18 sierpnia 2016

16. Lilie

KSIĘGA II: KRONIKI JUDASZA (MILAN MONTERO)

„Jestem sprzedawcą bólu, jestem uzdrowicielem wiary. Jestem złodziejem duszy i idę do Ciebie. Jestem niszczycielem marzeń. Jestem twórcą prawdy. Jestem zimnokrwistym mordercą i idę do Ciebie”. ~ Dave not Dave Cold blood


 † † †
Dziesięć. Jedenaście. Dwanaście. Idę powoli, wbijając otępiały wzrok w czubki butów i licząc kroki. Trzynaście. Czternaście. Czuję nieprzyjemny oddech nocy na plecach. Nie lubię tej szczególnie nieprzewidywalnej pory, zwłaszcza gdy zdarza się wyjątkowo ciemna i spokojna. W długiej ciszy zawsze jest coś niepokojącego, co podsyca czujność. Diabeł, nawet śniąc, bawi się w przeciwieństwo Boga. Piętnaście. Szesnaście. Siedemnaście. Osiemnaście. Dziewiętnaście. Przeklinam wszystkich Queerów i Queerini tego świata, wlokąc się kolejny raz nad to cholernie upiorne, przeklęte jezioro. Mam dość i nie wiem, ile jeszcze zniosę. 
Już wyczuwam dobrze znany zapach wody i mułu. Wyjątkowo go nie lubię, przywołuje wiele niemile widzianych wspomnień z wczesnego dzieciństwa. To było tak dawno, a jednak wciąż daje o sobie znać. Dwadzieścia. Dwadzieścia jeden. Dwadzieścia dwa. Zatrzymuję się i pokrótce rozglądam dookoła, wiedząc, że przed północą nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszcza się w tę okolicę, co brzmi zupełnie niedorzecznie. Wciągam na siebie długą, czarną szatę z kapturem, który naciągam na głowę. Nie bez znaczenia jest też to, że ci, którzy nie szukają kłopotów ani wrażeń, trzymają się od ekscentrycznie ubranej osoby z daleka. Jak cię widzą, tak cię piszą.


Rozciągam rękawy, by ogrzać dłonie. Sięgam po wiosła, zimne i mokre. Źle się czuję, nie trzymając ich. Wbijam znudzony wzrok w niebo, opanowując drżenie kończyn. Tej nocy jest wyjątkowo ponuro. Księżyc w pełni znajduje się jakby dalej niż zwykle. Gwiazd jest niewiele i ledwo się tlą. Gdybym wierzył w Boga albo któregoś z pogańskich bożków, modliłbym się żarliwie, prosząc, by nikt nie zechciał się przedostać na drugą stronę jeziora. Znając moje szczęście, żaden z nich by mnie nie wysłuchał.
Ze znudzeniem rozglądam się dookoła, próbując zająć czymś myśli, by nie zasnąć. Pierwszy raz znajduję się w tym miejscu, odkąd przenieśliśmy się na drugą Stronę. Czy odpowiednik tamtego jeziora różni się jakoś bardzo? Nie sądzę. Okolica jest może jeszcze bardziej nieprzyjemna, woda zanieczyszczona, a noc cieplejsza. Przynajmniej to ostatnie zmieniło się na lepsze. Nawet skutki przyspieszonego globalnego ocieplenia mogą być w jakimś stopniu pozytywne.
Klnę pod nosem, zauważając podążającą w moim kierunku postać. Szybko tracę resztki nadziei, które pocieszałyby mnie, szepcząc: może jeszcze skręci. Po sylwetce wnioskuję, że mam do czynienia z młodą, szczupłą kobietą. Gdy znajduje się wystarczająco blisko, dostrzegam pakunek, który tuli do piersi. Po chwili dociera do mnie, że zawiniątko to niemowlę. Na szczęście śpi i nie zakłóca błogiej ciszy. Brakuje mi tu tylko głośnych wrzasków i eksklamacji opiekunki.
— Przewoźnik? — pyta kobieta, unosząc nieśmiało głowę. Ma całkiem ładną, pokrytą drobnymi piegami twarz i krótko przycięte, ciemne włosy. 
Kiwam głową, zaciskając mocniej dłonie na trzonach wioseł. Brunetka lustruje mnie dyskretnie wzrokiem, wyraźnie zaskoczona. Podejrzewam, że jak większość spodziewała się szpetnego, bezlitosnego starca w stroju niewolnika z jednym rękawem oraz okrągłym, podróżnym kapeluszu — na wzór Charona z greckiej mitologii. 
— Nie mam pieniędzy, ale... — zaczyna kobieta, jej wysoki głos drży.
— Nie chcę pieniędzy — mówię na wszelki wypadek. Potem dodaję to co zawsze, choć nigdy nie słuchają. — Nikt, kto przedostał się na drugą stronę, nie wrócił. 
Moja towarzyszka ignoruje drugą część wypowiedzi. Bezgłośnie powtarza coś pod nosem, jakby przypominała sobie wyuczoną na pamięć formułkę. Tuli dziecko, pozostając czujną, gdybym chciał je skrzywdzić.
— Nie mam pieniędzy, ale mam nadzieję, że dogadamy się jakoś inaczej — zapewnia, próbując się nie trząść. 
Jak zacznie się rozbierać, oferując zapłatę w naturze, skonam.
— Naprawdę zależy mi na przedostaniu się na drugą stronę. Długo więc myślałam, jak mogłabym się... odwdzięczyć, zapłacić za usługę. Słyszałam wiele o... panu — ciągnie, wyjątkowo ślamazarnie przechodząc do rzeczy. Zwraca się do mnie per pan, mimo że wyglądam na nastolatka, choć w rzeczywistości mam ponad sto lat. — Mam listę. Długą listę. Starałam się, jak mogłam, długo mi to zajęło, ale... ale lista jest naprawdę długa.
Zaczyna wzbudzać moje zainteresowanie. Jeszcze nie podejrzewam, o jakim spisie mowa. Nic nie przychodzi mi do głowy, więc cierpliwie czekam, aż kobieta zacznie kontynuować. Nie tracę czasu na zbędne pytania, tylko ją speszę. Czas oczekiwania dłuży się niemiłosiernie. Brunetka nerwowo bawi się kocykiem niemowlęcia, jej wargi drgają. Nie poganiam, wiedząc, że to często przynosi efekt odwrotny od zamierzonego. 
— Listę Queerów i Queerini, którzy chętnie panu pomogą — wydusza z siebie, spoglądając na mnie niepewnie niczym płochliwe zwierzę.
— Listę Queerów? Którzy pomogą? Mnie? — zadaję kilka krótkich pytań, coraz bardziej zaintrygowany. — Skąd przypuszczenie, a wręcz pewność, że potrzebuję ich pomocy?
Dziecko zaczyna płakać, wręcz drzeć się wniebogłosy. Najchętniej zasłoniłbym uszy, czekając, aż przestanie, ale się powstrzymuję. Kobieta próbuje nie panikować, ale mija się z celem. Nerwowo tuli niemowlę do piersi i kołysze się mechanicznie, szepcząc kojące słówka. Sprawia wrażenie osoby, która myśli, że wystarczy głośniejszy szloch, bym z zimną krwią ich zabił. Jej cccciii, maleńki staje się coraz bardziej histeryczne. Brunetka z rozgorączkowaniem uspokaja dziecko, nie mogąc opanować drżenia.
— Możemy przejść do rzeczy? — proponuję, nie chcąc tracić czasu.
Dziecię płacze już ciszej, powoli się uspokaja. Kobieta korzysta z okazji, wyciąga smoczek i zatyka nim usta niemowlaka z przepraszającym półuśmiechem, przekazując mu przez to: nie mamy czasu. 
— Wiem, że jest pan Aniołem Ciemności, a praca tutaj ma z tym związek — tłumaczy, nie spuszczając wzroku z dziecka. Wpatruje się w jego pulchną, różaną twarzyczkę z niejednoznacznym wykrzywieniem twarzy i wyraźnym niepokojem. Gdy ja także na nią spoglądam, przede wszystkim zwracam uwagę na kilka fioletowych kosmyków i tęczówki tego samego koloru. Są widoczne nawet w ciemnościach. Mały Queer. — Oderwanie się od pana wbrew jego woli jest trudne, ale nie niemożliwe. Gorzej jest ze znalezieniem nowego. Lepszego. Zwłaszcza tu. Po Tenebris nigdy nie było łatwo, a wojna sprawiła, że trzeba uważać na każdy ruch i udawać, że jest się zwolennikiem Vivere oraz jej popleczników.
Mrużę oczy, zastanawiając się głęboko. Nie mam nic do stracenia. Nie obchodzi mnie, czy kobieta przedostanie się na drugą stronę, nie myślę nawet o korzyściach, które mogę odnieść. W tej chwili liczą się tylko zasady, które musiałem sobie przyswoić, by na swoje nieszczęście stać się przewoźnikiem. Czuję tępe uderzenie w żołądek, nadal się waham. Powinienem być ostrożny. Zwłaszcza dziś przed tak istotnym spotkaniem i przypieczętowaniem poważnej decyzji.
— Nikt, kto przedostał się na drugą stronę, nie wrócił — powtarzam wymijająco.
— Niech pan nie udaje, że moje życie cokolwiek znaczy. Chcę odpowiedzi. Ta lista wystarczy? — pyta kobieta, po czym zmienia ułożenie dziecka, by móc sprawnie operować jedną ręką. Rozchyla kołnierz cienkiego, wiosennego płaszcza, by wyjąć zza stanika zwiniętą kartkę. — Trzydzieści sześć nazwisk. Sprawdzonych. Naprawdę dokładnie sprawdzonych. 
Nie mnie oceniać, czy to należyta zapłata. Nie umiem się jednak nie zgodzić, chcę mieć święty spokój. Jeszcze poniosę za ten werdykt konsekwencje, nie wykonując swoich obowiązków tak, jak należy. Wolę nie myśleć, jaką karę wymyśli w razie potrzeby moja Queerini.
— Umowa stoi — oznajmiam, sięgając po zwitek papieru.
Brunetka podaje mi go niemal machinalnie, próbując opanować drżenie kończyn. Tym razem dygocze z rozemocjonowania. Przytula dziecko jeszcze mocniej do siebie, szepcze mu na ucho słodkie tajemnice. Wszystko się ułoży — słyszy zapewne berbeć. Z rozkoszą przemawia do niemowlęcia, dumna i silna. Uśmiecha się niepewnie, nie wierząc we własne szczęście. Ma niezwykle smutny uśmiech. Widziałem ich w długim życiu zbyt wiele. Na twarzy mojej towarzyszki maluje się namacalna ulga, a w oczach szklą się łzy. Dziecię wydaje się spokojniejsze niż wcześniej, spogląda na świat już nie przerażone, tylko zaciekawione i gotowe na lepsze jutro.
Na szybko przelatuję wzrokiem po kartce. Pozornie wszystko się zgadza. Nadchodzi pora, by zniszczyć tę ulotną idyllę. Niczego nie da się odkładać w nieskończoność. 
— Chyba się nie zrozumieliśmy — mówię.
Kobieta otula niemowlę kocykiem, chcąc uchronić tę niewinną i bezbronną istotę przed światem zewnętrznym. Robi to instynktownie jak każda rodzicielka.
— Ja... nie rozumiem — rzecze, niespokojnie się wiercąc. 
— Jest was dwoje. Jak się domyślam, żadne nie ma zamiaru tu zostać — objaśniam, pokazując na kartkę. Tylko jedną.
— To ci nie wystarcza?! — wybucha, a łzy, gromadzące się w kącikach jej oczu, nie są już oznaką radości. — Nie mam nic więcej, przyrzekam, nie mam...
Przymykam oczy i uspokajam się, by bez niepotrzebnych nerwów wytłumaczyć wszystko po raz kolejny.
— Zacznijmy od czegoś. Proszę nie traktować mnie jak człowieka. To bardzo ważne. Jestem tylko przewoźnikiem, pośrednikiem, pomocnikiem... nikim więcej dla kogoś, kto chce jedynie przedostać się na drugą stronę — mówię powoli i wyraźnie, aby nie powtarzać. — A teraz proszę wytłumaczyć, dlaczego tutaj jestem. 
Kobieta marszczy wysokie czoło, nie rozumiejąc, ale już po chwili szepcze:
— To jezioro Szeherezady. By przedostać się na drugi brzeg, trzeba porozumieć się z przewoźnikiem. Przewoźnik to zawsze pokutnik. Dając coś w zamian, pomagamy mu oczyścić się z grzechów. Tak twierdzi legenda... Nie rozumiem, co to ma wspólnego, skoro pan przyjął mój podarunek.

— Jeden włóczykij, jeden datek — odpieram lakonicznie.
— To tylko dziecko! — protestuje brunetka z niedowierzaniem.
— Ma duszę? — zadaję krótkie pytanie, mając nadzieję, że zdusi wszelkie argumenty podróżniczki.
Brunetka zaciska wargi i pociąga nosem. Znów się kołysze, głaszcząc czule małą główkę niemowlęcia. Przygładza jego fioletowe włoski, zajmując drżące dłonie niezobowiązującym zajęciem.
— Niech się pan zlituje... Błagam. Nie mam nic więcej — powtarza, ale spokojnie i cicho, ledwo ją rozumiem.
— Wydawało mi się, że było coś ustalone. Proszę nie traktować mnie jak człowieka, bo to donikąd nie prowadzi. Nie mogę przepuścić dwóch osób, choćbym chciał — objaśniam. — I owszem, ma pani coś więcej. I to coś, co mnie interesuje.
Wbijam wzrok w połyskującą w ciemnościach broszkę, którą przypięto do kocyka dziecka. Dobrze znam ten symbol — udziwnione L w liliowej koronie. Ściskam w dłoni listę, przypominając sobie wszystko, co wiem o rodzie Lumia — jednych z ostatnich czystokrwistych Queerów i Queerini. Byłem pewien, że już zupełnie wymarli. Nie przegapię takiej okazji.
— Dziecko — precyzuję, próbując się uśmiechnąć.
— Cccco? Słucham?! Próbuję znaleźć sposób, by móc przenieść się razem z nim, a pan... a pan chce mi je zabrać?! — wybucha kobieta, wytrzeszczając oczy ze zdumienia i przyciskając główkę niemowlęcia do piersi.
— Nie chcę go zabrać — zaprzeczam, jakby to było najoczywistsze na świecie. — Tylko... pożyczyć? Nie jest pani jego matką, prawda? Gdyby pani była, już dawno zostałbym wysłany do diabła.
Tylko podsycam drzemiący w niej ogień.
— Jest moje i tylko moje. Pożyczyć? Tylko pożyczyć? To dziecko! Nie jakaś rzecz, którą można pożyczać, wymieniać... — Milknie, a ja oddycham z ulgą. Już się bałem, że nigdy na to nie wpadnie. — Potrzebne ci... panu do rytuału, prawda? — Kiwam głową. — Chcę przy tym być — orzeka stanowczo, dumnie unosząc głowę.
Czuję, że brunetka nadal się boi. Obserwuję, jak stara się nie trząść i nie okazywać strachu. Przymykam oczy, by móc się lepiej skupić. Próbuję przeniknąć barierę chroniącą jej umysł, udaje się niemal od razu. Jestem zdekoncentrowany, uczucia i wspomnienia kobiety przedstawiają się bardzo niejasno. Biorę głęboki wdech. Usiłuję się wyciszyć i zrelaksować.
Retrospekcje migają jak w kalejdoskopie. Widzę ją młodą i niewinną, góra dziesięć lat temu, gdy podczas wizyty u ginekologa próbuje się nie rozpłakać. Jest blada jak ściana. Leży z rozłożonymi nogami, spazmatycznie łapiąc powietrze przez łkanie. Następnie rejestruję pluszowego psiaka — w furii wbijane w niego raz za razem ostre, fryzjerskie nożyczki. Potem pojawia się radosny, żądny przygód chłopak z podróżnym plecakiem. Nie mylę z niczym innym skutków wojny Stron — stosów martwych ciał oraz zniszczonych posiadłości. Na końcu dostrzegam kobietę wykrwawiającą się na śmierć, najprawdopodobniej przez sangue. Leży w zbiorowym łóżku, otoczona innymi pacjentami i pozbawiona prywatności w ostatnich chwilach życia. Charczy, wypluwając krew i przeciera mokrą od niej twarz. Szepcze proszę, po czym nieruchomieje, wydawszy z siebie finalne westchnięcie.
Zalewa mnie fala smutku i złości, najgorsze z połączeń.
— Miałem rację. Dziecko nie jest pani. Może źle się wyraziłem. Nie jest pani jego biologiczną matką — mówię powoli, ukrywając niewskazaną satysfakcję. — Muszę to zrobić sam, na spokojnie. Odbierze pani dziecko jutro. Zostawię je u zakonników. Na pewno pani wie, gdzie mieści się tutejszy klasztor. 
— Błagam... Kilka miesięcy temu na drugą stronę przedostał się mój mąż. Słyszał o drogocennych klejnotach... chytry narwaniec. Uważałam to za głupotę i nie chciałam się zgodzić, ale mnie nie słuchał. Wyruszył z kolegami i nie wrócił do tej pory. Długo staraliśmy się o dziecko... Poroniłam. Lekarz orzekł, że nie donoszę i lepiej nie ryzykować. — Kobieta ociera łzy, z miłością patrząc na niemowlę. — Byłam wolontariuszką, miałam dyżur w szpitalu polowym... Młoda Norweżka osierociła to cudo. Czasem nienawidzę siebie za to, że jakaś część mnie się wtedy ucieszyła. Dostałam od losu szansę na bycie matką. A już traciłam nadzieję. Nie pogodziłam się z odejściem męża. Wierzę, że żyje i możemy jeszcze stworzyć pełną rodzinę. Muszę tylko przedostać się na drugą stronę. Nie interesuje mnie klątwa i wszystkie pogłoski.
Spoglądam na brunetkę, porywisty wiatr targa jej płaszczem. 
— Dlaczego mi pani to mówi? — mruczę, wiedząc, że tylko traci czas. — To moja ostatnia propozycja. Lista i pożyczenie dziecka za waszą dwójkę. Nie zrobię nic dziecku, a zakonnicy się nim zaopiekują. Wróci tu pani jutro, przepłyniemy jezioro i po krzyku. 
— Nie ufam panu — oznajmia. — Źle panu z oczu patrzy.
Z trudem powstrzymuję się od wymownego spojrzenia w niebo.
— Wrócę po ciebie, kochanie. Przyrzekam. — Kobieta całuje dziecko w czoło i gładzi po policzkach. Z kolei podaje mi niemowlaka, nadal patrząc na niego. — Niech pan... Proszę mnie nie oceniać. Kocham to dziecko, ale męża także. Muszę zaryzykować. 
Biorę małego Queera na ręce, z zadowoleniem gładząc jego fioletowe włoski. Przydasz mi się, mały, przydasz. Pierwszy raz łamię swoją żelazną zasadę i nie przestrzegam po raz trzeci: nikt, kto przedostał się na drugą stronę, nie wrócił.
— Wiem, że dostał pan skrzydła Anioła Ciemności od Vivere. Jest więc pan ostatnią osobą, która powinna mnie pouczać... i kimś, kto doskonale wie, co to znaczy nie mieć wyboru.


† † †
Siadam w łódce, upewniwszy się wcześniej, że na pewno nie odpłynie. Trzymam dziecko trochę nerwowo, dawno nie miałem z żadnym do czynienia. Fascynują mnie czystokrwiści Queerzy i Queerini — ich żądza ludzkiego mięsa. Naciągam rękawy jeszcze mocniej, dłonie mi marzną. Kiedy ostatnio znajdowałem się po Tenebris, na początku kwietnia było o wiele cieplej. Patrząc na poręczny zegarek,  sprawdzam, która godzina — druga w nocy. Jeszcze tylko sto osiemdziesiąt minut nad tym cholernym jeziorem.
Wyciągam z głębokiej kieszeni scyzoryk, nie mając nic lepszego do dyspozycji. Niemowlę leży zaskakująco spokojne, półprzymkniętymi oczyma obserwując otoczenie. Nacinam nim delikatnie skórę na dłoni malca. Dziecko czerwienieje i zaczyna histerycznie płakać. Przez chwilę mam ochotę je niemoralnie uciszyć. Wzdrygam się, spoglądając na scyzoryk. Oblizuję go z obrzydzeniem, nie znosząc smaku i zapachu krwi. Tyle powinno wystarczyć. Tłamszę odruch wymiotny, zasłaniając usta. Brakuje tylko tego, bym zwymiotował.
Gdy podsuwam malcowi zakrwawiony scyzoryk, zaczyna się uspokajać. Widzę, jak porusza małym noskiem i rozchyla wargi. Czytałem o pełnokrwistej Queerini, która tak łaknęła ludzkiego pożywienia, że piła własną krew — z czasem przestało jej to wystarczać, więc zaczęła obcinać sobie palce u dłoni, potem u stóp...
— Spokojnie, mały wampirze — szepcę. — Za kogo ty mnie uważasz, co? Coś za coś.
Wycieram nożyk o kocyk Queera, powoli i starannie. Gdy zdaje się być wystarczająco czysty — z desperacji, nie posiadając akurat niczego innego — nacinam swoją skórę w okolicach knykci. Prawie nie boli. Przysuwam dłoń w stronę dziecka, zaciskając ją w pięść. Z satysfakcją obserwuję reakcję niemowlęcia. Nie muszę długo czekać, szybko zaczyna ssać. Budzę w nim naturę czystokrwistego, prawdziwego Queera. Matka zastępcza zapewne będzie niemile zaskoczona, gdy za kilka miesięcy dziecko — już nie bezzębne — zatopi w niej kły.

.............................................
Nie martwcie się, jeśli jesteście zdezorientowani i czegoś nie rozumiecie. Będzie się powoli wyjaśniać.

 

39 komentarzy:

  1. Cold Blood, yeah. Uwielbiam to. Zaczęłam nucić pod nosem, aż w końcu to sobie włączyłam. „I’m coming for you” zawsze sobie tłumaczyłam jako „idę po ciebie”, ale może tak jest poprawniej. Moja wersja jest bardziej… mroczna? Jak to moje wersje. Ta piosenka idealnie pasuje do Montero, łatwiej mi sobie wyobrazić, jak kroczy z nią w tle. Tyle że czasem się wyłączam, żeby pokręcić głową w jej rytm, za bardzo ją lubię.

    „Diabeł, nawet śniąc, bawi się w przeciwieństwo Boga.” Co to za ładne zdanie na samym początku, moja droga? Ładnie to tak odwracać nimi uwagę od postaci Milana, hah? A zresztą, jemu to chyba obojętne. Jak wszystko.

    Zdaje mi się, czy apatyczny Milan lepiej opisuje otoczenie niż zwracająca uwagę na szczegóły Lena? Właściwie to chyba przez opis zapachu, dotyku i tak dalej, w końcu na obserwacjach nic się nie kończy. Zmierzam do tego, że łatwo weszłam w skórę bohatera i naprawdę poczułam się, jakbym była nad owym jeziorem, marznąc.

    Zdanie „niewiele gwiazd ledwie się tli” fajnie brzmi, ale tak, jakby wszystkie świeciły mocno, a tylko kilka słabo. Chyba nie o to chodziło, prawda? Jeżeli tak, to zwracam honor.

    Milan chce spać, jest mu zimno (nawet mimo globalnego ocieplenia, najgorzej – a propos, fajny pomysł z tym, że po złej Stronie przyroda też się sypie), a na dodatek śmierdzi wodą z jeziora. Biedny facet. To brzmi co najmniej… oryginalnie. Gdybym przeczytała taki początek w księgarni, to bym brała.

    Jak przeczytałam, że tajemnicza kobieta ma piegi, to od razy skojarzyłam ją z Leną i zaczęłam myśleć, czy to aby nie jakaś krewna głównej bohaterki poprzedniej księgi. Wcale bym się nie zdziwiła. Też bym skonała, gdyby zaproponowała zapłatę w naturze. Głodnemu chleb na myśli, co Milan? Lol.

    Na początku miałam wiele pytań odnośnie całej tej sytuacji, ale zgrabnie to wyjaśniłaś i jestem usatysfakcjonowana. Ale potrafisz zaciekawić, zdecydowanie. Tylko nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam, że to Vivere posłała go do tej jakże interesującej pracy? Przy okazji, „moja Queerini” brzmi niemal romantycznie, ahah, to by był dopiero interesujący związek.
    Jezioro Szeherezady i jego historia są fantastyczne. Czuję się podekscytowana, czytając to, myślę, że to dobrze dla Ciebie jako autorki. Jeżeli to Queerini Milana przydzieliła mu pracę przewoźnika, to pokutuje on za coś względem niej? Coś w stylu na przykład zdrady? Jestem blisko? Wyczytałam wśród dziesiątki symbolów, że lilia oznacza przebaczenie.

    Aaa, i drama z dzieckiem się zaczyna. Zacieram rączki. To było niesamowicie złośliwe ze strony pana Chodząca Obojętność, że powiedział „dziecko” i jeszcze się uśmiechnął. Na zawał pewnie da się zejść od tego jego grymasu. On się bawi histerią tej kobiety. Chociaż w sumie pożyczenie brzmi wcale nie lepiej od zabrania, kto by ufał Aniołowi Ciemności? Oczywiście, że źle mu z oczu patrzy. Anioły Ciemności to mordercy, a ten jest wyjątkowo bezwzględny.
    Szkoda, że wiedziałam od początku, że Vivere jest panią Milana. Tak to byś mnie zaskoczyła i poczułabym się mega zaciekawiona, tak sądzę. Ech.

    Rozprawianie o żądzy ludzkiego mięsa sprawiło, że pomyślałam: uważaj, bo cię jeszcze ugryzie ten dzieciak. I zaczęłam to sobie wyobrażać. Montero może nie jest impulsywny, ale nie poczułabym się mocno zaskoczona (trochę tak na pewno), gdyby wrzucił niemowlę do wody po takim wypadku. W końcu, co mu zależy. I tak nie ma serca, a przynajmniej zamrożone.
    Ta ostatnia scena z oblizywaniem krwi dziecka, ou. To mnie wprowadziło w maleńkie (to Milan, gdyby zrobiła to Lena, dostałabym wstrząsu mózgu) osłupienie. Ale podoba mi się, haha. A więc po to był scyzoryk. Pamiętam, że krew pozwalała pozostać w przedziale tym, którzy nie byli z nim związani, ale tu nie bardzo wiem, o co chodziło.
    Aww, nazwał dzieciaka małym wampirem. Nie mam pojęcia, czemu mój mózg uznał to za urocze, ale tak się stało. Anioł Ciemności i dziecko-wampir. Słodko, jak nic.
    Coraz bardziej interesują mnie Queerowie. Mam nadzieję, że niedługo dowiem się czegoś o nich, a raczej dużo, liczę na dużą dawkę informacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu przekroczyłam liczbę znaków o około pięćset, kurczę. Ale ten komentarz był raczej dość rozgarnięty, co? Przynajmniej bardziej od poprzednich, tak mi się zdaje. Na podsumowanie mogę tylko dodać, że lubię ten klimat, uosabiam się z głównym bohaterem i widzę miejsce akcji doskonale. Generalnie lubię ten rozdział. Bardzo.

      Co do innego koloru czcionki w drugim fragmencie, to może spróbuj wyłączyć formatowanie, czy jak to się nazywało, dawno nie widziałam okienka z tworzeniem nowego postu, i poustawiać wyjustowanie i tak dalej od nowa? Albo wklej jeszcze raz tekst? Nie jestem pewna, już nie pamiętam, co ja robiłam, jak wariowało, ech.

      Ha det!

      Usuń
    2. Ale długi komentarz. Strasznie się cieszę.

      Też zawsze sobie tak tłumaczyłam, by było mroczniej. I bardziej by nawet pasowało tutaj, ale tekstowo twierdzi inaczej.

      Starałam się choć trochę zaznaczyć różnice między postrzeganiem świata przez Lenę i Milana. Mam nadzieję, że z czasem się wyrobię i będzie to bardziej widoczne.

      Nie, nie o to chodziło, zmienię konstrukcję.

      Głodnemu chleb na myśli, haha. Cóż, może mu celibat nie służy?

      Moja Queerini miało być dwuznaczne. Dobrze zrozumiałaś, choć nie musiałaś, bo będzie o tym w następnym rozdziale.

      Czy blisko? Zobaczysz.

      Widzę różnice między komentarzami osób, które czytały Cordragon, a tymi, które zaczęły od Kota. Zupełnie inne spojrzenie na Milana.

      Wyobraziłam sobie Milana z dzieciakiem na łódce, jak niemowlę niczym wampir wpija mu się w rękę, a Milan próbuje je zrzucić. I oboje do lodowatej wody. A z brzegu całe zajście obserwuje potencjalny wojażer...

      Wyjaśni się to z krwią. Na razie powiedzmy, że to część pewnego rytuału.

      To w sumie było urocze, hah. Milan i wampirza rodzinka, czytałabym.

      Spróbuję.

      Wielkie dzięki za komentarz, rozgarnięty czy nie.

      Usuń
  2. OOOO!
    No to się zadziało. Właśnie się nieco zagubiłam, ale jak piszesz, że się będzie wyjaśniać, no to się będzie wyjaśniać! Bardzo przyjemnie mi się czytało i cieszę się, że dość długi rozdział no i że tak szybko! Tak wiem zawsze pisze badziewne i krótkie komentarze, ale nie wiem co na to zaradzić. :)

    ---
    Trzeci rozdział na - http://true-niall-luke.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długi? Wydaje mi się, że rozdziały u mnie nie grzeszą długością, bo takich nie lubię czytać (wolę mieć na raz i od razu skomentować).

      Ważne, że są i nie, nie są badziewne. Broń Boże!

      Dziękuję za komentarz, miłego. :) Obiecuję, że jutro do Ciebie wpadnę, bo miałam zacząć pierwszy rozdział już kilka dni temu.

      Usuń
    2. jasne, w takim razie będę czekała z niecierpliwością. Naprawdę ten wyszedł Ci bardzo długi, co mi się podoba. :)

      Usuń
    3. Tak się złożyło, że już teraz mam chwilkę, więc do Ciebie zaraz wpadnę.

      Usuń
    4. Dziękuję za obserwację! :)

      Usuń
  3. Rozdział ciekawy i dość tajemniczy.
    Zastanawia mnie po co Milan wykonał ten rytuał, ale poczekam do następnych rozdziałów :3
    Spodobało mi się sformułowanie, że diabeł nawet śniąc bawi się w przeciwieństwo Boga. mroczne, intrygujące i jak dla mnie pełne inspiracji ;3
    Po raz pierwszy nie wiem co ja mam napisać w komentarzu :|
    Był ciekawy, tajemniczy, cudownie opisany, tak pro pro :P
    Polubiłam Milana, po pierwszym jego narratorowaniu, ale mogę stwierdzić, że go lubię. Coś czuję, że Montenero dostarczy nam wielu emocji, akcji i śmiechu ;)
    I Mówiąc w poprzednim poście, że zobaczymy co Milan wyprawia w nocy, miałaś na myśli pracę w przewoźnika? Coż, jeśli tak to moje Malec'owe myśli się zawiodły XD
    Właśnie! Miałam to napisać wcześniej. Ty cholernie kojarzy mi się z Magnusem z Darów Anioła XD Jego sposób wymowy i wgl.

    Naprawdę nie wiem co ja mam napisać :|
    Może później wpadnę, jak bardziej przyswoję sobie rozdział XD
    pozdrawiam i weeenyyyy :P

    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjaśni się, wyjaśni. To był dopiero... przedrytuał?

      Emocji... oj tak.

      No przykro mi, żadnego nocnego tłuczenia się po (domach kultury) dla odstresowania się i innych takich.

      Ale Ty nie jest brokatowy. :( I nie ma wiecznie zarumienionego emo-chłopaka.

      Spokojnie, rozumiem. :) Mam nadzieję, że dobrze, iż Cię... zamurowało? Hah.

      Dziękuję, wzajemnie. Spokojnej nocy (choć może się jeszcze zobaczymy tak jakby). :)

      Usuń
    2. czyli Prolog do rytuału XD

      Ja jestem jak Nocny Łowca dzień jest dla mnie snem i spokojem a noc życiem i bytowaniem XD

      Ty nie jest brokatowy, a wyobrażam go sobie posypanego brokatem haha. Tiker :3 pairing Ty'a i Ikera, który mógłby być odpowiednikiem Aleca... mają podobny charakterek XD a przynajmniej mi się tak kojarzy.

      Oj zamurowało haha
      Czekam na kolejny :D

      Usuń
  4. Pytanie numer jeden. Jak znajdujesz takie dobre cytaty?
    Bardzo lubię takie odliczanie. Może trochę przesądzam, ale odrazu czuć różnicę w pisaniu,wiesz jeśli chodzi o perpsketywe bohaterów.
    Zgadnij z czym skojarzyło mi się jezioro? Tak Lakewood
    Gdzieś koło 14 kroku (heh) masz spora spację. "Z kapturem który naciagam na głowę" coś mi Tu nie gra ale w sumie sama nie wiem co.
    Cóż cała sytuacja "oddania" dziecka była dla mnie bardzo emocjonująca. I nie wiem czy mogę coś więcej powiedzieć bo chyba nie potrafie. Chociaż powiem szczerze ze gdzieś tam w głowie przewidywalam jak zaeraguje chłopak i chyba trochę czuje taki zawód ze zgadlam.
    Właśnie miałam pisać ze masz czcionkę w różnych kolorach. I druga część skojarzyla Mi się z Simonem z DA. Nie sądzisz?
    Czekam na następne *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wybacz za język. Głupia klawiatura.

      Usuń
    2. Słucham dobrej muzyki, hah.

      Lakewood i doki. Ja o tym jakoś nie pomyślałam.

      Chyby myślałaś dużo o Darach Anioła, heh.

      Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Nie mogę się połapać xD To jest księga II tak? A gdzie jest I?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, muszę to inaczej zrobić... No więc. Masz zakładkę (Akta), tam jest archiwum. Na początku mamy prolog, potem pierwsza księga, druga...

      Utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że powinnam też w kolumnie dodać archiwum.

      Usuń
    2. Ja ogólnie nie znoszę nazywania podstron w Menu jakimiś dziwnymi nazwami. Nie mogę się wtedy połapać, a nie chce mi się domyślać o co chodzi w każdej nazwie i "co autor miał na myśli" xD Dlatego już na wstępie byłam tu skazana na porażkę.

      Usuń
    3. Według mnie (akta) brzmi dość oczywiste, no i sama na dodatek nie wyobrażam sobie zacząć czegoś czytać bez znajomości podstron. Heh. :)

      Usuń
  6. Ale masz tempo!
    Dla mnie byłoby dużym wyzwaniem pisać z perspektywy chłopaka, dlatego byłam ciekawa jak to u ciebie będzie wyglądać. Ale wypada na razie fajnie, Milan zwraca uwagę na takie mroczne rzeczy i wszystko, co robi jest takie... mroczne. Pasuje mi też do niego rola przewoźnika. Nie chciał się targować i nie jest człowiekiem — ten motyw też mi się bardzo spodobał.
    Zastanawia mnie ten cały rytuał i na początku miałam wątpliwości, czy rzeczywiście odda to dziecko, ale końcówka sugeruje, że chyba raczej tak.
    Nie wiem, o co chodzi z kolorkami, u mnie wszystko gra :) Chyba że już naprawiłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja lubię pisać z perspektywy chłopaka. Może właśnie przez ten mrok, kolidujący z grzeczną naturą Leny.

      Rytuał będzie dopiero za kilka rozdziałów, ale wcześniej będzie dużo tłumaczeń i przygotowań.

      Już naprawiłam, musiałaś skomentować, nim się zaaktualizowało.

      Dziękuję ślicznie za komentarz. :)

      Usuń
  7. Doskonała piosenka - idealnie pasowała do całej sceny. Bardzo podobało mi się odliczanie w pierwszych akapitach, po prostu genialne!

    Ten rozdział podobał mi się jeszcze bardziej niż poprzednie. Nie zrozum mnie źle, zawsze piszesz świetnie, ale w tej części można było wyczuć niesamowitą atmosferę grozy, desperacji... Zawsze ciężko było mi komentować poszczególne rozdziały, wolę pisać o całości, ale wiedz, że jestem tutaj, czytam i wprost uwielbiam twoje opowiadanie. To jedna z lepszych rzeczy, jakie mnie ostatnio spotkały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak jej słuchałam, od razu pomyślałam o Milanie, a się akurat tak złożyło, że nowa księga...

      Często będzie tak odliczać. Powiedzmy, że to jego nawyk.

      Rozumiem; dziękuję za ten odzew. Księga II będzie mieć trochę tego mroku, grozy... przynajmniej mam nadzieję.

      Miłego dnia. :)

      Usuń
  8. Póki co to chyba mój ulubiony rozdział. Nawet jeśli póki co niewiele z tego rozumiem, spodobał mi się wykreowany przez Ciebie klimat. Pod względem literackim, a nie fabularnym szczególnie przypadł mi do gustu początek. Nie wiem czemu, ale bardzo mi się spodobało wplecenie w poszczególne zdania odliczania kroków.

    Co prawda zdążyłam się przyzwyczaić do narracji Leny, a tutaj taka odmiana, ale póki co odnoszę wrażenie, że będzie to zmiana na lepsze. No i czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały, bo przeczytałam zapowiedź księgi II i widzę, że dużo będzie się działo.

    Ostatni rozdział księgi I oczywiście też przeczytałam, ale że jak zwykle narobiłam sobie zaległości, nie zostawiłam tam po sobie śladu w postaci komentarza. Powiem tylko, że to wyznanie Ty'a raczej mnie nie zaskoczyło, za to wydaje mi się, że Lena czegoś takiego się nie spodziewała, więc jestem ciekawa, jak zareaguje.

    Pozdrawiam
    j-majkowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię pisać z perspektywy Milana chyba najbardziej. To na pewno nie bez znaczenia i dla odbiorcy.

      Dziękuję za komentarz. Miłego dnia. :)

      Usuń
  9. Jestem tutaj pierwszy raz i widzę, że nie ostatni :D mega fajnie muzyka pasowała do tego, co czytałam :D Zaciekawiła mnie sytuacja z dzieckiem :D Masz racje nie wszystko rozumiałam ale...to pewnie dlatego, że też nie czytałam wcześniej Twoich opowiadań. Mimo wszystko masz bardzo fajny styl pisania :D

    Zapraszam http://chcebyckopciuszkiem.blogspot.com/

    PS>nwm czy wspominałam ładny szablonik :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Bardzo się cieszę. Dziękuję za miłe słowa i komentarz. Pozdrawiam. PS Wieczorem powinnam do Ciebie wpaść.

      Usuń
  10. Jestem tutaj pierwszy raz i widzę, że nie ostatni. Pięknie wszystko opisałaś. Masz racje nie wszystko rozumiałam ale...to pewnie dlatego, że też nie czytałam wcześniej Twoich opowiadań. Mimo wszystko masz bardzo fajny styl pisania :)
    All the love xxx
    queen-of-life-and-deathff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno zrozumieć, zaczynając od szesnastego rozdziału. Mam nadzieję, że tak Ci się spodobało, że nadrobisz poprzednie posty.

      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam. Na pewno do Ciebie wpadnę.

      Usuń
  11. Hej. Rozdział kończący pierwszą część nie stanowił dla mnie wielkiego zaskoczenia z wiadomych powodów. Co innego ten. Nie dość, że pokazałaś w nim zupełnie nową scenę, to jeszcze perspektywa Montera jakby inna. Bardzo zagadkowa i intrygująca. Dawno nie miałam tylu pytań po jednym rozdziale. Czy Milan udaje przewoźnika czy na serio się w to zaangażował i dlaczego? Czy tylko ze względu na to dziecko? Czemu kobieta, która z niewiadomych powodów wiedziała o jego prawdziwej tożsamości, zgodziła się na to, czego niby nie chciała? I, co najważniejsze, po czyjej stronie stoi ten Montero? Tyle pytań! Dobrze udało Ci się tutaj oddać tajemniczy i nieco przerażający klimat. To niemowlę pijące krew… Eh. Jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy rozdział.
    Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć.

      Dobrze, że inna. Tamta była za bardzo... no Milana za mało w niej było. Na część pytań odpowiem już w kolejnym rozdziale. Cieszę się.

      Dziękuję za komentarz, miłego dnia. :)

      Usuń
  12. Witam, z tej strony Lena ze Wspólnymi Siłami. Chcę cię powiadomić, że właśnie zaczynam twoją ocenę. Prosiłabym o niewprowadzanie żadnych zmian w wyglądzie i treści bloga.

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  13. Po pierwsze - strasznie, strasznie podoba mi się piosenka, z której zaczerpnęłaś cytat umieszczony nad tym rozdziałem. Świetnie tu pasuje i daje taki... klimat.
    Po drugie - nie byłam przekonana do perspektywy Milana. Serio. Jak zobaczyłam, że planujesz o nim pisać, trochę mi mina zrzedła i to nie dlatego, że jest złą postacią. O nie, nie - wykreowany jest przegenialnie. Chodziło bardziej mi o to, że prowadząc perspektywę tak hmm... obojętnego na wszystko bohatera, ciężko zachować ten ciężki charakter i przy okazji zaciekawić czytelnika. Tobie się udało to brawurowo.
    Milan... kurczę, naprawdę go lubię. Zbyt łatwo zakochuję się w takich postaciach i tutaj też tak jest. Jego perspektywę, o dziwo, czytało mi się lepiej, niż tę Leny, co wcale nie znaczy, że coś jest z nią nie tak. Po prostu Milan to taki mój typ. I chyba tylko dlatego uplasował się wyżej w rankingu ulubionych postaci :D
    No, ale do rzeczy.
    Fajna była pierwsza scena. To jak zmierza nad to jezioro i liczy kroki. Cudny klimacik.
    Nawet w marudzeniu Milana jest coś... uroczego. I potem ta kobieta. Popieram! Też bym padła, jakby wyskoczyła z taką propozycją zapłaty! Trochę cios poniżej pasa, że przyjął zapłatę za przewóz matki, ale nie chciał puścić ją razem z dzieckiem. Przecież to oznacza, że ona straciła je na zawsze. Skoro ostrzegał, że nikt z stamtąd nie wraca, to jak niby ona miała po nie przybyć z powrotem? Chyba, że coś mi umknęło... W każdym razie małe, "wampirze" dzieciątko było przerażające. Jestem ciekawa, na czym dokładniej miałby polegać rytuał, na którym tak zależy Milanowi. Chce się oderwać od swojego pana? I po to mu krew tego dziecka? Hmm... moje zdolności logicznego myślenia chyba jeszcze się nie obudziły. Później wrócę, poczytać dalej ;)
    Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że moi czytelnicy mają podobny gust do mojego, heh. Jak cudnie. Narracja Milana na pewno łatwa nie jest, z Leną szło łatwiej. Moje ukochane dziecko zbiera same pochwały na razie, hhe. Ona wróciła do domu, a nad jezioro miała wrócić następnego dnia z dzieckiem, które odbierze od zakonników.
      Dziękuję za komentarz, miłego.

      Usuń
  14. Ta księga podoba mi się o wiele bardziej niż poprzednia. Ma taki klimat horroru, kojarzy mi się z mitologią lub czymś mistycznym. Motyw dziecka z niebiologiczną matką i chęć przejścia na drugą stronę, by wrócić później na tę stronę wraz z mężem - świetny motyw.
    Mały wampirek... jedno co mi nie pasuje, to "zatopi kły w jej piersiach" czy też "piersi". Przecież ono nie ssie mleka z sutka prawda? Ona go nie urodziła, więc nie ma pokarmu. Skąd więc pomysł z tym cycem?
    Spotkasz przewoźnika i Lenę w ostatniej księdze, czy już gdzieś po drodze tej?

    Jednak nie idę już spać. Napiszę coś u siebie na blogu (którymś z blogów), a potem zrobię mocną kawę i powrócę do czytania, bo w sumie niewiele mi już zostało. Później będę cię gonił o kolejny rozdział (by nie było, że nie uprzedzałem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteś jedyny. I mnie się lepiej pisze z perspektywy Milana. W ogóle o tym nie pomyślałam, musiałam zaspać. Dziękuję. Muszę przeredagować, wymyślić trochę inne zakończenie, bo to jest nielogiczne.
      Nie rozumiem tego z przewoźnikiem i Leną.
      Już się 21 pisze.

      Usuń
    2. Chodzi mi o to, że ten tu Milan i Lena powinni się spotkać :) Może nie od razu, nie dziś, ale jednak. Poza tym jak on się stał tym przewoźnikiem? Mam dużo pytań i nawet zacząłem się już zastanawiać czy nie przegapiłem jakiegoś rozdziału.

      Usuń
  15. Ech, więcej nie będę podawać terminów, kiedy wpadnę czytać dalej, bo absolutnie mi to nie wychodzi. :(
    No, muszę przyznać, bezwzględność Milana bardzo przypadła mi do gustu. Jedna kartka to jedna osoba i bez dyskusji, no bardzo dobre, już na samym początku sporo mówi o charakterze bohatera. Już go lubię.
    Ciekawi mnie też, co tam wyrośnie z tego dzieciaczka, w sensie, czy będzie miał w przyszłości wpływ na Milana, czy pojawi się w jego życiu.
    Nie umiem dzisiaj w komentarze, więc na koniec powiem tylko, że udało Ci się bardzo klimatycznie opisać całą scenerię i samego Milana i bardzo mi się podobało.
    Pozdrawiam cieplutko. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W porządku, wiadomo, jak to bywa z wolnym czasem. Dziękuję. Już na jedno z Twoich pytań niedługo pojawi się odpowiedź. Trudno powiedzieć, czy satysfakcjonująca.
      Również pozdrawiam. :)

      Usuń

Komć – głask dla psa. :)

Archiwum bloga

Obserwatorzy

Kaolia Sidereum Graphics
Kredyty Grafika
Obrazek