25 sierpnia 2016

17. Konwalie


† † †
Noc wydaje się wyjątkowo długa, a dopiero wybija czwarta. Jestem padnięty i to niestety nie koniec przygód. Maszeruję niepewnie, już w swoich ubraniach, nie podnosząc wzroku z butów. Sześćdziesiąt dwa. Sześćdziesiąt cztery... Eee... Sześćdziesiąt trzy. Sześćdziesiąt pięć. Sześćdziesiąt sześć. Wzdycham, gdy docieram do miejsca nad brzegiem jeziora, do którego najchętniej nigdy bym nie wracał. Naprawdę nie lubię zapachu przegniłego drewna i mułu. Przed oczami mam zaskoczone, posępne twarze zakonników, które jaśnieją coraz bardziej, gdy tłumaczę, że dziecko następnego dnia odbierze matka.
Stoję nieruchomo, z rękoma w kieszeniach jeansowej kurtki. Słyszę pohukiwanie sów i dźwięki wydawane przez nocne owady. Zgrzytam zębami, kiedy chłód przenika moje ciało coraz bardziej i bardziej. Zaczynam chodzić w kółko, by się rozgrzać, co oczywiście nie przynosi niemal żadnych efektów. Czy ona zawsze musi się ostentacyjnie spóźniać, podkreślając swoją wyższość? Ocieram o siebie zmarznięte, zaczerwienione dłonie, po czym chucham na nie ciepłym powietrzem. Tak zimno w kwietniu? Niemożliwe. Jeszcze się okaże, że coś złapałem i jutro obudzę się z gorączką oraz dreszczami. Tylko się powiesić, bycie chorym w trakcie wojny jest jeszcze gorsze niż normalnie. Wtem słyszę śpiewkę za swoimi plecami i już wiem, że noc jeszcze bardziej się dla mnie wydłuży.

Chłopcze mój piękny, chłopcze mój młody
Po co wokoło Świteziu wody
Błądzisz przy świetle księżyca?



Wywracam oczami, widząc wyraźnie rozbawioną Vivere. Nie okazuję dosadniej poirytowania, woląc nie nadstawiać karku przez głupotę. Jednak człowiek czasem uczy się na błędach, choć wciąż wyjątkowo opornie i wolno. Dziewczyna porusza się z gracją, kręcąc biodrami. Wydaje się jeszcze chudsza niż ostatnio, ale to bycie kościotrupem z wyboru. Ma na sobie prześwitującą, bordową suknię z licznymi koronkowymi wstawkami, które kontrastują z pokrytą piegami bladą skórą. Nie wiem, jakim cudem nie zamarza i dlaczego zawsze tak stroi się na spotkania czysto biznesowe. Nigdy tego nie zrozumiem, bo nie jestem kobietą. A tym bardziej nie taką, na szczęście. 
— Z naszej dwójki to już chyba mi bliżej do czułej dziewicy — mruczę zdegustowany.
Vivere kontynuuje niezrażona, rozciągając w szerokim uśmiechu podkreślone ciemną szminką usta. Jeszcze nie rozgryzłem, jak podciąć jej skrzydła, bo jest trochę jak upadły anioł, już ich pozbawiony.

Po co żałujesz dzikiej wietrznicy,
Która cię zwabia w te knieje:
Zawraca głowę, rzuca w tęsknicy
I może jeszcze się śmieje?

Śmieje się, śmieje, nawet w tej chwili. Czekam cierpliwie, nie przerywając, ale także nie słuchając szczególnie uważnie. Nawet do głupoty towarzyszy idzie się przyzwyczaić. Vivere kontynuuje balladę lekko zachrypniętym głosem, zmieniając melodię. Obiera inną taktykę, dostosowując się do tekstu utworu.

Daj się namówić czułym wyrazem,
Porzuć wzdychania i żale,
Do mnie tu, do mnie, tu będziem razem
Po wodnym pląsać krysztale.

Czy zechcesz niby jaskółka chybka
Oblicze tylko wód muskać,
Czy zdrów jak rybka, wesół jak rybka,
Cały dzień ze mną się pluskać.

A na noc w łożu srebrnej topieli
Pod namiotami zwierciadeł,
Na miękkiej wodnych lilijek bieli.
Śród boskich usnąć widziadeł...*

 — Co na to twój Timore? Składasz podobne propozycje wszystkim służalcom, hm? — mówię nieco od niechcenia, by nie pozwolić jej przejąć pełnej kontroli nad sytuacją. Cieszę się, że to wszystko jest jednym wielkim żartem, bo dziewczyna należy do tych, którym się nie odmawia, jeśli chce się być w jednym kawałku.
Vivere nie przestaje się lubieżnie uśmiechać, najwyraźniej bawi się świetnie, ostentacyjnie prezentując wybielone i wyprostowane zęby. W jej ogromnych, zielonych oczach, które okalają gęste, sztuczne rzęsy, połyskują iskierki rozbawienia. Odkąd przejęła dar od nieznanej mi Queerini i opanowała bez zarzutu telekinezę, stała się jeszcze bardziej mroczna i obrzydliwie pewna siebie. Gdybym musiał z nią przebywać na co dzień, prawdopodobnie wybrałbym nędzny żywot upadłego, przeklętego anioła. Prawdopodobnie wybrałbym nawet nędzny żywot zombiego i nie obchodziłoby mnie, że one teoretycznie nie istnieją.
 — Moje życie prywatne... To ta sprawa niecierpiąca zwłoki? Mogłeś wyraźniej to zaznaczyć. Przyniosłabym jakieś zdjęcia, rodzinne albumy... gdybym je miała, może walentynki i laurki, jakieś miłosne liściki... Bieliznę, którą miałam na sobie przed pierwszym razem? — sarka, licząc palce u dłoni tak drobnych jak czwartoklasistki. Wyobrażam sobie, jak próbuje je magicznie wydłużyć, po czym opanowuję chęć wywrócenia oczami. — Jakieś sugestie? Jestem otwarta na propozycje. Nie musisz się wstydzić. W końcu sami swoi, prawda?
Czekam, aż choć trochę spoważnieje. Podejrzewam, że jest pijana, może nie tylko. Jak z dzieckiem, wyjątkowo zorganizowanym i mściwym dzieckiem z wrogą armią. Przypominam sobie czasy, jeszcze nie tak dawno, gdy wszyscy myśleli, iż za wszystkim stoi Puer Timore, a nie młoda, nawet niepełnoletnia dziewczyna.
— Zrobiłem to, co do mnie należało — zaczynam mówić, spokojnie oraz wolno. — Wszystko poszło po twojej myśli, więc na stałe jestem już tylko związany z przewoźnictwem. Taka była umowa, przypieczętowana krwią.
— I co teraz? — pyta, a jej głos przechodzi w szept. Na chwilę teatralnie zakrywa usta dłonią oraz wytrzeszcza oczy. — Powiesz prawdę? Stawisz jej czoło? Znikniesz? A może dołączysz do wesołej ferajny Artificema, jak gdyby nigdy nic... To chyba nie moja sprawa, prawda? A może jednak? Póki jesteś mój, aniele, chcę mieć jakiś wkład w twój rozwój. Jestem wymagającą, ale troskliwą matką. Chyba rozumiesz.
— Już niedługo — zapewniam z namacalną ulgą, ponieważ nie ma sensu tego dłużej ukrywać.
— Ktoś tu się zbuntował — mówi, nie jest zaskoczona lub dobrze się maskuje. — Czy ty w ogóle wiesz, na czym polega ten rytuał? Potrzebujesz do pomocy moją odpowiedniczkę lub kogoś z rodziny. Widzę wszystko w twoich oczach, nawet się nie kryjesz... Jak masz zamiar namówić do tego Lenę? Dzień dobry, jestem odpowiedzialny za twoją śmierć...
— Daruj sobie — przerywam, nie chcąc słuchać kolejnego pustego trajkotu. — Skończyliśmy.
— To całkiem zabawne, prawda? Poświęcali większość swojego czasu na test, przejmowali się głównie tym, a tu niespodzianka! Test niepotrzebny, półumarli powstali. Wszystko na marne... Przekaż im, że nie muszą dziękować. Wszystko z dobrego serca. Przecież mnie znasz. Wiesz, jaka jestem. Filantropka z zamiłowania.
— Skończyliśmy — mówię po raz drugi, dosadniej. — Albo jednak nie... Mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego umysł Mai Hozierewicz chroni bariera, której nawet ja nie byłem w stanie przekroczyć? Nie wierzę, że nie masz z tym nic wspólnego, ale też nie rozumiem, po co miałabyś się przejmować tą dziewczyną.

† † †
W podziemnym schronie czuję się jak w bezpiecznym azylu, więc spełnia on swoją funkcję. Niczym nie muszę się przejmować i martwić, że ktoś coś podejrzewa. Gdy zbliżam się do wielkiego pomieszczenia sypialnego, w którym tymczasowo rozłożono materace dla tych bez przydzielonego jeszcze pokoju, słyszę znajome głosy. Rozpoznaję skrzek Artificema oraz krzyk, a co innego, siostry. Zamiast do posłania kieruję się w stronę, z której dobiega rozmowa. Na pewno było tu o wiele spokojniej tylko z Mikler, Casillas i Miką.
— Dosypałaś jej prochów do herbaty? Jaja sobie robisz? — wyrzuca z siebie Ty, nie kryjąc pretensji. Śmieje się nerwowo, nie mogąc widocznie uwierzyć w to, co się stało.
— Prochy? Za dużo powiedziane. Przecież jej nie naćpałam. Tylko środki nasenne. Gdybyś ją widział na ćwiczeniach w ciągu trzech pierwszych dni. Ledwo trzymała się na nogach przez bezsenne noce, a Milan nie chciał się tym zająć, bo coś tam, coś tam... — argumentuje moja siostra, patrząc na niego groźnie. Przymruża gniewnie oczy jak drapieżnik szykujący się do skoku.
Stoję obok i nic nie mówię, nawet gdy mnie zauważają. Oni także nie reagują, nie widząc w tym sensu.
— Nie dosypuje się nikomu żadnych proszków tak po prostu, kobieto... Lena jest osłabiona. Nie wspominając już o tych wszystkich alergenach — obstaje przy swoim Artificem.
— Nie dramatyzuj. Co jej się niby mogło stać? Najbardziej prawdopodobna jest opcja, że wszystkie zawieszone pomiędzy dusze będą żyć jak gdyby nic, póki nie umrą ich odpowiednicy — odpowiada Mika. 
Przechodzę dalej, nie chcąc słuchać kolejnej pozbawionej sensu kłótni. Jestem tak zamyślony, że dopiero po chwili dociera do mnie, że idę w złym kierunku. Odwracam się na pięcie i zaczynam zmierzać już ku sypialni, jeśli mogę to pomieszczenie nazwać w ten sposób. Na szczęście umiem poruszać się bezszelestnie, lata praktyki. Zgrabnie omijam wszelkie przeszkody, są to głównie śpiący lub leżący w bezruchu ludzie. Cieszę się, że nie trafiłem tu za młodu, bo oszalałbym z nadmiaru silnych emocji.
W końcu odszukuję swoje posłanie i ostrożnie się na nim kładę. Ściągam buty, a potem postawiam je obok, tak samo kurtkę. Okrywam się do pasa irytująco wzorzystym i tęczowym kocem, a po chwili wysuwam zza niego stopy. Nim kładę się na boku, zerkam na legowisko Miki, które, rzecz jasna, jest puste. Siostra nie zostawiła przy nim żadnych ważniejszych i wartościowszych rzeczy, więc gdzie je schowała? Przenoszę wzrok na śpiącą obok Lenę, która, jak zawsze, praktycznie się nie rusza. Leży na plecach z lekko rozchylonymi ustami, a przez pozycję, delikatność i bladą cerę przypomina Królewnę Śnieżkę ze łzami zastygniętymi na policzkach.


† † †
Ze snu wyrywa mnie nieznośnie radosny głos Artificema, czas wstać. Podnoszę się ślamazarnie, przecierając klejące się do skóry powieki. Zasłaniam pięścią usta, próbując powstrzymać ziewnięcie. Równie powoli otwieram oczy i mrugam, by przyzwyczaić je do panującego w pomieszczeniu światła. Półprzytomny rozglądam się dookoła, masując ścierpniętą rękę. Posłanie Miki znów jest puste, więc podejrzewam, że w ogóle się nie położyła.
Natomiast rozbudzona już Lena siedzi po turecku na swoim materacu, przeglądając tajemnicze papiery. Wygląda lepiej niż ostatnio, ale wciąż daleko jej do zdrowego człowieka. Odkąd przybył Artificem z Arcaną i Aniołem Miłości, przestała chociaż w środku nocy snuć się jak widmo, przyprawiając mnie o dreszcze. Gdy spogląda w moją stronę, uśmiecha się półgębkiem i unosi do góry brwi. Nic nie rozumiejąc, marszczę w konsternacji czoło.
— Dzień dobry — zaczyna nieśmiało. — Twoje... twoje włosy.
Nie oczekuję lepszych wyjaśnień, widząc, że dziewczyna nie może się wysłowić. Przetrząsam drobne rzeczy siostry w poszukiwaniu lusterka, woląc nie myśleć, co mi zrobi, gdy się o tym dowie. Kiedy je wreszcie znajduję, przeglądam się na szybko. Moje włosy przybrały dziwny kolor. Stary, mysi odcień zmieszał się z fioletem, tworząc fioletowo-brązową odmianę szarego. Krótko mówiąc, wyglądam jak idiota. Przeczesuję kosmyki, myśląc intensywnie. Dopiero po chwili dociera do mnie, co mogło się stać i prawdopodobnie się zdarzyło. Mam wyczucie czasu, muszę przyznać.
Słyszałem kilka miesięcy temu starą, ludową przypowieść. Z niewiadomego powodu zapadła ona w mojej pamięci. Może przez treść, może przez melodyjny i ciepły głos bajarza. Głosi ona, że część rytuału z krwią Queera, odprawiana w wiosenną noc w trakcie pełni, czasem sprawia, że uczestnicy zyskują pewną cząstkę partnera. Kolejny raz spoglądam na pasma, ciesząc się, że chociaż moje tęczówki nie zmieniły koloru. Pozostały szaroniebieskie i nijakie. A więc to twój prezent, mały? Ciekawe, co ty dostałeś ode mnie.
Przypominam sobie o obecności Mikler, więc mruczę trochę od niechcenia:
— To dłuższa historia...
— Nie pytam. Moje życie ostatnio składa się z samych dłuższych historii — odpowiada Lena, a ja zauważam, że coś pisze na jednej z kartek.
Postanawiam zaryzykować i skorzystać z okazji. 
— Tak właściwie mam do ciebie sprawę... — zaczynam.
— Do mnie? — pyta zaskoczona, odłożywszy papiery. 
Wkłada grubą, czarną bluzę i zapina się pod szyję. To mi przypomina o moim wczorajszym stanie. Już nie czuję nieznośnego zimna, więc, na całe szczęście, żadna choroba mnie nie dosięgła.
— Tylko musisz mi obiecać, że nie będziesz zadawać miliarda pytań i mnie oceniać — proszę.
— Dość mam obietnic bez pokrycia, ale na to drugie możesz liczyć. Rozmawiasz z osobą, która popełniła samobójstwo, utrudniając życie tylu członkom Cordragon — oznajmia zdumiewająco szczerze. No tak nie do końca, moja droga.
Już mam przechodzić do rzeczy, gdy zauważam zmierzającą w naszym kierunku Mikę. Siostra jest tradycyjnie poddenerwowana i przybiera taką minę, jakby chciała coś zniszczyć w wybuchu furii. Ignoruje nawet moje włosy, co sprawia, że mam mnóstwo podejrzeń i złych przeczuć. 
 — Przenosimy trening na później, muszę wyjść z Arcaną i tą jego nienażartą sierotą ze strzałami amora — oznajmia w biegu, biorąc swoją kurtkę i zakładając ją pospiesznie. — Jacyś Aniołowie Ciemności napadli na pobliski klasztor. Wybili wszystkich co do jednego, nawet bezbronne dzieci.


.............................
* Fragment Świtezianki Adama Mickiewicza.


To  nieprawda, że zawsze pisarze piją herbatkę z szatanem (nie do końca Marcelem), szyderczo się śmiejąc, gdy kogoś uśmiercą. Mnie jest w tej chwili trochę przykro. Ale trzeba być konsekwentnym. Tak miało być, tak jest. Ważna cegiełka do psychiki Milana, nie odbiorę mu jej.

Tym razem krócej niż zwykle, ale mam konkretne sceny na dany rozdział i nie chcę mieszać, a tym bardziej na siłę przedłużać. PS POTENCJALNY SPOILER. Uwielbiam pewne smaczki i nawiązania, więc mogę Wam coś powiedzieć. To nie ostatni raz, gdy Milan porównuje Lenę do Królewny Śnieżki, ani nie jedyna rozmowa o dłuższych historiach.


27 komentarzy:

  1. Nadrobiłam wszystkie rozdziały (tylko ich nie skomentowałam). Historia jest bardzo ciekawa. Coś mnie niepokoi tylko nie wiem co.
    Błędów nie zauważyłam. Lekko się czyta.
    Więc tylko pozostaje mi czekać na następny rozdział :)
    All the love xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, nie musisz wszystkiego komentować, nie o to chodzi. Bardzo mi miło. Dziękuję.

      Miłego dnia.

      Usuń
  2. Milan odpowiedzialny za śmierć Leny?!?!?! D:
    Tu to mnie zaskoczyłaś!
    I doznałam wielkiego zaskoczenia, że Lena jest obecna w niebie(?) Cordragon... (OMG czytam Twoją powieść, jest 17-sty rozdział, a ja nadal nie ogarnęłam, gdzie się rozgrywa akcja... :| Przedział samobójców?) Ponieważ z tego co pamiętam to przeszła przez portal. Bez Ty'a. Ale nie mniej bardzo jestem rada, że się pojawiła :3
    I dalej nurtuje mnie Ty i Lena, a raczej ich związek XD Są razem? ;P

    I pojawiła się słynna Vivere... Jest ona odpowiedniczką Leny. Ma dość... swawolny charakter, że tak to ujmę :P
    Wydała mi się dość ciekawą osóbką XD
    Lubię czarne charaktery i ją również polubiłam (chyba nie było takiego którego bym nie lubiła. A najulubieńszy? Jonathan Christopher Morgenstern ;3 )
    Bardzo mi się podobało, że dodałaś cytaty ze Świtezianka :D uwielbiam lektury polskie (niektóre) :3
    Swoją drogą często dodaje cytaty z różnych dzieł, czym jeszcze bardziej i zaciekawiasz i dodajesz profesjonalizmu Swojej powieści ;)

    Rozdział ogólnie był fajny, początek ciekawy i tajemniczy trochę, później mniej ciekawie XD bo opis zwykłych czynności.
    Ale czekam na następny! :3
    Będzie jakaś akcja? I ciekawe jaką on ma prośbę do Leny. Znaczy, wiem, że coś z tym rytuałem, ale co? ;P
    Czekam!!!

    ,,Nie wiem, jakim cudem nie zamarza i dlaczego zawsze tak stroi się na spotkania czysto biznesowe. Nigdy tego nie zrozumiem, bo nie jestem kobietą. A tym bardziej nie taką, na szczęście. " - jedna z lepszych scen, przy której się uśmiałam hahaha

    Pozdrawiam, weny, inspiracji i wszystkiego co potrzebne do napisania kolejnego cudownego rozdziału :3

    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się dawkować informację, potem się wszystko wyjaśni. Wszystkie dusze wydostały się z przedziału, więc Lena jest teraz w normalnym świecie, tylko po drugiej Stronie, w schronie Cordragon wraz z resztą. Cierpliwości, będą wątki miłosne, już niedługo wykiełkują.

      Lena za to swawolna nie jest w ogóle, hah. Ja też lubię czarne charaktery, ale Jonathan to dla mnie jedno wielkie nieporozumienie. Ani się go bać, ani mu współczuć ani kibicować. Maksiu....

      Już rytuał niedługo, więc będzie akcja, jak najbardziej.

      Dziękuję, wzajemnie. :)

      Usuń
  3. Po tytule zapowiada się miły rozdział… ale chwilę. To jest Milan Montero. Choćby cały świat zwymiotował na niego tęczą i szczęściem, on by pozostał zabójczo obojętny.

    Pierwszy fragment do przerywnika 1:
    Z zauważonych błędów, a raczej literówek, to: „na stale (stałe!) jestem już tylko związany z przewoźnictwem”. Technicznie nie mam więcej zastrzeżeń
    Narracja Milana wciąż mnie porywa. Uwielbiam tę jego obojętność i opanowanie. Tylko jedna rzecz mi zazgrzytała. Mam na myśli to zdanie: „Wyobrażam sobie, jak próbuje je magicznie wydłużyć, po czym opanowuję chęć głośnego zaśmiania się”. Głośny śmiech i Milan nie istnieje dla mnie w jednym zdaniu. Nawet szyderczy śmiech w jego wykonaniu trudno byłoby mi sobie wyobrazić. Spodziewałabym się raczej wywrócenia oczami, czy czegoś w tym rodzaju. Przez tę jedną małą wzmiankę jego apatyczna aura zdała mi się udawana. Ale dalej znowu się wciągnęłam i znowu było dokładnie tak, jak pana Montero widzę. Właściwie to osobiste odczucie, ale postanowiłam napisać (będzie dłużej, hehe).
    Teraz czas zająć się (pijaną? ciekawe) Angeli. Lubię kreację jej postaci. Faktycznie zachowuje się jak dzieciak (udający dorosłego), jest irytująca i w jednym pokoju bym z nią nie wytrzymała. Ale jako antagonistka jest świetna. Widać u niej wyrazisty charakter, ale – przynajmniej mnie – nie wydaje się on przerysowany. Wszystko się w niej jakby dopełnia: i wygląd, i zachowanie, i ballada także. Przynajmniej na pierwszy rzut oka (no, prawie pierwszy).
    Co do treści, nie mam zarzutów. Noc to ewidentna pora Milana i chyba zacznę obstawiać zakłady, że większość scen będzie się działa pod jej osłoną. Pomyłka przy liczeniu kroków – charakterystyczna rzecz? – jakoś tak dobrze się wpasowała. Generalnie wszystko na swoim miejscu. Ich dialogi były trochę zabawne, trochę tajemnicze i o to chodziło, prawda? Z Mają to się wcale nie spodziewałam i nie mam pojęcia, o co może chodzić. Mam podejrzenia dosłownie o wszystko i do wszystkich. Tak samo podejrzane wydaje mi się to marznięcie Milana – chociaż kwiecień to zimna pora, szczególnie o czwartej w nocy, co ten (ponad stuletni, ekhm) chłopak gada. No i oczywiście jej, Lena żywa, teraz może umrzeć! To jest… zignoruj trzy ostatnie słowa. Haha.

    Drugi fragment do przerywnika 2:
    Mika… jeju, jestem zbyt leniwa, żeby pisać o bohaterach. Poczekam na więcej scen z nią. Na razie jako postać też nieźle się prezentuje. Można ją „zobaczyć” oczami wyobraźni, to już sukces.
    Jestem podekscytowana wszystkim, co tu się dzieje. Nawet śpiącą Leną. Milan porównał ją do Królewny Śnieżki (TEŻ TAK CHCĘ WYGLĄDAĆ JAK ŚPIĘ, bo na razie to tylko budzę postrach). Tu się trochę uśmiechnęłam. Właściwie to mi trochę do niego pasuje. Gdyby się zachwycił jej urodą – zdechłabym, powstała i poszła Cię zabić. A tak… jest oryginalnie i trochę metaforycznie wręcz. W końcu obie – i Lena, i Śnieżka – miały w ustach truciznę.
    Miejscówka mi się podoba. Zawsze lubiłam schrony w książkach. W jakiś sposób udało Ci się wytworzyć tam prawie ciepłą atmosferę, co najmniej komfortową – podążając za odczuciami Milana.

    Ostatni fragment:
    Nienawidzę Milana, bo przez niego ziewnęłam. Ugh. Nawet od czytania o tym… nieważne.
    Taki senny, spokojny poranek. Rozmowy tuż po obudzeniu… a tu oczywiście, ktoś kopnął w kalendarz. No cóż. I Milan już się nie dowie, co mały ma po nim. No cóż (tak, jestem bezduszna, wiesz to).
    Cieszę się, że Iker i Ty są cali. I ten amorek, jak mu tam, Lee? Tak, chyba tak. To znaczy, nie wspomniał nic pan Montero o ewentualnych obrażeniach, a w tej kwestii nie bardzo mu ufam. Mam tylko nadzieję.

    Ja naprawdę NIE CHCĘ CI STALE SŁODZIĆ, ech. Moją opinię więc znasz, nie będę za bardzo budować Twojej samooceny, haha.

    Arrivederci!

    PS Strzeż się, od teraz zwracam uwagę na kreację bohaterów i przyglądam się im z lupą, czy aby gdzieś kogoś nie pogubiłaś.
    PS2 Ja osobiście piję herbatkę z szatanem przy uśmiercaniu bohaterów. Więc reguły nie ma.
    PS3 Chcę na herbatkę z Marcelem! Dogadalibyśmy się.
    PS4 Spoiler mnie cieszy, hehe.
    PS5 Kocham to Twoje powieścidło. Bardziej niż swoje którekolwiek powstające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy taki miły, hm? Cóż, przestałam siedzieć w symbolice ptaków, teraz stalkuje kwiaty... Tęczowy Milan wygrałby życie.

      Dziękuję za wytknięcie literówki. Technicznie tylko do tego... To zabrzmiało groźnie. Nie będzie drogi usłanej z płatków róż, hah? Może masz rację z tym uśmiechem. Szczerze mówiąc, poprawiałam ten fragment tyle razy, a i tak mi nie podpasował.

      No prawie pierwszy, hah. Tak właściwie to nie lubię jej zbyt (nawet jak na czarny charakter), ale uwielbiam pisać jej sceny z Milanem. Oni są tak totalnie różni, trochę się nienawidzą, trochę podziwiają.

      Weź pod uwagę, że są po Tenebris, gdzie jest trochę cieplej. Za mało to podkreśliłam? I masz prawo mieć różne podejrzenia... Hah, Ty też Leny nie lubisz?

      Ja może nie budzę postrachu, jak śpię, bo nawet twarz mam pod kołdrą lub chociaż ukrytą w poduszce. Spokojnie, Milan na pewno nie będzie się zachwycał niczyją urodą. To by było... wyjątkowo niesubtelne?

      A ja teraz ziewam przez Ciebie... Jesteśmy kwita. (Taki senny, spokojny poranek. Rozmowy tuż po obudzeniu… a tu oczywiście, ktoś kopnął w kalendarz). Ojej, bywa, nie? Tak, Lee Moriaty.

      Pilnuj mnie, pilnuj, bo jeszcze się zapędzę i będzie rozhisteryzowany Milan albo coś takiego.
      Ale tak zawsze, zawsze?
      A ja czekam na Twoje, ach...

      Arrivederci!

      Usuń
  4. Czyli Lena po prostu pogodziła się z faktem, że się zabiła, chociaż tego nie wie na pewno, ale to właściwie wina chłopaka? To jestem ciekawa jak zareaguje, jak się dowie. Bardzo mi się spodobała zapowiedź trzech wątków miłosnych, a teraz już wiem, którego nie mogę się doczekać tak najbardziej! :D
    Wydaje mi się, że Lena trochę "twardzieje", nie sprawia wrażenie takiej zagubionej i podoba mi się to. Vivere jest dokładanie taka, jaka powinna być. Ta suknia, styl bycia - no takie kobiece zło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ale biedulka nic nie wie i obwinia siebie. Jej dowiedzenie się o wszystkim będzie na pewno ważną sceną. To zabawne, że każdy obstawia inne pary, tak myślę. Będą więc chyba zaskoczenia. Mam nadzieję, że nie przesadziłam z jej dojrzewaniem i przyzwyczajaniem się do nowych warunków.

      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam.

      Usuń
  5. Milan jest odpowiedzialny za śmierć Leny?
    Ale jak to?
    Jakoś trudno mi sobie wyobrazić jakąś sytuację, w którym M. mógłby skłonić Lenę do samobójstwa. Chyba, że to jednak nie było samobójstwo, a dziewczyna przypadkiem została źle zaszufladkowana. Albo nawet nie przypadkiem. Kto wie...

    Ciekawa jestem, jakim cudem Vievere zmusiła M. do tego rytuału i do tego, żeby był jej posłuszny. Widać, że nie jest tym zachwycony, więc musiała go zaszantażować albo coś w tym stylu.

    Oj nie wiem, jak Milan wybrnie z tej całej sytuacji. Nie dość, że jest odpowiedzialny za śmierć Leny, to jeszcze zaraz się okaże, że cały ten test nie miał znaczenia. Niby dziewczyna twierdziła, że nie będzie go oceniać (swoją drogą jestem ciekawa, czy zamierzał jej wyznać całą prawdę, czy powiedzieć tylko o niektórych kwestiach), ale jakoś trudno mi uwierzyć, że w obliczu takich rewelacji chciałaby później w ogóle z nim rozmawiać.

    Pozdrawiam
    j-majkowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. :)
      Dowiemy się już wkrótce, jak to było z Leną i Milanem. Na pewno łatwo nie będzie.
      Dziękuję za komentarz, także pozdrawiam.

      Usuń
  6. No to teraz oficjalnie mogę narzekać, że nadrobiłam wszystko i muszę czekać na nowości, ale to przyjemne oczekiwanie.
    Vivere jest straszna. Po jej poznaniu naprawdę zaczęłam współczuć Milanowi. Wytrzymać z taką dłużej niż to konieczne? Raczej niemożliwe. Chyba będę mocniej trzymać kciuki za chłopaka, aby wyrwał się spod jej wpływu.
    Zaskoczyło mnie, że Milan ma jakiś związek ze śmiercią Leny. Jeszcze nie wiem, jak bardzo wpłynął na to wydarzenie, ale sam fakt... no jest to zastanawiające.
    No ładnie, szprycują Lenę prochami :D Jak ona ma dojść do siebie mają takich opiekunów nad sobą?
    Podobało mi się to porównanie do Królewny Śnieżki. Trafione w punkt ;)
    Ciekawe, czy Milan zdobędzie się na wyznanie całej prawdy, czy bardziej ograniczy się do nieszczęsnych pół-prawd. A Lena? Rzeczywiście powstrzyma się od oceny? Może to być ciężkie zadanie.
    Końcówka znowu mocna. To ten zakon, gdzie Milan zostawił dzieciątko? Aj, nie wiem, jaki wpływ to będzie miało na dalsze wydarzenia, ale przynajmniej jestem prawie pewna, kto jest za to odpowiedzialny...
    Czekam na kolejny rozdział z wielką niecierpliwością, bo nawet nie wiem, kiedy przeczytałam te wszystkie rozdziały. Piszesz genialnie, kochana, cudne opisy, niesamowite dialogi. Kiedy już wydasz swoją książkę, to ja poproszę egzemplarz z autografem!
    Miłego dnia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja muszę wreszcie do Ciebie wpaść, i w ogóle wszędzie. Przez ostatnie dni praktycznie nic nie czytałam, aż wstyd.
      Genialnie się pisze o Vivere, ale chyba nikt by z nią na długo nie wytrzymał. Zastanawiające, o tak... Biedna Lena, niczego nieświadoma sobie śpi... Tak, ten zakon.
      Dziękuję za te wszystkie komentarze, które naprawdę wiele dla mnie znaczą. :)
      Miłego, weny.

      Usuń
  7. O, była rozmowa Milana i Vivere; jestem zadowolona! Byłabym bardziej zdziwiona, gdybym noe czytała pierwszej wersji, ale i tak mi się podobało; Milan chyba juz na tym etapie nie do konca wie, po czyjej stronie stoi :D choc niby w tym dziwnym rytuale pomaga... Szkoda, zd tak nieoczekiwanie urwałaś och rozmowę i nie dowiedzieliśmy się wiecej na temat Mai. Druga czesc tez ciekawa, czy siostra pomoże Milanowi, jakoś watpię xD? Zapraszam na Niezaleznosc ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to już ten etap. Rytuał przynosi korzyści tylko Milanowi. O Mai będzie później. Coś Ci się pomiźgało. Milan liczy na pomoc Leny. Chyba że chodzi o zakon, choć...
      Dziękuję za komentarz, miłego.

      Usuń
  8. Witam, z tej strony Lena ze Wspólnymi Siłami. Chciałabym Cię powiadomić, że właśnie pojawiła się ocena Twojego bloga! Prosiłabym o pozostawienie chociaż krótkiego komentarza z podziękowaniami, wyjaśnieniami albo uwagami.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak więc ten, z tego co wywnioskowałam na kocie, jestem zaległa jeszcze tylko w tym poście. Patrzyłam na kulawego, ale tam wszystko jest ok. Tylko wiem, że na czymś na pewno miałam skomentować...dasz mi linki w odpowiedzi?
    Włączyłam sobie muzyczkę i zrozumiałam, że nie mogę słuchać "Hurts like hell" Nagle ten utwór, stał się dla mnie tak emocjonalny, że po prostu nie potrafię. Z serii gdy nagle rozumiesz, że znasz prawie same dołujące piosenki. Skończyło się na "Made od star" Hoviego.
    Jak wnioskuję, pomyłka przy liczeniu celowa. Jest ona hm...nie wiem jak to ująć. Jest bardzo typowa, dla naszego bohatera? Ja bym dała wiele, żeby być nad jakimkolwiek jeziorem. Pokochałam je, hehe.
    Gorączka i dreszcze - coś o tym wiem :P Ja jestem strasznym zmarzluchem, jak jestem chora, to już w ogóle tragedia. Poniżej 24 stopni, zaczynam się trząść xd
    Ja Świtezianki, uczyłam się na pamięć w podstawówce. Zawsze intrygują mnie ludzie, którzy cytują jakieś utwory? Nie wiem, jak głupio to zabrzmiało, ale dzięki temu Vivre ma u mnie, takie +10 do inteligencji. No i za zachowanie, takie +3 do mroczności.
    Vivre chuda z wyboru? Od razu pomyślałam, czy nie przesadnie. A propos przyzwyczajenia, do głupoty towarzyszy. "Zanim stwierdzisz, że masz depresję, zobacz czy przypadkiem, nie otaczają Cię sami idioci".
    Uh, ta beszczelność Vivre. Aż sobie to wyobrażam. Stoi z takim jadowitym uśmieszkiem rozbawienia. Skądś to znam. Mniej więcej tak minimum raz na dzień, jak jestem w szkole.
    Pijana i nie tylko? Wychodzę, że ludzie korzystający z używek, nie panują w całość nad tym co ich otacza, tzn. nad rzeczywistością. Tym bardziej twierdzę, że Vivre gdzieś się pogubi, w sensie, coś ją przerośnie. Przestanie mieć nad czymś panowanie. Nad jakąś sytuacją, lub emocjami w kluczowym momencie. Co nie znaczy, że przegra.
    Nie lubię ludzi wywyższających się. Do takich zawsze trzeba dobitnie. Ale i nie przesadnie. Tacy ludzie, mają bardzo wysokie mniemanie o sobie, więc tym łatwiej ich urazić. Urażeni, rzadko w całości panują nad złością. Wyczucie.
    Szczerze, nigdy nie umiałam siedzieć po turecku. Ale strasznie lubię na to patrzeć. Takie dziwactwo xd
    "A więc to twój prezent, mały? Ciekawe, co ty dostałeś ode mnie." - ah, ale mnie to wzruszyło <3 Czytam to, chyba dziesiąty raz i za każdym razem mi ciepło na serduszku.
    Gdy połączyłam końcówkę z patrzeniem, na dziewczynę z szablonu, słuchając jakiś smutnych melodii, to mi się tak sentymentalnie zrobiło.
    I taka osobista prośba, ode mnie. Pisz częściej słowotoki, na koniec, bo się tak przyjemnie robi ^^ - haha.
    Wcześniejszy komentarz, nie wyszedł, ta jak chciałam, ale ten już mnie satyfakcjonuje. Chociaż i tak więcej tu mojej paplaniny, niż konkretów. Jak zawsze, chyba się już przyzwyczaiłaś.
    Trzymaj się mocno.
    Zdrowiej, kochana.
    P.S - mi mama już niesie herbatkę z miodem. Wypijesz za mnie? Nie cierpię miodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też znam prawie same takie. Po prostu nie lubię słuchać muzyki ot tak. Tylko ją czuć. Świteziankę pokochałam dopiero rok temu. Aż wstyd przyznać, że wcześniej jej nie znałam. O tak, cytowanie jest super. I siedzenie po turecku też, hah. Och, to miało być urocze. Wezmę sobie do serca, heh. Paplaniny mile widziane, och, chodzi o uczucia. Nawijaj, o czym tylko chcesz.
      Ty też i Ty też. Ja też nie znoszę miodu, więc się nie zgramy.

      Usuń
  10. Ja lubię twórczość Adama Mickiewicza, jak niewielu romantyków (popraw mnie jeśli się mylę, ale chyba na taką epokę literacką przypada jego twórczość). Jednak zawsze uważałem, że Świtezianka jest tak seksualnie zabarwiona, że nie powinna być przerabiana przez tak młode dzieci. Nie chodzi o to, że mam problem jeśli chodzi o mówienie przy dzieciach o seksie, kochaniu, itd, ale o to, że tam to jest taką subtelną żądzą, że dzieciaki i tak tego nie są w stanie zrozumieć, bo ich jeszcze ten popęd nie dotyka, nawet gdy mają ochotę na seks, to bardziej popis dorosłości z ich strony, tej udawanej, niż autentyczna potrzeba dorosłego faceta :)
    A więc Kronika Judasza, bo w Milanie jest coś w zdrajcy. Czy te włoski, ich kolorek go zdradzi?
    Dzieciak umarł, nie, niemożliwe. Powiedz, że ktoś go porwał, bo mnie ten mały wampirek przypadł do gustu, poza tym ta kobieta, szkoda mi jej będzie, gdy utraci tego dzieciaczka.
    Czy umarli też mogą zachorować? O ja cię, czyli śmierć nie ma żadnego przywileju? Nawet takiego jak bycie wiecznie zdrowym, wypoczętym i niezmarzniętym? Takie podstawy chociaż mogliby człekowi po śmierci ofiarować, nie sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do Adama Mickiewicza, to nie dalej jak wczoraj o jego jednym utworze z kimś rozmawiałem, a wszystko winą kogoś jeszcze innego, kto mi przypomniał o pewnym wierszu. Serdecznie polecam ci wysłuchać poezję śpiewaną (właściwie to mówioną) w wykonaniu Mirosława Czyżykiewicza pod tytułem "Ave". Mnie urzekła treść, moją żonę głos wykonawcy.

      Usuń
    2. Tak, tak, utwory Mickiewicza to wręcz książkowy przykład utworów romantycznych. W przeciwieństwie do Ciebie, ja tę epokę lubię chyba najbardziej ze wszystkich.
      Myślę, że np. w podstawówce, gdy omawia się Świteziankę, patrzy się na nią pod trochę innym kątem. Pamiętam na swoim przykładzie, skupiałam się po prostu na zdradzie i zemście, a nie tych wszystkich srebrnych topielach...
      Chyba coś się pokręciło. Milan żyje. Albo ja źle zrozumiałam z tą chorobą.
      Na pewno się zapoznam i dam znać.

      Usuń
  11. Przez moment czułam lekką dezorientację związaną z tym przewoźnikiem z 16-tego rozdziału. Może dlatego, że nie zauważyłam w tytule imienia Milana ;/ Z podwójną ciekawością czytałam jego rozmowę z tą kobietą, którą przewoził.
    Czemu tak bardzo chciał, by ten dzieciak za jakiś czas skrzywdził swoją „matkę”? Czemu chce wzniecić w nim zło i pragnienie krwi? No i przede wszystkim… co z tym wszystkim ma wspólnego Maja i jej zmarłe dziecko? Pomyślałam, że to właśnie jej dzieciątko występowało na początku rozdziału i to ono piło krew, ale… sama nie wiem xD
    Ale rozumiem, że to Milan jest przewoźnikiem i to jego dotyczy określenie "Judasz". Czemu? Jaki ma w tym cel? Czemu to robi? Jestem mega zaskoczona, bo chociaż ta postać wzbudza różne emocje, to jednak myślałam, że on jest w stu procentach po dobrej stronie. A tu taka niespodzianka… No i po co potrzebna mu pomoc Leny? Jaa... znowu tyle pytań! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może być się trudno przyzwyczaić do nowego narratora. Nie da się ukryć, zupełnie inny punkt widzenia.
      Och, ale Maja poroniła... Odebrałaś to tak, jakby Milan pragnął żądnego krwi dziecka? Jak dla mnie po prostu snuł przypuszczenia, podejrzewał, że tak najprawdopodobobnie się stanie, bo prawdziwym Queerom trudno opanować skłonności do kanibalizmu.
      Tak, Milan to przewoźnik.
      Czy ktoś w ogóle jest w stu procentach? Nawet sama Lena?

      Usuń
    2. To że Maja poroniła akurat w Twoim opowiadaniu nie musi nic znaczyć :D Tutaj nigdy nie wiem czego się spodziewać i kto gdzie i kiedy trafi xD

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że to dobrze, hah.

      Usuń
  12. Hej :) Na początek powiem tylko, że ja to #mickiewiczteam, a romantyzm jest moją ulubioną epoką, więc "Świteziankę" szanuję mocno. :P
    Cieszę się, że w końcu można poznać sławetną Vivere. Jej odrobinę nietypowe zachowanie, jak dla mnie nieco zahaczające o jakieś szaleństwo coś mi mówi, że Vivere może być marionetką w czyichś rękach. Tropy literackie podpowiadają, że tak to zwykle bywa w przypadkach takich osób, choć, oczywiście, to dopiero pierwsza scena z nią, w końcu zawsze mogła w pewien sposób grać przez Milanem. Bardzo mnie ciekawi, jak dalej poprowadzisz (czy może już poprowadziłaś) jej postać.
    Ciekawe też, czy te środki nasenne to tylko środki nasenne. W końcu, jakby nie patrzeć, Lena ma pomóc w wygraniu wojny, więc ktoś z tej "dobrej" strony może mieć mniej skrupułów od reszty, a członkowie Cordragon na takich właśnie mi wyglądają. Ten wątek z dzieciaczkiem też zapowiada się dość interesująco.
    Ja tam wolę uśmiercać bohaterów przy kawie. Czy coś jest ze mną nie tak? :O
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. :)
      #mickiewiczteam
      Mhhm...
      Ja tam kawy nie piję, hehe.
      Również pozdrawiam. :)
      *znad parody Dziadów na polski

      Usuń

Komć – głask dla psa. :)

Archiwum bloga

Obserwatorzy

Kaolia Sidereum Graphics
Kredyty Grafika
Obrazek