26 lipca 2016

12. Koguty

Przerwa miała być pracowita, ale coś nie wyszło (jak widać w prawej kolumnie). Miałam zepsuty komputer i praktycznie przez tydzień nic nie pisałam. Bazgrałam jedynie notatki do części II, która zbliża się wielkimi krokami. Przed trzynastką dodam jeszcze Liebster Blog Award.
Ilość słów tego rozdziału nie powala, ale nie chciałam wydłużać na siłę, a zależało mi akurat na takim zakończeniu, by odpowiednio rozpocząć Sówki.
PS Jak wygląda u Was szablon? Po naprawie komputera i ponownym ściągnięciu Chrome, u mnie się trochę rozjeżdża i muszę mieć ustawione na 90%, by niczego nie ucinało.
 ..........................................................

† † †
Po krótkiej, ale intensywnej wymianie zdań robi się jeszcze niezręczniej, choć Milan uparcie twierdzi, że nie mam za co przepraszać, a i ja nie czuję się urażona jego bezpośrednim podejściem do sprawy.
— Musimy iść — przypomina Montero po raz kolejny.


Poddaję się i chcę już ruszać, ale nie mogę. Czyjaś ręka łapie mnie za ramię i pociąga w swoją stronę. Nie próbuję nawet zdusić wrzasku, gdy orientuję się, że to jedno z martwych ciał może się poruszać.
Kobieta o ciemnych, potarganych włosach wije się nienaturalnie. Wybałusza przekrwawione ślepia i rozdziawia szeroko usta. Z nich także spływa tajemnicza, czarna maź. Gdyby nie powaga sytuacji, śmiałabym się do rozpuku z jej aparycji — wygląda jak wyjątkowo tandetny zombi.
Obnażywszy imponujące jak na człowieka kły, kobieta zatapia namiętnie zęby w mojej szyi. Przegryziona skóra piecze niemiłosiernie. Siniaki po starciu z Pilarskim znów dają o sobie znać. Do moich oczu napływają łzy.
Dopada do nas Milan. Żywy trup dostrzega anioła i z chciwie wyciągniętymi rękami rusza ku niemu, jakby mózg drapieżnika automatycznie wyczuł okazję do złapania kolejnej ofiary. Wygląda na zgłodniałego, pilnie poszukującego smacznego kąska. Montero wzdryga się nieznacznie, gdy kobieta oblizuje spierzchnięte usta do ostatniej kropli mojej krwi.
 Kiedy zombi zamierza już zacisnąć swoje przebrzydłe, długie szpony na jego szyi, Milan ujmuje twarz oprawcy w dłonie. Z kolei z całej siły uderza kobietę czołem w twarz. Ta opada bezwładnie na podłogę, wydając z siebie ostatnie groźne charknięcie, nim traci przytomność. Montero kopie ją jeszcze w głowę — dla pewności, że szybko się nie ocknie. Amen.
 Podbiegam do towarzysza, zręcznie panując nad paniką, która próbuje mnie ogarnąć.
— Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? — wolę się upewnić, będąc autentycznie zaniepokojona.
Rozbieganym wzrokiem obejmuję nieruchome zwłoki nie-zwłoki. Dotykam dłonią swojego policzka, wyczuwając długi odcisk czarnej mazi — przedstawiający drogę szponów.
Milan czuje się wyraźnie niezręcznie, gdy świdruję go dużymi, okrągłymi oczami przez dłuższą chwilę. Drżę jak spłoszone zwierzę, które uciekło już przed łowcą, ale nadal nie czuje się bezpiecznie. Każdy szelest, szum wiatru i szmer potoku zwiastuje niebezpieczeństwo.
— Ze mną w porządku, a z tobą? — pyta, spoglądając na moją szyję.
Dotykam subtelnie rany, na szczęście chyba nie jest głęboka. Tylko tego nam jeszcze brakuje.
— Też — oświadczam bez przekonania, uśmiechając się słabo. — Nic mi nie będzie. Uleczę się, prawda?
— Siniaki, z którymi wróciłaś od sąsiedniego przedziału, niczym nie różnią się od tych, które występują o żywych. — Ostudza mój zapał.
— Chyba zmieniam zdanie. — Zmieniam nie tylko zdanie, ale i temat. — Chcę jak najszybciej stąd czmychnąć, i jak najdalej. Zajmę się tym później z chłopakami — deklaruję cicho, by na pożegnanie zerknąć w stronę trupów nie-trupów z konsternacją. — Nie powinny się obrazić.
— Raczej nie — przytakuje Montero jak treściwy Spartanin, chcąc utrzymać tę swobodną wymianę zdań.
Nic z tego. Jeszcze nie skończyłam. Swoje postanowienie zastosuję później. I popracuję nad niestabilnością emocjonalną.
— Pominąwszy fakt, że ich obecność jest dziwna sama w sobie... Zauważyłeś w nich jeszcze coś dziwnego? — pytam, starając się ukryć niewskazane podekscytowanie.
Nie mam pewności, czy powinnam dzielić się z nim swoimi spostrzeżeniami. Nie wiem, czy są warte uwagi. Może na siłę próbuję znaleźć coś, co pozwoli udowodnić, że nie jestem bezużyteczna. Przypominają mi się słowa starego znajomego, które niejednokrotnie powtarza: w rzucaniu słów na wiatr nie ma nic złego, póki pamiętasz, by w porę złapać je z powrotem.
Spoglądam wyczekująco na Milana, a kiedy obserwowany marszczy pytająco czoło, uśmiecham się ciepło. Po prostu próbuję pozytywnym nastawieniem unicestwić niepewność. Zaciskam swoją dłoń na nadgarstku anioła i pociągam za sobą. Głową wskazuję zwisające z sufitu ciała.
— To głupie, ale... — Wszystko ostatnio się takie wydaje. Krzyżuję na chwilę wzrok z towarzyszem, po czym znów przenoszę go na zwłoki. — Jaką dostrzegasz ich wspólną cechę? Prócz tego, że teoretycznie są martwi, ich krew jest czarna, mają bojowe stroje, zwisają z sufitu, wyglądają jak po pełnym maratonie opery mydlanej... No wiesz, o co mi chodzi — peszę się lekko, przygryzając wargę.
Milan taksuje wzrokiem martwych kompanów, długo i cierpliwie. Mam nadzieję, że nie przeszkadza mu to, że ktoś dostrzega coś, czego sam nie potrafi zauważyć.
— Nie możesz mi po prostu powiedzieć, o co chodzi? — sugeruje, mając na pewno dość nieudolnej zabawy w hybrydę Sherlocka Holmesa i Herkulesa Poirota. — Będzie łatwiej i szybciej, bo nam obojgu zależy na ulotnieniu się stąd jak najprędzej.
— Gdy podam ci odpowiedź prosto na tacy, to jej tak dobrze nie zrozumiesz — objaśniam spokojnie. — Gdybyś naprawdę nie chciał tu być, to byś nas teleportował i nie miałabym nic do gadania.
Montero poprawia skórzaną kurtkę, którą zawiązał za rękawy wokół bioder. Próbuje zająć ręce.
— Kolor skóry? — zagaja jakby od niechcenia, widząc całe szeregi bladych ciał.
Kręcę wolno głową, wskazując na czarnoskórego mężczyznę, na którego wcześniej nie zwrócił uwagi.
— Jesteś niesłuchanie blisko. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo — oceniam tajemniczo, kuląc się jak zmarznięte dziecko.
Chłopak zatrzymuje wzrok na mojej szyi, więc odruchowo ją zasłaniam.
— Coś poważnego? Boli cię? Skoro przestałaś się uzdrawiać, może trzeba to opatrzyć? — proponuje.
— To tylko draśnięcie... Czy ty próbujesz zmienić temat? — Rozciągam usta w szerokim uśmiechu. — Podpowiem ci więc, przyjrzyj się włosom — radzę.
Widocznie cieszy się z tak płynnie zbagatelizowanej sprawy.
Towarzyszące Milanowi nagłe olśnienie przypomina to, które nas ogarnia, gdy skończymy dobry kryminał z krwi i kości. Wszystko wydaje się nagle takie oczywiste, dziecinnie proste, ale wcześniej nigdy byśmy na to nie wpadli.
— Są ciemne. Czarne, ewentualnie brązowe i to nie wina brudu, zakrzepłej krwi czy słabego światła — stwierdza, biorąc między palce kilka kosmyków włosów kobiety, które wyglądają jak natapirowane.
— Może to przypadek albo kwestia regionu, w którym przeważa liczba ciemnowłosych mieszkańców — zamyślam się, a mój głos przechodzi w szept. — Ale nie ma przypadków, a tych ciał jest naprawdę dużo. Vivere ogłaszająca nabór do wojska i zastrzegająca, że przyjmie tylko brunetów i szatynów oraz brunetki i szatynki? To się nie klei. Chyba że... Ona ich nie werbuje, ale stwarza... Ta krew... Sprawdzałam im puls, kobiecie-zombi też. Wszyscy nie żyją, ale nie mamy pewności, czy kiedykolwiek żyli. Rozumiesz? Gdy twarz tej... kobiety... dotykała mojej szyi, nie czułam jej oddechu, nic takiego, wiesz? Może nie byli ludźmi i nigdy nimi w pełni nie będą.
Nie rozumiem anioła, gdy ten przymyka oczy i kręci głową. Odwraca się ostro i zaczyna iść dalej, mocno ściskając latarkę. Zaczynam podążać za nim, zdezorientowana i zaskoczona. Nie mogę przestać oglądać się za siebie.
— Coś się stało? Źle coś powiedziałam, zrobiłam? Uraziłam cię? Moje chore przypuszczenia nie mają racji bytu? Nie wiem co i jak, nie znam się na tej całej magii. Nie wiem, co jest możliwe, a co nadal nie — trajkoczę, nerwowo się tłumacząc i żywo gestykulując. Dzielnie dotrzymuję mu kroku, choć niemal biegnie. — I nie wiem, dlaczego dzisiaj tak dużo mówię. To nie leży, delikatnie mówiąc, w mojej naturze. Przepraszam...? Kolor włosów oczywiście nie ma znaczenia, ale wolę brunetów i szatynów, więc Vivere również. Zielonookich. A ta kobieta miała zielone oczy i to sprawia, że serce podjeżdża mi do gardła.
Gdy pokonujemy już kilkanaście metrów, Montero zatrzymuje się, głośno dysząc. Kładzie latarkę na posadzce, by z powrotem włożyć skórzaną kurtkę. Zapina ją do połowy i ponownie bierze przedmiot do ręki, nie będąc zapewne przyzwyczajonym do poruszania się w egipskich ciemnościach.
— Nie o to chodzi. Musimy iść. To nie należy do moich, a tym bardziej twoich obowiązków. Jutro Ty gdzieś cię zabiera, korzystając z przerwy pomiędzy zadaniami. Musisz być rześka i wypoczęta. Siostra na ciebie czeka, i przyjaciółka, i cała reszta — wydusza z siebie na jednym tchu. — Naprawdę czas nam ucieka i nie powinniśmy roztrząsać tego całe wieki. Trochę się rozejrzymy i wracamy. Zakładam, że nie znajdziemy tu już nic przydatnego.
Nie będę powtarzać, że, aby dobrze przygotować się do testu, musiałabym bardziej się namęczyć, niż tylko porządnie wyspać i odpocząć.
Z zamyślenia wyrywa mnie nieoczekiwany śmiech irytacji współtowarzysza przeklętej wyprawy.  Pozbawiony jest wszelkiej wesołości, wyzuty z jakichkolwiek głębszych emocji.
— Odwróć się — zaleca Milan zdawkowo, przekrzywiając ledwo zauważalnie głowę w prawą stronę, jakby okazywał zainteresowanie.
     Świecę latarką, widząc bez niej tylko rozlewające się przed oczami deprymujące plamy.
Szarawą ścianę pokrywają śmiesznie małe napisy, do których stworzenia posłużyła biała kreda. Dotykam jednego z wyrazów i przecieram kciukiem, ale nawet go nie rozmazuję, więc kreda nie może być zwyczajna. Z niepokojem czytam zagadkowe hasła.
Cały układ przypomina dramat. Wypowiedzi bohaterów, które poprzedzają wszelkie ludum 56 czy ludum 341 i tym podobne... Tylko numery ulegają zmianie. Te didaskalia zapisane pochyłą czcionką, które oczywiście przeważają...
Chłonę kolejne zdania, wraz z każdym z nich czuję się coraz dziwniej. Wstaje. Walczy. Umiera. Regeneruje się. Wstaje. Walczy. Umiera. Regeneruje się — odczytuję głównie tę samą wiązankę.
— Wszelkie porównania do teatru i marionetek przestały mnie bawić już na zawsze — mruczy Milan, zatrważająco trafnie.

† † †
Jest późny wieczór. Nie wiem dokładnie, która godzina. Jakie to właściwie ma znaczenie? Półleżę w łóżku, oparta o ścianę i przykryta ciepłą kołdrą pod samą szyję. Myślę, jak zareaguje Ty, gdy przejrzy moje wspomnienia i dowie się o zombi nie-zombi oraz przerażającym dramacie wypisanym na ścianie. Nawet po nim nie spodziewam się entuzjazmu.
Nie mogę skupić się na czytaniu skserowanego Bestiariusza. Przyłapuję się na wielokrotnym powracaniu do tego samego zdania. Przez pół godziny dotarło do mnie mniej więcej tyle, że Moriaty należy do Aniołów Miłości, a zabicie Queera skutkuje przejęciem jego mocy, dzięki czemu Vivere opanowała telekinezę. Luelle wspominała już o tym, ale nie sposób wszystkiego  spamiętać w tak krótkim czasie.
— Jesteś tu jeszcze? — pyta Stella, kładąc głowę na moim okrytym ramieniu.
Niemal o niej zapomniałam. Jest nienaturalnie cicha, zwłaszcza jak na siebie. Gdy przygarniam siostrę, uzmysławiam sobie, że schudła więcej, niż mi się wcześniej wydawało.
— Nie mam pewności — odpowiadam wymijająco. — A ty, młoda, nie powinnaś już spać?
Stella chowa twarz, ujmując ją w dłonie i przyciskając do klatki piersiowej.
— A poza tym, wskakuj pod pościel. Masz bose stopy i cienki strój — dodaję. — Nie rób takich min, bo ci tak zostanie. I nie marudź.
Oddycham spokojniej, czując drobne, ciepłe ciało przy boku. W powietrzu unosi się przyjemny, słodkawy zapach.
— Skąd to masz? — ciekawi się mała.
Zauważam, że wpatruje się w mój naszyjnik.
— Powiedzmy, że znalazłam — oznajmiam, przechodząc do kolejnej strony Bestiariusza. Machinalnie, bez jakiegokolwiek skupienia. — Podoba ci się?
Zdejmuję ozdobę i pokazuję ją coraz bardziej zainteresowanej Stelli. Rozentuzjazmowana kiwa głową, więc zapinam wisiorek na szyi siostry. Nie czuję niepokoju jak przy ponurym kosiarzu bez kosy. Naszyjnik znajduje się jeszcze bliżej mojego serca niż wcześniej.
— Co to znaczy? — zadaje kolejne pytanie, wbijając wzrok w trójkącik z inicjałami.
— Sama chciałabym wiedzieć — mruczę, ponieważ A. V. niekoniecznie musi oznaczać Vivere. — Naprawdę już późno. Zęby umyte, paciorek zmówiony?
Nie mogę się nie uśmiechnąć, chłonąc pozorną normalność, która niepospiesznie wkrada się z powrotem do naszego życia.
— Nie inaczej. Pan Iker mnie pilnuje — zapewnia, wywracając oczami. — Mogę dzisiaj spać z tobą? Tu jest tak dziwnie, a mamy i taty nie ma, więc...
— Oczywiście — wchodzę jej w słowo, chcąc uniknąć trudnej rozmowy pod hasłem: gdzie podziali się rodzice? — Tylko ostrzegam, że jeszcze trochę posiedzę nad tymi papierami. I nie chrap, bo możesz zostać wypchnięta z łóżka w trybie natychmiastowym.

20 komentarzy:

  1. Widzę, tłum, obiektywnych i pomocnych komentarzy, kochana.
    Wybacz, że tak późno, ale wczoraj nie należało do mnie, heh. Myślę, że długość rozdziału, jak najbardziej nie jest problemem, gdyż lepiej kończyć tam, gdzie się chce, niż ciągnąć na siłę. Definitywnie się z tym zgadzam.
    Po za tym, co jak co, ale jest to, miła odmiana.
    Chwila, chwilunia. Czy przed trzynastką, która już jest, jak wnioskuję, nie miało być LBA ? Ty kłamco ! Nawiązując do tego, wpadłam na pomysł, że w końcu powinnaś mieć jeszcze ode mnie, miliard pytań na Asku. Więc może, wybierzesz z nich, coś ciekawszego sama i odpowiesz ?
    "Milan ujmuje twarz oprawcy w dłonie. Z kolei z całej siły uderza kobietę czołem w twarz." - ten moment mi się tak skojarzył z Naruto, że muszę Ci to pokazać, bo według mnie naprawdę pasuje:
    http://images4.fanpop.com/image/answers/213000/213218_1297662046386_490_375.jpg - nie mogłam, tego inaczej tu wyświetlić, wybacz.
    Będę szczera, kompletnie wkurza mnie to "zwłoki niezwłoki", kojarzy mi się to z Clary. "w rzucaniu słów na wiatr nie ma nic złego, póki pamiętasz, by w porę złapać je z powrotem. " - zdradzisz mi tajemnicę, skąd bierzesz, tak genialne sentencje ?
    Myśl, o tym, że Vivre wybiera, tylko szatynów, bądź szatynki, skojarzyła mi się, z pewnym faktem, o którymś kiedyś, gdzieś przeczytałam . Otóż rzekomo Hitler, upodobał sobie w swoim wojsku, blondynów z niebieskimi oczami, jako wzór żołnierza. Było o tym nawiązanie, nawet w "Złodziejce Książek", pamiętasz ? (wiem, że na 90 % nie).
    Kiedyś, jak byłam zdenerwowana, reagowałam, tak samo jak Lena, przy Milanie. Teraz również, ale tylko, przy kimś dla mnie ważnym i jednak z mniejszym "impentem". I kompletnie nie rozumiem, bez uczuciowego śmiechu Milana. I po za tym, na marginesie, nie cierpię takich. (czyt. googluje, co to jest "ludum 56". Cholera, co to jest ?
    Głowna bohaterka, czyta Bestariusz, tak jak ja uczę się geografii. Chociaż, jeśli porównać do książek, czyta to jak ja "Odyseję", w pierwszej gimnazjum, do olimpiady. Jak zobaczyłam test na 36 stron A4, który zrobiła własnoręcznie, nasza polonistka, byłam bliska histerycznego śmiechu. I płaczu, gdy zobaczyłam tabelkę, z jedenastoma (?) miejscami na których, był Odyseusz, oraz wypełnij, z kim tam był, kto tam był, ilu ludzi zginęło, dlaczego tam był, ile tam był. Też czytałam jedną stronę "Odysei" i spałam. Never,never, never again.
    Zrobiło mi się tak cieplutko na serduszku, przy ostatnim momencie. Wiesz, że zawsze chciałam mieć młodszą siostrę ? To strasznie irytujące, jak każdy z twojego rodzeństwa, mówi na Ciebie młoda.
    I jak, nie pojawi się tu więcej komentarzy zabiję ich ponownie drugi raz. Ale wcześniej, przywiąże sznurkami do krzesła i każe pisać, najbardziej szczere i obiektywne, komentarze swojego życia. I każdy już wie, że Corteen, ma przyjaciółkę psychopatkę. Któż wie, może kiedyś sławna Psycholog Kasia, zrobi notatki o sławnej psychopatce, jak o Hannibalu Lecterze ? xD Gadam od rzeczy. Moje serce krwawi, jeszcze bardziej, niż twoje, z braku aktywności. U mnie rozumiem, ale u Ciebie ? I nie chcę wiedziec, ile pisałam ten komentarz :P
    Piksel.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy czytałam, to pierwszy raz, wyłapałam gdzieś literówkę, ale teraz nie mogę jej złapać. Poprawiałaś coś ?

      Usuń
    2. Nie, nic nie poprawiałam, a już z pewnością nie później, niż napisałaś komentarz.
      Tsa, wszyscy chętni do pomocy... zwłaszcza przy Sówkach.
      Tobie zawsze wybaczę.
      Nie jestem kłamcą. Autorka usunęła bloga i konto, więc nie mam wszystkich pytań. Czekam na odzew. :)
      Może zrobię coś przed rozpoczęciem księgi II. Na pewno będzie zapowiedź. Może dodam coś specjalnie dla czytelników i dołączę odpowiedzi na wszelakie pytania.
      Fanpop przypomniał mi czasy szukania gifów z Hinny na nagłówek do Potterowskiego opka.
      Dlaczego akurat z Clary, hm? No wiesz, mam sklerozę.
      Akurat to pamiętam. Chodziło o rasę aryjską i tak dalej, pamiętam, pamiętam, ale raczej z wolontariatu.
      Z tym ludum zabawna historia. Ten fragment zaczerpnęłam z Cordragon, bo mi się spodobał, i za cholerę nie wiem, o co chodziło. Podejrzewam konszachty z łacińskim słownikiem i grę słów. Wiem tylko, że mowa o ludziach, to numery.
      Mam nadzieję, że serio never again, hah.
      Jestem tylko o rok młodsza od siostry, ale i tak uchodzę na rozkoszną dziecinę w rodzince. Dla mnie to uroczę, więc...
      Psycholog Kasia hah i Piksel-Hannibal Lecter. Lecterem byś nie była, bo za nim nie przepadam, bo kilka scen popsuło według mnie jego kreację na inteligentnego psychopatę.
      Dziękuję za ten długi, treściwy komentarz, kochany mój Pikselu. Jesteś cudowna. :)

      Usuń
  2. Lena pyta swojego wybawiciela, czy nic mu nie jest. To łamanie stereotypów, czy... lol, Milan. Powinieneś zapytać pierwszy, co z Ciebie za facet. To mnie tak śmieszy. I tak cud, że w ogóle zapytał. W końcu jest bezdusznym mordercą.
    Jeżeli to jest niestabilność emocjonalna, to ja już dawno powinnam siedzieć w izolatce. Lena, skarbie, to była jedna z najspokoniejszych reakcji na ugryzienie zombiaka.
    „No wiesz, o co mi chodzi — peszę się lekko, przygryzając wargę”. Po myślniku zaczęłabym dużą literą, a jeżeli to jest poprawne, to hej, dlaczego ja tego nie wiem? Jest poprawne?
    „i nie powinniśmy roztrząsać to (tego!) całe wieki”
    Teraz mi przyszło do głowy, że Milan może wiedzieć, o co chodzi z trupami. W końcu pracuje dla panny Anioł (tak bardzo ironia). I zbył Lenę, ponieważ ta była blisko odkrycia tego, czego nie powinna. Znowu chore teorie, ech. Pewnie nawet w małym procencie nie jestem bliska prawdy.
    Ewentualnie nie wiedział, a potem zaczął się śmiać, bo zrozumiał, kiedy zobaczył białe napisy. Okej, nie wiem.
    „Nie rób takich min, bo ci tak zostanie. I nie marudź”. O nie. Słyszę głosy swoich starszych sióstr w tym momencie, hah.
    Prawie zapomniałam o tym naszyjniku. I co to ma znaczyć, że inicjały niekoniecznie są od Angeli Vivere... Ech. No tak. To nie mogło być takie proste. Jedyne słowo, jakie mi przychodzi do głowy, to V jak Vindicta. Nic więcej.

    Okej, czytam dalej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoilerujesz tu ludziom, którzy przygodę zaczęli od Kota, hah. W komentarzach wolno.
      Muszę to tego poprawić jak najprędzej.

      Usuń
  3. "Montero kopie ją jeszcze w głowę — dla pewności, że szybko się nie ocknie." - trochu mnie zakuło to sformułowanie po myślniki. Może lepiej by było "aby mieć pewność, że szybko się nie ocknie"?
    Nie lubie siem wymądrzać, gdyż sama super nie pisze, ale znalazłam takie jedno coś kłującego to stawiam sugestie XD
    "Gdy podam ci odpowiedź prosto na tacy, to jej tak dobrze(...)" - musiałaś być głoda bo zjadłaś "i" przed "jej" :P

    Rozdział był tajemniczy, ciekawy (chyba bie potrafisz pisać nieciekawych :P) i lekko śmiechowy przy rozmowie sióstr :)
    Podróż przez korytarz zombie był mega intryguhący, zwłaszcza odkrycie, co do którego chwilowo nie mam teorii i troche mnie rozbawił. Zwłaszcza jak Lena po ugryzieniu przez tę babę-zombie zareagowała hah najpierw zamartwia się o Milana i nie wyje z bólu, który z pewnością musiała czuć. Nie mówie, że to źle to dobrze, fajnie i śmiechowo. A Milan w ogóle mnie rozbawił XD
    Super świwtnie epickie!!! - wszytskie rozdziały :3
    Nie wiem jeszcze co mam napisać, gdyż nie mam rzadnych teorii :/
    Lecę czytać dalej. Jeszcze tylko 2 rozdziały i koniec. NIEEEEE!!!!!! D:

    Pozdrawiam i weny mnóstwa!!!

    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za sugestie.

      Heh. Szybko nadrabiasz, jestem pod wrażeniem. Jakieś teorie na pewno masz.

      Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam także i życzę tego samego. :)

      Usuń
    2. Może i mam kilka, ale muszę je opracować do końca, aby się nimi pochwalić ;3

      Usuń
    3. Szybko nadrabiam bo się wciągnęłam w tę opowieść :3

      Usuń
    4. To dopracowuj, dopracowuj. Jak miło. :)

      Usuń
  4. Świetna scena z tym ożywiającym trupem. Genialnie wyszła, choć zastanawia mnie, jak to w ogóle możliwe. Teoria Leny... ciekawa, ale znacznie bardziej interesująca jest reakcja Milana. Taka zdawkowa, jakby serio go to nie ruszyło. Jednak to drugorzędna sprawa. Czemu te trupy to sami ciemnowłosi? Co nie tak jest w blondzie albo innych kolorach? Zastanawiające. A ta zapisana ściana? Oj, same tajemnice tutaj tworzysz.
    Podobała mi się też scena między siostrami. Taka urocza była. Krótki przebłysk normalności. Ciekawe na jak długo ;)
    Wróciła sprawa naszyjniku... Do tej pory raczej nie miałam wątpliwości, co oznaczają te inicjały, ale ten rozdział zasiał trochę wątpliwości. No zobaczymy, co z tego wyniknie.
    Miłego dnia :)
    http://nieobecne-jutro.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie mówiłam, że będzie więcej o tym, heh? Mam nadzieję, że nie czyta mnie wielu blondynów i blondynek.xd To dyskryminujące było.xd

      No za długosię nie nacieszą... Nie wszystko, co się oczywiste wydaje, takie jest.

      Dziękuję za odzew, wzajemnie. :)

      Usuń
  5. I tak, kryzys kłótni zakopany, ale zaś pojawiają się następne kłopoty. Atak pani Zombi. Muszę przyznać, że zaciekawił mnie ten fragment o tym, że te napotkane trupy mają czarną krew, no i bruneci i brunetki... a najbardziej zaciekawia mnie to, dlaczego Milan jest taki spokojny i nie rusza go to... Zobaczył całą makabryczną scenerię, a ten idzie dalej... no i nawet sugestie Leny go nie wzruszyły... Co jest grane, do jasnej ciasnej!


    Do spisania ponownie, i wybacz, jeśli komentarze są nie składne, czy coś, ale od piątej rano jestem na nogach i padam ze zmęczenia!

    Trzymaj się, groszku! :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w trawie piszczy, hah. Oczywiście, rozumiem, jesteś wielka. Ty też. xx

      Usuń
  6. Nazwanie spokoju Leny stoickim to zdecydowanie za mało. Pogryzło ją zombie, nie wiadomo, czy nie zaraziło czymś (no bo to w końcu jednak trup), a ona pyta, czy Milanowi nic nie jest. Nieźle. ;P
    Spostrzeżenia Leny dość ciekawe, reakcja Milana na jej słowa - jeszcze ciekawsza. Coś ewidentnie jest na rzeczy. Czy przypuszczenia Leny są od razu trafne, to w sumie trudno stwierdzić, ale muszę przyznać, że pomysł stworzenia takiej armii klonów nie jest głupi z taktycznego punktu widzenia. Przypuszczam, że wiszą tam, ponieważ muszą się zregenerować, no bo z jakiegoś powodu nie biorą udziału w toczących się walkach.
    Naprawdę bardzo dobry rozdział. Szkoda w sumie tylko, że nie piszesz jednak trochę dłuższych, bo ledwo zdążę się wczuć w klimat, a tu koniec. :/
    Pozdrawiam, postaram się zajrzeć jutro do kolejnych części. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarza mi się ją trochę za bardzo... "sierotkować" i "dobrotkować", ale cóź...XD
      Dobrze kombinujesz.
      Wolę pisać krótsze rozdziały, dodawać je częściej, sprawdzać bardziej na trzeźwo.
      Oczywiście. :)

      Usuń
  7. Kurcze, cały czas mi się wydaje, że opowiadanie będzie miało dziwną, ale inteligentnie wykorzystaną symbolikę i staram się czytać między wierszami, ale chyba na to pora za wczesna czy za późna (bo nie spałem w nocy) i nic mi nie wychodzi, nic nie mogę ułożyć w całość. Gdybyś mi chociaż powiedziała skąd czerpiesz symbolikę, czy jest biblijna, czy jakaś baśniowa, to byłoby mi znacznie łatwiej. Ptaki faktycznie przywodzą na myśl pewne skojarzenia, każdy ptak jest indywidualny (każdy rodzaj, gatunek) i tak kogut kojarzy nam się z panem podwórka lub wczesnym wstawaniem, struś z chowaniem głowy w piasek czyli tchórzem albo z pędziwiatrem. Tylko nadal nie wiem czy moje myśli idą dobrym torem w tym przypadku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mówiłam i jak będę mówić do końca, symbolika jest ważną częścią Kici. Tytuł bloga, rozdziałów, testy, czasem jakieś aluzje. Wszystko ma jakieś znaczenie, raz mniejsze, raz większe, ale nic nie jest dodane ot tak, by było fajnie.
      Skąd czerpię? Różnie. Głównie chyba właśnie Biblia, Starożytne cywilizacje i ludowe przypowieści (głównie z mojego regionu, okolice woj. wielkopolskiego i kujawsko-pomorskiego). Całkiem, całkiem.

      Usuń

Komć – głask dla psa. :)

Archiwum bloga

Obserwatorzy

Kaolia Sidereum Graphics
Kredyty Grafika
Obrazek