† † †
Kręcę głową. Ja w
przedziale dla samobójców? Z tym poderżniętym radośnie gardłem? Nie jestem aż
tak pokręcona! Nie umiem dobrze chwycić noża kuchennego! Spokojnie, Lena. Swoje
tempo. Pora to wszystko jakoś uporządkować. Przecieram mokrą twarz i zaciskam zęby.
Powoli, powoli. Dlaczego ja się w ogóle pocę? Powinnam jeszcze? To jak z raną?
Była niezasklepiona, gdy umarłam, więc utrzymała się w takim stanie? Dobrze
kombinuję? Miałam też mokrą twarz, odchodząc? Nadal mogę płakać? Co to w ogóle
za głupie kalkulacje? Brzmię niedorzecznie.
Z rodziną wszystko w
porządku? Jak muszą się czuć? Byłabym im w stanie to zrobić? Byłabym?
Coś musiało pójść nie
tak. Coś musiało wszystko zmienić. Nie dowiem się niczego, biadoląc. Najwyższy
czas się ogarnąć. W normalnej sytuacji wzięłabym głęboki wdech. Jakim
cudem utrzymuję się wciąż na nogach? Nie potrafię zrozumieć funkcji życiowych,
które płatają mi figla. Tak łatwo odpuszczam? Poddaję się? Nie walczę? Nie może
tak być.
Cofam się. Podchodzę
do przejść, które mi jeszcze pozostały. Sprawdzam każde. Nic. Skutecznie mnie
odpychają. Próbuję nawet z pierwszym. ŚMIERĆ
NATURALNA. Po co to
wyróżnili? Zupełnie bez sensu. Jak z niemiłym zbiegiem okoliczności? No
naprawdę — przejaw niezwykłej wrażliwości. Ale dlaczego nie mogłam po
prostu zginąć w wypadku? Byłoby o wiele łatwiej.
Uderzam pięścią w
metalowy pręt. Wciąż żadnego bólu, ani cząstki. Jestem odporna na fizyczne
niedogodności czy to coś więcej? Jak mam sprawdzić? Gdzie tu znajdę coś
ostrego? Badam otoczenie. Może i tym razem coś się pojawi nie wiadomo skąd? A
gdzie tam. W normalnych okolicznościach od tych wszystkich pasków zakręciłoby
mi się w głowie. Na co mam czekać? Czego ostrego szukam? Mam zęby. Szalone?
Prawdopodobnie. Raz kozie śmierć. Unoszę dłoń i wgryzam się w nią szybko.
Zaskakująco łatwe. Żadnych blokad, barier. Mdlący, słodkawy posmak mnie orzeźwia. Odsuwam rękę i pluję
na ziemię. Metaliczny posmak pozostaje na języku. Na to będę narzekać później.
Teraz wyciągam przed siebie dłoń. Rana zasklepia się jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki. Nawet pani Pomfrey byłaby pod wrażeniem. Dotykam
zranionej wcześniej skóry. Nie wyczuwam żadnego śladu, choćby zgrubienia. Dobry
Boże...
— Chyba trafiłam do...
jakiegoś dziwnego miejsca, bo mi wyparował mózg — mruczę.
— Interesująca
konkluzja — ocenia sobowtór.
No tak. Nie jestem
sama. Najchętniej wywróciłabym oczami i wysłała mordercze spojrzenie w stronę
towarzyszki, ale wątpię w jego siłę. Rachityk o dziecięcej twarzy nie nadaje
się na straszydło. Ale dlaczego nie na dyplomatę?
— Słabo mi, krwawię,
pocę się jak dzika świnia... — wyliczam.
Widzę mamę z
fryzjerskimi nożyczkami mówiącą: damy
się nie pocą. Damy błyszczą. Nie mogę się nie uśmiechnąć.
— To nie domena
martwych — komentuję jeszcze.
— A śmierć to nie
poziom wyżej — stwierdza dziewczyna. — Ani niżej. Tylko etap, o
którym chyba mało wiesz, skoro uważasz, że już nadszedł na niego czas.
Spoglądam to na
napis SAMOBÓJSTWO, to na towarzyszkę.
— Przecież
powiedziałaś... — wzdycham.
— Powiedziałam ci, że
umarłaś?
— Tylko, że jesteś
Anielicą Śmierci — przypominam. —
Subtelne...
— Powiedziałam ci, że
umarłaś?
— A ta fachowo
wykonana robota? Podręcznikowo poderżnięte gardło?
— Powiedziałam ci, że
jesteś żywa? — zagaja. — Dopiero co powtarzałaś, że nie
jesteś martwa. Teraz chcesz usłyszeć, że jednak jesteś? To poprawi ci humor?
Zaciskam zęby. Czasem
lepiej nic nie mówić niż mleć ozorem jak potłuczony. Sobowtór nie zamierza
zmieniać taktyki, więc odwracam się od niego. Już wolę wbić wzrok w szereg przejść —
śmierć mnie nie potraktuje jak półgłówka. Przynajmniej nie powinna.
— Trochę odwagi —
zachęca dziewczyna. — Przejście przez próg jeszcze nikogo nie zabiło.
— Spierałabym
się — szepczę. — I dlaczego ciągle mówisz jak o drzwiach? To tylko
wycięcia i jakieś wiszące... szmaty. Próg? Gdzie?
— Wybacz —
odpowiada. — Nie lubię, gdy mnie wysyłają do samobójców. Na ogół odmawiam.
Nie jestem przyzwyczajona do tej cyrkowej scenerii.
Ja z nożem przy
własnym gardle? Tego nawet nie umiem sobie wyobrazić. Co ma cyrkowa sceneria do
sposobu, w jakim miałam częściowo umrzeć?
— Czekaj. Cyrkowy
namiot oznacza samobójstwo? Od razu? W innym przypadku byłabym teraz gdzieś
indziej? I byłyby te twoje drzwi? — snuję przypuszczenia.
Dziewczyna powoli kiwa
głową.
Zabiłeś się?
Odstawiłeś niepotrzebnie cyrk! Mój Bóg nie poszczyciłby się taką ułomną
wrażliwością. Wbijam szklące się oczy w powiewającą karteczkę. SAMOBÓJSTWO brzmi jak najgorszy z wyroków.
Znowu w życiu mi nie wyszło.
— To nie w moim stylu —
mówię.
— Myślisz, że jesteś
lepsza? — prycha sobowtór. —
Lepsza od samobójców?
Co to za insynuacje?
Czy rzekomy Anioł Śmierci nie powinien mnie wspierać? Próbować zrobić
cokolwiek, by było mi łatwiej? Zdecydowanie nie potrzebuję dobicia. Znów
odpływasz, Lena. Nie pora na to.
— Nie, to nie tak —
bronię się. — Nie jestem chora, mam plany, całe życie przed sobą. Myślę,
że jestem szczęśliwa...
— Whoa — rzuca
dziewczyna. — Dziwnie sobie z tym szczęściem radzisz.
— Nie znasz mnie —
szepczę. — Dlaczego mnie oceniasz?
Cisza. Odwracam się,
ale nie widzę sobowtóra. Coś się pojawia znikąd, ktoś ot tak znika —
przyzwyczajaj się, Lena. Rozglądam się dookoła. Czarna peleryna rzuciłaby się
tu w oczy. Kimkolwiek jesteś, Anielico Śmierci, dziękuję za wsparcie...
Odwracam się jeszcze.
Pewnie gdybym się cofnęła, nadal błądziłabym w namiocie bez końca. Po co
uciekać w nieskończoność? Ustawiam się przodem do przejścia i prostuję. Ręce
nadal mam wyciągnięte. Naprzód. Maszeruję sztywno i niepewnie jak żołnierz,
który zmuszony stawia się na zbiórkę — zwiastującą długą, może nawet
wieczną, rozłąkę z wszystkim, co mu drogie. Nie tak miało być, nie tak.
Zatrzymałam się między życiem a śmiercią? Jak to możliwe? Często się zdarza?
Zawsze? To jeden z etapów?
— Jezu, ufam tobie.
Wymierzyłabym sobie
policzek za niepewność w głosie. Po czterech krokach się zatrzymuję. Zastygam w
bezruchu, patrząc na bok namiotu przede mną. Do moich uszu dociera gwar. Z
pewnością nie jestem sama. Nim analizuję nowe otoczenie, oglądam się jeszcze za
siebie. Przejście zniknęło. Nic nie świadczy o tym, że kiedykolwiek istniało.
Nie ma odwrotu. Dotykam części materiału, która zakryła wcześniejszą dziurę. Fragment
nie różni się od pozostałych.
Kieruję się w lewo.
Moje zmysły nie nadążają za coraz to nowymi bodźcami. Ktoś gra na akordeonie.
Disco Polo dorwie cię wszędzie, nie licz na spokój po śmierci. Czuję wyraźny
zapach skoszonej trawy i świeżego popcornu. Brakuje tu tylko słonia na rowerze
i ryczących lwów. Obym nic takiego nie spotkała, bo to prawdopodobnie niezbyt
odpowiednia pora na pisanie petycji. Chłonę coraz to nowsze elementy otoczenia.
Sytuacja odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Ciszę zastąpił gwar. Pustkę
wypełniły tłumy. Jeszcze zatęsknię za spokojem.
Wokół krążą ludzie.
Wszyscy ubrani są w pokraczne stroje w paski. Spoglądam w dół. Magia. To
zupełnie inny poziom przebierania się. Wcale nie jestem gorsza od towarzystwa.
Stopy mam bose, ale dalej dzieją się o wiele ciekawsze rzeczy —
rozkloszowana spódniczka w biało-czarne pasy prezentuje się wręcz frywolnie.
Łapię za nią i chcę naciągnąć, ale nic z tego. Fantastycznie. Pozostaje mi
tylko dziękować, że górę mam zakrytą przez skromną białą koszulkę z
kołnierzykiem. Bielizna jest? Jest. Nie narzekaj, Lena.
Wtem od tyłu oplatają
mnie silne, męskie dłonie. To coś nowego. Staję jak wryta. Nie mogę nawet
pisnąć. Lena, daj głos! Jeszcze ta przeklęta spódniczka. Czy po śmierci odczuwa
się wstyd? Nie powinnam narzekać na brak wrażeń. Zostaję czule przytulona.
Tłamszę chęć odwzajemnienia uścisku. Spostrzegam, że nie odebrano mi możliwości
odczuwania ciepła. Czuję je powoli rozchodzące się po dygoczącym ciele. Byłoby
miło, gdyby nie okoliczności. No właśnie, okoliczności, Lena!
Wyplątuje się z obcych
rąk, odsuwam i obracam. Co za gracja, Lena. Znów wyciągam przed siebie ręce.
Jak je ułożyć? Zachowuj się naturalnie, Lena. Ten ktoś i tak nie wie, że nie
umiesz się bronić. Nie musisz więc chodzić z tabliczką: OFIARA LOSU.
Unoszę głowę i
spoglądam na towarzysza. Pora na oględziny. Szybko taksuję jego twarz. Te
kruczoczarne włosy w nieładzie, te błękitne oczy skryte za okularami, te
zaczerwienione policzki. Och, tata. Słyszę w głowie charakterystyczne jąkanie.
Widzę tatę raz w kitlu, raz w kwiecistym fartuszku mamy. Zjadłabym nasze
ukochane lody malinowe. Nie mogę oderwać wzroku od nowo przybyłego. Tata musiał
wyglądać bardzo, bardzo podobnie w młodości. Tak, pamiętam jego zdjęcia z liceum. Zdumiewające. Co za podobieństwo... To aż
nieprawdopodobne. Pasiasty strój chłopaka powinien odejmować uroku, ale tym
razem tak się nie dzieje. Dzięki Bogu, brunetowi dali spodnie.
Wypadałoby się
odezwać? Na co mam czekać? Nikt za mnie tego nie zrobi. Nie mogę wysłać Mai.
— Jesteśmy rodziną? —
pytam.
— Och, nie —
odpowiada szybko chłopak i uśmiecha się pogodnie. Jego policzki przybierają
jeszcze intensywniejszy odcień czerwieni. — Nie w takim tradycyjnym
sensie. Nie w biologicznym, że tak powiem.
Kiwam głową. Wtem w
oczy rzuca mi się plakietka, którą przyczepiono chłopakowi do koszulki. Mrużę
oczy i jestem w stanie przeczytać:
IMIĘ: Arkadiusz
NAZWISKO: Pokrzyk
STRONA: Prawa
RASA: Anioł Stróż
WIEK: 24
PRZEDZIAŁ: SAMOBÓJSTWO
Anioł Stróż? Poważnie?
Jeszcze tylko kupidyna brakuje. Powinnam być bardziej zdziwiona? Trudno tu się
nie czuć obnażonym. Też mam coś takiego? Dłonią przesuwam po swojej koszulce.
Oto i plakietka. Odwracam ją do góry nogami i naciągam materiał ubrania.
IMIĘ: Lena
NAZWISKO: Mikler
STRONA: Prawa
RASA: Człowiek
WIEK: 16
PRZEDZIAŁ: SAMOBÓJSTWO
A z tą Stroną o co chodzi? Nie jestem przeklętym swetrem!
Rozglądam się.
Pasiaste widma nie zwracają na mnie uwagi. Każde zajęte własną tragedią zdaje się
krążyć bez celu po ogromnym namiocie. Niektórzy jedzą popcorn. Ja też bym
mogła? Normalnie jeść? Czuć coś? Tak jak ciepło? Należy mi się przez
umiejętność płaczu. Lepiej nie skupiać się na długo na poszczególnych osobach.
Dostrzega się wtedy pocięte nadgarstki, sugestywne ślady na szyjach i inne
niejednoznacznie kojarzące się obrażenia. Znów chwytam plakietkę. Tym razem tak
długo nią manewruję, aż udaje mi się obrócić kawałek kartki za szybką. Już nic
nie widać.
— I tak wróci na swoje
miejsce. Tu się nie ma czego wstydzić. — Słyszę.
Powracam myślami i
wzrokiem do chłopaka obok mnie. Arek. Okej. Niech będzie Arek. Niech będzie
Anioł Stróż.
— Powiedziałeś, że
jesteś Aniołem Stróżem — przypominam. — Moim? Pomożesz mi?
Spoglądam Arka i widzę
tylko młodego chłopaka z ciepłym uśmiechem. Samobójcę. Trzeba się było ugryźć w
język. Od kiedy jesteś taka śmiała, Lena?
— Przepraszam —
dodaję, nim Arek ma szansę dojść do głosu. — Nie wiem, skąd mi to wszystko
przyszło do głowy. Jesteś tylko... w tej samej sytuacji co ja. Przepraszam.
— Ale nie masz za co —
zapewnia Arek. — Tu nie spotykasz przypadkowych osób. To miejsce tak
właśnie działa. Gdy chcesz iść spać, gdziekolwiek nie idziesz, w końcu trafiasz
do wydzielonej części z hamakami. Kiedy jesteś głodny, to bądź pewny, że za
rogiem czai się stołówka. Tak, wbrew pozorom nie jemy tu tylko popcornu.
Teraz dopiero zaczyna
się zabawa w szalone fantasy. Szkoda że nie trafię do domu, gdy bardzo tego
zapragnę. Co ja mówię, przecież już chcę tego bardziej niż czegokolwiek. Kto
wie, co ostatnio powiedziałam rodzicom, Laurze, Mai? Pozostaje mi tylko cieszyć
się stołówką. Bycie pomiędzy życiem a śmiercią to bawienie się w smakosza? Na
coś takiego akurat narzekać nie będę.
— Jestem... byłem
Aniołem Stróżem twojej siostry.
Na słowa Arka unoszę
gwałtownie głowę. Może dowiem się od tego chłopaka więcej niż od Anielicy
Śmierci.
— Laury? — pytam.
Jakbyś miała jakąś
inną siostrę, Lena.
— Tak —
potwierdza Arek. Jego miękki głos to miód na moje uszy.
— Jak to działa?
Wiesz, co ona teraz robi? Widzisz ją? Jakoś w swojej głowie? Słyszysz? —
zadaję szereg kolejnych pytań.
Och, Laura, jakbym
chciała zobaczyć Twoją głupią twarz.
— Po mojej śmierci
dostała innego Stróża. To on ma dostęp do jej myśli i wspomnień — tłumaczy
Arek. — Przykro mi.
Moja nadzieja była
wcześniej na tym etapie co ja, ale już przeszła dalej — umarła i nie żyje.
Cudownie. Czego się spodziewałam? Że będę po rzekomej śmierci słuchała raportów
o rodzinie? Że będę wciąż uczestniczyć w ich życiu? Że nie odczuję straty
bliskich?
— W porządku —
mruczę słabo. — W porządku.
Czuję dławiącą gulę w
gardle. Nie mogę jej przełknąć. Dlaczego to się dzieje? Po co wciąż mogę
płakać? Nikomu to nie jest do szczęścia potrzebne... no ale, jak zauważyła
Anielica, na ten temat nie mam się co wielce wypowiadać. Jakie znaczenie ma
jedzenie? Fizyczny ból mógłby chociaż zdławić ten prawdziwy, najbardziej się
liczący. Czuję łzy spływające po policzkach. Powinny na nich zaschnąć i piec.
Powinny piec i mnie tak bardzo irytować.
— W porządku. Wszystko
w porządku — powtarzam. — Dziękuję i do widzenia. Masz swoje
problemy, swoje życie i śmierć też masz swoją.
Przykładam zaciśniętą
dłoń do ust. Tłamszę chęć rozpłakania się na dobre. Wysyłam Arkowi najlepszy
uśmiech, na jaki mnie stać. To pewnie i tak bardziej przypomina grymas.
Spoglądam w lewo. Tylu ludzi krąży po namiocie. Niektórzy snują się jak duchy,
otępieni pokonują kolejne metry bez celu. Też będę się tak zachowywać? Będę
jedynie zjawą, która nawet nie potrafi się skutecznie zabić?
— Nie odchodź. —
Słyszę Arka i czuję jego dłoń na ramieniu. — Nie chcę, żebyś odchodziła.
A ja chciałam odejść?
Boże, moje życie było dobre. Szalenie nudne i szalenie dobre.
Szukam wzrokiem Arka i
potem tylko go obserwuję. Chłopak szybko odsuwa rękę, jakby już nauczył się, by
nie przekraczać mojej strefy osobistej. Dlaczego żywym tak dużo czasu to
zajmuje?
— Stajemy się tu coraz
mniej ludzcy, jeśli z nikim się nie kontaktujemy, nie podchodzimy do testu —
wyjaśnia Arek.
Jakiego znowu testu?
Nie mogłam w pełni umrzeć? Mam być jeszcze oceniana przez kogoś, kto nie jest
Bogiem?
— Przepraszam, że w
takiej głupiej kolejności ci to wszystko mówię. Tak dawno nie rozmawiałem z
nikim z dawnego życia, że mnie to, szczerze mówiąc, przeraża — wyjaśnia
Arek.
Gdybyś miał zaraz
zniknąć, Arkadiuszu Pokrzyku, chcę cię zapamiętać jako chłopca, który nie bał
się bać.
— Wróćmy do Laury —
decyduje Arek. — Więź między Aniołem Stróżem a podopiecznym to nie linia
na kartce, którą możesz wymazać... a może właśnie tak, bo wtedy na ogół
zostaje jakiś ślad. Słaby, ale zostaje. Zawsze widać, że linia tam była. Ja
tęsknię za matematyką, przepraszam za to sprzed chwili. Więc... Laura nie jest
już jako tako moja, ale cień naszej więzi istnieje. Jest jak duch, który się
nie poddaje. Nie wiem, co Laura teraz robi, co myśli, ale wiem, że nic jej nie
jest. Nic poważnego.
Dzięki Bogu. Laura ma
teraz piętro dla siebie. Rodzice z sypialni na dole słyszą mniej, niż powinni.
Skoro z małą wszystko dobrze, to z nimi też? Oby. Lena, czekaj. Nic poważnego
nie jest Laurze, ale w jakim sensie?
— Nic jej nie jest. W
sensie fizycznym czy psychicznym? — dopytuję.
Arek tylko zagryza
dolną wargę.
— Czyli... po prostu
twój anielski radar nie wyczuł jeszcze nic wartego uwagi? — sugeruję.
Tym razem odpowiada mi
kiwnięcie głową.
— Okej — mówię. —
Dziękuję, okej.
Teraz będę krążyć
wśród tych wszystkich zebr i traktować je jak punkty informacyjne? Chyba mnie
zdyskwalifikują i stracę prawo krytykowania czyjejś kulawej wrażliwości. Nie
wręczę sobie medalu za to, że zdarzyło mi się pomyśleć o bliskich. Anioł Stróż
Laury. Niezła jazda. Ale skoro nie ze mną Arek jest połączony, dlaczego ot tak
mnie przytulił? Rozumiem skojarzenia, jakieś tam przywiązanie przez sześć lat,
moje częściowe podobieństwo do Laury. Może Arek adoruje piegi? Ale czemu jest
tak spokojny? Jakbyśmy spotkali się w warzywniaku. Żadnego: Nie, nie, tylko nie ty. Nie tutaj.
To musi być pomyłka. Ty taka nie jesteś. Moja słodka Leno, dlaczego to sobie
zrobiłaś, dlaczego, dlaczego zostawiłaś naszą kochaną Laurę? Jesteśmy siebie
warci!
Cofam się nieznacznie.
Nie nabierz się, Lena, na te słodkie policzki. Nie pora na wzdychanie do
okularników. Przecież on nawet za bardzo tatę przypomina, by to nie było chore.
Arek nie wygląda na kogoś, kto pija krew z dziecięcych czaszek, ale może to
powinno czynić go jeszcze bardziej podejrzanym.
— Nie jesteś
zaskoczony, jakbyś wręcz na mnie czekał. Dlaczego? I skoro jesteś... byłeś
Aniołem Stróżem mojej siostry, udowodnij to — proszę. — Po kolei.
Spokojnie. Nie atakuję cię. Tylko muszę to wiedzieć.
— Laura ma maskotkę
wieloryba, której nie lubisz, bo ma pionową płetwę. W zeszłe wakacje, u babci
Zosi...
— Powiedziałam, że po
kolei — przerywam. — Przepraszam. Mów dalej.
Co się ze mną dzieje?
Gadam jak potłuczona.
— Chciałem powiedzieć
o lwich paszczach i psu sąsiada. Zacząłem od tego, bo do drugiej części
będziesz mieć pytania — tłumaczy Arek. — Przepraszam.
— Nie, nie, nie
przepraszaj. Nie ty — proszę. — Wierzę ci. Teraz, gdybyś mógł,
powiedz mi, dlaczego się mnie spodziewałeś.
— My, anioły, mamy
swoje sposoby komunikowania się. Twój Kier prosił, bym się tobą zajął, jeśli
się spóźni. Tak, zawsze się spóźnia. — Arek wywraca oczami.
Stróż w drodze —
alleluja. Kier? Alicja
w Krainie Czarów powraca.
Kolorystyka się zgadza. Ale skrócenie o głowę już mi nie grozi, prawda?
† † †
— Naleśniku, ze
śmiercią ci do twarzy!
Osobnik bardzo wysoki,
w bardzo luźnej i w bardzo krzykliwej bluzie tuli Arka. Chłopak-pomarańcza
rechocze, jakby znajdował się w prawdziwym cyrku. Czy on nie wie, że klauny nie
są zabawne? To złośliwe bestie. Hej, Guliwerze, też lubię przytulanki, ale ktoś
tu umarł, ale nawet to mu do końca nie wyszło i tradycyjnie potrzebuje pomocy.
Mam się zgłosić jak
uczniak? Machać rękami? Chłopak zwany Kierem mnie od tego wybawia, bo wreszcie
spogląda we właściwym kierunku.
— Moje biedne
dziecko... — szepcze.
Nareszcie ktoś, kto
potrafi współczuć.
Kier zbliża się,
robiąc wyjątkowo duże kroki. Nie ma co się dziwić — nogami takiej długości
nie pogardziłaby modelka. A ja? Już zupełnie jak hobbit. Zaraz, zaraz... czy
mój rzekomy Anioł Stróż właśnie mierzwi mi włosy?
— Obcięli cię jak
chłopca — komentuje Kier. — Na żywo wygląda jeszcze gorzej. Defekty
są piękne, absolutnie piękne, ale... Boże, coś Polskę, po co eksponować uszy
Plastusia?
Poważnie? Czy test, o
którym mówił Arek, ma coś wspólnego z konkursem piękności? Oby to były chociaż
tego typu, które ostatnio są modne. Pięknotki odpowiadają na pytania, mówią o
zmianie świata na lepsze, silą się na pobłyskiwanie intelektem. Sensu to
wprawdzie nie ma. Na olimpiadach biologicznych nie paraduje się w bikini ani w
żaden inny sposob nie eksponuje fizycznych walorów. Dlaczego więc w tak usilny
sposób próbuje się zerwać z wizerunkiem modelki-pustaka, niszcząc idee
konkursów piękności.
— Ziemia do sardynki —
woła Kier i klaszcze. — Chyba woli ciebie, naleśniku.
Sobie znalazl określenie
dla klaustrofoba. Perfekcyjne. A Arek to naleśnik? Kier myśli, że skoro on chce
mieć pseudonim, to wszyscy inni też?
— Dlaczego naleśnik?
Wszyscy kochają naleśniki! — objaśnia Kier, jakby czytał mi w myślach.
A może właśnie to potrafi? O sardynkę wolę nie
pytać. Jeszcze mnie zapuszkują na dobre.
Mój Anioł Stróż
zaczyna mnie obserwować. Czuję się jak pod czytnikiem w sklepie. Ile jestem
warta? Gdy oczy Kiera zbliżają się do sugestywnych rejonów, znów bezskutecznie
próbuję naciągnąć spódniczkę.
— Dobry Boże, ja wciąż
nie wierzę. Z ciebie już młoda kobieta — wzdycha Kier i sięga po moją
dłoń, by złożyć na niej krótki pocałunek. — A ja nie zdążyłem ci nawet
kupić gorzkiego lakieru, byś nie obgryzała skórek przy paznokciach...
Właśnie. Mój przeklęty
tik odszedł w zapomnienie. W ogóle nie odczuwałam potrzeby, by tak się wyżyć. Przyglądam się swoim
dłoniom. Cóż, wyglądają lepiej niż kiedykolwiek. Z zamyślenia wyrywa mnie
uderzenie w plecy.
— Nie wiem, w co
gramy, ale nie ma to nic wspólnego z dzwonnikiem z Notre Dame — prycha
Kier.
Czyli wciąż się
garbię. Jakie zasady rządzą tym zwariowanym światem?
Hej, hej! :)
OdpowiedzUsuńTak sobie zerknęłam na listę czytelniczą, patrzę, a tu nowość u Ciebie. Dobrze, bo przez wakacje mało co się w ogóle dzieje.
Rozdział jak zwykle dopracowany, bardzo przyjemnie się go czytało. Mam nadzieję, że Anielica Śmierci jeszcze się pojawi, bo całkiem interesująca z niej postać.
Arek i Kier to chyba nieco przerobione odpowiedniki Ikara oraz tego drugiego śmieszka, prawda? (Wybacz, kompletnie wyleciało mi z głowy, jak się nazywał, pewnie przypomni mi się, gdy już wrzucę komentarz). Dobrze, że jakoś specjalnie nie zmieniałaś im charakterów (przynajmniej na to się po scenie z nimi zanosi), bo to w sumie były moje dwie ulubione postacie z poprzedniej wersji opowiadania. Tekst z sardynkami również wydaje mi się pojawił się wcześniej, ale dobrze, że jest i tu, bo mnie zawsze bawi. :)
Podoba mi się też koncept zanikania więzi między aniołem stróżem a jego podopiecznym. Metafora z gumką do mazania była bardzo obrazowa.
Zastanawia mnie jedna rzecz: skoro Anielica mówiła, że namiot cyrkowy jest wyłącznie dla samobójców, to dlaczego znajdowały się tam przejścia do innych rodzajów śmierci? W celu zmylenia ewentualnego truposza, żeby go mocnej uderzyło to, że okazał się samobójcą? Bo w sumie pasowałoby chyba, że skoro namiot cyrkowy jest dla samobójców, to nie ma potrzeby dodawania tam innych przedziałów. Będę wdzięczna za ewentualne wyjaśnienie. :)
Kolejną kwestię stanowi zapis myśli oraz czynów Leny. W obecnej formie trochę się zlewają, w sensie że najpierw są jej myśli, nagle przeskok do tego, co robi, a potem znów powrót do rozważań. Rozumiem cel tego zabiegu, ale trochę wybija on z rytmu.
Wyłapałam jeden malutki błąd: My, anioły mamy swoje sposoby komunikowania się - zabrakło przecinka po "anioły".
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną część. :)
Dobry wieczór, kochana. :)
UsuńO tak. W ogóle na blogosferze ostatnio coś ciężko. Mam nadzieję, że odżyje (zdecydowanie nie jestem zwolenniczką Wattpada).
Nigdy nie mów nigdy. Tak, imiona się trochę pozmieniały. Arek był Ikerem a Kier Ty'em. Oby się Wam nie myliło. Charaktery zostają, oczywiście. To te same postacie. Jak miło, że pamiętasz sardynkę. Rozczulające.
Z tą metaforą miałam problem. Niby była bardzo Arkowa, odpowiednio prosta, ale jakaś zbyt łopatologiczna mi się zdawała. Dobrze, że została. :)
To miejsce z drzwiami, że tak powiem, zawsze już wygląda tak jak przedział danej duszy. Anioł Śmierci właśnie przez to wie, jak ta osoba umarła. Ważny jest też sam proces wybierania drzwi, otwierania. Jest trochę jak uderzenie w twarz truposza. Proste, nieodwracalne (przejdzie i już nie wróci). Niby ma wybrać drzwi, ale tak naprawdę nie ma wyboru. Potem musi iść dalej. I, cóż, jak Lena stwierdziła, takie niepotrzebne bawienie się uczuciami duszy jest też okrutne.
Nie rozumiem komentarza odnośnie myśli. Piszę w narracji pierwszoosobowej i to w czasie teraźniejszym. Wszystko, co należy do narracji, jest w głowie Leny, tu i teraz. Powinnam robić częstsze akapity? Albo skupiać się dłużej na czynach, albo na myślach? Starałam się, by wyszło naturalnie.
Dziękuję za wskazanie błędu, jesteś jak zawsze czujna. I oczywiście dziękuję za komentarz. Spokojnej nocy, Kvist. :)
Tak, ja do Wattpada również nie mogę się przekonać, więc jest nas już dwie. ;)
UsuńO właśnie, Ty, no przecież, jak mogłam zapomnieć. :D Kojarzyłam, że to takie dość nietypowe imię, ale to wszystko. Fajnie, że zostają, jak pisałam, to jedni z moich ulubionych bohaterów w Twoim opowiadaniu.
Okej, dzięki za doprecyzowanie, teraz wszystko jasne.
Ach, obawiałam się właśnie, że ta uwaga nie będzie do końca przejrzysta. Wiem oczywiście, że to pierwszoosobowa w teraźniejszym i że wynika z tego taki a nie inny sposób pisania. Chodzi mi właśnie o to rozgraniczenie między myślami a czynami; teoretycznie prosi się o nowy akapit, bo w końcu przechodzisz do nowego tematu, z drugiej jednak możliwe, że wtedy tekst będzie wyglądał na mocno poszarpany. :/ Wydaje mi się więc, że faktycznie lepiej byłoby, gdybyś nieco dłużej skupiała się na jednym lub na drugim, coś jak w tym kawałku, gdy Lena ugryzła się w rękę: najpierw były jej myśli, potem właśnie (po "raz kozie śmierć") nowy akapit i opis ugryzienia, smaku krwi, jej wyplucia itd.
Nie zrozum mnie też źle - to jak najbardziej wygląda naturalnie, chaos w myślach Leny idealnie pasuje do sytuacji, po prostu gdy wkradają się tam jeszcze jej czyny, to wtedy jest już za duże zamieszanie.
Możliwe też, że to tylko ja mam takie wrażenie. Na początek może tylko sobie zobacz, jak by Ci odpowiadał taki sposób pisania, z tymi akapitami i nieco bardziej rozbudowanym opisem zachowania Leny, w końcu wiadomo, że to też Tobie ma się dobrze pisać. :)
Miłego dnia. :)
Cieszę się, że się cieszysz. Może dobrze, że trochę pozapominałaś. Nie będziesz się gubić w nowej wersji, nic Ci się nie pomiesza.
UsuńDziękuję za radę. Wstęp był bardzo emocjonalny. Nadejdą spokojniejsze sceny, na których łatwiej będzie o takie rozgraniczenia, trochę poćwiczę i oby wyszło mi w nawyk pilnowanie się. Twoje rady są bardzo cenne.
Dziękuję i wzajemnie. :)
Ojej, a co tu się porobiło z szablonem? Bardzo ładny. :) I kiedy wrzucisz nowy rozdział?
UsuńTak sobie eksperymentuję. :) Trudno powiedzieć, ale pisze się, pisze. :)
UsuńJaki dziwny i niecodzienny blog... to zdjęcie, układ i kursor! :) Brawo! Jesteś kreatywna a ja lubię takie nietuzinkowe blogi :D Pozdrawiam i zapraszam do siebie: https://bartollandia.blogspot.com/2018/08/autobusy-w-ramach-zastepstwa-za.html
OdpowiedzUsuńKocham psy więc leci głaskanie :D świetny dobór detali na blogu. Fajnie, że nie ma u Ciebie niepotrzebnego spamu i reklam. Poza tym jest dużo tekstu ale naprawdę warto przeczytać <3 Pióro to Ty na pewno masz :3 Wpadnij do mnie: https://lamliwypaznokiec.blogspot.com/2018/10/kwiaty-dla-mezczyzny.html
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieje, że wciąż gdzieś tam jesteś, bo ja naprawdę przeczytałam rozdział :) I naprawdę ta wersja b. mi się podoba. Dość wyraźnie widzę zmiany i - jak na razie - nie myle się kto jest kim, hehe :D Dlatego, brawo TY!!! :P
Tak sobie myślę o Lenie i jej przydziale do Samobójców. Cały czas dziewczyna zachodzi w głowę, co mogło się zdarzyć, że dokonała takiego czynu. Że prędzej uwierzyłaby w chorobę lub wypadek. Cóż, ja sobie tak gdybałam i gdybyłam, i tak doszłam oto do wniosku, że może coś... hymm może raczej ktoś zmusił ją do popełnienia tego czynu. Znalazła się w sytuacji bez wyjścia i... musiała coś zrobić. Nie miała wyboru.
Nie wiem, czy mam rację, ale może jakieś ziarenko prawdy w tym jest?
Mam nadzieję, że się pojawisz z następnym rozdziałem. Czekam niecierpliwie.
Pozdrawiam Cię, groszku pachnący ;):*
Jestem, jestem. Nie zapomniałam. Kombinuj, kombinuj. :)
UsuńPo pierwsze- dziękuję, za zapoznanie mnie z filmem "Krąg Samobójców" :D
OdpowiedzUsuńPo drugie- śliczny szablon <3
no i teraz przechodzimy do rzeczy. Nie umiem nie kojarzyć tego opowiadania z AHS Freak Show xd po prostu widzę to w myślach, gdy to czytam. Nie wiem, czy powinnam to tak interpretować, ale świetnie się bawię czytając tą czarą groteskę. Zastanawiam się,co się stało, że Lena się zabiła. Nie pamięta tego, bo każdemu samobójcy "kasuje się pamięć" czy to tylko ona ma tak trudny przypadek? A może ktoś chce coś przed nią ukryć? Dziwne to. W ogóle poderżnięcie gardła to dość osobliwy sposób na samobójstwo...
No cóż, na razie nie ma co gdybać. Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze ciąg dalszy. Na razie pakuję twój blog do mnie do polecanych.
Pozdrawiam,
Zosik
dryfujacewyspy.blogspot.com
A przyjemność po mojej stronie. Nie oglądałam, więc się nie wypowiem. :) Wszystko w swoim czasie... Pojawi. Bardzo mi miło. Także pozdrawiam,
UsuńFen
Cześć.
OdpowiedzUsuńWybacz za reklamę, nie znalazłam innej zakładki.
Oglądasz polskie filmy i cenisz aktorów grających w nich? Jeśli tak, zapraszamy na świeżo powstałe forum.
HTTPS://POLSKIEKINO.FORA.PL
Po rejestracji masz dostęp do wszystkiego, co oferujemy. Poznaj nowe osoby, rozmawiaj o polskim kinie i na różne, codzienne tematy, publikuj swoje prace, bierz udział w ciekawych zabawach, głosuj na „aktora miesiąca”. Dołącz do naszej ekipy już dziś i zostań na dłużej! Gwarantujemy miłą atmosferę. Z nami nie będziesz się nudzić. Czekamy na Ciebie!
Z pozdrowieniami!
S.