Tak szybko nowy, bo miałam skończony i
prawie cały poprawiony, nim dodałam jedynkę. Natomiast na trójkę poczekacie
sobie dłużej... Więc, miłej lektury.
..................................
† † †
Kręcę
z niedowierzaniem głową, jakby ten infantylny gest miał tajemniczą moc i mógł
sprawić, że wszystko, w co nie chcę wierzyć, rozpłynie się w nicość.
Nie
wiem, jakim cudem utrzymuję się jeszcze na nogach. Machinalnie usiłuję otwierać
pozostałe drzwi i szukać nowych, ale to jak włamywanie się do skarbca bez
znajomości jego rozkładu. Po mojej twarzy spływa zimny pot — dobrze, że nie
krwawy. Nie rozumiem wszechogarniającego mnie uczucia — to czysta prawda.
Chłodne
kalkulacje pozbawione są sensu, więc po prostu uderzam pięścią w ścianę — dla
szalonego eksperymentu. Gdy przeszywa mnie ból, zaciskam mocniej dłoń. Czuję
się jak masochistka.
—
Chyba trafiłam do szpitala, bo mózg mi wyparował... — mruczę pod nosem.
—
Niegłupia konkluzja — ocenia nieznajomy, przyglądając mi się z litością. Wysłałabym
mu mordercze spojrzenie, ale wątpię w jego siłę. Rachityk o dziecięcej twarzy
nie nadaje się na straszydło. — Trochę odwagi. Przejście przez próg jeszcze
nikogo nie zabiło.
—
Spierałabym się — szepczę, ale, teoretycznie nie mając nic do stracenia,
decyduję się na przejście dalej.
Ostatni
raz oglądam się za siebie i zaskoczona stwierdzam, że zostałam zupełnie sama.
Nie pozostał żaden ślad po surrealistycznym mężczyźnie o otępiałym spojrzeniu
przeraźliwie smutnych oczu. Uderza we mnie samotność — mam ochotę wołać
żałośnie mamę, jak mała dziewczynka, która zgubiła się w ogromnym
hipermarkecie, przypominającym skomplikowany labirynt z pułapkami w każdym
zakątku, tylko czyhającymi na bezbronne dzieci.
Po
drugiej stronie dalej rozciąga się szpitalny korytarz, jakby przez sam jego środek postawiono ścianę
i wstawiono drzwi. Maszeruję sztywno i niepewnie jak żołnierz, który zmuszony
stawia się na zbiórkę — zwiastującą długą, może nawet wieczną, rozłąkę z
wszystkim, co mu drogie.
Zimno
mi, więc, obejmując się ramionami, opuszkami palców gładzę wyskakującą na nich
gęsią skórkę. Znów się odwracam, niepewna słuszności swych poczynań. Waham się
nieskończenie wiele razy. Zdezorientowanie osiąga apogeum, gdy nie widzę za
sobą drzwi, przez które tu weszłam. Mam wrażenie, że kiedy wykonam kolejny
krok, grunt osunie mi się spod stóp. Chwieję się niebezpiecznie na wiotkich
nogach, jedną ręką nadal podtrzymując się ściany.
Do
moich uszu niespodziewanie dociera gwar — jakbym wyszła z dźwiękoszczelnego
pokoju. Mijają mnie ludzie, ubrani tak jak ja, nieobecni. Snują się po
korytarzu, widocznie bez celu. Nic nie mówią, a ich beznamiętne twarze
przypominają zimnokrwiste maski. Pytam się kilkakrotnie o drogę, ale nikt nie
odpowiada. Nie zwracają na mnie nawet najmniejszej uwagi, mówię jak do ściany.
Żadnej reakcji. Nie powinnam się nad sobą użalać, wiem, muszę wziąć się jak
najprędzej w garść. Otrzeć łzy porażki i unieść dumnie głowę.
Za
zakrętem widzę jeszcze większą grupę ludzi. Niektórzy zachowują się naprawdę
dziwacznie, jak w kiepskim horrorze. Na przykład stoją w całkowitym bezruchu,
jakby popadli w katatonię. Inni tworzą długą kolejkę, której początek sięga
recepcji. Mam zamiar zwrócić się o pomoc do siedzącej przy niej kobiety.
Jednak,
gdy tylko robię drobny krok w tamtą stronę, spogląda na mnie groźnie kilku
funkcjonariuszy. Mają na sobie czarne uniformy, z ręki do ręki przekładają
policyjne pałki. Posłusznie drepczę na koniec kolejki, woląc nie myśleć o
panujących tu zasadach. Czuję się jak protagonistka fantasy niskiej klasy,
która nie chce uwierzyć w magię, przez co jeszcze bardziej komplikuje sobie
życie, odwlekając to, co nieuniknione.
Przede
mną ustawiła się wysoka, smukła dziewczyna o długich, blond lokach. Uparcie
wpatruje się w swoje nadgarstki. Stoję tak blisko, że widzę świeże blizny na
nich. Myślę o napisie na drzwiach. Naprawdę zaczynam się lękać o to, co może
oznaczać. Czuję czyjąś dłoń na ramieniu, więc instynktownie odwracam się.
Uśmiecha
się w moją stronę sympatyczny brunet. Zza okularów z grubymi, ciemnymi oprawkami jego
błękitne oczy lustrują moją osobę. Cera chłopaka jest blada, ale nie
trupio-blada jak mężczyzny w pelerynie. Wszystkie elementy niemal składają się
na mojego ojca, są do siebie niesamowicie podobni. Czuję bolesne ukłucie w
sercu na wspomnienie rodziny. Gdzie jesteście?
Nie
ruszam się nawet, gdy nagle nieznajomy młodzieniec mnie przytula. Delikatnie,
niemal z matczyną czułością. Dzięki temu nie mam wrażenia, że zaraz wbije mi
sztylet między żebra. Odsuwam się dopiero po chwili, czując się nieswojo i
mając duszności. Nie lubię, gdy ktoś przekracza moją rozległą strefę osobistą.
Przeprasza mnie speszony, jednak nie przestaje się ciepło uśmiechać. Emanuje od
niego ulga. Zupełnie nie wiem, jak na to zareagować. Próba dokonania brutalnego
mordu mniej by mnie zaskoczyła. I zdeprymowała.
W
oczy rzuca mi się plakietka na jego ciemnoniebieskiej koszulce. Odczytuję
jedynie zapisane największą czcionką: IKER ARCANA. Moje pierwsze skojarzenie
dotyczy hiszpańskiego piłkarza, Ikera Casillasa.
—
Znamy się? — pytam z inteligencją i wdziękiem kalarepy.
— To
skomplikowane — wyjaśnia, wykrzywiając twarz. — Ach, Lena, tamujesz przejście.
Zanim
mam okazję spytać, skąd zna moje imię, napotykam ponownie nieprzyjemne
spojrzenia uzbrojonych ochroniarzy. Wybrzuszenia w ich kieszeniach sugerują, że
mają w zanadrzu bardziej śmiercionośną broń, niż wcześniej myślałam. Odwracam
się machinalnie na pięcie, stękając. Niemal wywracam się do tyłu, gdy
spostrzegam, że znajduję się tuż przed recepcjonistką. Miewam idiotyczne sny.
Szczerzę
się nieumyślnie, obserwując kobietę w średnim wieku. Ma turkusowe włosy spięte
w niedbały kok na czubku głowy i oczy tego samego koloru. Czyżby soczewki? Nie
zwraca na mnie uwagi, skupiona pisze w zeszycie. Jedną dłonią wystukuję o blat
melodię, która wydaje mi się znajoma.
Kiedy coś wyraźnie nie gra, liczę jej palce. Sześć. Powtarzam tę czynność
parokrotnie, z pewnością komicznie wytrzeszczając oczy. W tym zagubieniu
stanowiłabym niezłą atrakcję dla spragnionych wrażeń turystów. Choroba?
Operacja?
Recepcjonistka
wychyla się i przykleja mi na piersi plakietkę z moim zdjęciem i danymi
osobowymi. Uśmiecha się na siłę, ukazując szereg krzywych zębów z uszkodzonym
szkliwem i ruchem ręki pokazuje, bym ustąpiła miejsca kolejnym oczekującym.
Traktuje mnie jak bezduszną egoistkę.
—
Ale... — Nie mam szansy nawet dokończyć, bo straszy mnie ochroniarzami,
wzdychając z zażenowaniem.
Odchodzę,
modląc się, by tajemniczy Iker Arcana nie zniknął jak jego zakapturzony
poprzednik. Ogarniają mnie złe przeczucia, ale, o dziwo, brunet sam mnie
znajduje. Czekam, aż się odezwie, mając cichą nadzieję, że okaże się względnie
normalny.
— Za
dużo wrażeń? — zaczyna od retorycznego pytania. — Pewnie Ty jeszcze z tobą nie
rozmawiał?
Kręcę
głową.
—
Kim jest Ty? Czy nikt nie może tu mieć zwyczajnego, polskiego imienia?
—
Spójrz na swoją plakietkę — sugeruje.
Odwracam
ją, po czym zaczynam czytać: Imię: ANGELI; Nazwisko: VIVERE; Strona: Lux; Rasa:
człowiek, śmiertelny; Wiek: szesnaście; Przedział: SAMOBÓJSTWO.
—
Kto ma tak upośledzone poczucie humoru i... — Gestykuluję żywo rękoma, nie
wiedząc, jak to ująć. — Rozmach?
—
Bóg — mruczy niemrawo i pociąga nosem. — Co wiesz?
Pierwsze
pytanie, na które znam odpowiedź.
—
Nic. Wprost cudownie — sarkam i zaciskam usta, myśląc gorączkowo.
Świat
jest dziwny. Ludzie częściej mówią wspaniale z ironią niż szczerze.
Wtem
Iker wyciąga do mnie rękę, oglądając się za siebie.
—
Czy jesteś w stanie mi zaufać? — próbuje się upewnić, nim wplącze mnie w dalszy
ciąg skomplikowanej gry.
—
Wprawdzie nie wyglądasz na kogoś, kto pija krew z dziecięcych czaszek, ale to
może właśnie powód, by cię podejrzewać?
Chłopak
przewraca oczami, ale uśmiecha się jeszcze szerzej, przyglądając mi się z
rozbawieniem. W jego tęczówkach tańczą radosne ogniki.
— Za
dużo slasherów* — diagnozuje z miną znawcy.
— Za
dużo slasherów — wyrażam aprobatę powtórzeniem. — Wróćmy do początku...
Przytulasz mnie na powitanie jak dobrą przyjaciółkę, na dodatek znasz moje
imię, nazwisko pewnie też. Dlaczego, skąd?
Czekając
na odpowiedź, zaczynam liczyć palce u swoich dłoni. Nieustannie myślę o
enigmatycznej recepcjonistce. Stiles Stilinski z Teen Wolf wiedział, że śni po
dodatkowych palcach. I tym, że nie mógł nic przeczytać. Ślepy trop. Jestem zbyt
podatna na wszelkie rozpraszacze. Z powrotem całą swą uwagę skupiam na Arcanie.
Nadal trzyma wyciągniętą dłoń, w niemym i cierpliwym oczekiwaniu.
— Na
wszystko przyjdzie czas, na tłumaczenia również. Tak będzie szybciej — objaśnia
pokrótce, a ja, mimo że nic nie rozumiem, zaciskam palce na jego nadgarstku.
Coś
raptownie podrywa mnie do góry jak szmacianą lalkę. Brakuje mi gruntu pod
stopami, ale cudem utrzymuję się na nogach. Instynktownie poruszam nimi
gwałtownie, jak dziecko, u którego nie zanikł jeszcze odruch stąpania. Obraz
staje się niewyraźny, zasnuty gęstą mgłą, więc kilkakrotnie mrugam. Czuję
ciepły powiew. I skręcające się wnętrzności. Słyszę maskujący niejasne odgłosy,
subtelny szum.
Po
chwili upadam na kolana, niemal zdzierając skórę na nich o rozłożoną na
podłodze wykładzinę. Żołądek podjeżdża mi do gardła, czuję w nim dławiącą żółć.
Wstrząsa mną fala torsji, telepię się znacznie. Iker, klękając obok, wręcza mi
papierową torbę. Wymiotuję do niej natychmiast, prawie się krztusząc. Potem
zaczynam ostro kaszleć, mimo drapania w gardle. Nadal mnie mdli, ale pluję już
jedynie gorzką śliną, chcąc pozbyć się wstrętnego posmaku goryczy z języka.
Towarzysz kładzie mi dłoń na karku, ale szybko ją odsuwa, jakby przypomniał
sobie, że widzę go, prawdopodobnie, pierwszy raz w życiu.
—
Utrzymujące się nadal czynności życiowe. Skądś to znam — wzdycha, wstając, po
czym, już wyprostowany, ciągnie mnie delikatnie za sobą.
Rozglądam
się dookoła, ocierając mokre usta. Jestem krucha jak porcelanowy aniołek.
Brudną dłoń wycieram o papierową torbę, nie mając nic innego pod ręką, co idzie
dość opornie. Następnie wyrzucam ją do stojącego w kącie kosza. Wzdrygam się,
rozprostowując posklejane palce. Sceneria wokół mnie nie różni się się wiele od
poprzedniej. Nie dostrzegam jednak żadnej innej istoty, czy to żywej, czy
martwej. Niemal nic nie zakłóca błogiej ciszy.
— Co
to było? — wyduszam z siebie, gdy mija pierwszy szok i przypominam sobie, jak
ubierać słowa w zdania i je wypowiadać. Wciąż mi niedobrze, dyszę spazmatycznie
jak po wykańczającym maratonie.
—
Teleportacja. — Iker uśmiecha się pokrzepiająco.
—
Niech zgadnę... Przyzwyczaję się?
Nawet
nie musi odpowiadać, wszystko widzę w jego oczach. Zastanawiam się, po co mnie
tu zabrał. Spustoszenie jest niepokojące, ale staram się panować nad emocjami i
nie okazywać strachu. Skoro, jak twierdzą, nie żyję, co mogą mi zrobić?
Obejmuję
się ramionami i przygryzam dolną wargę, w skupieniu wpatrując się w jeden z
wiszących na korkowej tablicy, sporych plakatów. Przedstawia trywialną
personifikację śmierci, czyli upiornego kosiarza. W pewnym stopniu przypomina
mi zakapturzonego znajomego, który wprawdzie, dzięki Bogu, kosy do dyspozycji
nie miał. U góry afiszu widnieje ozdobiony pajęczynami napis Cordragon.
Tłumaczę to dosłownie na Serce smoka.
Arcana
łapie mnie nagle za nadgarstek i pociąga za sobą. Ma długie nogi i robi duże
kroki, więc niemal truchtam, by nie zostać daleko w tyle. Ten dzień jest
naprawdę dziwny i mało co może mnie jeszcze zaskoczyć. Iker zatrzymuje się przy
sali operacyjnej, po czym czujnie rozgląda się dookoła. Gdy nikogo nie zauważa,
cicho otwiera podwójne drzwi i ruchem głowy sugeruje, bym dalej podążała za
nim. Porusza się bezszelestnie jak kot, cały trud psuje moje człapanie się.
Waham się przez dłuższą chwilę, ale w końcu zwycięża ciekawość i przekraczam
próg. Na korytarzu zostawiam dziewczynę nie ufającą nikomu i ośmielam się
zaryzykować.
Ściany
pokrywa jasna farba farba w przyjemnym dla oka, turkusowym kolorze. Stąpam po
wykładzinie w zbliżonym odcieniu. Z sufitu zwisają imponujące pajęczyny, na
szczęście nie boję się pająków. Uważam je za całkiem sympatyczne i nie
rozumiem, dlaczego tylu osobom dokucza arachnofobia. Kicham przez nagromadzony
wszędzie kurz, a mój przewodnik natychmiast wyskakuje z sympatycznym na
zdrowie. Obszerny stół operacyjny zakrywa niebieska narzuta. Niesłychanie kusi
mnie, by pod nią zajrzeć, ale trzymam ręce przy sobie. Z wysokich lamp padają
snopy światła, umożliwiając widzenie w pomieszczeniu bez okien. Na stoliku leży
samotny, pokryty rdzą skalpel. Innych przyrządów nie widzę. Nadeptuję na pincetę,
równie starą i nie do użytku. W kącie walają się potłuczone probówki, jak po
wybuchu złości szalonego naukowca.
Przechodzę
dalej, lądując w wąskim korytarzu. Z kolei trafiam do niewielkiego
pomieszczenia z umywalkami i lustrami. W jednym ze zlewów leży sterta masek
chirurgicznych i czepków. Widnieje na nich miedziano-brązowa, zakrzepła krew.
Pokrywające ściany, granatowe kafelki są popękane. Część z nich już odpadła.
Czuję się przytłoczona i nie mam zamiaru zostać w tym miejscu dłużej niż to
absolutnie konieczne, chociaż jest w nim coś tajemniczego, więc i pociągającego
zarazem. Omijam stłuczoną żarówkę i podchodzę bliżej Ikera. Chłopak przesuwa
stojące w kącie łóżko na kółkach i zrzuca na podłogę wszystko, co się na nim
znajduje: kilka par nożyczek, adidasy, dużą torbę i stos gazet. Następnie
wskakuje na mebel, który instynktownie przytrzymuję ze względu na jego
niestabilność.
—
Dziękuję — reaguje zapewne równie machinalnie, wysyłając mi promienny uśmiech.
Tak bardzo wzbudzający zaufanie.
Dostrzegam
obiekt jego zainteresowania. Młodzieniec wyjmuje kwadratową przykrywę i odkłada
na bok. Ocenia wymiary szybu wentylacyjnego, a ja modlę się żarliwie, by nie
kazał mi tam wejść, bo zejdę na zawał.
—
Zaczekasz tutaj? — pyta, odwróciwszy się. W jego oczach widzę olbrzymią
desperację. Kiwam głową, chociaż nie jestem jeszcze pewna, co zrobię. — Nawet
wielki Ty Artificem nie jest w stanie dostać się tu bez pomocy z wewnątrz. —
Nie czekając na moją reakcję, wyjmuje latarkę z kieszeni spodni i, trzymając ją
kurczowo w dłoni, znika w tunelu. — Zajmie nam to góra piętnaście minut!
Nie
rozumiem go, więc nie odpowiadam, tylko ponawiam oględziny miejsca, w którym
się znalazłam. Nie lubię siedzieć bezczynnie, przez co zaczynam szukać
przydatnych rzeczy. Nigdy nie wiadomo, z czym przyjdzie się zmierzyć. Żałuję,
że nie mam spodni do kompletu, jak Arcana. Muszę więc sobie jakoś radzić bez
kieszeni. Zgarniam parę nożyczek. Są wprawdzie niewielkie, ale ostre, zatem
użyteczne. Zabieram kilka masek chirurgicznych, przezorny zawsze ubezpieczony.
Jedną z nich upycham pod stanik, na wszelki wypadek. Zdejmuję z łóżka torbę i
zaglądam do niej. Nic interesującego: pełno dokumentów, chusteczki higieniczne
i pusty blok. Wyrzucam jej zawartość obok, zamierzam przejrzeć wszystko później.
Wkładam natomiast nożyczki i resztę masek, a po chwili zwątpienia także paczkę
chusteczek. Adidasy są o wiele za duże, miniaturowe kajaki. Otwieram stojącą w
rogu szafę i znajduję kilka półlitrowych butelek wody mineralnej. Szukam daty
ważności, a gdy to nie owocuje, wylewam wodę do zlewu, po czym zastępuję
świeżą. Nie mam zamiaru jej pić, póki naprawdę nie dokuczy mi pragnienie. Może
być skażona.
Zawieszam
torbę na ramieniu, jest lekka. Po części to dobrze, po części źle. Przydałoby
się trochę jedzenia bądź apteczka. To cud, że znalazłam chociaż wodę. Iker
mówił o utrzymujących się przez pewien czas czynnościach życiowych. Nie mogę
bagatelizować takich ostrzeżeń, choć wydają się niedorzeczne.
Podchodzę
do jednej z umywalek i spoglądam w wiszące nad nią lustro. Wyglądam koszmarnie,
jak zombi. Jestem jeszcze bledsza niż zwykle, mam zaczerwienione i podkrążone
oczy oraz sine usta. Krótkie włosy są przetłuszczone i nastroszone zarazem,
przygładzam je nieznacznie i poprawiam grzywkę, by nie zaburzała pola widzenia.
Przetarłabym twarz zimną wodą dla orzeźwienia, lecz marznę już wystarczająco,
przez co rezygnuję z tego pomysłu.
Powracam
myślami do dziewczyny z bliznami na nadgarstkach, która prawdopodobnie podcięła
sobie żyły. Podejrzliwie przypatruję się swojej skórze, pokrywają ją
enigmatyczne zabarwienia. Przypominają ślady po oparzeniach. Nie szukam oznak
świadczących o tym, że się pocięłam czy postanowiłam powiesić. Jestem zbyt
wielkim tchórzem na takie akty, towarzyszący im ból skutecznie odwiódłby mnie
od podobnych zamiarów. Broń bądź tabletki połączone z alkoholem znajdują się o
wiele wyżej na liście. Potrząsam głową, to wszystko nie może być prawdą. Nigdy
nie targnęłabym się na własne życie, powinnam mieć tę pewność.
Powinnam.
Podwijam
długą szatę, moją uwagę przykuwa zabliźniona rana na lewym boku. Przynajmniej
wiem, skąd wzięło się kłucie. Kładę na niej dłoń i przyduszam, po czym niemal
syczę z bólu. Łzy napływają mi do oczu, z pewnością nie zaliczyłabym ów pomysłu
do najmądrzejszych. Istne wariactwo.
.............................
*Slasher — rodzaj horroru filmowego
o charakterystycznej fabule, w której liczba bohaterów zmniejsza się w
„dziwnych” okolicznościach, a jeden z nich okazuje się mordercą.
Ja z tobą kiedyś serio zejdę na zawał... Myślałam, że tamten post był mroczny, ale chyba nieco się pomyliłam, bo ten jest dwa razy bardziej.
OdpowiedzUsuńZnów pytanie... ,,Strusie"?!?! Kupując twoją książkę, ludzie myśleliby, że to jakaś encyklopedia, tylko taka bez obrazków.xd Nie no, żartuję. Dobry post. Pisz dalej. Ile mam czekac za następnym postem? :3
PS. ,,Podwijam długą szatę, moją uwagę przykuwa zabliźniona rana na lewym boku." skojrzyło mi się z ,,Zadzieram kiecę i lecę"xD
Pozdrawiam cieplutko.
A ja myślałam, że mniej, poważnie. Haha, gatunki ptaków są tu istotne i stanowią ważną część powieścidła. Czy ja wiem? Mam niepoprawione 800 słów, zobaczy się. Haha, a mi z Kubą przez Ciebie.
UsuńCieplutko, cieplutko. :)
Jak czytam Twoje teksty, to mam ochotę rzucić swoje w trzy diabły, bo nigdy nie będą tak ciekawe, mroczne i dobre. Damn. Od początku czuję się jak w psychodelicznym horrorze. I podoba mi się to. A Lena jest jak szalony naukowiec – głównie przez to, jakich słów używa. Bo jakie Boże Dziecię wie, co to jest „rachityk”? Ja się nie liczę z prostego względu, nie bardzo wierzę... okej, skończyć pisać nie na temat.
OdpowiedzUsuń„Przejście przez próg jeszcze nikogo nie zabiło”, ale nie znajdziesz tam nikogo żywego. A właściwie, i tak jesteś martwa ← na pocieszenie dla Leny, przekaż jej.
„korytarz, jakby” – wkradły się dwa odstępy.
„Nie zwracają nawet na mnie najmniejszej uwagi” – „nawet” powinno być przed „najmniejszej”, bo inaczej to brzmi jak: nawet na mnie nie zwracają uwagi, NA MNIE?! Hah.
*poucza* Lena, dziecko, to jest fantasy wysokiej klasy, nie znasz się. Ale to pewnie przez tę „inteligencję (i wdzięk) kalarepy”. Iker! Znowu uwielbiam relację tego pana i głównej bohaterki. To takie przeurocze. Tak samo urocze, jak wisielczy humor. *sadystka we mnie się raduje*
Pająki? Ostatnio byłam jak: *ultra-wysoki pisk* ZABIERZ TO STĄD! *ultra-wysoki pisk x2*
Na łóżku adidasy i torba – w mojej głowie od razu: czy ktoś tam jest/pomieszkuje/był?
Dziura w boku? Chwila, to było w poprzedniej wersji...
Nie będzie ładnego zakończenia komentarza, bo
1. Jeszcze dwa rozdziały.
2. Siostra nie wie, jak używać sokowirówki, więc muszę pomóc.
No to ten do następnego rozdziału, nie wiem, czy dziś.
Miał być psychodeliczny horror, więc jeden priorytet odznaczony, jej. Dzięki Tobie wielbię to cudne słowo. Cudnie pocieszasz, prawie tak jak ja. Dziękuję za wskazanie, ogarnę to. Rzeczywiście dziwnie wyszło. Z tą kalarepą to mnie poniosło, ale ja uwielbiam kalarepę i tęsknię za nią, bo nie ma jej o tej porze roku... Takie przelanie życiowej rozpaczy. A Ty siostrę pociesz, też bym nie wiedziała.
UsuńWięc ten...jestem tu przypadkiem. Bo ten..ehm pomyliłam strzałki zerklam na komentarze i tak jakoś.. (czyt. CZEMU TU DO CHOLERY NIE MA MOJEGO KOMENTARZA). No mniej więcej tak go wyglądało.
OdpowiedzUsuńMój tępy umysł czasami interpretuje wiele rzeczy źle. To smutne ale ostatnio z Pradze z moimi kolezankami chcieliśmy kupić bransoletki (takie wiesz sportowe) i..prawie kupiliśmy prezerwatywy xdxdxd No przyjechała wieś do miasta (to jest Polska za granicą).
Więc wracając. Wytłumaczy mi ktoś dlaczego Lena w większości sytuacjach jest pół umierajaca ( a raczej bardziej martwa ? W końcu nie żyje heh) a mimo to za chwilę nic jej nie jest, strzela jakąś sarkastyczna ironia wobec swojej osoby i nagle akcja toczy się jakby nigdy nic ?
Znaczy ja kiedyś napisałam w opowiadaniu ze dziewczynie odgryzlo nogę....a chwilę potem beztrosko BIEGŁA sobie przed krwiozerczymi stworami więc wiesz. Lena czy w pustym szpitalu mogą być jakieś straszne rzeczy itd? Znaczy gościu znikąd nie jest normalny ale jakoś mało prawdopodobne ze jak zrobisz krok pod Tobą otworzy się przepaść albo zza ściany wybiegnie wściekły grizzly [uwaga SPOILER xdxdxd] Lena pomyśl. Jesteś sensem tej histori więc wiesz...większość czasu raczej musisz żyć. A jeśli umrzesz to pewnie jakoś tragicznie bohatersko. A nie jak Hanka przewracajaca się się kartony. Więc chillout.
Hm...świat "Fantasy" a jednak dużo rzeczy normalnych. Przynajmniej dających takie wrażenie.
Więc chyba jeszcze zerkne na kolejny rozdział ^^
Piosenek
Nie.. piosenek(!) tylko:
UsuńPikseeel (czyt. Kocham mój telefon.)
A i czemu tak mało komentarzy ? :"(
Cudny ten przypadek, cieszę się, haha. Lena jest martwa, ale utrzymują się u niej czynności życiowe, jak oddychanie czy odczuwanie głodu. Może zginie przez kartony, hm...? I co teraz? Nie wiem, czemu, bywa...
UsuńBędzie jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje porównania, serio zabijasz tym... inteligencja i wdzięk kalarepy przyprawiła mnie o parsknięcie śmiechem. Kocham cię za to i Lenę, którą zaczynam naprawdę lubić.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą dane na plakietkach są zagadką... Zaczynam myśleć, że Lena miała drugie wcielenie... reinkarnacja? Nie mam pojęcia.
Kolejną rzeczą są napomknięcia o serialach, książkach, filmach... Tutaj pojawia się motyw Stilesa, w poprzednim cytat Cassie. Loveee
Robi się coraz bardziej tajemniczo i strasznie.
Cieszy mnie to, bo bardzo Lenę lubię, a czytelnicy jej się ostatnio czepiają. Ciekawe przypuszczenia.
UsuńDziękuję ślicznie za komentarz. :)
Coś co lubię, gdy zaczynam czytać bloga, ktory jest aktywny od jakiegos czasu, to fakt, że nie muszę czekać na ciąg dalszy. Kiedy akcja jest ciekawa i czeka się na rozwiązanie, to możliwość skoczenia dalej jest niczym wybawienie ;)
OdpowiedzUsuńGdzie polazł Iker, to jest pytanie, na które chetnie poznam odpowiedź, więc lecę się tego dowiedzieć :)
Znam to szczęście, gdy znajduję bloga, który ma sporo rozdziałów. A gdy jest zakończony, to już w ogóle bajka.
UsuńSzybko czytasz, no, no. :)
Dziękuję za komentarz.
Właśnie usunął mi się komentarz. Znaj mój ból :c
OdpowiedzUsuńTen rozdział również ciekawy :)
Czytając przypomniało mi się moje kilkustronowe opowiadanie, które pisałam w trzeciej klasie gimnazjum, tyle że o śmierci klinicznej. Jednak wyobrażenie tego całego ,,urzędu'' miałam podobne hehe.
Używasz dużo takich słów, jak to się mówi ,,mądrych" dzięki czemu Twój styl podnosi się na profesjonalizmie :)
Zastanawia mnie kim jest tajemniczo-sympatyczny Iker i co znajduje się za szybem wentylacyjnym.
Dopiero drugi rozdział a ja już czuję ten mrok i nadchodzącą akcję, sekrety, które już się pojawiają, i za które Cię kocham (mimo że jestem na Twoim blogu od trzech dni haha). Uwielbiam, kiedy w opowiadaniu autor zawiera mnóstwo sekretów, które rozwiązują się później, lub na końcu. A Tobie wychodzi to, póki co całkiem dobrze. Akcja powoli się rozkręca... czuję te miłe wibracje w środku, kiedy nie mogę się doczekać, aż doczytam wszystko do końca i poznam wszelkie tajemnice!
Po przeczytaniu tych dwóch rozdziałów czuję jeszcze większą potrzebę poprawiania mojego stylu i dorównania tak wybitnym blogerom, jak Ty i kilku innych, których powieści czytam! To może zabawne, ale czytając Wasze piękne i ambitne rozdziały czuję większą motywację, aby pisać i poprawiać moje ;)
Naprawdę cudowne!!!
Pozdrawiam i weny na kolejne rozdziały ;) Mam nadzieję, że skończę nadrabiać przed publikacją 15 rozdziału :3
anielskie-dusze.blogspot.com
Oj, wszyscy znamy ten ból...
UsuńO śmierci klinicznej? Ciekawe. Fascynują mnie takie tematy.
Dziękuję za komentarz i mnóstwo pięknych słów. Miłego dnia i dużo, dużo weny.
Trzeba przyznać, że Lena i tak całkiem nieźle sobie radzi w tych przedziwnych okolicznościach. Gdybym znalazła się na jej miejscu, chyba usiadłabym na tyłku, zatkała uszy, zamknęła oczy i za nic nie dałabym się ruszyć choćby na centymetr. Lena jest dzielna.
OdpowiedzUsuńTen korytarz był przedziwnym miejscem. W sumie chyba to określenie na stałe wpisze się w mój słownik, jeżeli idzie o twoje opowiadanie. Bo tu wszystko jest dziwne, niezwykłe, intrygujące. W tym rozdziale również.
Zastanawia mnie, czy Iker ma jakiś związek z zakapturzoną postacią, z którą dziewczyna miała już do czynienia. Niby byli inni, ale może mieli ze sobą coś wspólnego... Nie wie, póki co porzucam tę myśl i uczepię się kolejnej, a mianowicie - Iker to niesamowicie sympatyczna postać! O ile o sympatyczności można tutaj mówić.
A więc Lena została przechrzczona na Angelę, a może zawsze nią była? Tak, to zdecydowanie skomplikowane. Tak samo jak te plakietki. Ciekawi mnie ich znaczenie...
Iker oczekuje zaufania, ale nie udziela odpowiedzi na pytania. Póki co. Ciężko komuś takiemu uwierzyć. Tylko że jak nie jemu, to komu? Dziewczyna nie ma zbyt wielkiego wyboru, patrząc na otaczające ją postacie.
Jestem ciekawa kim jest Ty i co wyniknie z jego obecności, kiedy już w końcu dotrze i nam się ładnie przedstawi oraz wszystko wyjaśni. Naiwna jestem, co? :D No, ale nadzieję zawsze warto mieć. Nawet jeżeli takie rozwiązanie zepsułoby całą zabawę odkrywania tego niezwykłego świata krok po kroku.
Na dzisiaj to tyle. Za późno się za to zabrałam i złapał mnie wieczór, a pisanie po ciemku (tak, nie chce mi się włączyć świateł) źle wpływa na moje umęczone i okute w okulary oczy :D Z całą resztą komentarzy przybędę jutro i w ciągu kolejnych kilku dni ;)
Pozdrawiam i życzę weny na tworzenie kolejnych fantastycznych rozdziałów!
W końcy tytuł zobowiązuje, musi być dziwnie.
UsuńDużo pytań, heh, ale to dobrze.
Dziękuję za komentarz, będę cierpliwie oczekiwać kolejnych. Wzajemnie. :)
No nie, napisałam komentarz i mi go wcięło. :/ Mam nadzieję, że teraz pójdzie bez problemów.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twoje opisy. Ich szczegółowość pozwala wczuć się w sytuację Leny naprawdę niezwykle dokładnie. Świetna robota. Wydaje mi się trochę, że dziewczyna wszystko przyjmuje, nie wiem, bardzo spokojnie? W zasadzie bez żadnego namysłu zgadza się pójść z nieznajomym do niewiadomego miejsca. Może po śmierci jest jej już wszystko jedno? Ale nie sądzę, by powinno, jakby nie patrzeć, utrata duszy może być poważniejsza nić utrata ciała. Chyba że po śmierci Lena bez problemu wyczuwa, komu naprawdę może zaufać, to wtedy inna sprawa.
Podobała mi się wizja recepcjo-poczekalni i pomysł z plakietkami. Odbieram to trochę tak, jakby to miało ułatwić pracę św. Piotrowi przy bramie, to znaczy, że od razu wie, dokąd te dusze przydzielić. :)
Zastanawia mnie jeszcze, kim może być tytułowy struś. W tym rozdziale pasuje mi chyba tylko Iker, w końcu tę jego teleportację można chyba potraktować jako swojego rodzaju ucieczkę lub chowanie głowy w piasek? Oczywiście zakładając, że jest zwykłą duszą, a nie anielskim szpiegiem, który miał gdzieś wyciągnąć Lenę. Ale to tylko takie rozważania, jeśli dalej w fabule będzie to wyjaśnione, to nie oczekuję odpowiedzi. :)
Do strony technicznej mam dwie uwagi. Jedna z nich dotyczy tego zdania:
Potem zaczynam ostro kaszleć, mimo drapania w gardle. - Jeżeli coś drapie w gardle, to chyba właśnie wtedy się kaszle? W sensie, że kaszel jest naturalną reakcją na drapanie? Jeśli się mylę, to mnie popraw.
I druga tego:
Łzy napływają mi do oczu, z pewnością nie zaliczyłabym ów pomysłu do najmądrzejszych. - "Ów" się odmienia. W dopełniaczu powinno być "owego".
Pozdrawiam serdecznie i lecę czytać następny. Zapraszam też na nowość do mnie. :)
Nie jesteś sama. Wszyscy znamy Twój ból.
UsuńTak, wyjątkowo spokojnie. Taka już jest, miała być. Porównanie Ikera do strusia mnie rozczuliło.
Hm... Mam dylemat. Mnie chodziło o to, że kaszlała, mimo że czuła drapanie w gardle, właśnie wtedy gdy kaszlała (no wiesz, gdy boli Cię gardło i kaszlesz, jest jeszcze gorzej). Z drugim masz absolutną rację. Dziękuję.
Wzajemnie.
W sumie to zdarzyło mi się to pierwszy raz, dlatego jestem taka wstrząśnięta. :)
UsuńOkej, skoro taka ma być, to nie mam zastrzeżeń. Rozumiem też, że nie trafiłam z interpretacją tytułu? ;) To chyba nie wiem, o kogo może chodzić.
Hmm, czyli że drapanie w gardle było wywołane kaszlem? Poza tym ból gardła i drapanie w gardle to chyba nieco inne rzeczy. Przyznaję, przy bólu kaszel faktycznie jest słabym pomysłem, ale czasem masz wrażenie, że coś Ci w gardle siedzi i odkasłujesz, odchrząkujesz, żeby tak podrapać się od środka? Nie wiem, jak to ująć. :) Uznałam, że to po prostu ta druga sytuacja, dlatego zwróciłam na to uwagę.
Naprawdę? Mnie się zdarzyło jakieś trzydzieści razy... a może nawet pięćdziesiąt... Jak mi odłączyli Internet, jak padł telefon, jak nie byłam zalogowana, jak coś kliknęłam przez przypadek...
UsuńNie ma tu czegoś takiego jak nieudana interpretacja. Struś to dla Ciebie Iker, cudownie, naprawdę, cudownie. O to chodzi. Nie o czytani w moich myślach.
Już się sama pogubiłam, do tego potem też pewnie wrócę.
Jeszcze raz: wielkie dzięki.
„— Chyba trafiłam do szpitala, bo mózg mi wyparował... — mruczę pod nosem.
OdpowiedzUsuń— Niegłupia konkluzja” – padłam, haha ;D
Bardzo podobał mi się też ten wątek recepcji, ludzi podchodzących po nowe dane i ochroniarza, który pilnował porządku. Wyobraziłam sobie, że właśnie tak wygląda życie po śmierci i… chyba wolałabym, żeby Twoja wizja się nie sprawdziła ;D Nawet po śmierci czekać w kolejce… masakra.
Ciekawi mnie kim jest ten Iker. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy ta dwójka nie poznała się gdzieś w poprzednim życiu, ale Lena zupełnie go nie pamięta. W sumie jakby w to wszystko dodać jeszcze utratę pamięci, to byłoby naprawdę interesująco. I tajemniczo!
Ale nie ukrywam, że chyba najbardziej ciekawi mnie, dlaczego Lena popełniła samobójstwo. Co ją do tego tchnęło? No i czemu tutaj każdy ma inne imię i nazwisko. Po co te zmiany?
„Ściany pokrywa jasna farba farba” - powtórzenie
„zombi” – zombie
Haha, Ty padłaś i Lena też, ale pewnie w trochę innym sensie.xd
UsuńCzłowiek myśli, że chociaż po śmierci na niego zwrócą uwagę i będzie doceniony, a tu kolejki i miłe inaczej recepcjonistki... Cóż...
Dane ziemskie (np. Lena Mikler) i prawdziwe (np. Angeli Vivere).
Dzięki za to pierwsze. Poprawię później, bo na dniach będzie publikowana ocena Kota.
A forma (zombi) także jest poprawna. :)
A no rzeczywiście, teraz sprawdziłam, że dopuszczalne są obie. Mój błąd xd
UsuńFarba farba, się się - te powtórzenia są naumyślne czy pośpiechu wina?
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie to ciekawa interpretacja pośmiertnej drogi. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim tematem. Pewnie dlatego, że unikam fantastyki jak ognia. Tu jednak zamierzam pozostać na dłużej, bo ciekawi mnie jak dziewczyna umarła oraz dlaczego tytuły rozdziałów są takie, a nie inne.
Pozdrawiam i do ponownego spotkania któreś nocy (zazwyczaj czytam nocami).
Pośpiechu, pośpiechu. Potem poprawię. Dzięki za czujność.
UsuńNie każdy fantastykę lubi. Dość specyficzny gatunek. Jedni kochają, inni nienawidzą. Miło.
Dziękuję za kolejny komentarz. Trzymaj się.
Kurde, muszę przyznać, że był to naprawdę mroczny rozdział. Toja wizja życia po śmierci jest nieco przerażająca. Ta recepcja skojarzyła mi się jakoś tak... z więzieniem? Chyba przez tych strażników. :D
OdpowiedzUsuńI ciekawi mnie ten Iker. Wszyscy ją ignorowali, tylko nie on. Ciekawe, czemu. :)
Przerażająca? Może potem spojrzysz na to inaczej. Dowiesz się, dowiesz, o co chodzi z Ikerem.
UsuńDziękuję za komentarz, miłego.
"jasna farba farba: - naumyślne?
OdpowiedzUsuńPrzyszło mi na myśl, że Iker może być bratem bohaterki, że może była adoptowana, dostałą nowe imię i nazwisko i to był powód samobójstwa - dowiedzenie się prawdy. Przyszło mi to na myśl, bo Iker chce ją chronić, a przynajmniej sprawia takie wrażenie.
Ta recepcja, kolejka - kojarzyło mi się tylko i wyłącznie z sądem ostatecznym, ale może ostatnio przez mój "Sierociniec przy cmentarzu" mam za dużo skojarzeń religijnych.
Utrzymujące się czynności życiowe, to znaczy że jakiś czas chce się normalnie jeść, pić, czuje się ból, tak?
Chyba raczej nie popełniła samobójstwa wciskając sobie jakiś pręt między żebra. To by był za duży hardkor, zwłaszcza jak na takiego tchórza. Stawiałbym na tabletki, otrucie i upadek na coś ostrego właśnie tym bokiem.
Nie, to jeden z rodzajów głupich błędów, które popełniam i nie widzę, gdy robię korektę rozdziału. Znajdę i poprawię. Dzięki. Chyba już mi ktoś o tym wspominał, ale jakoś zapomniałam.
UsuńBędą różne powiązania... Dobrze, że niczego nie przyjmujesz ot tak, bez pytań, bez wątpliwości. Skojarzenia religijne jak najbardziej na miejscu. Religia jest dla mnie bardzo ważna i moje wyobrażenie życia po śmierci, mimo zabawy w przedziały i anioły, głównie opiera się o Biblię.
Tak, z naciskiem na ból.
Ciągle zapominam o tej bliźnie... Jakoś teraz nie wiem jak wpleść rozwiązanie, nie zdradzając wszystkiego. Muszę trochę pokombinować.
"Jednak, gdy tylko robię.."- z tego co wiem, to nie powinno być tutaj przecinka.
OdpowiedzUsuńOgólnie dawno tu zaglądałam i już sama nie wiedziałam, na czym skończyłam. Podobał mi się rozdział, choć lekko czułam się zagubiona w całym tym opisie miejsc. MOże tak miało być. Nie mniej, rozdział bardzo ciekawy i dość intrygujący. Czekam oczywiście na więcej akcji, a rozdziały kolejne do czytania mam, więc nie muszę czekać. Choć sama nie wiem, kiedy wezmę się za następny rozdział.
Dobra, gadam bez sensu, więc weny, czasu i sprawnego kompa
Pozdrawiam!!!
Chyba masz rację, tego wyrażenia nie rozdziela się przecinkiem. Dzięki, jak znajdę chwilę, odszukam fragment i poprawię.
UsuńNo trochę jest... niejasno. Oczywiście. Dziękuję, wzajemnie i także pozdrawiam.