11 lutego 2017

28. Dalie


Nie licząc tego, jeszcze tylko dwa rozdziały i lecimy z księgą III, moją ukochaną. Zbliżamy się do zawiązania akcji, która będzie stanowić preludium do punktu kulminacyjnego Kronik Judasza. Zachęcam do zadawania mi pytań pod tym postem. PS Z rozdziałem wiąże się dość zabawna, przynajmniej według mnie, historia... historia gafy. Wyobraźcie sobie, że dopiero gdy pisałam pewną scenę, dotarło do mnie, że albo tej postaci nie uśmiercę, albo nie odegra ona ważnej roli w finale księgi III... co jest totalnie oczywiste, ale wcześniej w ogóle nie zwracałam na to uwagi, jakbym zapomniała o śmierci i po prostu ktosiek ot tak by się potem pojawił, jak gdyby nigdy nic, nikt nie okazałby zdziwienia (no nikt prócz Was). Wszelkie inne dezorientujące sytuacje z Kici byłyby przy tym niczym. :)  

 ..................................

† † †
Czekamy na korytarzu, gdyż Artificem i Blanka omawiają szczegóły współpracy, oczywiście na osobności. Wypraszając wszystkich za każdym razem, raczej nie zdobędą zaufania, ale co ja tam wiem, rozumiem? Oparty o ścianę, wpatruję się w tę naprzeciwko, na której wiszą liczne plakaty promujące nowe cuda techniki — nic, co mogłoby mnie choć w jakimś stopniu zainteresować. Wciąż słyszę włączoną klimatyzację, odczuwam też jej skutki, więc nie ściągam skórzanej kurtki, co normalnie prawdopodobnie bym zrobił.
Przymykam oczy, próbując zapomnieć, gdzie jestem, z kim i co robię. Muszę się wyciszyć, zdystansować, bo niedługo zostanę już zupełnie przytłoczony i popełnię błąd, który zrujnuje wszystko, nad czym tak długo pracowałem. Jeżeli już tego nie zrobiłem... Najczęściej tak właśnie jest — najlepsze plany szlag jasny trafia przez zupełną głupotę, wpadkę, jedno słowo za dużo. Byłoby całkiem zabawnie — obserwowanie odruchów towarzyszy, analizowanie ich min i oczekiwanie na pierwszą, racjonalną reakcję. Prawdopodobnie frajda skończyłaby się szalonym atakiem pogrążonego w furii Artificema, który po sytuacji z Leną chyba zacząłby mnie żywcem patroszyć.
Panuje względna cisza, tylko Iker i Moriaty wciąż rozmawiają szeptem, siedząc kilka metrów dalej na postawionych przy ścianie krzesłach. Zanim mam okazję zadać pytanie o brakującego towarzysza, dostaję odpowiedź. Nie rozumiem dlaczego, ale po prostu wiem, że osobą, która właśnie stanęła w pobliżu, prawdopodobnie oparła się o ścianę naprzeciwko, jest Lena. Powoli unoszę powieki, trochę wbrew sobie.
— Ona kłamie — szepcze dziewczyna. Stawiam, że Iker i Moriaty, znajdujący się nie tak daleko, już jej nie słyszą. — W kółko i w kółku. 
Nie wiem, dlaczego zwraca się akurat do mnie. Może powinienem się wcześniej tego spodziewać. Wojna zbiera żniwo?
— Maja? — pytam, choć jestem niemal pewien twierdzącej odpowiedzi. 
Lena kiwa powoli głową, podrzucając swój balonik — wydaje mi się, że sznurek od niego jest dłuższy od mojego. Czuję, że może to mieć znaczenie, jak wszystko. 
— Nic już nie jest takie samo, ale wiem, kiedy kłamie — tłumaczy dziewczyna, wciąż mówi bardzo cicho i wolno. — Takie rzeczy się wie, gdy się kogoś zna... gdy się kogoś kocha. 
— Gdy się ma wspólną historię — dopowiadam.
— Tak — przytakuje. — Multum dłuższych historii, których się nigdy innym nie opowiada. 
To nie pierwsza rozmowa o dłuższych historiach — spodziewam się, że i nie ostatnia. W milczeniu obserwuję przechodzącą na moją stronę dziewczynę. Przez chwilę stoi ona w bezruchu, jakby się wahała, nie mogła zdecydować. Później opiera się obok — podejrzanie blisko w przypadku osoby mającej rozległą strefę osobistą, na ogół nie do przekroczenia. 
— Wydajesz się taki prawdziwy, czasami tylko ty — wyznaje nagle Lena, a ja czuję, jak żołądek podjeżdża mi do gardła. 
Przypominam sobie przeprawę przez starą, podziemną kryjówkę wojowników Tenebris — oskarżycielskie słowa o nieustannym uciekaniu bez określonego powodu. Rejestruję zimną, naznaczoną bliznami dłoń na swojej, zaledwie delikatne muśnięcie. Trupa. Pamiętaj, Milanie Montero... Znów dopadają mnie słowa matki: jeśli masz w garści ptaszka nielota, nie pozwól mu spróbować odlecieć. Za wszelką cenę, wszelką... 
— Nie próbujesz być... zabawny, miły, władczy i tak dalej — ciągnie dziewczyna. — Nie próbujesz zjednać sobie ludzi.
W takim razie coś nie za bardzo mi wychodzi...
Lena przypomina teraz Szeherezadę ze snów bardziej niż kiedykolwiek. Mam nadzieję, że nie upodabniam się do Kaina. Artificem rzucił ponurym żartem, porównując moją osobę do Abla — to dopiero ironiczne.
— Boisz się? — przerywam ciszę.
— Nie, dlaczego? — parska. — Przecież do tej pory wszyscy moi bliscy okazywali się martwi, ewentualnie grający do innej bramki. Na początku myślałam, że nic nie byłoby wstanie popchnąć mnie do targnięcia się na swoje życie. Teraz wizja samobójstwa staje się coraz bardziej prawdopodobna. 
Kolejny raz nie mogę pozbyć się z głowy obrazu dziewczyny w pasiastym stroju. Co, gdyby tak potoczyły się sprawy z przedziałem, pomyślałaby, widząc zabliźniającą się ranę na boku? Czy taki stan rzeczy łatwiej byłoby zaakceptować? Funkcjonować i walczyć o drugą szansę z myślą, że ktoś nienawidził cię tak bardzo, że to uczucie popchnęło go do morderstwa?
— Co? — Słyszę podniesiony głos Moriatego. Odwróciwszy głowę, widzę wstającego Anioł Miłości, który dziwnie wpatruje się w Ikera. — Nawet teraz? Nawet po tym wszystkim, co zrobił?!
Stróż coś odpowiada, mówi o wiele ciszej, więc nie jestem w stanie odczytać słów. Domyślam się, że próbuje złagodzić sytuację, prosi, by towarzysz przestał krzyczeć.
 Taki wydajesz się cudowny i wspaniały, a jak przychodzi co do czego, nie jesteś w stanie z niczego zrezygnować dla kogoś, kto nie jest Arturem, niczego poświęcić — ciągnie Lee. 
Pierwszy raz widzę go rozgniewanego i do bólu szczerego — każdy kiedyś pęka, niedługo Lena będzie latać po korytarzach, łamiąc serca. Ene, due, rike, fake... 
— Nie wiesz, jak było, nie wiesz, co myślę, co musiałem znosić w tym przedziale, kiedy patrzyli na mnie jak na tchórza i egoistę, który potrafi tylko ranić — odpowiada Iker, głośniej, ale wciąż z tonem wskazującym na opanowanie oraz trzymanie emocji w ryzach.
— Taaaaak, bo tylko ty coś straciłeś, nie? — sarka Moriaty. — Najszczersze kondolencje, wyrazy współczucia, przykro mi, nie powinienem, to było głęboko niestosowne, jak ktokolwiek mógłby powiedzieć o tobie złe słowo...
No nieźle, z tej strony to cię, koleś, w ogóle nie znałem. Nie zależy mi szczególnie na podsłuchiwaniu kłótni aniołów, ale nie mam wielkiego wyboru, skoro muszę czekać bezczynnie na korytarzu, a Lena wymownie milczy. Nasze dłonie wciąż się dotykają, ledwie opuszkami palców, ale czuję wszystko podwójnie. Może dlatego się nie skupiam, w skutek czego przegapiłem część wymiany zdań z drugiego końca korytarza.
— Byłeś martwy! — wypala Iker, ma ściśnięte gardło.
— Długo nie płakałeś — zarzuca Moriaty, po jego ustach błąka się niepokojący uśmiech.
— A za czym bym miał?! — odparowuje Arcana.
Czuję dłoń Leny zaciskającą się na mojej. Odsuwam rękę, ale tylko po to, by chwilę później spleść z dziewczyną palce. Rozumiem, o co jej chodzi. Tak, niektóre kłótnie naprawdę rodzą się dopiero wtedy, gdy jedna z osób jest tak zdesperowana albo rozemocjonowana, że zaczyna bronić się argumentami, w które nie wierzy. 
Nie mamy okazji, by obserwować dalszy rozwój sytuacji, bo Artificem wychodzi z sali, trzaskając za sobą drzwiami. Aż się wzdryga, słysząc naganę Bianki.
— Sorki, Bianca Blanka, nie moja wina, przeciąg — woła jeszcze, po czym rozgląda się dookoła. Z łatwością wyczuwa panujący nastrój. — Umarł ktoś?
Odpowiada mu cisza, niezwykle przytłaczająca. Gdy tak czekamy, uświadamiam sobie, że wciąż trzymam Lenę za rękę, jednak nikt z pozostałych nie reaguje. 
— Ożył? — sugeruje Ty, a jego brwi odprawiają istny taniec deszczu. Dobra, potrzebuję Moreny. 
— Co? — dukam, myśląc chyba, dla miłej odmiany, najtrzeźwiej ze wszystkich.
— Moreny. Moriatego i Leny — objaśnia. — Taka nazwa, jak z fandomu. Morena serio super pasuje. Oboje są trochę denni. Morena denna pełną parą.
Wskazana dziewczyna wyprostowuje palce, a jej drobna dłoń wyswobadza się z uścisku.
— Odezwała się morena czołowa — sarka Lena, patrząc na opiekuna spode łba.
— O, ktoś wreszcie załapał! — reaguje wyraźnie uradowany Ty. — A myślałem, sardynko, że geografia to nie twoja parafia. No co wy? Atmosfera, że można by kota powiesić. Jakoś się sentymentalnie zrobiło. Mam dziwną ochotę zadzwonić do pani Connelly i spytać, kiedy zrobi ciasto cytrynowe i zaprosi wnuczka.
Wywracam oczami, obserwując wolno podchodzącą do Moriatego Lenę. Anioł Miłości unika patrzenia na nią — podejrzewam, że domyśla się, ile słyszeliśmy. Z pewnością nie jest z tego dumny. 
Rozlega się zgrzyt przypominający zakłócenia przy transmitowaniu wiadomości radiowych. Unoszę głowę, szukając źródła dźwięku — dostrzegam wiszące przy suficie głośniki. Nim Artificem wymyśla ciętą uwagę, rozlega się śpiew dziecka: nocą stare cmentarzysko zmienia się w obozowisko. Trupie czaszki z okolicy to półmiski tej dziewicy. Dalej słowa się powtarzają, niczym ponura przepowiednia, ostrzeżenie, co sprawia, że włosy na karku stają mi dęba. Wysoki głos małego chłopca nadaje balladzie jeszcze mroczniejszego charakteru. Wiodę wzrokiem za przewodami, które giną w ścianie — dokąd dalej prowadzą, skąd nadawano transmisję? 
— Guliwer! — piszczy zaskoczona Lena. — Kiedy tu trafiłam, słyszałam tę piosenkę w głowie i utożsamiałam ją z jakimś Guliwerem, choć nie wiedziałam dlaczego.
— Złotko, nie wiem, co bierzesz, ale bierz połowę — komentuje skrzywiony Artificem. — Trochę creepy, co? Wyobrażam sobie takiego sinego dzieciaka rodem z Klątwy. Ale nie o tym, musimy łapać ludzi z Cordragon i brać się za odbijanie tatuśka.
Odwracam się, słysząc szelest. Nadbiega Mika z małym Casillasem u boku — chłopiec ma pod nosem ślady pomidorowej zupy. Gdy reszta myśli, jak zgrabnie przedstawić mojej siostrze sytuację Miklera, Lenie włącza się instynkt macierzyński:
— Gdzie Luelle?
— Była gdzieś z tobą, nie? — rzuca Mika do chłopca, przekrzywiając głowę. — Pilnowała, by niejadek zjadł obiadek?
— Nnnie wiem — odpowiada szybko Lleu, po czym ogląda się za siebie, jakby wierzył, że siostra zaraz nadejdzie. 
Nic takiego nie ma jednak miejsca. Dopiero teraz zastanawiam się, po co wszyscy się tu udaliśmy, skoro tylko część z nas rozmawiała z hakerką. Lleu, Luelle i Mika mogli zostać w przedziale albo teleportować się do schronu. Nic nie rozumiem. 
— Nie pilnowałaś jej? — zarzuca Lena, ruszając do przodu. — Mówili, że... że... Luelle! Luelle!
Iker idzie za dziewczyną, także nawołując. Wkrótce ją wyprzedza i skręca w boczny korytarz, rozdzielając się z nami. Taki wydajesz się cudowny i wspaniały, a jak przychodzi co do czego, nie jesteś w stanie z niczego dla kogoś zrezygnować, niczego poświęcić. — Słyszę w głowie słowa Moriatego, roznoszą się pogłosem.
— Och, to niewielki budynek, Bianca Blanka ma wszystko pod kontrolą...
Niemal w tej samej chwili wspomniana wybiega z sali, oświadczając:
— Ktoś wyłączył kamery na parterze, drugim piętrze... czwartym i piątym. Znaczy, może to tylko jakaś awaria... 
Mikler drapie się po głowie, krążąc i intensywnie myśląc. Jej dłonie i wargi drżą. Artificem kładzie dłoń na ramieniu dziewczyny, potem też na drugim, zatrzymując podopieczną. Jednak nie słyszę uspokajających słów z ust śmieszka, ale zduszony szept Leny:
— Alicjo...
Odwracam się w kierunku, który obrał sobie zagubiony wzrok nastolatki. Nie jestem zdziwiony widokiem wracającego Arcany — trzyma on w ręku niewielkiego, białego królika o dużych, oklapniętych uszach. Do maskotki przyszyto także jasny, niemal wtapiający się w tło zegarek. Wyróżnia się jedynie ciemnoczerwona plama na pyszczku zwierzaka.
— Farba — wyjaśnia gorączkowo Iker, dobrze wiedząc, o czym każdy w pierwszej chwili pomyślał. — A tam jest pełno białych róż... do pomalowania. 
— Nikt nie zetnie mi głowy! — protestuje Artificem, chwytając się skojarzeń z Alicją w Krainie Czarów jak tonący brzytwy. — Ale do rzeczy. Sprawa z tatuśkiem stała się mniej prywatna, a bardziej ogólna, bo ktoś musiał się dowiedzieć o naszej wizycie tutaj. Po takiej reakcji spodziewam się, że dowiedzieliśmy się więcej, niż by chcieli, co teoretycznie rodzi niebezpieczeństwo, ale też okazję do pójścia naprzód. Musimy się rozdzielić. Lena!
— Nie będę uważać, że coś potrafię i pchać się na siłę, skoro tylko bym przeszkadzała, próbując pokazać, jaka to ja nie jestem odważna — zapewnia dziewczyna.
— Nie, nie, nie. Potrzebujemy twojej krwi. Idziesz z nami do doktorków. Mika niech się wykaże, że jednak potrafi zająć się dzieciakami, zostając tu. Braciszek i kupidyn do pomocy, pasuje? Iker ze mną, sardynką i innymi gostkami od Cordragon. W razie czego, pozbawieni wiarą we własne możliwości, możemy się ciągle teleportować jak najdalej... my od doktorków, ciągnąc Lenę za sobą. 
— Ja też nie mogę się teleportować — przypomina zirytowany Lee.
— Zachciało się miłostek, Moriarty — wzdycha z politowaniem Ty.
— To niesprawiedliwe, że wy możecie robić z podopiecznymi, co chcecie — mruczy Anioł Miłości.
— Zabrzmiało bardzo źle, zwłaszcza że moja stoi obok — oznajmia Artificem. — To wszystkim pasuje? Mam nadzieję, bo reklamacji nie przyjmujemy.   

† † †
Trzymam pędzel, zanurzywszy go w czerwonej farbie. Moja pierwsza myśl krąży wokół tego, by pomalować róże i czekać na reakcję po wykonaniu pewnego rodzaju zadania. Czy kwiaty zgniją przez chemikalia? Nie znam się na botanice. Nikt inny się jednak nie kwapi, nie zamierza działać. Bianca włączyła z powrotem kamery, jednak nie zdołała jeszcze odzyskać utraconych nagrań. Mika krąży bez celu, pogwizdując, jakby los nefilim w ogóle jej nie obchodził. Moriaty stoi, trzymając za łokieć Lleu przypominającego ptaszka na uwięzi, który chce stąd jak najszybciej odfrunąć. Na dodatek Anioł Miłości tuli do piersi białego królika — zbyt mocno, by uznać to za normalne. Ale skąd mam wiedzieć, co kryje się w głowie półtrupa po ostrej kłótni. O tym nie piszą w żadnych podręcznikach, nie wspominając już o jeszcze bardziej przydatnych zajęciach praktycznych.
Zaciskam dłoń na trzonie pędzla i przyglądam się wiszącym u sufitu różom. Ich zmiękczone łodygi owinięto wokół bezbarwnych, wyjątkowo mocnych nici. Zza kwiatowej osłony nie widać ani kawałka ściany. Wzdycham, czując się jak w alei dla zakochanych. Bez zakochanych.
— Chociaż zostawili drabinę — zauważa Moriaty, wskazując na nią głową.
Nie czekając, aż ktoś inny wyjdzie z inicjatywą, ustawiam dostępne akcesoria. Nim decyduję się na wejście, ściągam jeszcze kurtkę, by chociaż jej nie poplamić.
— Jest niestabilna — mruczę, postawiwszy stopę na pierwszym szczeblu.
— Złapię cię — obiecuje Mika, nie ukrywając złośliwego uśmiechu.
Wchodzę powoli na drabinę, próbując sobie wmówić, że wcale nie skrzypi jak kolana staruszki podczas wyprawy po słoik kompotu z górnej półki spiżarni. Wbijam wzrok w swoje adidasy — do tej pory nie kupiłem nowych, mimo że zzieleniałe od trawy czubki wołają o pomstę do nieba. Skoro już mam robić za Charona, Vivere powinna dorzucić odpowiednie obuwie. Już chyba nie warto starać się o nowe buty, niedługo i tak będą zapewne skąpane w posoce.
Zgrzytam zębami, wiedząc, że teraz towarzysze nie powiedzą złego słowa. Przypominam sobie o kwiecistej tapecie z przedziału CHOROBA. Czy nad tym wszystkim czuwa cholerny florysta? 
— Potrzyma mi ktoś chociaż wiadro z farbą? 
Dzięki współpracy z Moriatym jest łatwiej, po pewnym odcinku nawet się zamieniamy i to on maluje. Widocznie w aniele obudziła się ta iście anielska empatia. Mika rzekomo pilnuje Lleu, ale i tak oglądam się za chłopcem, wiedząc, jak było ostatnim razem, gdy siostra bawiła się w nianię. Nefilim poczuł smak wolności, widocznie u fałszywego Drzewskiego jej nie zaznał. Lepiej nie myśleć, co się dzieje, gdy zwykły zegarmistrz udaje słynnego genetyka.
— Eeee, Werona, znaczy Milan, to już koniec — obwieszcza Anioł Miłości, stukając mnie w ramię. 
Spoglądam na przesłonięty sufit i z satysfakcją rejestruję efekt pracy. Całkiem romantycznie.  
— Zabraliśmy się do tego jak ostatnie sieroty i jeszcze nie będzie efektów? — narzeka Mika. 
Lleu znów daje się ponieść chwili, więc siostra pociąga go za sweter od staruszków i postawia do pionu, dosłownie i w przenośni. 
— Skoro Alicja w Krainie Czarów, to może chodzi o coś tego pokroju — odzywa się nieoczekiwanie chłopiec. Widzi, że coraz więcej może. — Jaka jest wasza ulubiona baśń?
Na zawołanie lustro przy jednej ze ścian roztrzaskuje się jak pod wpływem telekinezy, a odłamki szkła uderzają o podłogę z głośnym stukotem. Wzdrygam się zaskoczony, ale szybko opanowuję emocje. Vivere? Ponawiam oględziny, ale żadnych śladów obecności osób trzecich.   
— Zawsze lubiłeś Królową Śniegu — przypomina mi Mika, podchodząc do miejsca zdarzenia, gdyż okazuje się, że za lustrem są po prostu zwyczajne drzwi. Srebrny uchwyt pobłyskuje w półmroku. — I miałeś coś z Kaja. Kto roztopi kawałek diabelskiego zwierciadła z twojego serca?
Puszczam tę uwagę mimo uszu. Siostra naciska na klamkę, która, o dziwo, łatwo ustępuje. Ostrożna i przygotowana na atak Mika kopniakiem popycha drzwi. Jęk sugeruje, że w kogoś uderzyły. Wkrótce wyłania się Luelle — jej piękne włosy są potargane, a sweter zaczął drzeć się od dołu. Twarz dziewczynki opuchnęła od płaczu, ale poza tym nic się nefilim nie stało. 
— Z tamtej strony nie chciały się otworzyć — mówi, uprzedzając pytanie. — A ona chyba lubi dzieci i chodziło jej o was — stwierdza, widząc nasze zdezorientowanie.
— Poważnie? — szepczę ze zrezygnowaniem. — Zostańcie tutaj — proszę, po czym teleportuję się do sali Bianki Moriaty, by zdobyć dokładny adres budynku Drzewskiego, bo mam za mało informacji, by przenieść się tam za pomocą daru.

† † †
Ląduję w ośrodku rodem z horroru o szpitalu psychiatrycznym, przyjemniej było chyba nawet w przedziale SAMOBÓJSTWO. Zapinam kurtkę, czując chłód przenikający kości. Jedynym źródłem światła jest niewielkie okno na końcu korytarza. Słyszę stukot kropli deszczu uderzających o parapet, kapryśna ta wiosna. Ocieram mokrą twarz, a potem dłonie o jeansy, po których widać, że bawiłem się w malarza. Dlaczego ta farba musiała być akurat wściekle czerwona? Co z subtelnością? Wzdychając, kręcę głową i się skupiam. Nie widzę nikogo w pobliżu, więc próbuję nadsłuchiwać, czy ktoś się czasem nie zbliża. Nie oczekuję zbyt wiele — za to na wiele staram się być przygotowany. Mieć oczy dookoła głowy, stawiać uważnie każdy krok, chronić plecy...
Mam nadzieję, że z moimi wyczulonymi zmysłami nie jest jeszcze tak źle. Anioł Ciemności w fatalnej kondycji to jednak wciąż istota nadprzyrodzona, prawda? Ptaszkowi nielotowi widocznie przypadł i nielotny anioł. Daleko nie polecimy, a i na widoki podczas podróży mógłbym narzekać.
Poszło za łatwo? Żadnej blokady przeciw teleportacji? Taki specjalista z tego Drzewskiego? Rzekomo odpowiednie miejsce dla Miklera? Co się tutaj dzieje? Istny dom wariatów — konkretniej jeden za drugim. Niech ta wojna się wreszcie skończy, choć chyba już lepiej, by się ciągła, niż zakończyła wygraną Tenebris, bo kto wie, co strzeliłoby Vivere do głowy. Już i tak jej odbiła sodówka, strach pomyśleć, co przyniósłby sukces na taką skalę. 
Idę powoli, co chwilę sprawdzając, czy nic nie czai się za mną. Próbuję być najciszej, jak potrafię. Oddycham względnie miarowo, głównie przez nos — przynajmniej się staram, wychodzi różnie. Może lepiej dostać się do umysłu Leny? Obejrzeć wspomnienia z zeszłej godziny i zorientować w sytuacji, a potem spróbować odnaleźć położenie? Wtem słyszę dźwięk, który początkowo z niczym mi się nie kojarzy. Zaciskam dłonie w pięści i kontynuuję marsz — teoretycznie gotów na to, co spotkam. Mam wrażenie, że znów znalazłem się w najgorszym z możliwych położeń, obrawszy wyjątkowo pechową drogę. Deszcz nie przestaje padać, leje jak z cebra. 
Zaskoczony spotykam półleżącego na podłodze anioła o rozłożonych, śnieżnobiałych skrzydłach Anioła Stróża. Tuli on do siebie bezwładne ciało, na policzku ma rozmazaną jeszcze niezakrzepłą krew. Wspomnienie wizji Celico Lindsey uderza we mnie wręcz namacalnie — widzę Queerini wyjątkowej urody, jej blade dłonie ujmujące twarz Leny, jedno ze śniadań, dyskusję o symbolice spirali i ryby, powstałego anioła z krwawymi łzami spływającymi po bladej twarzy. Dlaczego tak długo nie rozmawialiśmy o przepowiedni? Wcale? Nic? Ani słowa? Żadnych działań? Nawet zupełny brak rozmów na ten temat? Czyżby los uśmiechnął się ironicznie, Milanie Montero, bo tym razem to ktoś tobie namieszał w głowie?
Odrywam się od wspomnień, skupiając z powrotem na towarzyszu. Czuję, że tracę grunt pod nogami, gdy rozpoznaję Ikera. Stróż głaszcze po ognistorudych włosach mężczyznę, wyjątkowo umięśnionego, który się nie rusza. I mam przeczucie, że już się nie poruszy. 
— Nie miałem wyboru — wydusza z siebie Arcana, targa nim szloch. Jego błękitne oczy są opuchnięte, a okulary przekrzywione. Nie dziwię się skojarzeniom Leny, bo podobieństwo do jej ojca jest miejscami wręcz przerażające.  — Chciał zabić dziecko, niewinne dziecko... A ja nie chciałem go skrzywdzić... Nigdy bym tego nie zrobił! Tylko je ochronić, uratować. Nie miałem wyboru. Nigdy nie miałem wyboru. Kiedy chodziło o Przysięgę Krwi, bo tego oczekiwał jako... dowód miłości. Nie miałem wyboru, kiedy chodziło o opuszczenie rodzinnego domu przez brak akceptacji ojca. Nie miałem wyboru, kiedy chodziło o zastrzelenie się, by nie dorwali reszty przez moje wspomnienia. Nigdy nie miałem wyboru. Nigdy nie chodziło o to, co chciałem, ale co musiałem robić. Nigdy. Nigdy nie chodzi o to, co j a chcę.
Iker nie może przestać płakać i trząść się. Wydaje się kruchy i bezbronny, a ma krew na rękach.  Jak pozory mogą mylić... Spoglądam na młodego mężczyzna w jego ramionach — tulonego tak rozpaczliwie, że żywego by bolało. Czy to słynny Artur? Artur od Przysięgi Krwi, przedziału MORDERSTWO, śladu na szyi Leny i kłótni z Moriatym? Dopiero teraz widzę rozległą, śmiertelną ranę na jego klatce piersiowej. 
— Ryzykowałem, bo nie wiedziałem, jak to działa — kontynuuje anioł, coraz bardziej niewyraźnie. Muszę podejść bliżej. — Mogą... możemy umrzeć, bo przedział to druga a nie trzecia szansa? Możemy umrzeć, bo jesteśmy poza nim? Znów czuję ból, oddycham. No jak, no jak to działa? Ja nie rozumiem... Nikt nic nie powiedział, nikt nie wytłumaczył, nie ostrzegł. Dlaczego?
Muszę pamiętać, że Lena nie żyje — tak łatwo o tym zapomnieć, gdy trzyma mnie za rękę. Nie czuję wtedy tego niepokojącego zimna, nie myślę o układzie z Vivere. O niczym.
— Przepraszam — szepcze Iker, skowycząc przeraźliwie. Chowa twarz we włosach Artura. Wącha je, chcąc zapamiętać ten zapach na zawsze. Nigdy go nie utracić, w przeciwieństwie do całej reszty. Jak w transie wciąż mówi do zmarłego, myśląc, że ma to jeszcze jakiekolwiek znaczenie. — Nie chciałem, naprawdę, klnę się na Boga. Do końca wierzyłem, że nic się nie zmieniło, do samego końca, że i my się nie zmieniliśmy. Bo ja wciąż cię kocham. Kocham cię, kocham...

 ..................................
Kiedy obiecujesz sobie, że zostawisz Ikera w spokoju, ale logika gifa poniżej do Ciebie przemawia... 




10 komentarzy:

  1. Pierwsza!!! Zawsze mam dziką satysfakcję, że jako pierwsza mogę czytać te anielskości :D
    Jestem na 100% pewna, że Arificem i Bane mają wspólne korzenie. Dam sobie moją ulubioną prawą rękę uciąć, że tak jest!!! XD
    "Prawdopodobnie frajda skończyłaby się szalonym atakiem pogrążonego w furii Artificema, który po sytuacji z Leną chyba zacząłby mnie żywcem patroszyć." - nie powiem, chciałabym to zobaczyć hahah.
    "— Złotko, nie wiem, co bierzesz, ale bierz połowę — komentuje skrzywiony Artificem. — Trochę creepy, co? Wyobrażam sobie takiego sinego dzieciaka rodem z Klątwy. Ale nie o tym, musimy łapać ludzi z Cordragon i brać się za odbijanie tatuśka." - XDDD a propos, "Klątwa" jest świetna!
    " — To niesprawiedliwe, że wy możecie robić z podopiecznymi, co chcecie — mruczy Anioł Miłości.
    — Zabrzmiało bardzo źle, zwłaszcza że moja stoi obok — oznajmia Artificem. — To wszystkim pasuje? Mam nadzieję, bo reklamacji nie przyjmujemy." - XDDD z tego nie mogłam, ile razy bym nie przeczytała, śmiech niekotrolowany XDDD.
    Cała ta sytuacja przypominająca wątki z Alicji w Krainie Czarów równie zabawna, co nawet lekko straszna xD "nikt nie zetnie mi głowy" a z pewnonością, niektórzy z jego kręgu najbliższego towarzystwa by chciało czasem to zrobić XD prawda Milanie, Leno?
    "Na dodatek Anioł Miłości tuli do piersi białego królika — zbyt mocno, by uznać to za normalne. Ale skąd mam wiedzieć, co kryje się w głowie półtrupa po ostrej kłótni. O tym nie piszą w żadnych podręcznikach, nie wspominając już o jeszcze bardziej przydatnych zajęciach praktycznych." - Milanie Montenero kocham cię powiadam ci XDDD
    "Wzdycham, czując się jak w alei dla zakochanych. Bez zakochanych." - Ale za to Moriarty ma króliczka, którego tuli zbyt mocno xD
    "Muszę pamiętać, że Lena nie żyje — tak łatwo o tym zapomnieć, gdy trzyma mnie za rękę. Nie czuję wtedy tego niepokojącego zimna, nie myślę o układzie z Vivere. O niczym. " - <3 uroczo, a zarazem smutno.
    I możesz być ze mnie dumna, skojarzyłam, niektóre fragmenty z księgi pierwszej! Tym razem nic mi się nie potentegowało xD Ale i tak, jak skończysz całość, zamierzam przeczytać wszystko od początku do końca, aby bardziej sobie poukładać wątki, zdarzenia, bohaterów itp. Bo czytanie z przerwami, wyczekując kolejnych rozdziałów, a w międzyczasie czytać 20 innych blogów, sprawia, że człowiekowi się miesza xD
    Rozdział był niezwykle intrygujący jak i creepy troszku i śmiechowy. Artificem, narracja Milana i wtrącenia Leny to chyba wszystko, czego mi potrzeba do dobrego humoru na najbliże dni hahah.
    Zastanawiające było to z Alicją z Krainy Czarów. Dlaczego to?
    I teraz mam klasyczny zastój i nie wiem, co mam dalej napisać.
    Perfekcyjnie, anielsko, super napisane.
    W ogóle, gdzie zniknęła Lluele?
    I mam klasycznego minfucka po przeczytaniu. Czy oni są w jakimś przedziale? Czy Iker i Artur byli jakąś iluzją czy wspomnieniem? Dlaczego jest martwy, pamiętam, że w księdze pierwszej, kiedy Iker z Leną (te czasy, kiedy jeszcze ich pairingowałam xD wgl Morena - moja prawie ulubiona ulica w moim ukochanym Szczecinie hehe) poszli do tego przedziału, do Artura, to on właśnie się na nią rzucił. Potem wywiązała się jakaś walka z istotkami z Tenebris (nie jestem pewna czy akurat z nimi, ale walka była) i z tego, co pamiętam to Arturowi się dostało. Czy to dlatego nie żyje?

    Błądzik:
    "(...)poza tym się nefilim nie stało" - zjadłaś "nic"
    Gif anielsko śmiechowy i troszkę straszny, biedny żółwik :c haha. W sumie podobnie jak rozdział ;)
    I można by się pokusić o zmianę na: This Is Cordragon' xD
    Czekam na next'a :D
    końcówka intrygująca :3

    PS: Sorki za tak mało pomocny, ogólny kom, ale ciężko mi się komentuje Twoje opo, bo jest mega psychologiczne. I czasem coś co wydaje się mega proste, logiczne i pewne, czytelnik postrzega jako coś złożonego i skomplikowanego. I to jest Twój wielki atut.
    Powtórzę jedynie, jak to mam w zwyczaju - ANIELSKI ROZDZIAŁ :D

    Pozdrawiam, weny i inspiracji
    anielskie-dusze.blogspot.com
    sekretna-dusza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, aniele.
      Cieszę się Twoim szczęściem, hah. Faworyzujesz, niedobry człowieku, jedną rękę? No jak to tak, ech... Też bym chciała, mimo że kocham Milana. Też uwielbiam tę serię horrorów, zwłaszcza stare, azjatyckie wersje. Taa, Ty sprawia, że nawet Lena ma mordercze myśli, heh. Nie wiem, co tu się dzieje, ale Milan zaczyna mieć poczucie humoru, jakoś tak wychodzi, że ostatnio sypie dziwnymi żartami.
      Gratulacje, jestem dumna, jestem. Tak, rozumiem, mi też się różne tworki często mieszają.
      Była za tym lustrem, znaleźli ją i tyle. Teraz nie mają pojęcia, dlaczego nikt jej nie skrzywdził, ale tylko gdzieś ukrył i tyle.
      Są w tej siedzibie Drzewskiego, w którym przetrzymuje się ojca Ikera. Artur nie żyje tylko w tym sensie co Iker i Artur, bo był w przedziale, a przedział MORDERSTWO współpracuje z Vivere, więc po prostu byli z Ikerem po obu różnych stronach, a Iker nie miał wyjścia i ratował dziewczynkę, przez przypadek zabijając Artura. Wszystko jak najbardziej realne. Może w następnym rozdziale się jeszcze rozjaśni.
      Dziękuję za wytknięcie błędu. Hehe. A komentarz jest anielski.
      Także pozdrawiam i wzajemnie.

      Usuń
  2. "— Nikt nie zetnie mi głowy! — protestuje Artificem, chwytając się skojarzeń z Alicją w Krainie Czarów jak tonący brzytwy." - Najlepszy tekst Ty w tym rozdziale. Podoba mi się, heh xD

    I ogólnie: wołanie Alicji, biały królik, białe róże do pomalowania... nie jak nie skojarzyć z "Alicją w Krainie Czarów"

    Ogólnie zauważyłam, że Milamn i Lena jakoś ostatnio się do siebie zbliżyli - jakby wyrosła pomiędzy nimi nić przyjaźni. Bo nie każdemu mówi się o swoich obawach dotyczących własnego życia, a Lena musiała zaufać Aniołowi Ciemności, że zwierzyła się mu, co do Majki.

    "Lleu znów daje się ponieść chwili, więc siostra pociąga go za sweter od staruszków i postawia do pionu, dosłownie i w przenośni." - nie rozumiem... jaka znów siostra? Przecież Luelle zjawia się później, przedostaje się przez te drzwi za lustra... Mam mętlik w głowie :(

    I w zasadzie nie rozumiałam do końca tej historii odnoście Ikera i Artura, ale Twoja powyższa odpowiedź mi nieco naświetliła sytuację. Pamiętam, jak przedział Morderstwo było po "ciemnej stronie mocy" - i tam był Artur, kochanek Arcany, duszący Lenę. Czyli mam rozumieć, że będąc na misji uwolnienia ojca Mikler, Iker nie mając wyboru, musiał zabić Artura?

    Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg :*

    P.S. Ach, ten Twój nowy avatar, heh xD Cudo <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdyby rzeczywiście ktoś chciał mu ściąć głowę?XD Nie takie rzeczy się działy... Bardzo lubię tę historię, a gdy nadarzyła się okazja by ją fajnie wpleśc, nie mogłam nie skorzystać. Pocałunek wiele zmienił, nie sądzisz? I te wymowne słowa Milana: co my sobie zrobiliśmy? To byłoby to jedno zdanie, które mogłabym przypisać tej dwójce i nie musiałabym nic więcej mówić.
      Och, może niefortunnie to ujęłam. Chodziło o Mikę, siostrę Milana, nie Lleu, ale jak tam czytam, rozumiem, że mogłaś to tak zrozumieć, więc zmienię. Dzięki.
      Jeszcze w kolejnym rozdziale o tym będzie, wiadomo, konsekwencje, no i trudno nie zareagować na płaczącego Ikera, co? To chyba by nawet Milana ruszyło. Dobrze myślisz. Byli w budynku Drzewskiego, gdzie przetrzymywano tatę Leny, a Iker zabił Artura, ratując niewinną.
      Dziękuję, wzajemnie. I jej, jutro Walentynki, wiesz, na co czekam u Ciebie.
      Haha, Malec trwa.

      Usuń
    2. A no tak... pocałunek, pamiętam doskonale tę dziwną scenę xD Wiem, że mnie wtedy trochę przygwoździło, bo jednak Milan coś tam ma wspólnego z samobójstwem Leny... Ta więź się rozwija, dlatego jestem ciekawa, czy Milan zdoła powiedzieć dziewczynie prawdę, po tym, co teraz przechodzi :)
      I muszę przyznać, że historia Ikera i Artura jest bardzo smutna... jak ta opowieść o dwóch chłopcach - Lux and Tenebris :)
      Ach, i miło, że czekasz na notkę u mnie :) Oj tak, będzie tam trochę o Alecu ;)

      Usuń
    3. No coś tam, coś tam ma. Już niedługo będzie wiadomo, bo obiecałam, że w tej księze się wyjaśni. Tak, masz dobre skojarzenie. Hehe. :)

      Usuń
  3. Cześć, koteczku, egzamin napisany i dwa tygodnie wolności się szykuje, więc wykorzystuję je produktywnie - od blogów, a twój jest pierwszy w mojej kolejce :)
    A więc Lena nasza Majce nie do końca uwierzyła. Wyczuła kłamstwo i cudnie. Nie da sobie mieszać w głowie, przynajmniej w tym jednym przypadku.
    Lena dopatruje się w Milanie sojusznika, a on chyba chciałby tego uniknąć. Nie wiem, takie wrażenie odniosłam, że im bardziej dziewczyna mu ufa i się spoufala, tym bardziej on się odsuwa i zamyka w sobie. Nie ma to tamto, tamten hmm... incydent zniszczył jakąś granicę między nimi. Nie wiem, czy do dobrze, a raczej dla kogo okaże się to dobre.
    Morena? :D Chwytliwe. Zapamiętam!
    Co do całej reszty... Nie wiem, co myśleć. Na pewno podobało mi się kilka porównań do Alicji w Krainie Czarów. Dziwna sytuacja z Luelle - ona miała odwrócić uwagę? Dobrze zrozumiałam? Czy coś pokręciłam?
    Iker, Iker, biedny Iker. Też mi go szkoda, też nie rozumiem, jak ty się możesz nad nim tak straszliwie znęcać. Aczkolwiek! Aczkolwiek gif mnie cieszy od dobrych paru minut i łagodzi cały ten smutek. Niedobra jesteś. Takich rzeczy się nie zestawia ze sobą!
    Nic więcej chyba nie wymyślę, czekam na ciąg dalszy, bo muszę parę rzeczy w głowie sobie poukładać, ale do tego jeszcze paru informacji mi brakuje i których wyszukuję w kolejnych rozdziałach.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. Ooo, mam nadzieję, że dobrze Ci poszło. U mnie odwrotnie, jak może wiesz, dziś pierwszy dzień po feriach, a już tyle zadane i zapowiedziane...
      Właśnie... dla kogo jakie się okaże...
      Tak, można tak powiedzieć, że był to też sposób odwrócenia uwagi... no i nie bez znaczenia dla fabuły, a bardziej może postaci, dlaczego Vivere nie skrzywdziła Luelle?
      A wiesz, że ten gif złagodził moje wyrzuty sumienia?XD Haha.
      Śmiało pytaj jak coś.
      Także pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Here I am!!!
    Przeczytałam już wszystko co tu było - chyba - i naprawdę cieszę sie, że na tego bloga trafiłam. Ciekawy, intrygujący i mroczny pomysł to zdecydowanie coś dla mnie. Potrafisz prowadzić akcję w niekonwencjonalny sposób, tak samo narrację. Opowiadanie jest ciężkie, przynajmniej dla mnie. Czasami miałam wrażenie, że skupiasz sie nie na tym, co trzeba pomijąjac podkreślanie niektórych faktów. Chodzi mi tutaj o to, że czasami rzucisz jakąś ważną informację i nie do końca jest ona wyeksponowana, przez co nie zwraca się na nią dużej uwagi.
    Nie mniej, opowiadanie jest świetne, świetnie jest poprowadzone. Uwielbiam twoje odniesienia do filmów, seriali itd., choć dla osoby, która akurat czegoś nie obejrzała może być problemem zrozumienie, o co bohaterom chodzi.
    Hmm... Co mogę jeszcze powiedzieć? Podziwiam cię za korzystanie ze słownictwa, którego sama czasami nie rozumiem. Wole używasz łatwych słów, na studiach za dużo jest tego typowego biznesowego języka, więc przynajmniej w książkach wolę prostotę. Ale u ciebie to nie przeszkadza, a wręcz na odwrót. Jest świetnie!
    Weny, czasu i sprawnego kompa
    Pozdrawiam
    ROLAKA z http://granica-olimpu.blogspot.com
    PS. Mam pytanko. Czy jest u cb możliwość informowania o nowych rozdziałach w SPAMie. Od kiedy zmienili wygląd bloggera praktyczniew ogóle nie sprawdzam czy są nowe rozdziały, a mam postanowienie, by być na bieżąco z rozdziałami!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej. Tak, informacje... niektórych błędów nie naprawię, staram się tylko jakoś wyprostować niektóre w nowych rozdziałach. Coś w tym jest, potrzebna wiedza, by zrozumieć odniesienia, symbolikę. Hehe, dziękuję, wzajemnie, niedługo do Ciebie wpadnę. I nie ma sprawy, będę informować. :)

      Usuń

Komć – głask dla psa. :)

Archiwum bloga

Obserwatorzy

Kaolia Sidereum Graphics
Kredyty Grafika
Obrazek