Zachęcam
do przeczytania tutaj oceny mojego bloga, na którym umieszczałam poprzednią
wersję Kota.
Co do rozdziału... Trochę może
przegadany, ale jestem względnie zadowolona. Marzy mi się skończenie księgi I
do końca lipca, ale zobaczymy, jak to będzie.
..........................................................
† †
†
Pierwszy
raz znajduję się w pomieszczeniu, które mogłoby służyć za jadalnię. Jest spore,
a na jego środku stoi długi stół, wokół którego rozstawiono krzesła. Ściany
pomalowano na jasną czerwień, co stanowi miłą odskocznię od wszechobecnego
błękitu i zieleni. Dziwi mnie widok tylko jednej potrawy, skoro wcześniej
dokonywałam wyboru spośród przeróżnych dań. Specyficzność ośrodka to
najtrafniejsza odpowiedź. Po swojej prawej stronie mam siostrę, a po lewej
Ikera. Mieszam owsiankę w misce, udając, że nie widzę pospieszających spojrzeń,
które nagminnie rzuca mi Ty. Sama podobnymi obdarowuję Stellę, która je bez
przekonania, jak ptaszek. To samo Maja, jakby w jednym miejscu zebrała się
organizacja zrzeszająca wyjątkowych niejadków.
Przenoszę
na nią wzrok, chociaż dobrze znam odpowiedź. Przez te wszystkie lata znajomości
zdążyłam dobrze ją poznać. A może tylko tak mi się wydaje?
—
Nie lubię owsianki — odpowiada Maja, z niesmakiem odsuwając naczynie.
—
Ach, nie lubisz? No to tragedia — sarka Ty i odbiera od niej miskę. — Ktoś chce
dokładkę?
Ręka
Moriatego wystrzeliwuje w górę, jak u pilnego ucznia. Z entuzjazmem przyjmuje
podarunek. Z kolei pochłania pospiesznie porcję dziewczyny, jakby mieli mu ją
zaraz niesprawiedliwie odebrać, mimo że na stole jest wszystkiego pod
dostatkiem.
— To
takie niesprawiedliwe... Je za dwóch, a jest taki chudy — wzdycha Maja.
— Ty
to masz problemy... — mruczy mój Anioł Stróż, kpiąco się podśmiewając. — Ale
gdy się denerwujesz, jesteś jeszcze piękniejsza.
Rejestruję
chichot przyjaciółki, tak dawno niesłyszany, więc daję im spokój, choć podryw
na Ty'a wydaje się komiczny. Ponownie skupiam swą uwagę na Stelli, która zdusza
łyżeczką płatki owsiane, bym odniosła wrażenie, że więcej zjadła. Mały
lawirant.
—
Chcesz jeszcze trochę truskawek? Czegoś innego? Musu jagodowego? — proponuję,
widząc, że wyjadła wszystkie owoce i dodatki. Kręci głową, ale i tak kroję w
plasterki kawałek banana. — Potrzebujesz energii. I pij dużo, bo jesteś
odwodniona.
Sączy
lemoniadę przez zęby i część wypluwa z powrotem do butelki, jakby to był
plankton. O kulturalnym spożywaniu posiłków porozmawiamy później. Stella
bełkocze coś pod nosem, niechętnie kontynuując śniadanie. Gdy patrzy na
Moriatego zbyt długo, by uznać to za przypadkowe, szepczę jej na ucho:
—
Nawet nie próbuj.
Rozmowę
przerywa Milan, który wchodzi do pomieszczenia, ziewając przeciągle. Wita się
za pomocą krótkiego dzień dobry, zajmując wolne miejsce obok Celico. Przeciera
opuchnięte oczy i sięga po miskę oraz opakowanie płatków.
—
Śpiącą królewnę odwiedził rycerz w lśniącej zbroi? — dokucza Mika, nie dając
zjeść w spokoju nawet śniadania. — Gdzie byłeś pół nocy?
—
Nie muszę ci się spowiadać. Podałabyś mleko? — zbywa ją.
—
Zrozum. To wojna. Musisz być silny. Muszą patrzeć na ciebie i myśleć, że z kimś
takim się nie zadziera. Muszą cię szanować, choćby był to szacunek oparty na
strachu. Musisz wziąć się w garść i pokazać, że jesteś kimś więcej niż Aniołem
Ciemności, który robi wszystko, co każe mu Queerini... Gdybyś chociaż
powiedział, kim ona jest i co każe ci robić...
Przypominam
sobie informacje, których przyswajanie idzie mi wyjątkowo opornie. Chłopak
zapewne upadł, więc za skrzydła Anioła Ciemności służy pewnej Queerini. Co
trzeba zrobić, by zostać strąconym z nieba? Czym zwykle trudni się ta
specyficzna rasa aniołów, prócz zabijania dla swoich panów? Czym grozi
nieposłuszeństwo?
—
Nie rób scen, by znów być w centrum uwagi. Nie udawaj, że chodzi o moje dobro.
Po prostu nie znosisz, gdy ktoś nie jest ci posłuszny i nie robi tego, co
uważasz za słuszne — odbija piłeczkę Milan, kompletując swoją owsiankę.
— Na
rodzinne scysje przyjdzie czas później — przerywa im Ty, uderzając pięścią w
stół. — Zawsze chciałem to zrobić... — szepcze, z fascynacją spoglądając na
wszystkich, którzy nagle umilkli i zwrócili w jego stronę twarze. — Mamy ważne
sprawy do obgadania.
Myślę,
czy wysłać siostrę do pokoju, ale szybko dochodzę do wniosku, że zapewne nie
chce znów zostać sama. Mnie kolejny raz nie będzie przez test, a z Mają nie
łączy jej szczególnie silna więź, choć stara znajoma to jednak stara znajoma.
Przyciągam Stellę do siebie, mrucząc, że, jeśli przez temat rozmowy poczuje się
nieswojo, natychmiast ma mnie informować.
—
Miałam wczoraj wizję — odzywa się niepewnie Celico, nerwowo spoglądając w
stronę Miki.
Zainteresowany
Milan przestaje z zamyśleniem wpatrywać się w swoją miskę.
— W
dużym skrócie. Upadły anioł dostaje skrzydła, rysuje na śniegu spiralę i rybę,
a po jego twarzy płyną krwawe łzy — streszcza Artificem, kierując te słowa
głównie do Montero.
— To
nielogiczne... — mówię szeptem, ale zgromadzeni słyszą mnie i oczekują bardziej
sprecyzowanych wypowiedzi. Nie do końca świadomie pierwszy raz włączam się w
poważniejszą dyskusję. — Spirala to symbol zemsty, a ryba chrześcijaństwa, więc
i miłosierdzia. Chyba, że w waszym świecie funkcjonuje inna symbolika.
—
Może to celowy paradoks? — sugeruje Iker. — Dylemat moralny czy coś w ten
deseń? A te krwawe łzy? Ogromne cierpienie? Choroba? Może Sangue?
Spuszczam
głowę, myśląc o Dorotce, siostrze Artura, która umarła w cierpieniach, tęskniąc
za, wysłanym na wojnę, bratem. Jakie znaczenie ma to, że przed samobójstwem
pożegnałam się z rodzicami, skoro wymazano mi pamięć? Czy chociaż oni mają w
czymś oparcie? Cokolwiek pamiętają, gdziekolwiek są i dlaczego.
—
Niejasność wizji potrafi doprowadzić człowieka do szału — irytuje się Mika. —
Często są kompletnie bezużyteczne.
—
Ich rozszyfrowanie stanowi nie lada atrakcję dla umysłu, skomplikowaną
układankę z metaforami i odniesieniami — protestuje Milan. — Potrzeba tylko
trochę cierpliwości.
—
Nudzi ci się? Wróżką zostań — odparowuje jego siostra, nigdy chyba nie ugryzie
się w język i nie ustąpi. — Nie mamy czasu na bawienie się w Sherlocka. To nie
zabawa, ale wojna, a poznanie chociażby jednego wydarzenia z przyszłości może
nam dać przewagę nad Tenebris.
—
Przydałaby się, licząca setki tysięcy wojowników armia Vivere zdusiłaby
Cordragon jak niesforną muchę — ocenia Iker, uśmiechając się słabo. — Dobra,
Lena, zbieraj się powoli.
Krzyżuję
wzrok ze Stellą. Oczy ma jak spodki, co jawnie przekazuje: znowu mnie
zostawisz?
—
Skarbie... — Nachylam się, by tylko ona słyszała mój szept. — Trzymaj się Mai,
ewentualnie Ikera. W razie czego biegnij w kierunku recepcji i krzycz głośno.
Dobrze? Ci śmieszni panowie w czarnych kostiumach też ci pomogą. Dziś Iker
przedstawi ci kogoś w twoim wieku, Luelle. Mam nadzieję, że się dogadacie. Bądź
dla niej miła i nie dogryzaj, choć może się trochę dziwnie zachowywać. —
Siostra kiwa głową, akceptując wszystkie zalecenia. — Ty obiecał, że dziś
wstawi drugie łóżko do mojego pokoju i będziesz mogła u mnie spać. Trzymaj mi
się, dużo pij i bądź grzeczna.
— A
mogę zadawać pytania? — chce się upewnić. — Nie będą się gniewać?
—
Oczywiście, ale wszystko w granicach dobrego smaku. — Odgarniam blond kosmyki z
jej czoła i składam na nim lekki pocałunek. Spoglądam na Maję i uśmiecham się
do niej. — Ty też uważaj na siebie.
† †
†
Kolejna
część testu rozpoczyna się na dachu wysokiego budynku, prawdopodobnie wieżowca.
Wieje silny, porywisty wiatr i targa moimi włosami, a chmury stopniowo
zakrywają słońce. Widzę imponującą panoramę nowoczesnego miasta. Na tej
wysokości na szczęście nie czuję zapachu spalin. Oddycham rześkim, świeżym
powietrzem. Stoję blisko krawędzi, przez niestabilny chód mając ochotę się
położyć. Nie rozumiem, co jest grane. Nie mam lęku wysokości. Przynajmniej nie
bardziej niż przeciętny człowiek, a pierwsze zadanie polega na pozbywaniu się
własnych słabości. A przynajmniej na oswajaniu się z nimi.
Rozglądam
się z zaintrygowaniem dookoła, lecz dostrzegam tylko szczyty sąsiednich
budynków. Mimo dłuższych obserwacji, nie dostrzegam nic anormalnego, co
umożliwiłoby choć niewielki krok naprzód. Już wiem, co powinnam zrobić, ale nie
akceptuję tego z marszu. Podchodzę jeszcze bliżej krawędzi, wręcz
niebezpiecznie blisko. Na dodatek, wychylam się, by więcej widzieć. W samym
środku dużego miasta panuje ogromny ruch. Samochody mijają się z zawrotną
prędkością na dwupasmowej jezdni. Słychać ostrzegawcze klaksony, za których
pomocą właściciele pojazdów wyrażają swoje podirytowanie. Mnóstwo pieszych
pędzi po chodnikach z pośpiechem, z tej wysokości są mali jak mrówki.
Słyszę
w głowie czyiś głos. Z pewnością nie należy on do Ty'a.
—
Jesteś ślepa czy naiwna? — prycha tajemnicza istota, przeszywa mnie tym
dogłębnie. — Twierdzisz, że im nie ufasz, a robisz wszystko, jakby było
zupełnie na odwrót. Nawet nie muszą się starać, udawać, grać, bo wszystko
podajesz im na tacy i jeszcze z uśmiechem życzysz smacznego.
Głos
należy do mężczyzny i jest wręcz przesycony jadem. Słucham jednak w skupieniu,
robiąc to, co powinnam.
—
Czy pomyślałaś przez chwilę o tym, że każdy z nich łże jak pies? Przecież cała
marna opowiastka o Stronach, wojnie i Vivere może być tylko zmyśloną bajeczką
dla małych dziewczynek. Może twoi rodzice, dzięki przewspaniałemu Cordragon,
topią się we własnej krwi, bezskutecznie wołając o pomoc — ciągnie dalej, co
jakiś czas wybuchając szyderczym śmiechem, jakby nie mógł się powstrzymać.
Wyraźnie dobrze się bawi, podcinając mi skrzydła. — A cały ten test, hm...? Do
czego tak naprawdę służy? Może efekt będzie zupełnie odwrotny, niż ci się
wydaje? Może pogorszy twoją sytuację i tych, na których ci zależy? Kto zginie
jako pierwszy? Stella? Maja? Myślisz, że po prostu wpakują im kulki w głowy?
Nie, nie, moja droga, będą się zabawiać, aż im się nie znudzą...
Nagle
do mnie dociera, że zupełnie mijam się z celem. Nie powinnam słuchać tych
absurdalnych podejrzeń. Moim problemem nigdy nie była przesadna łatwowierność,
z pewnością nie. Wręcz przeciwnie, od zawsze miałam trudności z ufaniem
ludziom, bałam się zranienia. Nadal tak jest. Tylko co zrobić, by udowodnić, że
nad tym panuję i nie przesadzam w żadną
ze stron?
—
Zaufaj. Po prostu — przemawia nagle Ty, więc gwałtownie odwracam się w
zdumieniu.
Opiekun
idzie nonszalancko w moją stronę, ma na sobie ten sam śnieżnobiały garnitur.
Jego włosy tradycyjnie są pogrążone w nieładzie. Oczywiście uśmiecha się
beztrosko, jakżeby inaczej. To widocznie cecha każdego Ty'a Artificema, nawet
tego w mojej głowie.
—
Zaufać? — drwi instynktownie głos, pochodzący prawdopodobnie z czeluści samego
piekła. Niemal wywołuje fizyczny ból, jego słowa odbijają się echem. — Czy ty
cokolwiek o nich wiesz? Nie jest jeszcze za późno, by się wycofać. Jeszcze
możesz to wszystko naprawić. Uratować siebie — zmienia taktykę.
—
Możesz czytać w moich myślach, przeglądać wspomnienia, jeśli tylko się
postarasz. One są prawdziwe — oponuje od razu Anioł Stróż. — Czujesz, że moje
intencje, Ikera i całej reszty są czyste. Masz przeczucie. Skoro nie potrafisz
zaufać mi, zaufaj chociaż jemu.
—
Nie są fałszywe? Skąd możesz to wiedzieć? — Kontrargument pojawia się równie
szybko co poprzednio. — Zabierz Stellę, odszukaj rodziców, wróć do domu i żyj, jak
gdyby nigdy nic się nie zdarzyło. Nie mają prawa żądać od ciebie poświęcenia.
To twoja decyzja.
—
Kochana, nie jesteś egoistką — zwraca się do mnie Ty, nie przestaje się
uśmiechać. — Doskonale wiesz, jak powinnaś postąpić.
Otwartymi
dłońmi zasłaniam uszy. W głowie mam mętlik, choć towarzysze, na szczęście,
milkną. Nie wiem, jak na to wpadam, ale już wiem, co muszę zrobić. Spoglądam w
dół, na pogrążone w chaosie miasto. Wszystko wydaje się takie normalne, nikt z
pewnością nie myśli o wojnie. Ludzie patrzą w górę, podziwiając nawet pochmurne
niebo. Nie dostrzegają mnie jednak, jakbym była zaledwie niewidzialnym duchem.
Zastanawiam się, ilu z nich przejęłoby się chcącą skoczyć, młodą dziewczyną w
ekscentrycznym stroju.
— To
nie będzie bolało, przyrzekam — oświadcza mój opiekun, a gdy przenoszę na niego
wzrok, widzę, jak trzyma przy sercu zaciśniętą w pięść dłoń.
—
Nie będzie bolało?! — prycha mężczyzna, po raz kolejny roznosi się jego
diabelski chichot. — Każe ci skoczyć z czwartego piętra, i to na sam środek
ruchliwej ulicy. A wiesz dlaczego? Nie byłaś im wcale potrzebna do wygrania
wojny, nigdy o to nie chodziło. Myślisz, że chcą, byś wróciła do żywych?
Przecież to zupełnie niedorzeczne. By Vivere odeszła na zawsze, ty również
musisz być martwa. Jesteś tylko narzędziem.
Potrząsam
ostro głową, jakby to mogło sprawić, że przestanę słyszeć te brednie.
Tajemnicza istota pląta się i miota bez granic — najpierw próbuje mi wmówić, że
żadna wojna nie ma miejsca, a potem stwierdza, że jestem jedynie marionetką
biorącą w niej udział. Odwracam się tyłem do przepaści. Przypomina mi się
program, który oglądałam w jedno z długich, sobotnich przedpołudni. Żaden
okularnik-samobójca nie skoczyłby w okularach. Zawsze je ściągają. Wolą nie
widzieć swojego tchórzostwa. Rozkładam ręce na boki, jak ptak. Myślę o skokach
przez kozła na wychowaniu fizycznym i kończeniu ich z gracją w pozycji
jaskółki.
— Jeszcze
możesz się wycofać. Możesz żyć. Dla Stelli, rodziców, Mai... Chcesz ich zranić?
Znowu? Teraz, gdy masz szansę naprawić największy błąd w swoim życiu? Mogłabyś
uciec, nikt by nie zauważył przez to zamieszanie. Wszystko fizycznie odczuwasz,
jakbyś nadal w pełni żyła. — Mężczyzna się nie poddaje, gra na moich uczuciach.
Nie wie, że już podjęłam decyzję. Muszę wreszcie zacząć działać, a pokonanie
lęku w świecie wyobraźni stanowi obiecujący początek.
— To
nie będzie bolało, przyrzekam — deklaruje ponownie Ty. — Ocalę cię. Zawsze cię
ocalę, mała.
Wiatr
targa moimi włosami i luźną szatą. Nie wiem, po co włożyłam z powrotem
szpitalne ubranie. Kiedy byłam mała, nieraz z dzieciakami padaliśmy specjalnie
do tyłu, wierząc, że kolega nas złapie. Bywało różnie. Zawsze towarzyszyła temu
namiastka adrenaliny, na którą mogliśmy sobie pozwolić jako rozkoszne małolaty.
Tym razem muszę zrobić podobnie, pozwolić swojemu ciału osunąć się. Dygoczę
niemiłosiernie, czując dreszcze. Wiem, że to tylko część testu i zapewne nawet
nie poczuję bólu, ale co dzięki temu zyskuję? To jak powtarzanie osobie z
arachnofobią, że pająk nie zrobi jej krzywdy.
— Już i tak nie żyjesz, a to nie
jest prawdziwe. To nie jest prawdziwe — powtarzam szeptem, by dodać sobie
otuchy. Nim decyduję się na ostatni ruch, wykonuję niewielki krok w tył. Czuję,
że moja pięta znajduje się już poza krawędzią. — To nie jest prawdziwe. — Padam,
jakbym była pewna, że na dole czeka ktoś, kto będzie w stanie mnie złapać.
Podoba mi się styl pisania. Fajnie, że tekst jest wyjustowany, ładnie i profesjonalnie wygląda <3
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszym blogowaniu. I dużo natchnienia :)
http://kinga-wajman.blogspot.com/
Dziękuję, przyda się.
UsuńWitam, nic się oczywiście nie stało. To chyba dobrze, że Cię zamurowało, heh.
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz. Jest ciekawie, pojawiła się także chwila napięcia w momencie, kiedy to miała skoczyć. Ciekawe, czy rzeczywiście złapią ją.
Pierwszy raz spotykam się z narracją pierwszoosobową w opowiadaniu, co idzie na plus :)
kupuaola.blogspot.com
Witam. Naprawdę? Ja ciągle na nią trafiam.
UsuńTrochę narobiłam sobie zaległości u Ciebie, ale już wszystko nadrobiłam. Zastanawiałam się, o co dokładnie może chodzić z tymi tytułami rozdziałów, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Jedyne, co zwróciło moją uwagę, to że pod koniec będą sępy i kruki, więc może któremuś z głównych bohaterów stanie się coś złego..?
OdpowiedzUsuńNa miejscu Leny nie byłabym w stanie skoczyć, nawet gdybym wiedziała, że to tylko test i że i tak już jestem martwa. Mimo wszystko nie miałabym w sobie takiej odwagi.
A Ty wciąż pozostaje moim numerem jeden w tym opowiadaniu.
Pozdrawiam
j-majkowska
Nic się nie stało oczywiście. Nie chodzi przecież o bycie na bieżąco, ja nie z tych. Może, może... Wszyscy kochają Ty'a, hah. Również pozdrawiam.
UsuńPierwsza część byłą dla mnie nowa. Podobał mi się jej zamysł, pokazanie niby banalnej, zwyczajnej czynności, jaką jest wspólne jedzenie posiłku, to dało namiastkę normalnośći i rodizny. No, ale sama tematyka rozmów niestety już nie... Ogólnie całkiem przyjemny fragment, tylko że z powodu sporej ilości bohaterów i znów nie zawsze dobrego oddzielania akapitów miałam przez chwilę wrażenie, ze mówimy o Majce, a nie o Stelli, a potem w dialogu też było różnie. Jednak podoba mi się sam fakt, że ta rozmowa trzymała w napięciu i że co nieco wyjaśniła oraz sprawiła, że sama bohaterka ma kolejne pytania, na które, mam nadzieję, uzyska odpowiedź.
OdpowiedzUsuńCo do drugiej części, już ją w dużej mierze czytałam, już na Cordragonie była dobra, ale tutaj jest jeszcze lepsza, dzięki zakończeniu. Bardzo podoba mi się znaczenie tego testu, to,że dziewczyna zaufała Ty'owi, nawet jeśli sporo informacji jeszcze nie posiada. No i oczywiste nawiążanie do miejsca, w którym się znajduje. Bardzo dobry fragment.
A, proszę, zmień na początku to "nagminne" na coś innego.
Zapraszam serdecznie na niezaleznosc-hp.blogspot.com i czekam na nowość.
Zatem jeszcze przejrzę ten fragment. Dziękuję za sugestię.
UsuńDziękuję niebiosom, że wpadłam na pomysł zapisania części komentarza w notatniku. Była burza, wyłączyłam laptopa - gruchot ma już ponad 6 lat i w każdym momencie może umrzeć śmiercią naturalną. Wczoraj nawet go nie włączałam (skleroza?) więc opóźniony komentarz z opóźnieniem nadchodzi. Kurdę, w sumie to mogłam to zrobić wczoraj, ale cóz. Pogódź się, że Twój Piksel jest Potterhead i Zakon Feniksa o 20:00 na TVN, nie mógł istnieć bez mojej obecności.
OdpowiedzUsuńZe mną chyba coś ewidentnie nie tak. Chyba któraś klepka mi uciekła, podczas lekcji geografii - widocznie to jest zaraźliwe. Ach, czujesz tą sympatię do nauczycielki nie? Mówią nie mów hop, dopóki nie skoczysz, ale wydaje mi się, że nigdy nie posunęłabym się do czegoś takiego. Czyli szarpania ucznia za bluzę przez pół klasy, stosując przy tym wykwintne wyzywiska. No ale wracając do sedna. Jestem chyba jedną (jedyną?) czytelniczką tego postu, która pod koniec miała łzy w oczach. Nie pytaj, jak bo kompletnie nie mam pojęcia. Za to dlaczego, chyba mojej kochanej Corteen dało się zauważyć, że Piksel jakoś delikatnie mówiąc nie w sosie. A, przypomniało mi się - ostatnio Wiktoria próbowała powiedzieć twoją "ksywkę" i miałam przy tym niezły ubaw. Ona jest święcie przekonana, że to "Corteel". Brzmi beznadziejnie nie ? xd
Taaak, może w końcu przeszłabym do sedna. Ale w sumie zauważyłam, że takie krótkie te komentarze, to będzie w ramach rekompensaty. Pamiętasz, moje komentarze, których zasób słów był maksymalny ?
Na początek mam wrażenie, że moja wcześniejsza interpretacja dotycząca symboliki Kolibra przyniosła oczekiwany skutek, czyż nie ? Chyba przybiję mentalną piątkę mojej polonistce (czyt. tak! Olimpiada jednak się do czegoś nadaje). "Dziwi mnie widok tylko jednej potrawy" - być może, to mój tępy móżdżek czegoś tu nie pojmuje, ale zdradzisz nam co to była za potrawa ?
Kocham Ty'a - ale o tym może potem. I taka uwaga ode mnie, za każdym razem, zamiast zrozumiem, że to imię i powiem to "taj", czytam jako zwykłe "Ty" i takie...irytujące ? Nie wiem czy to poprawiłaś, ponieważ nie wgłębiam się już w tekst, bo wiem o co chodzi. Ale jak bodajże wyłapałam w którymś komentarzu, w pewnym momencie także dostrzegłam, że nie wiadomo czy była mowa o przyjaciółce czy o Stelli.
Nawet ja wyczułam tą niby "dobroć" Miki. Nienawidzę czegoś takiego, doprowadza mnie to do szału. Sytuacja, kiedy Ty uderza w stół, z tym szeptem fascynacji powala mnie na kolana. Przypomina mi się jak czytałam o ojcu który powiedział zięciowi "tknij moją córkę, zrób jej cokolwiek przez co będzie cierpiała, a zabiję cię własnymi rękami i zakopię w Twoim ogródku" - po czym wzniósł za niego toast i z uśmiechem na ustach dodał "Zawsze chciałem to powiedzieć".
Polubiłam Milana, a raczej to jak odnosi się do "zagadek". Tylko mi brak odrobiny, albo może jednak większej garści cierpliwości.
" Nudzi ci się? Wróżką zostań" - kocham, kocham, kocham ! Corteen wygrałaś tym życie. O drugiej części nie ma co mówić, wspominałam już o niej na początku mojego jakże długiego komentarza xd, a dobrze wiesz, że kocham takie sceny i...uh, brakuje mi słów, żeby trafnie opisać, to co czuję czytając to. Ale moment ten skojarzył mi się akurat z Harrym Potterem i Zakonem Feniksa, a konkretnie końcówką, gdy w Komnacie Tajemnic "wnika w niego" Voldemort, a raczej kontroluje jego myśli i go torturuje. Paradoksalnie najbardziej kocham końcówkę, od momentu kiedy umiera Syriusz (za każdym razem przeżywam to tak samo), przez moment kiedy Czarny Pan nakłania Harrego do zabicia Belatrix, aż po długo wyczekiwany nagłówek w gazecie "sami wiecie kto, powrócił".
Twój Piksel.
P.S - wiem, że dużo nie na temat...
Wybaczyć Potterhead? Zawsze i wszędzie. Corteel... Myślę, co mogłoby to znaczyć. Potrawa to może niezbyt dobre określenie owsianki, hah. Mnie za to zdarza się zwykłe ,,Ty'' czytać ,,taj'', haha. A możesz mi wskazać ten fragment, bo chcę poprawić? Nigdy nie lubiłam Syriusza (Corteen taki wyjątek), ale od jego śmierci do samego końca Zakonu Feniksa zawsze mam łzy w oczach, bo te sceny są takie... epickie.
UsuńCo z tego, że nie na temat? :)
Mój, mój.
Atmosfera przy tym śniadaniu jest taka – brakuje mi słowa – fajna. Wciąż głodny Moriaty, marudząca Stella, zaspany Milan. Takie urzekający obrazek. Nawet dogryzanie Miki jest w pewien sposób swojskie. Nawet jeżeli rozmowa dotyczy wojny.
OdpowiedzUsuńTy uderza w stół... i nawet gdy próbuje być poważny, zaraz sam to psuje. Uwielbiam go za to, ale mój pesymizm... chyba rozwiodę się z Ty'em na czas nieokreślony, bo jest dla mnie zbyt pozytywną postacią w tym momencie.
Troska Leny o siostrę jest taka... mój zasób słownictwa się zmniejszył, ugh. Tak czy tak, podoba mi się scena przy stole.
Kolejna też. Zdałam sobie sprawę, że gdyby mnie odwiedził podobny głos... okej, czasem odwiedza, ale to nie czas na moje odchyły... więc gdyby mnie odwiedził, udałoby mu się mnie zwieść. Może to ja jestem naiwna, jednak doceniam w Lenie to, że ona nie jest, że myśli logicznie.
„Tym razem musiałam zrobić podobnie”, a raczej „muszę”, ponieważ opowiadasz w czasie teraźniejszym. Mały błąd.
Ostatnie zdanie brzmi dobrze. Z jakiegoś powodu. Może po prostu bardzo lubię Twój styl pisania.
Właśnie chodziło o taki miły przerywnik, trochę normalności przed... burzą. Może potrzebujesz pozytywnych postaci?
UsuńPodobała mi się scena ze śniadaniem. Była taka... zwyczajna. A to dawało chociaż chwilowy odpoczynek po natłoku tych wszystkich informacji i różnych dziwności.
OdpowiedzUsuńMoriaty zdobywa moją sympatię poprzez ten swój niepohamowany apetyt, chociaż na liście najulubieńszych postaci nadal króluje niepodzielnie Ty i Iker.
Lena miała niesamowitą odwagę, że mimo wszystko odważyła się skoczyć. To było niesamowite, chociaż stanowiło tylko część testu. Chyba dobrze wróży na przyszłość, skoro zdobyła się na zaufanie względem Ty'a.
Wciąż gdzieś w głowie mam kwestię tej przepowiedni. Póki co nie umiem rozszyfrować tej symboliki, ale to pewnie się niebawem wyjaśni.
Ogólnie świetny rozdział. Bardzo mi się podobał :)
Do miłego!
Cieszę się, taka miała być. Miły przerywnik. Ty i Iker to nie tylko Twoi ulubieńcy, więc muszą coś w sobie mieć, heh. Lena bywa dość... skrajna. Raz odważna, raz wręcz przeciwnie.
UsuńNie tak niebawem, trochę poczekasz. Ale wtedy to będzie mieć naprawdę duże znaczenie.
Dziękuję za miłe słowa i odzew. Twoje komentarze bardzo mnie motywują.
Do miłego.
Kurcze, ten Moriaty i to jego apetyt, heh ;p Nie mogę, ale on naprawdę mi przypomina Songa - nic, tylko jeść... i tak jeść łakomie, jakby mu to jedzenie chcieli ukraść, heh :D
OdpowiedzUsuńTo smutne, że rodzeństwo Montero tak dokuczają się wzajemnie... w szczególności Mika tak naskakuje na tego swojego brata. To bardzo przykre... Owszem, można się od czasu do czasu dogryzać - sama przecież mam siostrę, więc wiem jak to jest - ale żeby aż tak!
Fajnie, że chociaż Lena utrzymuje ze swoją siostrą bardzo bliskie stosunki. Aż miło czyta się, jak nasza bohaterka opiekuje się Stellą.
No i kolejny test... kolejna próba i naprawdę podziwiam Lenę, że skoczyła! Zaufała, wiedziała, że to wszystko nie jest prawdziwe - ach, i znów mi się "Niezgodna" przypomniała, wybacz ;)
Kto wie, trwa wojna, więc i o jedzenie się może będą zabijać.xd Różnie to bywa, Milan i Mika długo się nie widzieli, obwiniają siebie nawzajem, różnią się poglądami, ale jednak kochają, co najważniejsze. Wybaczam. Och, przecież skojarzenia są naturalne.
UsuńDziękuję za komentarz. :)
Mam dzisiaj chwilkę wolnego, to nadrabiam dalej. :)
OdpowiedzUsuńPierwsza część była jak dla mnie taka bardzo "normalna", oczywiście w pozytywnym sensie; chwila odskoczni od testów, jasnowidzeń i ucieczek. Z Mają mogę przybić sobie mentalną piątkę: też nie znoszę owsianki. Podobają mi się też relacje między Miką a Milanem, od razu widać, że są rodzeństwem.
W drugiej części odniosłam wrażenie, że żaden głos i żadne argumenty nie powstrzymałyby Leny przed skokiem, nawet ten, że musi ona zginąć, żeby pokonać Vivere. I nawet jeśli głos kłamał (choć coś mi mówi, że nie do końca), to na miejscu Leny przemyślałabym sobie wszystko bardzo dokładnie. Ale nic nie mówię, może weźmie Ty'a na przesłuchanie. ;) Sama scena na tym dachu bardzo klimatyczna, podobała mi się.
Mam dwie drobne uwagi: po pierwsze "chyba że" nie rozdziela się przecinkiem (podobnie jak "mimo że"). Widziałam gdzieś to na początku. Po drugie - byłam lekko zmieszana w drugiej części: najpierw pisałaś, że Lena jest na wieżowcu, ludzie mrówki itd., a tu nagle okazuje się, że jest co prawda na dachu, ale na wysokości czwartego piętra. Chyba nie taki wysoki ten wieżowiec. ;)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Znam to nadrabianie, sama mam tyle zaległości na różnych blogach, że... ech.
UsuńA ja uwielbiam owsiankę, heh.
Wiem, wiem, co do tego przecinka, musiało mi umknąć. Może powinnam zmienić piętro, cóż, nie mam orientacji w terenie, więc...
Również pozdrawiam.
Chętnie bym przeczytał ocenę, ale nie ma linku :) Gdzie mam ją znaleźć?
OdpowiedzUsuńTo padanie do tyłu... czemu do tyłu? Nie mogła skoczyć z dachu do przodu? Ja sam bym się nie odważył, mam lęk wysokości, co na budowie raczej mi szkodzi niż pomaga, choć z drugiej strony przez to jestem ostrożniejszy, ale jako dziecko latałem po dachach i się nie bałem. Kto wie, może jako gówniarz miałem mniej wyobraźni. Natomiast mój syn skakał z balkonu na trampolinę... kaskader i tylko palec u nogi raz złamał...
UsuńMieli fajną wyżerkę i trochę żałuję, że ta mała siostra nie jest bardziej realna. Brakuje jej czegoś. Mam dzieci małe więc wiem mniej więcej jak się zachowują. Ogólnie mam bardzo dużo kontaktu z dzieciakami (nie mylić z pedofilią). Ten twojej brak życia i takiej... dziecięcości, sposobu myślenia takiego małego człowieka, które mówi co myśli, a nie zawsze myśli jego idą torem takim jak nasz - dorosły tor.
Musiało mi zjeść link, już naprawione.
UsuńChyba łatwiej paść do tyłu, gdy się człowiek boi. Przynajmniej mnie to sprawiłoby mniejszy problem niż takie padanie do przodu. Ech, moi kuzyni też skakali. Akurat mieli szczęście i wyszli bez szwanku.
Nie jestem zadowolona z kreacji Stelli. W sumie wiem, czego jej brakuje, ale już za późno, by to zmienić. Nie było miejsca, by poświęcić jej więcej czasu, a potem stwierdziłam, że ta postać nie jest aż tak ważna, by się przejmować. Postaram się z innymi dziećmi, które się pojawią.
Dzisiaj mam dzień w niemal ciągłej drodze, jadę do Lublina, potem wieczorem wracam do domu, więc sobie skopiowałam rozdziały do Worda i czytam w pociągu :)
OdpowiedzUsuńBędę ci to powtarzać to znudzenia, ale naprawdę masz charakterystyczny i oryginalny styl pisania opowiadania. Jest też on trochę ciężki, dlatego naprawdę warto czytać rozdziały jedne za drugimi.
Poza tym trochę gubię się w tym, co się dzieje. Najpewniej wina to tego, że miałam takie przerwy z czytaniem. I uważam, że troszkę za dużo tu bohaterów. Mam cholerne problemy z zapamiętywaniem imion, o nazwiskach nie wspomnę.
Ale miło się czyta, bardzo szybko i już niedługo skończę 1 część, więc jestem z siebei dumna!
Weny, czasu i sprawnego kompa
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nowy rozdział ;) - reklama musi być!
http://granica-olimpu.blogspot.com/2017/02/rozdzia-4.html
Witam. :)
UsuńTak, mówiono mi to już, heh. Dużo bohaterów? Może tak się wydaje na tym etapie, bo w 6 doszły nowe postacie, potem będą praktycznie te same w kółko.
Heh, cieszę się, wzajemnie. :)