28 lipca 2016

13. Sowy

Mai — największemu dłużnikowi szkolnej biblioteki

† † †
— Kto jak kto, ale ty to akurat powinieneś najlepiej wiedzieć, że nie lubię niespodzianek — marudzę pod nosem.
Nie widzę nic przez opaskę, przewiązaną na wysokości oczu. Jak na złość, ciemny i gruby materiał nie przepuszcza nawet światła, nie mówiąc już o kształtach. Idę powoli, czując dłoń Ty'a na łopatce. Trudno nazwać to prowadzeniem. Już cztery razy wpadłam na coś lub kogoś, co anioł komentował gromkim śmiechem, nie kryjąc nawet, że stuknięcia były zaplanowane. Aniołowie Stróżowie zapewniający poczucie bezpieczeństwa są mitami. Przynajmniej w niektórych przypadkach.


Nie ma się co oszukiwać, w zgadywankach jestem kiepska. Nieudolnie próbuję odgadnąć, gdzie Ty postanowił mnie zabrać. To na pewno duży budynek. Chyba że nie zorientowałam się, iż chodzimy w kółko. Co jak co, ale takie żarty z pewnością są w stylu mojego opiekuna. Panujący gwar łechce uszy. Mam dość wszechobecnej ciszy, choć wcześniej to do niej mnie ciągnęło.
— Zaraz będziemy na głównym holu — zapowiada Ty, a jego diabelski rechot mnie co najmniej niepokoi. — Jeszcze kawałeczek.
Już kilka minut później zostaję zatrzymana. Zdejmuję opaskę, nie czekając, aż on to zrobi.
— Jak myślisz, gdzie jesteśmy? — pyta.
Rozglądam się dookoła z rozchylonymi ustami. Nie wiem, gdzie podziać wzrok. Wszystko jest warte uwagi.
Wysoki, zdobiony wymyślnymi sklepieniami sufit pokrywają zapierające dech w piersiach, skomplikowane malowidła. Różnią się diametralnie od tych z podziemnej kryjówki wojowników Tenebris. Łączy je jednak pewne surowe, lecz wzbogacone o człowieczy zmysł, uchwytne piękno.
Na ścianach wiszą przeróżne obrazy. Niebanalne twarze łypią na mnie ze starych, zakonserwowanych portretów. Jasne, drewniane wstawki dodają niezaprzeczalnie wyjątkowego, rustykalnego uroku. Wszystko utrzymano w niebanalnej, fioletowo-niebieskiej kolorystyce, rezygnując z typowej szarości i brązu.
Podłogę wyłożono trójkątnymi płytkami, na których widnieją spirale tworzące triskeliony celtyckie. Co oznaczaja w tym wypadku? Trójcę Świętą? Matkę, ojca i dziecko? Słońce, księżyc i prawdę? Czy może żadna z symbolik nie jest narzucona? Budynek sprawia wrażenie miejsca, w którym ceni się indywidualność.
Mijają mnie tłumy ludzi w różnym wieku. Większość z nich ma na sobie szaty przypominające szkolne mundurki. Po minach wnioskuję, że to nie ten typ uczniów, co najchętniej organizowałby na korytarzach zbiorowe protesty przy Another Brick in The Wall*.
— W Hogwarcie? — szepczę mile zaskoczona, uśmiechając się do towarzysza najbardziej przyjaźnie, jak tylko potrafię.
— Prawie — żartuje Ty. — Akademia Aniołów im. Feliksa Korczewskiego. Jestem jej absolwentem, wydziału Aniołów Stróżów. Z ciekawości próbowałem zostać Aniołem Śmierci, ale wywalili mnie po kilku tygodniach za brak wyczucia. Ale nie żałuję. Nigdy nie spotkałem tylu pseudofilozoficznych emo.
Prycham, wyobrażając sobie Ty'a w tak doborowym towarzystwie.
Rasy aniołów to dużo powiedziane. Każdy może wybrać, kim chce być i kształcić się w tym kierunku. Do wyjątków należą jedynie Aniołowie Ciemności. Dzięki prezentowi od Ikera, skserowanych stronach Bestiariusza, nie czuję się już niedoinformowana. Przynajmniej nie tak bardzo jak wcześniej.
— Co my tu tak właściwie robimy? — dopytuję się, gdy stopniowo znika mój entuzjazm, a zastępuje go podejrzliwość.
Rozbrzmiewa dzwonek, który zwiastuje rozpoczęcie godziny lekcyjnej.
— Mam do załatwienia sprawę z pewnym profesorkiem i pomyślałem, że mogłaby ci się spodobać taka wycieczka. Ogromna biblioteka, wystawy prac artystycznych, teatr...
— Mówiłam ci już kiedyś, że cię uwielbiam? Prędzej wręcz przeciwnie, prawda?
Opiekun głaszcze mnie na pożegnanie po głowie, mówiąc jak dziecku, że mam być grzeczna i zjawić się w tym miejscu za trzy godziny, bo inaczej mnie zostawi. Zerkam na ścienny zegar z kukułką, dziewiąta rano.
Żałuję, że nie zabrałam płaszcza. Mało myślę jednak o panującej w budynku temperaturze, gdy zwiedzam go z niestygnącym zapałem. Trwają lekcje, więc korytarze świecą pustkami. Trzymam dłonie w kieszeniach ulubionej bluzy, garbiąc się niezdrowo. Zatrzymuję się na dłużej przy prawie każdym obrazie, pragnąc przyjrzeć mu się z bliska oraz pozachwycać się kompozycją i doborem barw.
Wreszcie czuję się odprężenia. Aż mam ochotę uprawiać jogę na korytarzu akademii. Uśmiecham się półgębkiem, kierując się w stronę hali sportowej, w której odbywają się właśnie zawody w tenisie stołowym.
— Lena Mikler?
Odwracam się, słysząc ciepły głos. Okazuje się, że wołała mnie drobna kobieta z ciemnymi włosami ściągniętymi w skromny kok. Ma na sobie długą spódnicę i różowy sweterek, zapięty pod samą szyję. W oczy rzucają się przede wszystkim jej staromodne okulary z białymi oprawkami.
— Słucham? — odpowiadam, przyzwyczajona, że wszyscy znają moje imię i nazwisko.
— Przyszłaś z Łukaszem, prawda? — pyta kobieta.
Uśmiecha się sympatycznie, lustrując mnie spojrzeniem. Czuję się nieswojo, ale staram się tego nie okazywać.
— Łukaszem...? — dziwię się, nic nie rozumiejąc.
— Ach, zapewne znasz Ty'a — oznajmia, a ja wyobrażam sobie anioła jako świadka koronnego, który zmienił tożsamość. — Łukasz to jego ziemskie imię.
Kiwam głową, udając zainteresowanie.
— Mam do niego pewną sprawę, ale skoro cię zostawił, musi być zajęty... Może... — zastanawia się głośno. — Zechciałabyś pójść ze mną do biblioteki? Przekażę ci wiadomość dla niego. Będziesz moim posłańcem, złotko.
— Z przyjemnością, i tak miałam ją odwiedzić, a tak przynajmniej nie zabłądzę — zapewniam, snując już fantasmagoryczne wizje sterty starych, magicznych ksiąg.

† † †
Siedzę przy okrągłym stoliku, który przykrywa fioletowy, koronkowy obrus. Analizuję otoczenie, nie pozbywając się wyuczonego uśmiechu grzecznego dziecka. Kilkupiętrowa, ogromna biblioteka rzeczywiście robi wrażenie. Napawam się zapachem starych książek, odpływając daleko.
— Słodzisz, kochaniutka?
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że bibliotekarka przygotowała herbatę z cytryną.
— Półtorej łyżeczki — precyzuję i już chwilę później ciepły napój przyjemnie ogrzewa mnie od środka, rozchodząc się po całym ciele.
Wstaję z parującym kubkiem w ręku i zanurzam się w jeden z regałów. Dłonią sunę po grzbietach książek. Żaden z tytułów nic mi nie mówi. Nadal czuję ciepło stopniowo wypełniające klatkę piersiową.
— Nie wchodź najlepiej w trzeci i czwarty rząd od lewej — ostrzega kobieta. — Jeszcze nie przywieźli nowych regałów, a te grożą zawaleniem.
— Dobrze! — odkrzykuję, powtarzając w myślach dane.
Otacza mnie tyle półek, że nie wiem, na czym skupić wzrok. Nie starczyłoby życia śmiertelnika na przeczytanie tego wszystkiego. Kładę kubek na wolnej półce, by mieć wolne ręce. Zatrzymuję się dłużej przy książce o znajomym tytule, której wprawdzie nigdy nie czytałam, ale od dawna miałam w planach. Gdy ją wyjmuję, ledwo powstrzymuję runący stos.
Wichrowe wzgórza — szepczę i odwracam egzemplarz, chcąc przeczytać zachęcające streszczenie z tyłu.
Rozpinam bluzę przez duchotę panującą w ciasnocie.
— Świetna pozycja. — Podskakuję, słysząc głos bibliotekarki tuż przy lewym uchu. Podeszła bezszelestnie. — Naprawdę świetna pozycja.
— Tak pani uważa? Zabieram się do jej przeczytania od kilku lat i ciągle mi nie po drodze.
Odkładam książkę i przecieram mokre czoło. Jestem oblana zimnym potem i oddycham ciężko.
— Strasznie tu gorąco — oznajmiam i ściągam bluzę, nie mogąc już wytrzymać. — W porównaniu do korytarza to istna przepaść.
— Spędzam w tej bibliotece naprawdę dużo czasu, więc już się przyzwyczaiłam — mówi kobieta. — Jeszcze trochę herbatki?
— Nie, dziękuję — odmawiam grzecznie, robiąc dobrą minę do złej gry. — Pani nie pije?
Bibliotekarka jeszcze bardziej przygładza grzeczną fryzurę. Żaden kosmyk nie wymyka się spod kontroli. Wszystkie są upięte w kok węzłowy z tyłu głowy bądź przypięte wsuwkami.
— Picie herbaty w nadmiernej ilości szkodzi zdrowiu, a ja dziś już mam na koncie dwie filiżanki — tłumaczy, rozciągając usta w kolejnym uśmiechu.
Odwzajemniam go instynktownie, choć zaczynam podejrzewać, że niepozorna bibliotekarka nie jest takim aniołem, na jakiego się kreuje. Mam nadzieję, że tylko wszystko nadintepretuję. Ty, gdzie jesteś? Mógłbyś przyjść do biblioteki? Przezorny zawsze ubezpieczony. Najwyżej opiekun zbeszta mnie za niepotrzebne niepokojenie go i straszenie.
Próbuję na szybko wymyślić dobrą wymówkę, by opuścić pomieszczenie i nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Wiadomość od anioła za pomocą telepatii? Złe samopoczucie? Późna godzina? Przypominam sobie o kolejnym szczególe, który sprawia, że sytuacja staje się coraz niejasna.
— Jaką sprawę ma pani do Ty'a... Łukasza? — pytam, odwracając wzrok od towarzyszki.
Sięgam po grubą księgę z twardą okładką, która rzuca mi się w oczy jako pierwsza. Zastanawiam się, jaką krzywdę można wyrządzić, uderzając nią kogoś w głowę. Automatycznie przypominam sobie wydarzenia z Pinokia, przez co z niepewnością odkładam książkę na półkę. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Ty, co się dzieje? Niepokoi mnie brak odzewu z jego strony. Gdybym tylko wiedziała, gdzie dokładnie jest. I z kim.
— Ach, prawie bym zapomniała! — woła teatralnie, wybuchając nerwowym śmiechem i rusza w stronę swojego biurka.
Zerkam na drzwi, które znajdują się zatrwżająco daleko. By do nich dotrzeć, musiałabym minąć kobietę. Coraz obficiej oblewam się zimnym potem. Jest mi bardzo gorąco i czuję, że robię się słaba. Zaciskam zęby, próbując zachowywać się naturalnie. Idę w kierunku bibliotekarki, udając zainteresowanie sprawą Ty'a. Mam naprawdę złe przeczucia.
Bibliotekarka wykłada na biurko szeroką taśmę klejącą i gruby sznur. Adrenalina buzuje w moich żyłach, gdy wystrzelam jak z procy, dopadając do drzwi, które wtem zamykają się tuż przede mną z głośnym trzaskiem. Telekineza. Vivere? Zbieg okoliczności? Naciskam na klamkę, ale oczywiście nie jestem w stanie nic wskórać. TY!
— Pomocy! — wydzieram się, uderzając pięściami w drzwi. — Jestem w biblitece! Proszę!
— Spokojnie, panienko — szepcze łagodnie kobieta, wysuwając do mnie dłoń. Jeszcze mocniej napieram plecami na framugę. — Nie zrobię ci krzywdy. I nie krzycz, kochanie, bo to dźwiękoszczelne pomieszczenie i tylko sobie gardło zedrzesz.
— To niech pani otworzy te drzwi! Koszmarnie się czuję... To przez tę herbatę, wiem... Jaka ja jestem głupia, Boże. Proszę!
Ty. Ty. Ty. Ty, proszę, gdzie ty jesteś? Dlaczego nie reagujesz?
— I po co tak krzyczeć? Czy ja jestem aż taka straszna? — pyta bibliotekarka, a ja zaczynam energicznie kiwać głową, wpatrując się w jej białe, ogromny okulary. — Niech panienka się nie wygłupia i da spokój, ponieważ...
Ryzykuję, wykorzystując element zaskoczenia. Kopniakiem powalam ją na podłogę, po czym zaczynam biec w stronę regałów z książkami. Glany naprawdę się przydają. Nie oglądam się do tyłu, nie chcąc nawet wiedzieć, ile zdołałam zdziałać. Zanurzam się w jeden z rzędów. Trzeci i czwarty rząd od prawej. Trzeci i czwarty rząd od prawej. Nie... Od lewej!  Zatrzymuję się na końcu, jak zbawiona w ślepą uliczkę. Nigdzie nie dostrzegam okna ani przejścia. Próbuję odgonić objawy związane z zawaansowaną klaustrofobią. Znajduję się w potrzasku. Jestem cicho i nadsłuchuję, starając się nie dyszeć spazmatycznie i nie myśleć o szumie w uszach. Nogi się pode mną uginają, nawet muszę oprzeć się o ścianę.
Bibliotekarka widocznie się nie spieszy. Jak wszyscy mordercy z horrorów. Spaceruje beztrosko, pewna, że i tak mnie dorwie. Co wtedy zrobi? To Vivere czy inny Queerini lub anioł z telekinezą? Dlaczego po prostu nie pozbawi mnie przytomności jednym ruchem ręki? Chce gry? Zabawy w kotka i myszkę? Zauważam ją kroczącą niedaleko. Skręca w rząd, w którym przebywam. Rozglądam się nerwowo dookoła, ocierając histerycznie mokrą twarz. Wypatruję szczelinę między półkami. Z pewnością się w niej zmieszczę.
Na nogach jak z waty przechodzę do sąsiedniego rzędu. Gdy bibliotekarka jest wystarczająco blisko, nacieram na niestabilny regał, który zaskakująco szybko zawala się. Książki runą na podłogę wraz z nim, przygniatając kobietę. O mój Boże. Tak bardzo kocham książki.
Najszybciej, jak potrafię, lecz nadal powoli, zaczynam iść w stronę drzwi. Staram się uspokoić wyrzuty sumienia i nie myśleć o konsekwencjach. Nie czuję nóg, ledwo nimi poruszam. Tak tu duszno, że odnoszę wrażenie, iż tracę oddech. Nim docieram do celu, upadam, powoli odpływając. Ty...

† † †
— Słuchaj, ty masz nasze książki, my mamy twoją podopieczną — wygraża bibliotekarka, patrząc prosto na mnie. — Za kwadrans w bibliotece — ustala kobieta. — I masz być sam.
Mam ochotę zaśmiać się pod nosem. Żadnych glin, bo odstrzelę jej łeb — dopowiadam w myślach. Jedynym światełkiem w tunelu jest moje coraz lepsze samopoczucie. Nadal doskwierają mi ataki duszności, ale mogę je wytrzymać. Powoli odzyskuję także pełną sprawność kończyn.
Siedzę na krześle, które przymocowano do podłoża. Nogi i ręce mam przywiązane przy kostkach i nadgarstkach, a usta zaklejone taśmą. Już nie wiem, czy bardziej chce mi się płakać, czy śmiać, bo cała sytuacja jest absurdalna do tego stopnia, że aż surrealistyczna. Nawet nie mogę zostać pojmana w normalnych okolicznościach. Tylko przez fanatyczną bibliotekarkę w różowym sweterku i monstrualnych okularach. Przestaję m szarpać, by nie nabawić się kolejnych otarć. Co ma być, to będzie.
Zaczynam piszczeć, kiedy rozlega się głośne pukanie w drzwi. Towarzyszka obarcza mnie pełnym litości spojrzeniem, jakby myślała: biedna dziecina. Następnie wpuszcza Ty'a do środka, a ja jęczę na tyle głośno, na ile pozwala mi taśma na ustach. Anioł marszczy czoło, przyswajając sobie mozolnie moje położenie.
— Łał, tego się nie spodziewałem — mruczy nieszczególnie przejęty, więc patrzę na niego z wyrzutem, zapewne komicznie rozrzerzając nozdrza. Jak zawsze, gdy się denerwuję.
— Masz książki?
Bibliotekarka szybko przechodzi do rzeczy, a ja znów dorzucam w myślach: muszę przeliczyć?  Jeśli brakuje choć grosza, nici z ugody.
— Tak. Ania z Zielonego Wzgórza. Dzieci z Bullerbyn. Romeo i Julia. Hamlet. Lot nad kukułczym gniazdem. Mały książę. Sto lat samotności. Buszujący w zbożu i Dżuma — wymienia Ty z pamięci, licząc tytuły na palcach. — Lolita się gdzieś zawieruszyła, mogę odkupić. Grzbiet Romea i Julii był zagięty wcześniej, a Mały książę poplamiony marmoladą... To znaczy, wnioskuję, że to była marmolada. Wygląda jak marmolada, ma kolor marmolady ze śliwek węgierek... Dobra, pogrążam się.
— Odkupisz, odkupisz — przytakuje kobieta, uważnie przeglądając egzemplarze. Czuję się jak bohaterka czarnej komedii. — W Hamlecie brakuje z dwudziestu stron, jak to wytłumaczysz, młodzieńcze?
— Nic mi o tym nie wiadomo — zapewnia anioł, unosząc do góry ręce, by podkreślić swoją wręcz dziewiczą niewinność.
— Zdzwonimy się. Tylko tym razem łaskawie odbierz.
Oddycham z ulgą, gdy bibliotekarka opuszcza pomieszczenie. Błagalnie spoglądam na Ty'a, by przypomniał sobie, że musi mnie uwolnić. Stróż wyraźnie się nie spieszy, idąc powoli i podśmiewując się pod nosem. Kiedy znajduje się dość blisko, odkleja taśmę z moich ust.
— Wiesz, jak się bałam, Ty? Bałam się, że to Vivere, bo posługiwała się telekinezą. Bałam się, że stanie się coś jeszcze gorszego niż wcześniej — zaczynam długi wykład. Moje serce bije jak oszalałe. Pociągnąwszy nosem, kontynuuje monolog. — A to tylko fanatyczna bibliotekarka. Naprawdę, Ty? Naprawdę? Rozumiem nie oddać lektury, którą przerabiałeś na ostatnim roku, różnie bywa... Ale, błagam, Dzieci z Bullerbyn?!
— Ona zawsze mnie przerażała, wiesz? Prowadziła takie dziwne notatki. Dołączała do książek kartki ze spisem osób, które je wypożyczały, bo to niby magiczne, że książki dzięki temu mają duszę... Mój kumpel kiedyś zgubił jedną z nich. Tak go zrugała, że biedna chłopina pewnie do dziś boi się bibliotek. To bardzo niepozorna kobieta.
— I nawet mi o tym nie wspomniałeś, hm? Pewnie uważasz, że jest zabawnie, prawda? Nie, nie jest. Przeze mnie zawalił się regał. Te książki na to nie zasłużyły. Ani ja. Bo nie zasłużyłam, prawda? Prawie dostałam zawału, ataku klaustrofobii... Dobrze, że ta kobieta nie jest zwykłym śmiertelnikiem, bo ten regał mógłby jej zrobić krzywdę, a wtedy... Boże, naprawdę mogłam ją skrzywdzić? Nie wniesieniemy żadnego oskarżenia, dobrze? To byłoby...
Za późno reaguję, gdy anioł z powrotem zakleja mi taśmą usta. Protestuję długim charknięciem, świdrując towarzysza wzrokiem pełnym zrezygnowania. Wskazuję głową bluzę, ponieważ chłód znów zaczyna dawać się we znaki. Chłopak otula mnie nią, po czym staje z rękoma skrzyżowanymi na piersiach.
— Poczekam, aż się uspokoisz, bo jeszcze zostanę zagryziony — zapowiada. — Chcesz się przytulić? Kiwnij lub pokręć głową. Albo nie. Jeśli chcesz, mrugnij trzy razy prawym okiem, a jeśli nie chcesz, dwa razy lewym.
Przez dłuższą chwilę nie wykonuję żadnego ruchu, ale w końcu się poddaję. Artificem nie należy do szczególnie pożytecznych dla środowiska, ale, chcąc czy nie, bardzo go potrzebuję. Jedno mrugnięcie prawym okiem. Drugie. Trzecie. Ty wyciąga ręce do przodu, a ja swoje zarzucam mu na szyję. Anioł oplata mnie w pasie, tak delikatnie, jakbym była ze szkła. Opieram czoło o jego klatkę piersiową i czuję charakterystyczną woń cytryny. Szybko dochodzę do wniosku, że gdy użerałam się z bibliotekarką-psychopatką, mój Anioł Stróż popijał sobie lemoniadkę.


.............................
*Another brick in the wall — protest song Pink Floyd odnoszący się do rygoru w szkołach.

27 komentarzy:

  1. Proszę, nie licz na jakiś, bardzo długi komentarz, dobrze ? Wiesz, po prostu czuję się trochę zmęczona, od trzech dni budzę się z rana, a nie cierpię tego w wakacje. Co innego, jak idę na wolontariat, ale co innego, jak koszą trawę, albo mucha jakby na złość chciała zginąć, goni mi nad uchem. Jestem wsypana, gdy wstaję rano z poczuciem, obowiązku. W wakacje, trudno to czuć, bynajmniej raczej nie codziennie. A obowiązek zabicia muchy, jest raczej zbytnio krwawy, na dobry początek dnia. Gadam od rzeczy.
    Też, załapię się kiedyś na dedykację ? , poczuję się dowartościowana, haha. Generalnie, nie przepadam za bibliotekami. Oczywiście książki, te mają swój urok, to na pewno. Cały mój problem, polega na tym, że książki, które przeczytałam, lubię mieć pod ręką. I nie lubię biblioteki w moim mieście. Jest tylko jedna, bo druga "historyczna". Po prostu, jest sztywna i nie ma, takiego klimatu .
    Ja czytałam, opis szkoły, kojarzył on mi się, z wnętrzem pałacu Warszawskiego. Dziwnie, jakoś nie skojarzyło mi się to z Hogwartem. Niepodważalnie brakuje, charakterystycznych schodów. Przy oglądaniu obrazów, oczywiście pomyślałam o Matce Clary, czytam teraz, tą serię, więc to trochę uzasadnione. Generalnie sztuki, nigdy do końca nie rozumiałam i prędko nie zrozumiem, toteż nie będę się wypowiadać. Podobno sztuka, jest dla wszystkich, ale mimo to jest jedynie dla wybranych. Ja tak sądzę. Tylko wybrani, potrafią ją dobrze zrozumieć. Zaraz, czy sztukę można zrozumieć "dobrze" ? Znowu gadam od rzeczy.
    Lubię jak, ktoś do kogoś mówi "złotko". Bardzo ciekawa ciekawostka, że dowiadujemy się, że Ty, miał kiedyś na imię Łukasz. Po za tym podoba mi się to imię. Jak będę miała syna, to będzie jego drugie imię. Pierwsze, oczywiście - Dominik.
    Kocham, wszelakie gorące napoje. Dym, który z nich się ulatnia, zawsze wywołuje u mnie swego rodzaju, melancholię. Polonistka mówiła, że nam "Wichrowe Wzgórza" powinny się spodobać. Szczerze, zapomniałam o tej pozycji i moje postanowienie brzmi, że w wakacje ją przeczytam. Czytałaś ?
    Owa bibliotekarka, naprawdę przypomina mi Dolorę Umbridge. Z krwi i kości, nie sądzisz ?
    "Książki runą na podłogę wraz z nim, przygniatając kobietę. O mój Boże. Tak bardzo kocham książki." - mam wrażenie, że gdyby ten regał spadł na któregoś z moich wrogów, zareagowałabym indentycznie. No oprócz, jednego "wroga". Szczerze przy tym, parsknęłam śmiechem, pokochałam ten moment.
    Ale, żeby książki za Lenę ? Corteen patrz i się ucz. To jest prawdziwa miłość do książek :D
    "Nawet nie mogę zostać pojmana w normalnych okolicznościach. Tylko przez fanatyczną bibliotekarkę w różowym sweterku i monstrualnych okularach." - zdecydowanie wolałabym to, niż krwiożerczą bandę Vivre, czy coś pod ten deseń. I ona jeszcze śmie narzekać ?! Może zamiast tego, nauczyła by się, metod kompromisu i dostała ciasteczko, herbatkę ? Dobra przesadzam. Może chociaż, poluzowała by jej nadgarstki ? Dobre i co !
    Kocham Dzieci z Bullerbyn. Dostałam ją bodajże w drugiej, bądź trzeciej klasie podstawówki, od wychowawczyni, za dobre wyniki w nauce. Pierwsza pozycja książkowa, którą czytałam z takim zaciekawniem. Dalej ją pamiętam, niczego tak długo nie pamiętam. Corteen, to naprawdę wyjątek i dowodzi, powagi i wagi tej książki :P
    Jednak Lena ma sumienie. Chociaż zapytała, czy mogła ją zabić. Kusząca perspektywa. Plus dziesięć punktów respektu dla Ty'a, za taśmę. Może, gdyby mi tak robili, wyszłabym na tym lepiej. Przeważnie tracę nad sobą, kontrolę w najmniej oczekiwanych momentach. Dobry pomysł, muszę to rozważyć. "Chcesz się przytulić, Kiwnij lub pokręć głową" - to są właśnie metody negocjacji ! Niech się Lena, pouczy coś, od swojego anioła, to wyjdzie z tym na dobre. W sumie, jak nie patrzeć, jego metody poskutkowały.
    Piksel ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długość nieważna. Chodzi o sam odzew. To jak ukłon dla pisarza. Nie chcę ukłonów, wystarczy uśmiech, złotko.
      *myśli, który by Ci rozdział zadedykować
      Najpierw pomyślałam o XLV (Cyprysy mówią same za siebie), ale raczej znalazłoby się coś wcześniej.xd Dla Piksela oczywiście wyjątkowego. Hm... Może Lilie, Gerbery... I kto tu gada od rzeczy, hę?
      A ja kocham biblioteki ponad życie. Nawet tę szkolną. Ta historia, prace uczniów na ścianach, karty, stare owijacze, masa segregatorów...
      Każdy rozumie sztukę na swój sposób. Ze skojarzeniem z Hogwartem chodziło nie tyle o podobieństwo co cudowność miejsca, co rzadko się zdarza ze szkołami.
      *przysięga, że dopiero teraz przeczytała, że lubisz zwrot złotko, a wcześniejsze napisanie go nie miało z tym nic wspólnego
      Nie czytałam. Tak jak Lena.
      Dolores? Dla mnie moja (xd) bibliotekarka to taki fanatyczny aniołek, który ma swoje za uszami, ale się nie wychyla, jest miły i uśmiechnięty, nawet szczerze, bo chce dobrze.
      Uwielbiam Twoje komentarze.
      Czasem gorsze rozwiązanie jest lepsze od absurdalnego. Po prostu dostajesz kulkę w łeb, a nie myślisz, co jest nie tak z Twoim życiem.
      A ja jestem jedną z niewielu, którzy nie mogą pojąć fenomenu tej książki. Była nawet ciekawa, ale wolę inne tego typu.
      Lena ma sumienie, odkrycie miesiąca. :) Hhe. Ty jej chyba nie lubisz ostatnio, co? Przytulenie najlepsze dla wszystko.
      Jeszcze bardziej dziękuję za kolejny komentarz.
      *mentalny miś a'la Ty Artificem, oryginalny, moja droga

      Usuń
  2. No tego się nie spodziewałam. Kiedy bibliotekarka zaczęła gonić Lenę, a potem przywiązała ją, sądziłam, że życie dziewczyny jest zagrożone czy coś w tym stylu. Na pewno nie przyszłoby mi do głowy, że cała ta afera toczy się o kilka nieoddanych książek. Widać, że to bibliotekarka z powołania, bo bardzo poważnie traktuje swoją pracę. Na miejscu Leny miałabym traumę i co najmniej przez kilka miesięcy omijałabym biblioteki szerokim łukiem. Ty jak zwykle niespecjalnie się przejął, co idealnie mi do niego pasuje.

    Pozdrawiam
    j-majkowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że mi się udało podbudować atmosferę i niepotrzebnie trochę nastraszyć.
      Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  3. Ale mnie tu dawno nie było! Wybacz, ale nie miałam stałego dostępu do Internetu ostatnio, więc i na blogi nie bardzo miałam za bardzo jak wchodzić, a jak już mi się udało wejść i coś przeczytać, to nie miałam już czasu, żeby skomentować. :c No ale jestem! Dotarłam! I bardzo mi przykro, że nie skomentowałam wcześniejszych rozdziałów, ale teraz już będę na bieżąco c; Ten rozdzial byl genialny! Panika Leny z początku była dla mnie nie zrozumiała ale potem rozbawiła mnie do łez. Wyobrazilam sobie w głowie tę scenę z regałami. Epicka. No a na koniec niewzruszony Ty i Mały Książę poplamiony marmolada <3 Swoją drogą, przypomniałas mi, a raczej Lena mi przypomniała, że ja też od lat próbuje zabrać się za Wichrowe Wzgórza, ale nijak mi to nie idzie... może zdążę jeszcze w te wakacje? :D
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało. :) Pozostaje się tylko cieszyć z Twojego powrotu.
      Ja sama się zbieram i zbieram...
      Również pozdrawiam i dziękuję ślicznie za komentarz.

      Usuń
  4. I o to jestem. W wolnej chwili planuję przeczytać całość twojego dzieła, ale niestety teraz jestem w stanie skomentować tylko ten rozdział.

    Czytałam opis twojej historii i bardzo mi się spodobał. Lubię tematykę aniołów i życia po śmieci. Mało w jakich książkach można się na nie natchnąć, więc ogromny plus dla Ciebie za oryginalność.

    Ciężko mi skomentować ten rozdział, był dość surrealistyczny. Bibliotekarka porywająca dziewczynę, aby odzyskać książki - z czymś takim się jeszcze nie spotkałam. Spodziewałam się jakiegoś ataku, zagrożenia, a tu proszę, zaskoczyłaś mnie. Może to i dobrze, następna, tym razem prawdziwa katastrofa, na pewno mnie zaskoczy :)

    Trzymaj się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieło to z pewnością za dużo powiedziane, ale oczywiście się cieszę.
      Też ostatnio zauważyłam, że rzadko sięga się po tematykę aniołów, a to przecież taka krynica możliwości.
      Całość jest trochę surrealistyczna. Czasem trochę bardziej, czasem trochę mniej.
      Dziękuję ciepło za komentarz.
      Ty również. :)

      Usuń
  5. „Akademia Aniołów im. Feliksa Korczewskiego. Jestem jej absolwentem, wydziału Aniołów Stróżów. Z ciekawości próbowałem zostać Aniołem Śmierci, ale wywalili mnie po kilku tygodniach za brak wyczucia. Ale nie żałuję. Nigdy nie spotkałem tylu pseudofilozoficznych emo.”
    Wyję przy tym fragmencie. Autentycznie wyję. Pseudofilozoficzni emo i on? Wyobrażam sobie takiego Ty'a-nastolatka, więc jeszcze bardziej ciekawskiego i zakręconego... zaraz. Czy anioły są dziećmi? Tak jak ludzie się rodzą i tak dalej?

    Ooo, obrazy. Też bym wpadła w zachwyt. Ostatnio byłam w galerii sztuki i zachwycałam się końmi Kossakowskiego. Jego konie mają bogatszą mimikę niż ja, ech. Ja jestem cały czas jak znużony dinozaur.

    O NIE. ŁUKASZ.
    *wdech* i *wydech*
    Ty jako Łukasz. To mi za cholerę nie pasuje. Znam tylko jednego Łukasza i jest całkowitym przeciwieństwem Ty'a. No nie. Haha.

    „Wyuczony uśmiech grzecznego dziecka”? A więc Lena tak naprawdę jest diabełkiem, ale zakłada miłą maskę, spryciara? Ten Łukasz pozbawił mnie racjonalności, ekhem...
    To „Jeszcze trochę herbatki?” i ta przemiła pani, i to okropne gorąco jest podejrzane niemiłosiernie... ja bym uciekła. O, widzę, że Lena też na to wpadła. Dwie osoby, to już może być prawda...
    O nie, o nie, Ty też pewnie wpadł w kłopoty. Cholera no. A taki aww rozdział.
    Co? Sznur i taśma? Co? Wiedziałam, że nie można ufać uśmiechającym się bez powodu ludziom. Zawsze wiedziałam.

    No nie, przecież przywalił ją regał. I ta baba jeszcze żyje? Niezniszczalne babcie w różowych sweterkach, zło wcielone, ugh. Niczym profesero Umbridge.
    Ty, serio? Nie spodziewałeś się? Ja się nie spodziewałam takiej reakcji. Może nie chodzi o nic poważnego, bibliotekarka chce się zabawić ze starym, nieposłusznym uczniem, czy coś. To zabrzmiało dziwnie?

    Co do...? Okej, czuję się zaskoczona. Teoretycznie powinnam się domyślić, bo dedykacja na górze i książki, ale to ja. Jeju.

    O nie, zakleił jej usta, bo za dużo gadała. Na miejscu Leny bym go kopnęła. Ja też dużo gadam i zastanawiam się, kiedy ktoś mi wepchnie w usta jakąś brudną szmatę z tego powodu.
    Popijał lemoniadkę. Nie no, świetnie. A Lena dostawała w tym czasie zawału. Zabiłabym, a nie przytuliła.

    Ten rozdział jest taki.. omójboże. Braknie mi słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzą, rodzą, muszę więcej o tym wspomnieć.
      Czy Ty obrażasz mimikę dinozaurów, młoda damo?
      Łukasz, bardzo lubię to imię, i na szczęście, nikogo takiego nie znam osobiście.
      Zaleta aniołów. Wystarczy różowy sweterek i kolejna osoba pisze o Umbridge.
      No wiem, trochę mnie poniosło z tym rozdziałem, ale stwierdziłam, że raz się żyję i mogę go dodać.
      Można najpierw przytulić potem zabić, nie? Albo odwrotnie, kolejność dowolna.

      Usuń
  6. Nie, to nie komentarz. Ja tylko chciałam Cię po poprosić, byś zajrzała na pocztę, oczywiście o ile masz czas i ochotę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tego to Ci nie wybaczę. Coś się zaczyna, chora bibliitekarka próbuje pojmać Lenę, już sobie myślę: jakaś akcja, bitwa, krew, miecze, tysiące bałycj skrzydeł solamionych krwią...!!! A tu taki Ty nie oddał ksiażek... I cytując Lenę nie wiem czy mam płakać czy się śmiać XD
    Ale ogólnie rozdział był totalny hahaha już dawno tak się nie uśmiałam czytając coś XD
    To było takie piękne, mkgę nawet powiedzieć, że lekko psychiczne hah
    Rozdział naprawdę cudnie Ci wszedł. Tak jak wszystkie, ale ten był taką odskocznią od testów, walk i tajemnic i Vivere haha
    Nie mogę przestać się uśmiechać XD
    Będzie mi się to śniło po nocach! Haha
    I w ogóle chciałabym się znaleźć na miejscu Leny. Tyle książek... Wyobraziłam to sobie idealnie jak czytałam, cały gmach, regały książki... i tę przeklętą bibliotekarkę!
    Świetny opis budowli!
    "Wreszcie czuję się odprężenia." - odprężona, miało być chyba :P

    I stało się. Oto nadchodzi rozdział 14, ostatni... Żałoba zblizbliża się wielkimi krokami :"c

    I mam pytanie: czy planujesz jakiś wątek miłosny w swojej powieści? Błagam niech Iker będzie Bi!!!!!
    Albo... Iker i Ty... OMG 0_0
    Mój umysł yaoistki się włączył XD
    Okay. Dość chorych teorii miłosnych XD
    Iker i Ty <3

    Pozdrawiam i weny!!!

    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam ponownie. :)

      To miało być właśnie takie zmylenie.

      Będą wątki miłosne, będą. Oczywiście.

      Spokojnej nocy. Weny twórczej jak najbardziej też.

      Usuń
  8. Padłam. Padłam i nie wstaję. Dobrze, że dywan chociaż mam wygodny, to mogę sobie poleżeć.
    W każdym razie rozbroiłaś mnie całkowicie tym rozdziałem. Nie wiem, czy już wcześniej o tym wspominałam, ale ubóstwiam twój humor. Tym razem dałaś jego mistrzowski popis!
    Scena w bibliotece - genialna. Chociaż wolę nie zastanawiać się, jak musiała czuć się Lena. Biedna dziewczyna nie wiedziała o co chodzi i to jasne jak słońce, że najczarniejsze myśli przychodziły jej do głowy. A to wszystko przez Ty'a i jego nie oddane na czas książki. Ta bibliotekarka z miejsca skojarzyła mi się z tą z animacji Disneya "Uniwersytet potworny" - nie wiem, czy oglądałaś, ale w każdym razie takie potwora w pewnym momencie miałam przed oczyma :D Głupie porównanie, ale co ja zrobię. Dzisiaj moja wyobraźnia widocznie jest w doskonałej formie!
    Wgl Ty w roli anioła śmierci? Nie dziwię się, że go wylali :D Nie ten typ, zdecydowanie nie ten.
    Czytam dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że wtedy doszłam do wniosku, że coś mało absurdow ostatnio i groteski, więc... tak się zrodziły Sówki. Trochę humoru musi być, same dramy by człowieka wykończyły...

      MożeNie oglądałam, ale zdjęcia w google grafika mówią same za siebie, hah. Ciekawe porównanie, a nie głupie.

      Umierasz, a tu Ci przychodzi taki śmieszek, heh.

      Do następnego.

      Usuń
  9. Serio? Chodzi tylko o nie oddane książki do biblioteki? Ja tu dostaję palpitacji serca z Leną, a tu BUM... Ty nie oddał na czas książek... Swoją drogą, ta bibliotekarka jest naprawdę przerażająca, bardziej nawet od pani Pince ;)
    O, i ziemskim imieniem Ty jest Łukasz - ach, bardzo lubię to męskie imię... Lepiej nie mogłaś wybrać, z racji tego, że właśnie tego Anioła bardzo polubiłam :)

    [Mały książę poplamiony marmoladą... To znaczy, wnioskuję, że to była marmolada. Wygląda jak marmolada, ma kolor marmolady ze śliwek węgierek... Dobra, pogrążam się.] - najlepszy fragment z rozdziału ;)

    Pozdrawiam serdecznie, mój groszku pachnący (ale weszło mi to już w nawyk^^) i do następnego - postaram się zawitać jutro, ale głowy za to nie daję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stwierdziłam, że ostatnio coś mało absurdów. Pomysł na scenę z bibliotekarką narodził się, gdy na wolontariacie spisywałam listę dłużników biblioteki szkolnej.xd Hah, Ty króluje.
      Ojej, to urocze. Ja do Ciebie też powinnam niedługo, słodki groszku, wpaść, bo się rozchorowałam i mam dużo czasu, gdy akurat nie (zombiakuję).
      Jeszcze raz dzięki za wszystko. Miłego.

      Usuń
  10. Chyba jednak moje myśli podążają dobrym torem, bo "sowy" kojarzą się z bibliotekami. Swoją drogą, to paradoks... nie, bardziej parodia wyszła z tą bibliotekarką.
    Jest wyjątkowo krótko, bo chyba jednak spróbuję się jeszcze zdrzemnąć, a doczytam twoje rozdziały jutro. Chociaż... może dobrnę chociaż do zakończenia pierwszej księgi. Zobaczę jak to będzie za dnia, czy będzie luźniejszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy pamięta się o granicach, nawet parodię można wpleść do całkiem poważnego, choć miejscami wręcz absurdalnego, opowiadania.

      Usuń
  11. O proszę, nowy szablon widzę? Przejściowy czy na dłużej? :)
    Wizja bibliotekarki, która za wszelką cenę dąży do odzyskania wypożyczonych książek, jest mocno surrealistyczna. Chyba jak większość spodziewałam się jakiegoś prawdziwego zagrożenia ze strony Tenebris, a tu coś takiego... :) Ale coś mi się wydaje, że to taka cisza przed burzą, w końcu to końcówka pierwszej księgi, więc chyba można spodziewać się jakiegoś, nomen omen, niespodziewanego zakończenia.
    Oj, Ty wśród emowatych przyszłych Aniołów Śmierci. Czytałabym. Może jakiś spin-off? Nalegam, i to dość mocno. ;P
    Nie wiem, czy nadrobiłaś już "Wichrowe Wzgórza", ale jeśli nie, to polecam. Bardzo dobra książka.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przejściowy. Tymczasowo naprawdę, już nowy zamówiony.
      Wszyscy się spodziewali, a tu szalona bibliotekarka i groteska pełną gębą. Sorry.xd
      Niedługo urodziny bloga... myślę nad bonusowymi miniaturkami. Zgłaszać śmiało pomysły.
      Jeszcze nie nadrobiłam, ale mam nadzieję, że już wkrótce mi się uda.
      Również pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Niespodziewane zwroty akcji zawsze w cenie. :)
      O, to w takim razie to jest moja propozycja: Ty w szkole dla Aniołów Śmierci. I może coś jeszcze o Ikerze, może coś o jego znajomości z Arturem? Choć tutaj nie wiem, co masz zaplanowane w kolejnych rozdziałach, może tam będzie więcej na ten temat. :)

      Usuń
    3. Myślałam właśnie o Ikerze, by go pokazać z innej strony, a pokazanie przy okazji Artura, także z innej strony, to dobry pomysł. Dzięki, pomyślę o tym.

      Usuń
  12. Fragment z zombie chwycił mnie za serce, bo lubię zombie, choć średnio przepadam za fantastyką. I weź tu zrozum xD Lena dobrze kombinuje z tymi ciałami, szuka powiązań, stara się zrozumieć, o co chodzi. Podobało mi się to rozważanie w stylu Sherlocka. Dzięki niemu dowiedzieliśmy się, co łączy Lenę z Vivere. Zamiłowanie do brunetów, zielonych oczu. To dopiero początek, ale dobrze wiedzieć takie rzeczy.
    Scena z bibliotekarką mnie rozwaliła. Była tak… komiczna, że miałam ochotę walnąć się w czoło. Serio bibliotekarka odurzyła dziewczynę i związała tylko dlatego, że Ty nie oddał książki? Serio Ty pozwolił, by Lena najadła się tyle strachu? Rany, dziewczyno, co Ty masz w głowie ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ostatnio coraz mniej lubię taką typową fantastykę... jakieś high fantasy pokroju twórczości Tolkiena.
      Starałam się subtelnie, co jakiś czas, pokazywać wspólne cechy odpowiedniczek. By nie zapomniano, że to coś więcej niż wzajemne przeciwieństwo.
      Och, to tylko Kicia, nie wszystko na poważnie, uwielbiam taką zabawę.xd

      Usuń

Komć – głask dla psa. :)

Archiwum bloga

Obserwatorzy

Kaolia Sidereum Graphics
Kredyty Grafika
Obrazek