobię kłopotliwego hałasu. Zastygam w bezruchu, z wybałuszonymi ślepiami świdrując otoczenie. Jak na złość, ściany dookoła nie pokrywa żaden malunek, gdy mam okazję przyjrzeć się któremuś przez dłuższą chwilę.
— Słyszałaś to? — wydusza z siebie anioł półszeptem, stojąc tak blisko mnie, że czuję jego ciepły oddech na skórze.
Kręcę głową i mocniej naciągam kaptur płaszcza na głowę, wyglądając przy chłopaku w zwiewnej koszulce jak urwany z choinki Eskimos. Wysyłam Milanowi pytające spojrzenie, pełne niepokoju. Nie czuję się szczególnie bezpiecznie w dawnej kryjówce zwolenników Tenebris, mając przy sobie Anioła Ciemności, będącego symbolem płatnych zabójców.
— Nieważne — zbywa mnie i trzymając pewnie, w przeciwieństwie do towarzyszki, swoją latarkę, rusza do przodu, a ja za nim. — Patrz pod nogi — upomina łagodnie.
Już chwilę po tym, jak mnie ostrzega, piszczę z zaskoczenia, gdy załamuje się podłoga pode mną. Upadam boleśnie na plecy, na szczęście nie lądując boleśnie na gruzach, które utworzyły się przez zawalenie sufitu. Jęczę cicho, czując łupienie w krzyżu. Kaszlę przez unoszącą się w powietrzu mieszankę rozdrobnionych fragmentów cegieł.
— Przepraszam — mówię ze skruchą, wiedząc, że to ja nie zauważyłam zastawionej pułapki. — Nic ci nie jest?
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że Montero stoi nade mną z wyciągniętą ręką.
— To ty nadal leżysz na podłodze — odparowuje chłodno, i słusznie, po czym pomaga mi wstać, a ja dziękuję ciepłym uśmiechem. Przynajmniej dokładam wszelkich starań, by odebrał to niejednoznaczne wykrzywienie ust właśnie w ten sposób.
Otrzepuję się, chrząkając najciszej, jak umiem. Patrzę na towarzysza i rzuca mi się w oczy popiół na jego włosach. Wskazuję więc ręką na swoje, próbując mu w ten sposób przekazać, o co chodzi. Milan orientuje się dopiero po dłuższej chwili i potrząsa gwałtownie głową ze znudzonym wyrazem twarzy. Robię kwaśną minę, ale anioł to ignoruje i rusza dalej, nie czekając na mnie.
Zaczynam podążać za chłopakiem, cały czas patrząc pod nogi. We wszystkim widzę pułapkę. Każda dziura czy odbarwienia wprowadzają mnie w poważny niepokój. Przez to, że skupiam wzrok na podłożu, znów omal nie wpadam na anioła. I tak źle, i tak niedobrze. Nie mam oczu dookoła głowy.
Westchnąwszy cicho pod nosem, próbuję wybadać, co tym razem spowodowało zastój. Kolejna kakofonia dźwięków, której nie jestem w stanie usłyszeć w przeciwieństwie do partnera?
Jednak szybko dociera do mnie, że tym razem chodzi o coś o wiele gorszego. Zduszam czający się w gardle krzyk, w ostatniej chwili zasłaniając usta.
— O mój Boże — jąkam niewyraźnie, nie odsuwając dłoni od warg.
Mam ochotę odwrócić wzrok — jednak jestem jednocześnie zaintrygowana i to pragnienie zwycięża. Czuję obrzydzenie, ale nadal wpatruję się we wprawiającą w osłupienie scenerię. Setki ciał wiszą przyczepione do sufitu, uderza mnie cierpka woń krwi. Stroje denatów przywodzą mi na myśl czarne, wojenne kombinezony. Prócz krwi, pokrywa je pot i brud. Pomiędzy przetłuszczonymi, mokrymi włosami tkwią nawet grudki piachu i drobne kamienie. Nie mogę oderwać wzroku. Ciała przypominają marionetki, bezwładnie wiszące na sznurkach. Trupy są tak chude, że z daleka rzucają mi się w oczy wystające kości. Ubrania wiszą na nich jak na sklepowych manekinach.
Milan chce iść dalej, ale łapię go za koszulkę i zatrzymuję. Obraca się ze zdziwieniem, wypuszczając głośno powietrze przez usta. Przełknąwszy głośno ślinę, ocieram oczy łzawiące od mocno zanieczyszczonego powietrza.
— Zamierzasz po prostu iść dalej? Jak gdyby nigdy nic? — zadaję dwa krótkie pytania, nie wiedząc, co jeszcze mogę powiedzieć. Tyle słów ciśnie mi się na usta, ale nie mam wystarczająco dużo odwagi.
Montero kiwa jedynie głową i odgarniając rękami kilka ciał, jakby były przeszkadzającymi gałęziami drzew, wstępuje do przerażającego labiryntu. Zapewne pełnego zaskakujących zawiłości. Żegnam się w desperacji i zaczynam podążać za aniołem, starając się nie dotykać trupów. Wolę nie myśleć, co tu się stało i kim ci ludzie byli. Przed oczami mojej wyobraźni pojawia się rozjuszony Artur Pilarski — pytający się, czy jestem dumna, że doprowadziłam do krwawej masakry. Szybko odsuwam od siebie tę myśl. Nie chcę popadać w obłęd. Czuję jednak, że zbliżam się nieuchronnie do takiego stanu psychicznego.
Trudno iść w takich warunkach, mając zamknięte oczy. Ostatkami sił próbuję się nie złamać. Nieraz uderzam twarzą w coś miękkiego, czuję ciepłą maź na swoim ciele. Zaciskam tylko mocniej zęby, modląc się w duchu, by jak najszybciej minąć te okolice i znaleźć się w przyjemniejszym miejscu. Takim bez trupów, odoru krwi i potu.
Zasłaniam twarz dłońmi i schylam głowę, kuląc się jak mała dziewczynka. Nawet nie wiem, gdzie podział się Milan. Nagle niemal się wywracam, nie mając już oparcia w ciałach zwisających z sufitów. Otwieram oczy i widzę Montero maszerującego dalej pustym tunelem. Jego latarka rzuca światło na jedną ze ścian. Wtem chłopak zatrzymuje się i spogląda w tamtą stronę. Wątpię, by wybór przystanku wiązał się z moim opóźnieniem. Ocieram brudną twarz o płaszcz, którego, mam nadzieję, już nigdy więcej nie założę. Nie wytrzymuję i znów przenoszę wzrok na scenerię za sobą.
Czuję, że coś mi umyka, przecieka między palcami. Nie trawię tego uczucia. Wprowadza mnie w jeszcze większą, kołującą bez przerwy bezradność. Odgarniam grzywkę z twarzy i zwracam latarkę w stronę jednych zwłok, chcąc im się lepiej przyjrzeć. O dziwo, nie mam odruchów wymiotnych. Powinnam odwrócić wzrok, uszanować nieboszczyka, lecz nie potrafię.
Chcę sprostać zadaniu, przydać się w choć najmniejszym stopniu. Wizja kolejnej części testu przypomina koszmar. Wyczuwam druzgoczącą porażkę, mimo że chwytam się nadziei jak koła ratunkowego.
— Milan! — wołam, zwracając uwagę na pewien szczegół. — Ta krew jest... czarna.
Wysuwam lewą rękę i zanurzam dwa palce w niezakrzepłej jeszcze mazi. Z kolei przysuwam je do nosa, chcąc upewnić się, czy to nie czasami inna ciecz. Jednak zapach nie pozostawia wątpliwości. Ta posoka jest czarna jak heban.
— Co? — rzuca Anioł Ciemności niby od niechcenia, lecz pospiesznie zbliża się do mnie.
Jego twarz automatycznie przybiera zupełnie inny wyraz. Maluje się na niej czyste zdziwienie, coraz wyraźniej i wyraźniej. Kąciki moich ust delikatnie drgają, unosząc się, gdy za pomocą tego samego sposobu co ja, próbuje upewnić się, czy to rzeczywiście krew.
— A powtarzali, zwracaj uwagę na szczegóły. To w nich niejednokrotnie tkwi rozwiązanie zagadki — burczy pod nosem, wyciągając z kieszeni sztylet.
Jest niewielki, ale misternie zdobiona rękojeść sprawia, że wygląda imponująco. Srebrne ostrze błyska w półmroku, nim chłopak ponownie owija broń w całun. Milan kręci chwilę głową i sięga po niewielki scyzoryk, którym z kolei nacina skórę pierwszym z brzegu zwłokom. Czarna maź wypływa na powierzchnię, a skonsternowany Montero marszczy czoło.
— Dziwne — ocenia lakonicznie, po czym chowa scyzoryk do tylnej kieszeni spodni. — Musimy iść dalej.
— Słucham? — dukam zdumiona, spodziewając się zupełnie innego zarządzenia.
Nie dowiedziałam się, po co tak właściwie błąkaliśmy się po tych korytarzach, kiedy przyda się moje DNA. Nie mam zamiaru dalej bezmyślnie przytakiwać i zgadzać się na wszystko. Omijają mnie wszelkie narady i zebrania. Z ostatniego zbiorowiska wtajemniczonych usłyszałam zaledwie jedną wypowiedź Ty'a: Dobro jest dobre. Zło jest złe. Tylko nie wszystkie anioły są anielskie. Konkrety, moi drodzy, konkrety.
— To nieludzkie — artykułuję wolno.
Milan rozkłada bezradnie ręce, świecąc mi latarką prosto w oczy, jakby w absurdalny sposób próbował wyczytać z nich istotną wskazówkę. Gdy przestaje, ponownie zabieram głos:
— Z tym trzeba coś zrobić. To dawna kryjówka wrogów, ale nic to nie zmienia. Mamy martwe ciała z tajemniczą cieczą zamiast krwi, a ty chcesz iść dalej, nie zwracając na to najmniejszej uwagi? — wypowiadam na głos pełen korowód słów, które tworzą się w mojej głowie. — Może to czyjaś córka, czyjś syn, matka, ojciec, brat, siostra, mąż, żona, przyjaciel? Może ktoś w tej chwili szuka ich z nadzieją, żarliwie modląc się do Boga, by żyli? Nie chcę cię bezpodstawnie oceniać, ale wyglądasz mi na człowieka, który nieustannie ucieka, choć już dawno zapomniał przed czym.
— Jeśli w każdych zwłokach będziemy widzieć człowieka mającego kochającą, tęskniącą rodzinę, zwariujemy — oświadcza Anioł Ciemności beznamiętnym głosem. Podchodzi niebezpiecznie blisko. — Trupy będą się ścielić, to nieuniknione. Krwawe bitwy, zatarcia, odbicia, włamania, morderstwa... Tak wygląda nieodłączna, stała część tego wszystkiego. Zawsze tak było i będzie, na nic zda się twoja wyjątkowo wyczulona empatia. Chyba zapominasz, że to wojna.
— A ty, dla której ze Stron walczysz — upominam go, nie mogąc się powstrzymać. 

28 komentarzy:

  1. Wow, ale dawno nic twojego nie czytałam. Piękny tekst, jak zawsze twój styl pisania jest niesamowity. Wybacz, że tak krótko, ale ciągle coś robię. :c
    Jak zawsze czekam na więcej, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało. Mnie u Ciebie też dawno nie było. Buziaki.

      Usuń
  2. Witam,
    zgłosiłaś się po ocenkę do ocenialni Wspólnymi Siłami, ale nie widzimy linka do nas, który jest ostatecznym potwierdzeniem chęci oceny. Istnieje jeszcze możliwość, że Skoia jest ślepa i nie widzi hiperłącza, więc prosimy o kontakt pod najnowszym postem, że link już jest tudzież był gdzieś cały czas ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Gdy robiłam remont zakładki ,,Mapa Huncwotów'' usunęłam przypadkiem kilka odnośników. Już przywrócone. :)

      Usuń
  3. Zacznę od tego, że nieco brakuje mi konkretnych wyjaśnień, ale to się tyczy poprzednich rozdziałów. Pokażę to na przykładzie ostatnich wizyt w przedziałach. Na początku była mowa tylko tym, kto, z kim i gdzie. Zastanawiałam się, po co właściwie tam idą. Potem wyjaśniłaś, że szukali sojuszników, i to jest okej. Mnie zabrakło trochę jasnego postawienia sprawy. Przez to trochę się gubię, ale to pewnie dlatego, że dużo się dzieje, jest dużo informacji. Nigdy nie byłam najlepsza w ich przyswajaniu. W porządku, kończę się rozpisywać nie na temat rozdziału, skoro to pod nim piszę komentarz. Przejdźmy do rzeczy!

    W pierwszej kwestii Ikera pomyliłaś się w zapisie dialogu. Wiesz, ten mały, wredny dywiz zamiast myślnika (na co komu te dywizy w ogóle? myślnik zawsze wygląda lepiej).
    „— Dziękuję — wzrusza mnie jego altruizm”. Też tutaj jest błąd. Powinna być kropka po „dziękuję” i duże „W”. To chyba jednak wiesz, prawda?

    Bo Iker jest strasznie słodki. Nikt temu nie zaprzeczy. Zagubiony chłopiec... szkoda mi go, ale że jest tylko fikcyjnym bohaterem, mogę uznać jego cierpienie za ciekawe. Hah.

    TEN LIST (duże litery to zachwyt). Umm... też nie rozumiem, o co chodzi z Ikerem. Ale bardziej nie ogarniam postaci Artura. Pewnie wszystko się wyjaśni niedługo.

    Moja kochana, pozwól, że zacytuję. Wszak to „partykuła nawiązująca do jakiejś sytuacji lub do czyjejś opinii, podkreślająca oczywistość sądu wyrażonego przez mówiącego”. A więc niepoprawne użycie. Ucieczka nie równoważy się z chęcią pozostania, o nie.
    „Z kolei” jest użyte poprawnie, ale tak mocno kojarzy mi się z pisaniem rozprawek... brr. Cóż, to tylko osobiste odczucie. Faktem jest aczkolwiek, że trochę go nadużywasz. Widać to, szczególnie że nie jest to zbyt popularne określenie i rzuca się w oczy.

    Mały spór między Leną a Milanem pod koniec... Jestem bezduszną istotą, więc pewnie domyślasz się, czyj punkt widzenia mi odpowiada.

    To już? Wszystko? Zawsze tak to się kończy... mam do nadrobienia dużo rozdziałów, a kiedy przeczytam, wciąż jest niedosyt.
    Ekscytuję się trochę tym, że niedługo koniec pierwszej księgi i będzie Milan Montero. Taak, uwielbiam jego obojętno-sadystyczne podejście do świata.
    Koniec z tym zalewem komentarzy na dziś. Przynajmniej się trochę wprawiłam w ich pisaniu znowu, heh.

    Trzymaj się i pisz następny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozpisywanie się nawet nie na temat rozdziału jest mile widziane, a całą sprawę przemyślę.
      Dziękuję za wytknięcie błędów.
      Niedługo, tsa... Pojęcie względne...?
      Też tęsknię za perspektywą Milana.

      Usuń
  4. Hey :)
    Przepraszam, że tak późno ale jakimś cudem przegapiłam to, że dodałaś rozdział...
    Mały konflikt na koniec
    Och ta Lena...
    Już niedługo dobiegnie końca pierwsza księga
    Rozdział świetny!
    Czekam na nexta!

    Vicky ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. :) Nic się nie stało. Ale zacznie się druga, więc tylko się cieszyć. Dziękuję.

      Usuń
  5. Trochę mnie przeraża, że Milan tak oschle reaguje na widok tych wszystkich trupów. Z jednej strony ma rację, że gdyby do każdego przywiązywać wagę, można by zwariować, ale taka obojętność jest bardzo nienaturalna. Ja na miejscu głównej bohaterki w życiu nie przeszłabym obok stosu ciał, obojętnie czy patrzyłabym w ich stronę czy nie. Zemdlałabym tam na miejscu albo uciekła z krzykiem i tyle by z tego było.
    Ciekawe o co chodzi z tą czarną krwią. Pewnie dowiem się niedługo.

    Pozdrawiam
    j-majkowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No powiedzmy, że niedługo, heh. Również pozdrawiam.

      Usuń
  6. Nie mogłam dać komentarza pod R10 więc zostawiam go tutaj.
    Te testy, które przechodzi Lena, a zwłaszcza ten w R10 bardzo kojarzą mi się z Niezgodną, gdzie Tris musiała przechodzić je, aby przełamać swe strachy, lęki. Nie wiem czy czytałaś, ale polecam :)
    Rozdział 10 był jak każdy bardzo ciekawy a końcówka utrzymana w niepewności i lekkiej tajemnicy zachęca do czytania kolejnego rozdziału (mam wrażenie, że się powtarzam XD)
    Pozdrawiam i weny :3

    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie wiem co się stało.

      Czytałam, ale zapewniam, że o teście Leny pisałam wcześniej i to tylko zbieg okoliczności. :)

      Takie powtarzanie się jest dla mnie bardzo miłe, heh.

      Miłego dnia, muszę wreszcie przeczytać u Ciebie ten drugi rozdział...

      Usuń
    2. Teraz do R11
      Lena pokazała pazurki, mrrr ;3
      Cała sceneria trupów i w ogóle to wszystko... Wyobraziłam sobie wszystko w każdym szczególe! Naprawdę super!
      Milan budzi we mnie mieszane uczucia, choć nie do końca negatywne. Z pewnością jest ciekawą postacią.
      Zastanawia mnie to pole trupów, skąd się tam wzięło
      ... Im dalej zagłębiam się w Twoją opowieść tym większe czuję emocje i dreszczyk emocji ;3
      I ilekroć czytam u Ciebie słowo Tenebris, przypomina mi się taka jedna postać z mojej powieści, co wprawia mnie w lekkie rozbawienie :P
      A wracając do początku rozdziału... IKER JEST HONOSEKSUALISTĄ?! A już wiązałam z nim nadzieję...i z Leną... :c
      Ah... Odczuwam pewien stan żałobyżałoby :(

      Ale wszystko nabiera większego sensu i robi się coraz ciekawiej :3 a tajemnice mnożą suę i rozwiązują :3
      Pozdrawiam i weny :)

      anielskie-dusze.blogspot.com

      Usuń
    3. Jestem z siebie dumna, hah. Łechcesz, łechcesz.

      Milan poprowadzi drugą księgę, więc będziesz mieć okazję, by swoje uczucia sprecyzować... choć całkiem prawdopodobne, że pozostaną mieszane.

      Znam to, miałam podobnie jak chociażby czytałam opowiadanie o jakiejś Lenie.

      Z wiązaniem w parę Ikera i Leny jeszcze się nie spotkałam... Nadzieja, że jest biseksualistą.xd Nigdy jej nie trać.

      Jesteś cudowna. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
    4. Dzięki hehehehe ale cudowne są Ty i Twoja opowieść :D

      Tak czy siak dopisuję Ikera do listy moich książkowych kochanków XD
      Błagam niech on będzi bi!!!

      Usuń
    5. Ojej, dziękuję. :)

      A co tam, skoro i tak fikcyjny, to może być i gej. Pomarzyć zawsze można. Kto wie, może zobaczy jakąś olśniewającą dziewczynę i stwierdzi, że jest bi. A potem tę dziewczynę zabiję, by był wolny, hah.

      Usuń
    6. Pomarzyć... Mam pomysł na fanfik z Ikerem w roli głownej ;3
      Ciekawy pomysł hahahaha. W mojej głowie pojawił się obraz jak Lena zabija ową dziewczynę ;P
      Będę ich pairingować do końca Twojej powieści :P

      Usuń
    7. Czytałoby się, hah. Jak wyżej, nie trać nadziei. Nierealne shipy to najlepsze shipy.

      Usuń
  7. Wreszcie wolne od pracy, od sesji weselnych, więc mogę zająć się tym, na co w tygodniu nie starcza mi czasu, a więc czytaniem ulubionych blogów - twój mam w kolejce jako pierwszy :)
    Iker dalej mnie zastanawia. On, a właściwie jego przeszłość. Podobnie jak Lena gnębi mnie, dlaczego targnął się na swoje życie. Zastanawiające jest również to uczucie między nim a Arturem. Ten drugi w ogóle mi do Ikera nie pasuje! W sumie pojawił się tylko na chwilę, ale nie zapałałam do niego ogromną sympatią. Może Iker zwyczajnie dostrzegł w nim coś więcej? Nie wiem.
    Milan jest taką postacią, które z miejsca podbijają moje serce. I to w prawie takim samym stopniu jak pozytywne świrusy typu Ty. Lubię takich milczków, zero uśmiechu, sam chłód i te sprawy. Super. Ta jego reakcja, a właściwie jej brak na widok trupów - to powinno odstraszać, a mnie w dziwny sposób fascynuje. Bo normalny człowiek wcale by się tak nie zachował i to jest zastanawiające. I ta krew! Czemu czarna? O co chodzi?
    Ostatnie słowa Leny na swój sposób niesprawiedliwe, ale zmuszają do myślenia. Do tej pory raczej nie zastanawiałam się, czy którykolwiek z poznanych bohaterów może okazać się w jakiś sposób zdrajcą, a przecież tego wykluczyć nie można!
    Aj, czekam na odpowiedzi!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło. :) A mi się wakacje kończą... Nie będzie tyle czasu na pisanie i czytanie.

      Przeciwieństwa się przyciągają... O czarnej krwi i trupach jeszcze będzie. Milan to moje ulubione dziecko, więc cieszą mnie Twoje słowa. Trzeba być czujnym. Na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone.

      Dziękuję za komentarz, dodajesz skrzydeł.

      Usuń
  8. Zaraz, zaraz! Czy ten Artur... ten, który to przyduszał Lenę i obwiniał ją za to, co się dzieje, za tę wojnę... to partner Ikara? Jakoś mi to trudno sobie to wyobrazić. I także teraz się zastanawiać, co skłoniło Ikara, że pojawił się w dziale SAMOBÓJSTWO, skoro miał tak poukładane życie... hymm.

    I tak, wędrówka z Milanem. Ojejku, żeby napotkać się na taką makabryczną scenerię. I zastanawiam się, czy był to aby dobry pomysł, by Milan zabierał ją do tej dawnej kryjówki wojowników Tenebris.... Choć z drugiej strony, Lena jest jakby częścią całej ten wojny, więc chyba raczej powinna :) No i kłótnia między nimi... Cóż, zapewne bym cię udusiła przez monitor, gdybym musiała po tej końcówce rozdziału czekać na następny, heh... a tak, mogę iść dalej^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Artur jest, a raczej był, partnerem Ikera. I tak, trochę trudno to sobie wyobrazić, ale przeciwieństwa się przeciągają... Tak mało osób pyta się o przedział Ikera, a to jeden z moich ukochanych wątków, więc mnie ucieszyłaś.
      Jeszcze raz dziękuję, motywujesz, groszku. :)

      Usuń
  9. Ponownie ja. :)
    Ajć, mam nadzieję, że w przypadku Leny ciekawość nie będzie, nomen omen, pierwszym stopniem do piekła. Liczę, że Iker jednak chociaż odrobinkę się zbulwersuje. Bardzo ciekawe, czy sytuacja z Arturem skłoniła Ikera do samobójstwa, czy może była to jedna z kolejnych rzeczy, która go do tego pchnęła. I w sumie dlaczego cały czas jest taki pogodny? Samobójca raczej nie zachowywałby się cały czas w ten sposób. No chyba że to po prostu maska, w takim razie jeszcze bardziej mu współczuję.
    Bardzo podobała mi się scena z wiszącymi trupami. Naprawdę znakomicie wyszedł Ci ich opis, uwielbiam taki intensywny naturalizm. Podobały mi się też słowa Milana; w czasie wojny faktycznie nie ma miejsca na empatię i sentymenty, bo jak się za dużo o tym myśli, to można po prostu zwariować. Lepiej będzie dla Leny, żeby szybko się tego nauczyła.
    Jedna maleńka uwaga: "Może to czyjaś córka, czyiś syn" - czyjś syn. "Czyiś" można by użyć w liczbie mnogiej, np. "czyiś synowie, czyiś rodzice".
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomniałaś mi, że muszę wreszcie wziąć pod lupę Ikera. Obiecałam w zapowiedzi, że w drugiej księdze dowiemy się, dlaczego trafił do tego przedziału i tak dalej...
      O, dziękuję za wskazanie błędu. Zawsze mi się kręcą te czyjeś, jakieś i tak dalej.
      Jeszcze raz pozdrawiam ciepło. :)

      Usuń
  10. Pierwsze kłótnie i inne, zupełnie różne spojrzenia na daną sytuację. Aż dziwne, że doszło do tego dopiero teraz. Skoro to nie testy, to po co oni wyszli się tak przejść pomiędzy tymi ciałami zmarłych? Nie mogę tego zrozumieć i nie wiem czy gdzieś nie zgubiłem ważnego wątku i przez to teraz tak niewiele rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No może trochę późno... Musieli przez nie przejść, by pójść dalej, to był podziemny tunel, nie mieli innego wyjścia.

      Usuń
  11. Podobał mi się opis zadania na budynku z poprzednich rozdziałów. To sprawdzenie lojalności i zaufania. Ja im tak średnio ufam, ale widać, że bohaterka coraz bardziej.

    Jeśli chodzi o postać Milana i jego obojętność odnośnie zwłok, to wcale mu się nie dziwię. To prawda, że jeśli będzie się myśleć o każdym trupie, jak człowieku, który miał rodzinę, czuł, kochał, cierpiał to się zgłupieje. Ten fragment, w którym rozmawiał z Leną świetnie pokazał różnice między nimi. On – doświadczony w boju, myślący innymi kategoriami, ona – „świeża” w tym wszystkim, wrażliwa, niedoświadczona. Podobało mi się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, jak na tym wyjdzie. I, oczywiście, nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Może jedni na to zaufanie zasługują, a inni nie.
      Dobrze, że tak to odebrałaś. Właśnie tak chciałam.

      Usuń

Komć – głask dla psa. :)

Archiwum bloga

Obserwatorzy

Kaolia Sidereum Graphics
Kredyty Grafika
Obrazek