Jesteśmy
już po połowie pierwszej księgi. Niedługo zaczną dziać się rzeczy, które
naprawdę lubię opisywać. Nareszcie wszystko powoli zaczyna mieć sens i splatać
się w logiczną całość. Przerwa trwała dłużej, tak jak zapowiedziałam, ale
zapewniam, że po powrocie z wycieczki od razu zabrałam się za dokańczanie
ósemki. Za cierpliwość mam dla Was dodatek w postaci rozpiski tytułów kolejnych
rozdziałów, które mogą Wam sporo podpowiedzieć.
9.
Jaskółki
10.
Kolibry
11.
Mewy
12.
Koguty
13.
Sowy
14.
Sępy
15.
Kruki
............................................
† †
†
Z
powątpiewaniem spoglądam na wręczoną mi, zaklejoną kopertę w ponurym, czarnym
kolorze. Jeszcze nie znam powodu, przez który muszę zabrać ją ze sobą. W ogóle
nie wiem, gdzie dokładniej się udam i z kim. Myślę o wszystkich przedziałach,
próbując wywnioskować, który jest najlepszą opcją. Jednocześnie towarzyszy mi
świadomość, że nie mam nic do gadania, więc szukanie wad i zalet poszczególnych
ośrodków nie należy do najmądrzejszych pomysłów.
Opieram
się o ścianę, spoglądając na zebranych. Iker stoi tuż koło mnie i nieustannie
wymienia spojrzenia ze znajdującym się niedaleko Ty'em. Rodzeństwo Montero
tajemniczo trzyma się z daleka od siebie, a dziewczyna o różowych włosach
przypomina zaledwie cień człowieka.
—
Podzielimy się teraz na dwuosobowe zespoły. Jedynie Maja zostanie tu, by
pilnować Stelli. — Słowa mojego Anioła Stróża przedzierają się przez ciszę.
W
duchu dziękuję za pomyślenie o małej i wykorzystanie tej kwestii, by nie
narażać na niebezpieczeństwo także mojej przyjaciółki. Prawdopodobnie nie
myśleli o tym w ten sposób i chodziło o zyskanie moich względów, ale wolę tego
tak nie tłumaczyć. Nie mogę wszystkiego wiązać ze swoją osobą i testem, bo
zwariuję.
Z
nadzieją patrzę na anioła, który zaraz ogłosi swój wybór. Najbardziej nie chcę
zostać połączona z brunetką, która, jeśli mnie pamięć nie zawodzi, ma na imię
Mika. Jej sposób bycia, wyższość i arogancja są odrzucające. Wiem, że byłabym
przestawiania z kąta w kąt i traktowana jak naiwna dziewczynka.
— Ja
i Milan WYPADEK oraz ŚMIERĆ NATURALNA. Boże, jak to idiotycznie brzmi. —
Artificem wywraca oczami i przechodzi do dalszej części. — Panna Montero i
Lindsey CHOROBA, a osobom wiadomym przypadł ostatni przydział.
Moja
radość z bycia w parze z Ikerem częściowo znika, gdy zdaję sobie sprawę, że
mowa o MORDERSTWIE I ZABÓJSTWIE. Nie przesadzę, twierdząc, że nie mogłam trafić
gorzej.
— Co
się krzywisz, mała? — zagaduje Ty, podchodząc i klepiąc mnie po ramieniu. Zbyt
mocno. — Zawsze możesz się ze mną zamienić i pójść z tym przeuroczym
młodzieńcem, który jest wprost duszą towarzystwa. Mam poważną konkurencję w
walce o tytuł najzabawniejszego i najbardziej charyzmatycznego członka
Cordragon. — Wskazuje głową na Montero, który stoi niemal nieruchomo,
zamknąwszy oczy.
—
Mogę pójść z Ikerem — zapewniam, odruchowo sięgając po ramię chłopaka, który na
ten gest pierwszy raz od kilku dni się uśmiecha. — Jeśli wybierasz anioła,
przygotuj się na zejście do piekieł, bo nic nie ma za darmo, prawda?
† †
†
— Nie — ogarnia mnie ochota, by non stop
dublować to słowo, przecząco kręcąc głową. Wyrazy nie posiadały nigdy magicznej
mocy, a nawet jeśli to się zmieniło, nie wyrażają swoich chęci, by pomóc. —
Nie. Proszę, nie, choć to mnie dziwnie kręci...
Oniemiała wpatruję się w stalowe drzwi z
kolidującą z nimi, mosiężną klamką. W oczy rzuca się ciemny szyld: MORDERSTWO.
Mam ochotę parsknąć śmiechem, zauważając drobny dopisek pod nim: Dopuszczalne
również zabójstwo. Napada mnie déjà vu i wracam wbrew woli pamięcią do tamtego
pechowego dnia, gdy pod naciskiem mojej dłoni otwarły się drzwi z napisem
SAMOBÓJSTWO. Strach i zaskoczenie wydają się równie realne co wtedy, jeśli nie
jeszcze większe. To wszystko nadal do mnie nie dociera, nie potrafię uwierzyć w
odpowiednio dobrany przydział. Pierwsza część testu nie przyniosła oczekiwanych
efektów. Nie wiem, kim jestem.
— Przecież nie możemy tu tak zwyczajnie
wejść. Pewnie są zamknięte, bo nikogo z nas nie zamordowano, prawda? — wyduszam z siebie zdławionym głosem, chcąc
coraz bardziej jednak przekroczyć próg.
— Z naszego przedziału jakoś się wydostaliśmy mimo nałożonej bariery. Czy teleportację uznajesz za zwyczajne
wejście? — zadaje retoryczne pytanie Iker, unosząc sugestywnie brwi. Wygląda
wtedy komicznie do tego stopnia, że ledwo zduszam czający się w środku śmiech.
Wraca jego prawdziwe, sympatyczne oblicze. — Mają w czasie wojny więcej
problemów niż dwójka pasażerów na gapę od sąsiadów. To wszystko może wydawać
się zbyt łatwe, ale nie martw się.
Ściska
moją dłoń, po czym przenosi nas na drugą stronę. Mam zawroty głowy i mdłości,
ale udaje mi się utrzymać na nogach i zdusić chęć zwymiotowania. Chwilę stoję
chwiejnie i niestabilnie, a obraz przed moimi oczami zamazuje się. Zaburzona
percepcja zaczyna się regenerować, wszystko wraca do normy. Pieką mnie nozdrza
od intensywnego, ciężkiego zapachu.
Rozciągająca
się przede mną, zaskakująca sceneria sprawia, że stoję z szeroko otwartymi
ustami, nie wiedząc, jaki rzucić komentarz. Rozglądam się tylko bezmyślnie
dookoła, chłonąc z zaintrygowaniem każdy szczegół. Przedział przypomina pilnie
strzeżone, stare więzienie, do którego trafiają najgroźniejszy przestępcy. U
wysokiego sufitu przymocowano podłużne lampy, które migają białym światłem jak
w horrorze. Ściany pokrywa brud i kurz, tak, że mają ciemny, szary kolor. To
wszystko jest potwornie ironiczne. Ofiary trafiły do miejsca, w którym powinni
się znaleźć ich oprawcy.
Stąpam
po surowym betonie, wszedłszy za Ikerem do wąskiego korytarza, którego końca
nie widzę. Po obu stronach znajdują się położone blisko siebie, ciasne cele.
Wolę długo nie spoglądać w ich stronę. Wyobrażam sobie wyciągnięte, w niemym
błaganiu, pomiędzy kratami, kościste dłonie dusz. Palce zaciskam na czarnej
kopercie, ani na chwilę nie chowając jej do kieszeni. Zbyt boję się, że mogłaby
wypaść. Z pewnością nie byłby to szczególnie udany początek współpracy z
Cordragon. Za to całkiem prawdopodobny. Z największą przyjemnością oddałabym ją
odpowiedzialnemu towarzyszowi z głową na karku, ale z zaufaniem różnie bywa.
Iker otacza mnie ramieniem jak starszy brat. Nie odsuwam się, ale jeszcze
bardziej przylegam do niego, czując ponurą atmosferę tego miejsca.
—
Też czujesz się tu tak obco? — pytam, gdy podświadomość nieustannie przypomina
mi, że znajduję się nie tam, gdzie powinnam.
—
Tak, ale to chyba dobrze, prawda? — odpowiada po chwili namysłu. — Stawiasz na
pomarańczowe czy pasiaste stroje?
—
Pasiaste? — mruczę niepewnie, jeszcze bardziej zaskoczona powrotem dobrego
humoru Ikera. — Wybierasz drugą opcję?
—
Owszem — przytakuje i nagle się zatrzymuje, po czym przenosi dłoń z mojej talii
na ramię. — Dziękuję za niezadawanie pytań. Odpowiedź na wszystkie tkwi w
wierze. Wierze w miłość, sprawiedliwość i życie pośmiertne.
Chcę
jak najszybciej znaleźć się w swoim przedziale, choć jego historia jest
przerażająca. Czuję wyraźny niepokój, jakby coś groźnego miało zaraz wyskoczyć
zza zakrętu. Najchętniej zamknęłabym oczy i szła po omacku, podtrzymywana przez
anioła. Wszystko zahacza poważnie o banalny surrealizm.
Klaustrofobia,
o dziwo, nie daje mi się we znaki, mimo wyraźnie ograniczonej przestrzeni. Co
pewien czas mijamy szczelnie opatulonych, dobrze zbudowanych ochroniarzy. Nie
zwracają na nas najmniejszej uwagi. Iker dobrze myślał, rzeczywiście mają na
głowie ważniejsze sprawy niż dwójka niegroźnych odwiedzających. Raz na pewien
czas doświadcza się jednak szczęścia.
Wtem
towarzysz przykłada mi palec do ust, bym nie ważyła się nic powiedzieć.
Machinalnie kiwam głową z posłuszeństwem. Gdy spostrzegam, gdzie spogląda Iker,
również przenoszę tam na dłużej wzrok.
W
jednej z cel na wąskim łóżku leży drobny, nieco chuderlawy blondyn o chłopięcej
twarzy. Ma bujną czuprynę i ciemne oczy. Ubrany jest w legendarny, pasiasty
strój więźnia, nawet z komiczną czapką do kompletu. Na koszulce przyklejono mu
plakietkę podobną do mojej. Zaskoczona lustruję wzrokiem wiszący na ścianie,
plazmowy telewizor. Chłopak ogląda w nim głupawą komedię familijną z gadającym,
a raczej plotącym androny, psem. Parska co chwilę śmiechem, zajadając popcorn z
dużej, przezroczystej miski. Widocznie nie zanikły u niego jeszcze funkcje
życiowe lub, mimo tego, może się odżywiać, choć już nie musi. Z pewnością nie
określiłabym go jako pogrążonego w rozpaczy, tęskniącego za domem młodzieńca,
który oczekuje drugiej szansy. Bliżej mu do dwornego stańczyka, który ma
zasłużoną przerwę na relaks po zabawianiu gości pana.
— To
on ma nam pomóc? — szepczę z niedowierzaniem, trochę zbyt sceptycznie. —
Wygląda... niepozornie.
Nagle
blondyn nas zauważa i jakby od niechcenia macha ręką. Odruchowo robię to samo,
a Iker bąka krótkie cześć, więc domyślam się, że się znają.
—
Moment, już otwieram — oznajmia chłopak, nieco zmieszany, ociężale podnosząc
się z miejsca. Po chwili rezygnuje i opada z powrotem bezwładnie, przysuwając
do siebie miskę z popcornem. — Nie chce mi się. Sami sobie otwórzcie.
Nie
potrzebuję sokolego wzroku i przenikliwości Sherlocka Holmesa, by zorientować
się, że, aby dosięgnąć klamki, nieznajomy nie musi nawet wstawać.
Wystarczyłoby, by się porządnie nachylił.
Po
wejściu do ciasnego pomieszczenia zaczyna mi się kręcić w głowie. Zostaję
świadkiem niezręcznego powitania. Iker i blondyn ściskają się niezgrabnie,
prawie wysypując popcorn. Chłopak czochra nawet Anioła Stróża po głowie jak
dobrego przyjaciela. Czując się nieswojo, jak piąte koło u wozu, wykazuję nagłe
zainteresowanie porysowanym sufitem. Nie na długo, czując, jak coś pociera się
o moje kostki. Przy mojej nodze przebiega dość duża, szarawa mysz, ciągnąc za
sobą coś, co przypomina małego owada. Klimatyczna okolica.
—
Witaj, mała — rzuca jasnowłosy chłopak z zalotnym uśmieszkiem i wyciąga dłoń. —
Lee Moriaty — przedstawia się z kiwnięciem głową, a następnie dodaje zduszonym
głosem. — Mów na mnie Moriaty, jak każdy. Nie lubię swojego imienia.
—
Lena Mikler — przedstawiam się także, ale z większą nieśmiałością i
niepewnością.
W
pomieszczeniu zapada niezręczna cisza. Atmosfera gęstnieje do tego stopnia, że
można by siekierę powiesić. Całkiem przypadkiem spostrzegam, jak nieustannie
Iker z Moriatym wymieniają spojrzenia. Jakby niepewnie, ostrożnie. Istnieje
spora szansa na to, że wszystko wyolbrzymiam. Jednak robi mi się cieplej na
sercu, widząc tańczące iskierki w błękitnych oczach towarzyszy. W zaskakujących
miejscach i zadziwiających okolicznościach ludzie odnajdują głębszą wiarę.
Wtem
rozlega się skrzypnięcie drzwi, dochodzące zza moich pleców. Z naszej trójki
najlepszy refleks ma Iker, więc odwraca się pierwszy.
—
Artur? — szepcze z trudem łamiącym się głosem.
Wszystko
dzieje się niespodziewanie szybko. Zostaję przygwożdżona do ściany przez
młodzieńca o ognistorudych włosach i pyzatej twarzy. Zaciska on swoją potężną
dłoń na mojej szyi i podnosi do góry. Nie mogę złapać oddechu, zaczynam się
dusić. Charczę, bezowocnie próbując się wyrwać i machając nogami, których
uderzenia nie robią na oprawcy żadnego wrażenia. Czy w takim wypadku można
umrzeć po raz drugi?
—
Co... co ty wyprawiasz? — wykrzykuje zdumiony Iker, gdy odzyskuje zdolność
racjonalnego rozumowania. — To tylko Lena.
—
Przecież wiem — warczy niskim głosem Artur, ale mnie puszcza.
Ląduję na plecach, po czym podpieram się
rękoma i zaczynam czołgać się do tyłu. Jak najszybciej. Jak najdalej. Kaszlę,
gwałtownie pobierając powietrze. Nadal czuję jego ręce na swojej szyi. Duszno
mi.
Podbiega
do mnie Moriaty i podnosi. Niemal opadam bezwładnie w jego ramiona.
—
Jeden diabeł. Obie są równie winne i odpowiedzialne za toczącą się wojnę —
wyrzuca z siebie Artur i spluwa z jadem na podłogę. — Najchętniej poderżnąłbym
jej gardło. Większe prawdopodobieństwo, że wyplenimy plugawy ród Vivere na
zawsze.
Iker
kręci z niedowierzaniem głową, a w jego oczach szklą się łzy, które odgania
nerwowymi mrugnięciami. Przysięga Krwi. Nie. Nie może chodzić o tego brutala.
— Co
ci się stało? — pyta, lecz nie czeka na odpowiedź. — Jedynym grzechem Leny,
który ma związek z jej odpowiedniczką, jest przyjście na świat. Jak każdego
dobrego człowieka.
—
Jesteś jeszcze bardziej naiwny niż za życia — prycha Artur i uśmiecha się
diabolicznie. — Przez cholerną służbę w wojsku nie mogłem być przy Dorotce...
—
Nie rozumiem. O czym ty, do cholery, Pilarski, mówisz? — wtrąca Moriaty, nie
odstępując mnie na krok. — Obwiniasz ją o wszystko jak dzieciak. Jakby sama
stworzyła armię Vivere albo wirusa. To nie w porządku.
— To
jest twoim zdaniem nie w porządku? A wiesz, co jest nie w porządku według mnie?
— ryczy Artur i podchodzi do mnie. Zbyt blisko, a ja już nie mam, dokąd
uciekać. — Słyszałaś o takiej chorobie sangue, którą przenoszą anioły, ale
każdy może się nią zarazić?
Kręcę
głową, przecząc.
—
Krwawisz. Z oczu, uszu, nosa, ust, spod paznokci... Twój mózg zostaje
przeżarty. Bredzisz w gorączce, wykrwawiając się na śmierć. Coś pali cię od
środka i marzysz już tylko o tym...
—
Przestań — rozkazuje Iker stanowczo, ale cicho. Podaje Pilarskiemu czarną
kopertę, wyjąwszy ją wcześniej z moich dłoni. — Śmierć Dorotki to nie jej wina.
Przejdźmy do rzeczy.
— To
przechodź, kochanie — pozwala, niemal wypluwając ostatnie słowo, aż mam ochotę
go uderzyć. — Jestem nader ciekaw.
—
Szukamy sojuszników we wszystkich przedziałach. Mamy kilku członków Cordragon u
siebie. To tymczasowe rozwiązanie, aż Lena przejdzie test — tłumaczy Anioł
Stróż.
—
Jeśli go przejdzie — poprawia chłopaka Artur, jeszcze bardziej zaciskając tym
pętlę na swojej szyi. Na razie tylko w mojej głowie.
—
Więc jak? — zagaduje Iker z ogromną nadzieją w głosie.
—
Odsuń się — warczy Artur, a nasza trójka unosi pytająco brwi, nic nie
rozumiejąc. Mam naprawdę złe przeczucia, gdy przedziera kopertę na pół, nie
sprawdziwszy nawet jej zawartości. — Nie
chcę ci zrobić krzywdy, ale wiedz, że jeśli nie pozostawisz mi wyboru... nie
będę miał wyjścia. Wasz ruch oporu utrudnia nam działania.
—
Jakie działania? O czym ty mówisz? Po której, do cholery, stronie jesteś? —
wypala Moriaty.
Brzęk opadających łańcuchów, trzask
rozbitych okien i skrzypnięcie kilkuset bram. Mrożący krew w żyłach wrzask
wojowników dociera do moich uszu. Przypieram odruchowo do Ikera, będąc tylko
dzieckiem wśród przepełnionych nienawiścią ofiar, które stają się oprawcami.
Jednak więzienna sceneria jest całkiem na rzeczy.
Mój Boże... Naprawdę zgrabnie napisane. Co prawda wciąż nie jestem na bieżąco, ale może w miarę kolejnych rozdziałów będzie się coraz więcej wyjaśniać. Nie muszę Ci chyba mówić, jak bardzo spodobała mi się ostatnia linijka ?
OdpowiedzUsuńAle coś mi zgrzytnęło w czasie czytania. Acha, już wiem - "Obierasz drugą opcję?". "Wybierasz" byłoby poprawnie.
Dziękuję za miłe słowa i sugestię. :)
UsuńKoliber..ach kocham tego ptaszka. Omawiałam jego symbolikę do olimpiady polonistycznej. Czytałam książkę "Dzień Kolibra" ogółem nie zachwyca, według mnie strasznie się ciągnie, ale same wątki bardzo ciekawe. Koliber dla mnie to ptaszek mały, ale zwinny i szybki. Na marginesie, bardzo podobają mi się cytaty z tamtego dzieła. Mewy jak chyba każemu (?) kojarzą mi się z morzem. Tak to było wtrącenie bez sensu. Co to ma wspólnego ?
OdpowiedzUsuńSowa to oczywiście przede wszystkim symbol mądrości. Cóż będę szczera, najbardziej intrygują mnie dwa ostatnie. Kruki i sępy kojarzą się ze śmiercią, choć te drugie bardziej z brakiem wody, pustynią itd.
Tak tytułem wstępu. Wybacz to opóźnienie.
"Nie mogę wszystkiego wiązać ze swoją osobą i testem, bo zwariuję." - no wyjęłaś mi to z ust. Co dzień mówię tak do siebie w szkole, patrząc na nauczycieli.
Odniosłam wrażenie przy pierwszym dialogu z Ty'em, że naszej głównej bohaterce, wesołość rozmówcy zaczyna powoli działać na nerwy.
Po za tym: jak tak to czytam, za każdym razem ma w głowie, te zimne kalkulacje, a jak przychodzi co do czego, to panika, wrzask i ogółem tragedia. Nie sądzisz, że jest trochę za bardzo emocjonalna i za dużo rzeczy bierze do siebie ? Tak miało być ? xd
I cholernie polubiłam tego gościa. Skojarzył mi się z tym, ten...(czyt. nie mogę sobie przypomnieć) bodajże w "niesamowity spidermen 2? " albo jeden, jest taki gościu, który ożywia jakiegoś elektrycznego stwora. Oglądałam tylko kawałek więc wyobrażam sobie jak to brzmi. Ale będę uparta, ogarnę to i Ci pokażę. Tak idealnie mi pasował do tej sceny, że normalnie grrr.
A i na koniec, powiem to jeszcze raz:
Gdyby nie to, że jest tak, a nie inaczej już dawno, zlinczowałabym Cię za takie końcówki. Zapamiętaj te słowa ^^
Piksel :*
Cóż, Lena znajduje się w horrendalnie trudnej i nowej dla niej sytuacji. Kojarzę, kojarzę, heh,
UsuńCoś genialnego!
OdpowiedzUsuńJak widzisz nie jestem mistrzem w pisaniu długich komentarzy...
Może czasem się zdarzają ^^
Ja lubię krótko i na temat.
Bardzo spodobała mi się ta historia i będę czytać na bieżąco :)
Vicky ❤
Krótko, ale na temat, właśnie. :)
UsuńPrzeczytałąm Kota z Masłem, przeczytałam Cordragone'a. Ale nie będę się na razie wypowiadać, dopóki nie opublikuję oceny Cordragone'a na KKB. Później jednak jak najbardziej będę się dłużej wypowiadać.
OdpowiedzUsuńTo zabrzmiało trochę groźnie, haha. PS Czy to oznacza, że odniesiesz się również do ,,Kota z masłem'', czyli poprawionej wersji? Mnie byłoby to na rękę.
UsuńJa wiem, czy będzie aż tak strasznie... xD dzisiaj powin nam opublikować ocenę.
UsuńW "Podsumowaniu" odniosę się do "Kota" chociaż już nie do dziewiątego rozdziału (zauważyłam, ze jest wstawiony) - do niego swoją opinię napiszę już pod rozdziałem :)
Tylko trochę, hah. O, to bardzo się cieszę. Już nie mogę się doczekać.
Usuń„W zaskakujących miejscach i zadziwiających okolicznościach ludzie odnajdują głębszą wiarę” – to zdanie wciąż mnie oczarowuje.
OdpowiedzUsuńO nie. Lena umrze, jak nic, umrze. To jest, zabiją ją dla większego dobra.
Czuję się dziwnie, bo przecież czytałam już o tym i czytam jeszcze raz, tylko w innej wersji. Nie wiem, co napisać. Tylko tyle, że wciąż czuję niewyjaśnioną sympatię(?) do Artura. Podoba mi się jego postać.
Sprawia mi ogromną frajdę czytanie czyiś teorii i porównywanie ich z tym, co się zdarzy.
UsuńCóż za emocjonująca końcówka *o*
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy, obfitujący w zaskakujące zdarzenia. Zrobiło się bardzo ciekawie, tajemniczo i nawet lekko mrocznie ;3
Lecę czytać dalej!
Pozdrawiam i weny!!!
anielskie-dusze.blogspot.com
Dziękuję za komentarz, wzajemnie. :)
UsuńŚwietny rozdział. I w sumie na tym mogłabym poprzestać, bo nie mam zielonego pojęcia, jak ubrać w słowa całą resztę... No, ale spróbujmy.
OdpowiedzUsuńA więc poszukiwania sojuszników trwają w najlepsze. Z tym, że Lenie i Ikerowi trafił się chyba najbardziej pechowy przydział, a przynajmniej na to wskazywałaby końcówka. Widocznie ktoś ubiegł naszą dwójeczkę i sam zaczął budować sojusze. Pytanie tylko, czy nasi wyjdą z tego cało? Oby!
Miłego dnia ;)
Słowotoki zawsze mile widziane. Takie nierozgarnięte komentarze są najlepsze. Oj, pechowy, trudno się nie zgodzić.
UsuńWzajemnie, dziękuję za odzew.
Uaa, ten rozdział bardzoo mi się podobał. Zresztą, z każdym kolejnym coraz bardziej urzeka mnie ta historia. Eh, dobra, bo się rozmarzę.
OdpowiedzUsuńZobaczymy jak to będzie z tym Arturem... I z Leną, bo czuję się niespokojna, jeśli chodzi o nią.
Pozdrawiam
Dellirah
PS. Przez jakiś czas mogę nie komentować wszystkich rozdziałów po kolei, ale wiedz, że czytam je w wolnej chwili i co jakiś czas będę zostawiać komentarz pod aktualnie czytanym rozdziale. Zbliża się rok szkolny, a ja mam trochę do nadrobienia, więc mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Buziaki.
Możesz się rozmarzyć, jak chcesz, heh. Może słusznie... Rozumiem. Dziękuję za komentarz, wzajemnie.
UsuńRozgraniczasz morderstwo i zabójstwo, jako dwa odrębne terminy i niepotrzebnie, bo to synonimy. Niby pod względem prawnym trochę się różnią, ale to nie jest opowiadanie prawne i „Zabójstwo” byłoby wystarczające.
OdpowiedzUsuń„stare więzienie, do którego trafiają najgroźniejszy przestępcy” – a nie najgroźniejsi?
Podobają mi się te ironiczne wstawki w stylu „Klimatyczna okolica” do jakiejś nory z myszami. Było tego sporo w poprzednich rozdziałach, ale już nie pamiętam, jak brzmiały xD
Pominąwszy kwestie prawne, powiem tylko, że jeszcze o tym będzie. Ktoś zadane podobne pytanie, ale dostanie zupełnie inną odpowiedź, niż się spodziewał. Czuję się więc tymczasowo rozgrzeszona.
UsuńZnów masz rację, słońce.
O, w takim razie ciekawa jestem, jak to uargumentujesz później :)
UsuńAle ja też to rozgraniczam i to nie tylko pod względem prawnym, ale przede wszystkim moralnym, uczuciowym. Zabić można przypadkiem, w samoobronie, w wypadku samochodowym - można prowadzić i uśmiercić pasażera, własną żonę, własne dzieci, matkę, ojca przyjaciół. Morderstwo natomiast kojarzy mi się z mordem, zaplanowanym, okrutnym, choćby z seryjnym mordercą. Mord kojarzy mi się z działaniem naumyślnym, zabójstwo z przypadkowym. Wiem, że pod względem prawnym wygląda to nieco inaczej, ale ja np uważam, że matki które zakatowały swoje dzieci lub dały zakatować je konkubentom popełniły morderstwo, a nie zabójstwo, czy niereagowanie na krzywdę, zezwolenie lub podżeganie. Natomiast jeśli matka prowadziłaby samochód z niedozwoloną prędkością, miała wypadek i dziecko wypadłoby przez przednią szybę przez niezapięte pasy, to już byłoby to zabójstwo. Tak samo jak można kogoś popchnąć, a ten straci równowagę i przywali potylicą o rant krawężnika i śmierć na miejscu, a można komuś pierdyknąć tłuczkiem do mięsa w potylice kilkanaście razy - jedno to zabójstwo, drugie już mord.
UsuńA nie mówiłem, że będzie zdrajca, że będzie, będzie. No i był! Wybacz podekscytowanie, ale jest czwarta rano, a ja nie mogę spać, więc chyba jednak dzisiejszej nocy zapoznam się z twoją opowieścią w pełni i będę na bieżąco :) Raduję się z tego powodu, bo mnie się to rzadko zdarza.
Wiadomo, różnice są, pod niektórymi kątami nawet swoje, ale, przynajmniej według mnie, Red Criminal też ma rację, że takie rozdzielanie nie byłoby znowu potrzebne.
UsuńRaduj się, raduj, heh.
Tak wygląda moje nierobienie dłuższych przerw w czytaniu. Ech :/
OdpowiedzUsuńMnie też interesuje różnica między zabójstwem a morderstwem. Z jednej strony faktycznie są traktowane synonimicznie, ale z drugiej zawsze mi się wydawało, że morderstwo to takie zabójstwo z zimną krwią. Bardzo mnie ciekawi, czy u Ciebie będzie podobnie.
Przyznam szczerze, że trochę brakowało mi takiego bohatera jak Artur. Niby pojawia się tutaj tylko na chwilę, ale od razu zmienia całą akcję właściwie o sto osiemdziesiąt stopni. Świetne zagranie, a ostatnie zdanie - właściwie majstersztyk. Bardzo lubię u Leny te lekko ironiczne komentarze.
Tak jeszcze tylko zwrócę uwagę: jeżeli kręci się głową, to zawsze przecząco (chyba że mowa o Bułgarii), więc nie ma potrzeby tego podkreślać. Samo "pokręcił" albo "pokiwał" wystarczy w zupełności.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Znam to, ostatnio mam takie zaległości w blogosferze, że... No jeszcze trochę, nim poruszymy kwestię tego miluśkiego przedziału, ale na pewno o tym nie zapomnę.
UsuńW drugiej księdze czegoś mi brakuje... może właśnie tych ironicznych komentarzy Leny? Trzeba coś wymyślić.
Faktycznie, dziękuję za wskazanie.
Ja także. :)