Przepraszam
za poślizg, ale mam ostatnio pracowity okres. Zapowiadam także, że ósemka może
pojawić się dopiero za dwa tygodnie, bo mam projekty, Bierzmowanie, park
linowy, pięciodniową wycieczkę na Pomorze, czytanie dzieciakom i... krwawe
bitwy o wyższe oceny. Do tego będzie to jeden z moich ulubionych rozdziałów,
więc nie chcę go zepsuć.
............................................
† †
†
Długie pazury oprawcy wbijają się
głęboko w moją kostkę, nie mogę przestać wrzeszczeć jak opętana. To tylko test.
Twoja głowa. Cholerna wyobraźnia. Upadam i zostaję wciągnięta w stos ciał. Coś
wlecze mnie, trzymając za nogę, a ja nie mam już siły się wyrywać. Czuję ucisk,
a w końcu i ból, w klatce piersiowej, z trudem oddycham. Próbuję wziąć głębszy
haust powietrza, ale nie mogę. Obezwładniające uczucie. Zasłaniam dłońmi twarz,
spadając gładko w dół, ale i ocierając się o zmasakrowane zwłoki — to jak
wyszukany tor przeszkód dla dużych dzieci. Czuję lepką ciecz pokrywającą moje
ciało, odór zgnilizny drażni nozdrza.
Ląduję
na czymś miękkim, lecz i tak nie należy to do szczególnie przyjemnych doznań.
Otwieram oczy i widzę jedynie ciemność. Wyciągam dłonie przed siebie, po omacku
szukając nie wiadomo czego. Czysty odruch. Napotykam, także wyściełaną, ścianę.
Zatrważająco blisko. Taką samą po bokach. Dopiero teraz naprawdę zapominam, jak
się oddycha.
Nie
próbuję wstawać, świadoma tego, że prawdopodobnie uderzyłabym głową w sufit.
Próbuję racjonalnie myśleć i wyrównać oddech. To tylko kolejne zadanie, a atak
paniki w niczym nie pomoże. Rozpinam bluzę, zaczynam się pocić. Parno tu.
Duszno. Zaciskam zęby i wiodę opuszkami palców po krawędziach. Nie wiem, czego
szukam. Wolę nie myśleć o trumnie. Zakopanej. Kilka metrów pod ziemią.
Przełykam głośno ślinę i wołam o pomoc, gdy na nic innego nie wpadam. Gardłowy
wrzask, który wydobywa się z moich ust, nic nie daje, ale próbuję dalej. Dyszę
ciężko i ocieram mokrą twarz. Czuję bijące coraz szybciej serce. Moja klatka
piersiowa unosi się i opada stanowczo zbyt szybko. Nie umiem nad tym zapanować.
Zaczynam nerwowo zdrapywać materiał pokrywający wewnętrzną stronę wieka. Coraz
szybciej i szybciej. W szalonej rozgrywce. Słyszę chrzęst łamanych paznokci.
Oddycham tylko przez nos, by nie tracić cennego tlenu, ale przychodzi to z
trudem.
Czuję
się niepewnie, nic nie widząc. Ze zdezorientowaniem, całkiem przez wypadek,
stwierdzam, że trumna jest szersza niż chwilę wcześniej. Przestaję zdrapywać
materiał, przez skok adrenaliny udaje mi się oderwać myśli od krwawiących,
poharatanych palców. Unoszę rękę ku bocznej ścianie i napotykam pustkę.
Przesuwam się więc dalej — co tym razem przyszykowali dla mnie organizatorzy?
Leżąc na boku, posuwam się ślamazarnie i nabawiam się otarć. Wpadam na coś, co
kształtem przypomina skulone, wątłe ciało. Machinalnie zasłaniam dłonią usta,
gwałtownie wciągając powietrze. To nie dzieje się naprawdę. Muszę pamiętać.
Zastygam
w bezruchu, zorientowawszy się, że droga dobiegła końca. Zdezorientowanie i
poczucie obezwładniającej niepewności — z pewnością nie pomagają. Zaciskam
dłonie w pięści i uderzam o drewnianą ścianę, by sprawdzić, czy czasem się nie
zapada. Nic z tego. Żadnych zapadni czy zasuwek. Zaczynam się więc cofać, lecz
plecami napieram na naprzeciwległy bok. Znajduję się w potrzasku. W ciasnej,
klaustrofobicznej imitacji pomieszczenia. Gimnastykuję się, by zdjąć bluzę i
zawiązać ją przez biodra, tworząc, zwany tak przez wuefistkę, żagiel.
Najchętniej przez tę duchotę rozebrałabym się cała. Przerywam wszystkie
działania, słysząc cichy chrupot. Próbuję wywnioskować, skąd pochodzi, i
odkrywam to całkiem przypadkiem. Uzmysławiam sobie, że położyłam się na
niewielkim, kartonowym pudełeczku. Zapewne od zapałek. Otwieram je drżącymi
dłońmi, choć mam wątpliwości. Drewno jest łatwopalne, a przez, nadal znajdujący
się w trumnie, tlen, spalanie będzie utrzymywane. Gdyby jeszcze dołożyć moją
niezdarność... Szykuje się katastrofa.
A
jeśli chodzi o to, by podjąć ryzyko? Ostrożnie zapalam zapałkę. Przez wariującą
wyobraźnię boję się nawet oddychać. Odnoszę wrażenie, że zaraz ściany zaczną
się przysuwać. Muszę trzymać dłoń na suficie, aby mieć pewność, że jest on na
swoim miejscu. Niestety drugą mam zajętą, więc mogę jedynie co pewien czas
nerwowo spoglądać na boki. Dzięki światłu utwierdzam się w przekonaniu, że nie
jestem sama. Przynajmniej w pewnym sensie.
Fantasmagoryczne, pełne zombi i wampirów wizje
tworzą się w mojej głowie. Ubrana na czarno, wychudzona postać leży do mnie
tyłem. Całe szczęście, że w bezruchu. Długie, siwe włosy nieboszczyka opadają
kaskadą na kościste ramiona. Dociera do mnie, że, aby wykonać kolejny krok,
muszę odwrócić ciało. Zaciskam palce na zapałce, obserwując słabo się tlący,
acz niebezpieczny płomyk. Drugą ręką przewracam towarzysza, starając się być
delikatna. W zasadzie, mu to już chyba wszystko jedno. Mrugam przez mroczki
przed oczami i krzywię się, lustrując wzrokiem nieboszczyka.
Zsiniała
twarz kobiety poprzeplatana jest widocznymi, grubymi żyłami o niebieskawym
odcieniu. Ma wybałuszone, puste oczy o jasnych, przeszywających tęczówkach.
Postaram się więcej nie krzyżować wzroku. Usta rozdziawiła szeroko, jakby nie
tylko zaskoczona, ale i autentycznie przerażona. Nie dostrzegam wiele, co
łączyłoby denatkę ze spoczywającym w spokoju, idealnie ułożonym i wymalowanym
umarłym. Spójrz. Wygląda, jakby spała — mówili zapewne dorośli swoim pociechom,
a żadne z nich nie miało odwagi zaprzeczyć.
—
Czekaj... — szepcę do samej siebie, zauważając, że ofiara ma coś w ustach.
Czyżby kartkę?
Przezwyciężam
obrzydzenie i sięgam po nią niepewnie, starając się nie dotykać zwłok, zwłaszcza
tych zsiniałych warg. Rozwijam złożony kilkakrotnie, niewielki skrawek papieru.
Przeszłość pokaże Ci przyszłość. Nie mam okazji bawić się w interpretowanie
tego tajemniczego stwierdzenia. Czuję ciepły oddech za plecami. Płomień gaśnie,
a zapałka samoistnie wyślizguje się z mojej dłoni. Zapada ponura ciemność,
przez którą nie widzę dosłownie nic. Przewracam się na drugi bok, przerażona
tym, że nie jestem sama. Podnoszę głowę i z impetem uderzam we wieko. Przeszywa
ją ból, instynktownie kulę się jeszcze bardziej. Zamieram w zatrważającym
przekonaniu, że sufit zaczyna się obniżać.
—
Nie bój się — mruczy mi na ucho melodyjny, kobiecy głos. — Nie jesteś sama.
Nigdy nie jesteś sama.
I
tego się właśnie obawiam. Zaczynam panikować, wydaję z siebie serię przeciągłych,
gardłowych wrzasków. Tylko na tyle mnie stać. Duszę się, zaczyna brakować mi
powietrza. Ucisk w klatce piersiowej staje się nie do wytrzymania. Robi się
coraz bardziej parno.
— Gorąco tu, prawda? — Kolejny szept.
Czuję,
jak niewidzialna dłoń odchyla moją koszulę, a jej właściciel całuje mnie
namiętnie w szyję. Miotam się, wybuchając historycznym szlochem i krztusząc się
potokiem łez. Znów zaczynam zdrapywać materiał pokrywający wewnętrzną stronę
wieka. Boli, ale nie myślę o tym, w morderczym szale uderzając o ściany. Jest
coraz ciaśniej. Bezskutecznie usiłuję zahamować zgubny dla mnie, polegający na
przesuwaniu się boków, proces.
Nadchodzi
wybawienie, choć niezupełnie takie, na jakie najbardziej bym liczyła. Świat
zalewa ciemność, nim w pełni uświadamiam sobie, że odpływam.
Kiedy
otwieram oczy, ukazuje mi się wnętrze zwyczajnej kabiny prysznicowej. Przez
szkło widzę utrzymaną w zieleni, podłużną łazienkę. Oglądam swoje dłonie, nie widząc śladu po
odniesionych ranach. Ból także zniknął. Powracam do myśli o nowej sytuacji i
wzdycham. Nie znoszę pryszniców. Nie jestem szczególnie zdziwiona, gdy nie mogę
rozsunąć drzwiczek. Dłuższe szarpanie nie ma sensu, więc się poddaję i
przenoszę wzrok na słuchawkę, z której zaczyna wypływać zimna woda. Perfekcyjnie.
Kucam, by wyjąć korek, ale bezowocnie. Zaczynam drżeć i oddychać niemiarowo.
Nie
panikuj, Lena, nie panikuj. Odprężająco wciągam nosem powietrze i powoli
wypuszczam ustami. Intuicja podpowiada mi, że to bezcelowe, ale próbuję i z
całej siły uderzam słuchawką w szkło. Powtarzam ruch kilkakrotnie, ale do
widocznych efektów należy jedynie moje zmęczenie. Spoglądam w dół. Tafla wody
tak zimnej, że powoduje pieczenie, zakrywa całe moje kostki. Dobrze, że mam
buty. Coś wyraźnie nie gra. Ciecz zaczyna mętnieć. Zaciskam zęby i zanurzam w
niej dłoń. Gdy wyciągam ją z powrotem, widzę grudkę ciemnoniebieskiej
substancji o intensywnym zapachu... orzechów włoskich? Opieram się się o
szklaną ścianę nie na długo.
Słyszę,
jak tworzą się tak zwane pajęczyny, przez co osłona zaczyna pękać i nie mam
szansy złapać równowagi. Runę wraz z odłamkami i wodą na podłogę, mając
nadzieję, że się nie pokaleczę. Staram się osłonić głowę i, w miarę
możliwości, jak najszybciej wstać. Próbuję utrzymać równowagę, ale na niewiele
się to zdaje, bo sceneria znów się zmienia.
Z ulgą stwierdzam, że wróciłam do białego
pomieszczenia, co oznacza koniec pierwszej części drugiego zadania. Więcej bym nie wytrzymała. Wzdycham
przeciągle, nie będąc przygotowana na rozmowę, której nie mogę odkładać bez
końca.
† †
†
Jest
mniej niezręcznie, niż się spodziewałam, ale nadal żadna z nas z pewnością nie
czuje się jak ryba w wodzie. Zbyt wiele się zdarzyło i stanie się w najbliższym
czasie. Skrupulatnie omijamy tematy związane z wojną, choć i to nie ucieknie,
odwlekane bez końca. Zaciskam dłonie na książce z balladą o Stronach, by nie
drapać się w nerwach po głowie. Wystukuję palcami rytm melodii, która nie chce
mi wypaść z głowy. Maja leży w łóżku, przykryta kołdrą pod samą brodę. Dostała
świeże, czyste ubrania i smaczny posiłek. Niepokoi mnie jej bladość, ale
milczę, wiedząc, że wyda się to dziewczynie irytujące, a nie opiekuńcze.
—
Wiesz, jak brzmią moje prawdziwe dane? — pyta, a ja kiwam głową, wdzięczna za
zejście na lżejszy temat. — Amicitia Cole. Ciekawie, prawda? A Stella to
Antonella Vivere.
—
Antonella... — powtarzam, uśmiechnąwszy się. — Normalnie jak partnerka
Messiego. Muszę jej powiedzieć.
—
Już wie. Trochę cię nie było. To znaczy... dzisiaj, przez test. Rozmawiałyśmy —
oświadcza, podnosząc się, by podeprzeć się o oparte o ścianę, dwie poduszki. Z
kolei sięga po tackę z tostami i ciepłą lemoniadą. — Właściwie nie wiem, co mam
ci teraz powiedzieć. To... dziwne. Nowe.
Zaczyna
jeść niepośpiesznie, biorąc małe kęsy jak wróbelek. Gdy oświadczy, że musi dbać
o linię, wyjdę z siebie i stanę obok.
— Co
z twoją szkołą? Rodzicami? — Z trudem przychodzi mi wypowiedzenie tych słów na
głos. To jak wymijające przyznanie się do winy.
—
Serio? Nawet teraz martwisz się o moją edukację? — prycha z kpiącym uśmiechem.
Brakuje mi tego typu elementów starej codzienności. — Rodzicami zajął się ten
chłopak, Montero. Ma pewien dar. Myślą, że są na wycieczce po Wenecji, a ja
pilnie się uczę.
—
Ani to uczciwe, ani na dłuższą metę — mruczę, krzywiąc się z degustacją.
—
Masz lepszy pomysł? — zamyka mi usta pytaniem poniżej pasa.
Milknę
z oczywistych powodów. Nie mam pojęcia, co robić. Czuję, że stoję w miejscu.
Nie widzę żadnego sensu w teście, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że efekty
ukażą się dopiero po pewnym etapie. Nie od razu Kraków zbudowano. Zbyt wiele
oczekuję, spiesząc się nieustannie.
—
Ufasz im? — zadaje nieoczekiwane pytanie.
Krzyżuję
wzrok z Mają, szukając odpowiedzi w błękitnych oczach towarzyszki. Jakaś część
mnie przeczuwa, że pytanie miało brzmieć inaczej i tak naprawdę chodziło o to,
czy ufam właśnie jej. To dalekosiężne przypuszczenia, więc odsuwam podejrzliwe
myśli, decydując się nie męczyć przyjaciółki.
—
Nie jestem pewna, czy zasługują na zaufanie — oceniam, biorąc do ręki jeden z
tostów. — Nic o nich nie wiem, niewiele tłumaczą. Nikt nie zagwarantuje, że są
po dobrej stronie.
Jedząc, będę mieć więcej czasu na odpowiadanie
na niewygodne pytania i nie wyda się to nienaturalne. Przynajmniej tak mi się
wydaje, więc zaczynam niespiesznie obgryzać grzankę dookoła. Czuję intensywny
zapach czosnku i ziół, który bardzo lubię.
— Na
pewno mają swoje racje — broni członków Cordragon, po czym upija kolejny łyk
lemoniady. — Walczą o to, w co wierzą. O idee i bliskich. Widzą słuszność w
swoich działaniach i szukają sojuszników. To normalne, że pomyśleli o tobie. Tu
chyba nie ma dobrych i złych stron. Każdy myśli najpierw o sobie i to
zrozumiałe.
—
Zamieniłyśmy się rolami? —- dziwię się rozbawiona. — To ja zawsze jestem tą
empatyczną i wyrozumiałą.
Maja
podkurcza nogi i obejmuje je ramionami. Wyraz jej twarzy zmienia się. Dziewczyna zastyga
bez grama emocji oraz wbija wzrok w widok za oknem. Wpatruje się
nieobecna w wysoki, owiany tajemnicą mur, jakby zastanawiała się, jaki widok
rozciąga się za nim. W zupełności się jej nie dziwię. Świadomość, że nie wiesz,
gdzie dokładnie się znajdujesz i nie możesz stamtąd uciec, bywa nie tylko
przerażająca, ale i najzwyczajniej w świecie frapująca.
— Ludzie się zmieniają — szepcze,
bardziej do siebie niż do mnie. Po chwili kontynuuje, nawet nie drgając. — Nie
mogę przestać myśleć o twoim pogrzebie, wiesz? To wszystko było dziwne,
niezrozumiałe. Jakby brakowało pewnego elementu układanki. Nie mówili, co
dokładnie się stało. Trochę o parku, napaści i rynku w Gnieźnie, na którym
znaleziono ciało. Każdy, dosłownie każdy wiedział, że coś nie gra, ale nikt się
nie odzywał. Wszyscy czuli się jak pionki w czyjejś grze, ale milczeli. I ja
milczałam, bo coś mnie do tego zmuszało.
Ta końcówka była epicka.
OdpowiedzUsuńEmocjonalna.
Trafiajaca.
Najlepsza.
Piksel ma pytanie :
Dostanę jakiś bonus za punktualność (to u mnie rzadkość jeśli chodzi o komentarze) :D
Miałam ciarki czytając zdanie o paznokciach. Boże to jest takie fuj. Nie chodzi o krew tylko o to uczucie grrr. Dziękuję za ten dokładny, perfekcyjnie wyważony opis klaustrofobicznego ataku już wiem co moja koleżanka czuła w Windzie. Nawet wybacze jej moje siniaki na ręce (tak mnie sciskala xd)
Mówiłam Ci kiedyś ze też miałam ataki paniki ? Nie polecam. Taka trauma, po przeżyciach ze tak to ujme.
Cały ten opis był po prostu tak...epicki. naprawdę. Będę wracać do tego rozdziału.
Nienawidzę pogrzebow (jak na ironię byłam na 4 w ciągu roku)
Ta rozmowa z przyjaciółką była taka..eh to po prostu rodzaj rozmowy "po wiekach milczenia". Czujecie się obco, a znacie się jak nikt inny. Chcecie rozmawiać jak dawniej, a nie potrafcie. Znam to uczucie. Bezcenne...
Polubiłam Maje. Naprawdę <3
Jakoś nie podchodzą mi imienia w tej wersji xd
A i możesz się śmiać, ale uwaga uwaga ogłaszam wszem i obec:
Jak nie usne(bo byłam na nogach o 6:00) to zacznę robić coś w stronę moich blogów :P
Piksel - twój najbeznadziejniejszy ^^
Miło. A jaki bonus byś chciała, hm? Ja też, gdy słyszałam opowieść o mężczyźnie, który ,,obudził się'' na swoim pogrzebie, ale za późno otworzyli trumnę... i te paznokcie... Mówiłaś. Może się przyzwyczaisz. Hah.
UsuńDużo jeszcze razy będziesz zostawiać ten sam komentarz ze spamem u mnie? Raz zostawiłaś, dziękuję - przyjęłam informację, jak będę miała ochotę, wpadnę. Ale serio, ja nie jestem Dory i nie mam problemu z pamięcią krótkotrwałą, żeby trzeba było mi się co chwilę przypominać.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, nie pamiętałam, że zostawiłam wcześniej. :)
UsuńPierwsza część rozdziału trochę przywiodła mi na myśl "Niezgodną" i te wszystkie wizualizacje lęków, z którymi musieli tam walczyć. Nie wiem, czy czytałaś, w każdym razie tam też zwalczało się takie nieprzyjemne wizje w formie testu.
OdpowiedzUsuńMaja wydaje się bardzo przygnębiona. Właściwie trudno się dziwić, skoro najpierw została skonfrontowana ze śmiercią bliskiej jej osoby, potem był pogrzeb, a teraz nagle okazuje się, że Lena żyje. Co prawda spodziewałabym się raczej wielkiej radości, ale z drugiej strony jeśli ktoś nie wierzył w żadne życie pozagrobowe, nadnaturalne zjawiska itd., to szok może bardzo źle wpłynąć na nastrój.
Pozdrawiam
j-majkowska
Czytałam i jest to w jakimś stopniu podobne. Również pozdrawiam.
UsuńNie jestem do końca na bieżąco, ale samym tym rozdziałem fundujesz czytelnikom może niezbyt wygodną, ale za to ekscytującą podróż. Ekscytującą w jeden z tych powodów, które większość uznałaby za chore.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, muszę przeczytać poprzednie. Żeby lepiej zrozumieć ten... a może, kto wie, nawet jeszcze raz do niego wrócić?
Mam nadzieję, że więcej osób uznaje tę podróż za właśnie ekscytującą. O to chodzi pisarzom, o wzbudzenie emocji.
UsuńNie no ten dreszczyk emocji :D
OdpowiedzUsuńMuszę lecieć dalej :)
Vicky ❤
„Czuję, jak niewidzialna dłoń odchyla moją koszulę i całuje mnie namiętnie w szyję” – dłonie mają usta, lol? Ewentualnie błąd logiczny. Chyba logiczny.
OdpowiedzUsuńGłos w trumnie był świetny. Oczywistości wypowiadane tajemniczym głosem zawsze mrożą krew w żyłach. Zdrapywanie wyściółki trumny – smacznie. To psychopatyczne, ale to dobre.
Niebieska substancja o zapachu orzechów włoskich, huh? Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to, że może to być ta trucizna, którą Lena się poczęstowała.
Pod koniec pierwszego fragmentu akapit Ci trochę zwariował.
„A Stella Antonella Vivere” – wstawiłabym między imionami słówko „to”, bo można się trochę zgubić.
Tak, tak, Maju, mają swoje racje. Ale każdy je ma, nawet najgorszy złoczyńca nie powie, że źle postępuje. Ufanie komuś tylko dlatego, że przedstawił stosowne argumenty, to zdecydowanie nie jest najlepszy pomysł. Aż mnie zaczęło ciekawić, czy „nasi” czegoś nie kombinują...
Ogółem jak zwykle jestem totalnie oczarowana, ale – jak zwykle też bywa – trochę namieszałaś z językiem. Niektóre określenia wypadają po prostu nienaturalnie i trochę wybija to z rytmu.
PS Ja też wypadłam z rytmu, ale z rytmu komentowania. No właśnie... zgadnij, kto wrócił.
PS2 Wciąż uwielbiam pisać PS.
Tak, błąd logiczny. Kusi mnie by napisać coś o Donovanie z ,,Teen Wolf'', hah. Dłonie mogą mieć zęby, moja droga...
UsuńZ tą wyściółką to strasznie osobiste. Pamiętasz historię z pogrzebem, na którym była moja znajoma? Nie da się nie zgadnąć, hah.
PS Jakieś konkretne określenia?
Miałam przeczytać wieczorem a przybyłam po północy... Czas jest przekleństwem!
OdpowiedzUsuńBędzie krótko i na temat i troche chaotycznie.
Końcówka rozdziału, słowa Mai dały mi do myślenia i tak sobie myślę, że z ,,samobójstwem" Leny i brakiem wspomnień wiąże się coś ponadnaturalnego.
Test był bardzo ciekawy. I w ogóle brawa dla Leny za zachiwanie zimnej krwi i racjonalne myślenie. Ja zapewne, na jej mienscu, dostałabym zapaści i umarłabym, po raz drugi, w tej trumnie. Nie wspominanąc o mojej klaustrofobii. Czytając czułam to co Lena. Naprawdę super opisane! :D
I nawet przez myśl by mi nie przeszła wiedza z chemii, że w warunkach tlenowych spalanie się utrzymuje. Panikowałabym i pewnie tak by się skończyło moje życie po życiu XD
I mimo, że jest to opowiadanie w 1os. narracji, Lena jeszcze ani razu mnie nie zirytowała. A zawsze, każde jedno opo i książka w 1os. narracji mnie irytuje. Także brawo Ty hehe :P
I brakowało mi Ikera :c bardzo go polubiłam. Mam nadzieję, że w następbym rozdziale coś o nim będzie :3
Pozdrawiam, weny i do jutra :)
anielskie-dusze.blogspot.com
To cud, że Lena Cię nie irytuje. Większość nie ma tyle szczęścia.
UsuńIkera nie zabraknie, bo tak się składa, że i ja go lubię.
Dziękuję za komentarz. Wzajemnie i do następnego.
Ach, coraz drastyczniejsze stają się te sprawdziany. Lena musi być dzielna, skoro mimo wszystko stawia im czoła. Ja bym chyba wymiękła, gdyby przyszło mi zmierzyć się z moimi fobiami.
OdpowiedzUsuńSposób na zmylenie rodziców niezwykle kreatywny - muszę to przyznać. No i rozwiązał dużo problemów, choć podobnie jak Lena nie uważam, żeby ten sposób okazał się skuteczny na dłuższą metę.
To dobrze, że dziewczyna nie do końca ufa nowopoznanym. Właściwie to nie zna ich wcale, więc brak zaufania jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Trochę tylko się obawiam, żeby przypadkiem nie pomyślała sobie, że jest ktoś bardziej uczciwy, co niekoniecznie będzie prawdą. Opowiedzenie się po którejś ze stron może być ciężkim wyzwaniem, zwłaszcza, że Lena zbyt wiele na ten temat nie wie. Mam nadzieję, że posłucha Mai. Ona dobrze prawi.
Czyżby śmierć Leny nie byłą takim typowym samobójstwem? Czyżby mieszał w tym ktoś palce? A może to tylko wrażenie Mai... Nie wiem. Ale może niebawem się przekonam.
Lecę dalej!
Mam nadzieję, że nie przesadziłam i nie zrobiłam z niej heroski. Wszystkim Mary Sue mówimy stanowcze: nie!
UsuńMogę być z siebie dumna, chociaż pod tym względem. Część popiera Ty'a, część Lenę, ale wszyscy widzą, że każde z nich ma trochę racji. O to chodzi w realistycznych sprzeczkach.
Przekonasz się, przekonasz. :)
Dziękuję ślicznie za komentarz, pozdrawiam.
Na początku pomyślałam: „Siostra i koleżanka Leny też nie żyją? Co oni kurde zrobili sobie jakieś zbiorowe samobójstwo, czy co?” i nie rozumiałam czemu Lena miała pretensje do Ty’a, że je przyprowadził. A teraz wydaje mi się (wydaje) że rozumiem. Może one wcale nie umarły, tylko Ty po prostu zabrał je z Ziemi do tego… szpitala? żeby ich obecność pomogła jakoś Lenie się z tym wszystkim oswoić. A potem co? Wrócą? Czy tylko Maja, a Stella naprawdę umarła?
OdpowiedzUsuńNie wiem. Albo ja jestem taka niedomyślna, albo to wszystko jest okropnie pokręcone. I zaczyna mnie wkurzac, że nie umiem tych strzępków informacji połączyć w jakąś sensowną całość.
Poza tym… Maja niby znalazła się w nowej sytuacji, a wydaje się, jakby rozumiała, o co w tym wszystkim chodzi. Ani awantur, ani pytań… Dziwne mi się to wydało.
„Ze zdezorientowaniem, całkiem przez wypadek, stwierdzam, że trumna jest szersza” – a nie przypadek?
I znowu fantasmagoryczne, hah xD
„W zasadzie, mu to już chyba wszystko jedno” – jemu zamiast mu o wiele lepiej mi tu pasuje.
„Kiedy otwieram oczy, ukazuje im się wnętrze” – mi
„Opieram się się o szklaną ścianę nie na długo” – się się
Czyżby Lena była fanką hiszpańskiej piłki nożnej? A może to Ty chciałaś wtrącić, że ją lubisz? Najpierw aluzja do Ikera, teraz do Antonelli xD
Chyba każdy tak pomyślał, heh. Pamiętam, że wtedy przeglądałam dane fragmenty, by zobaczyć, czy to rzeczywiście tak zabrzmiało.
UsuńMaja i Stella żyją. Ty zabrał je do szpitala, ośrodka, przedziału (czy jak to tam nazywasz), by:
a) wspierały Lenę (potrzebuje siły, by przejść test),
b) były bezpieczne (bliscy Leny to z pewnością cel Vivere i wrogiej armii, by jak najwięcej cierpiała, więc lepiej je mieć blisko, wśród zaufanych ludzi).
Zacznie się splatać w całość. Mam nadzieję...
Może powinno wydawać się dziwne? To wojna, różnie bywa...
Oczywiście, że przez (przypadek), heh, ale, jak wtedy, nie mogę teraz poprawiać, bo piszą ocenę Kici.
Lena jest fanką piłki nożnej, jak najbardziej. Będzie o tym jeszcze tak jakoś na początku księgi drugiej.
Dziękuję za odzew, pomoc i wszystko. Jesteś wielka. :)
A, czyli jednak dobrze wywnioskowałam :D Chyba idzie mi coraz lepiej, haha
UsuńHmm, czy dobrze widzę, że Stella jest w pewien sposób antagonistką Leny? Bo nazwisko Vivere dostała pewnie nie bez przyczyny. I skoro ani ona, ani Maja w gruncie rzeczy nie są jednak martwe, to chyba jakaś śpiączka albo coś w tym stylu. Tak sobie głośno myślę, okaże się pewnie dalej.
OdpowiedzUsuńŚmierć Leny też jest coraz bardziej zagadkowa. Samobójstwo ukartowane na napaść? Skoro Montero tak potrafi mieszać w myślach, to może on nakłonił Lenę do samobójstwa, skoro Lux potrzebuje jej do walki z Tenebris? Pasowałoby to do mojej tezy o charakterze Cordragon. Okaże się.
A teraz na początek: pierwszy fragment był niezwykle plastyczny, aż się czuło ten klaustrofobiczny klimat i duchotę. Aż sama się czułam niekomfortowo. Nie wiem w sumie, czy ten test można uznać za zdany, choć to oczywiście zależy, czemu miał służyć.
Pozdrawiam serdecznie. :)
*myśli, na którym jesteś etapie historii i co mogę powiedzieć
UsuńAleż Stella to siostra Leny, więc ma jej nazwisko. Lena naprawdę nazywa się Angeli Vivere (Lena Mikler to jej ziemskie dane), tak jak i jej odpowiedniczka. Po Tenebris używają tych prawdziwych, łacińskich, bo tam magia powszechna, na porządku dziennym itd.
To też mogę zdradzić, bo potem nic nie będzie... Dlaczego wszyscy myślą, że Mai i Stelli coś się stało? Pisałam Ci chyba ostatnio, dlaczego Ty je sprowadził.
Sama mam zaawansowaną klaustrofobię, więc to trochę dziwne, ale lubię opisywać zakopywanie żywcem itd., bo łatwo mi się wczuć.
Dziękuję za odzew, także pozdrawiam.
No jestem na tym etapie historii właśnie (w sensie siódmy rozdział). Ale tak to jest, jak się robi za długie przerwy :)
UsuńWiem, że Stella jest siostrą Leny, ale już umknęło mi, że jej prawdziwe nazwisko to Vivere, za to od razu skojarzyło mi się z tamtą "złą". Moje gapiostwo :)
Tak, pisałaś, ale zastanawia mnie to od strony technicznej po prostu, co się z nimi dzieje w normalnym życiu. Czy ich świadomości są jakoś rozdzielone? No nie sądzę. A jeśli trafiły do miejsca, do którego trafia się po śmierci, a nie za normalnego życia, to zastanawiam się, jak to jest rozwiązane logistycznie. :)
Hejka :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że opowiadanko się rozkręca. Lena zostaje poddana coraz to trudniejszym testom. Całość tej przeprawy przez test przypominało mi trochę, jak to było w filmie "Niezgodna", gdzie tam bohaterka musiała się z mierzyć ze swoimi lękami :)
Zakończenie rozdziału w spokojnym rytmie. Lena i Maja mają czas, by sobie porozmawiać. Dobrze, że Lena ma koło siebie swoją przyjaciółkę - zapewne rady Mai pomogą naszej bohaterce w dalszych etapach testu...
Do spisania wkrótce ;)
Cześć. :)
UsuńKolejna osoba ma skojarzenie z (Niezgodną). Od razu zaznaczam, że pomysł na Kicię zrodził się wcześniej, niż czytałam tę trylogię.
Dziękuję za komentarz. Do następnego, groszku. :)
Podoba mi się powątpiewanie w samą siebie "czy ufam swojej przyjaciółce?" pytała samą siebie Lena. Myślę, że nawet w łagodniejszych okolicznościach każdy inteligentny i zdolny do przewidywania przyszłych wydarzeń (nie mylić z jasnowidztwem) człowiek zadaje sobie identyczne. Czy my naprawdę możemy ufać ludziom? Czy ludzie czują, że my im ufamy? Któryś z obecnych jest zdrajcą, to pewne, zawsze tak jest i czuję, że u ciebie nie może być inaczej.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się wzmianka o trumnie, tlenie i zapałce - takie realistyczne, a nie prosto łatwo "znalazłam pudełko zapałek, to sobie jedną odpaliłam, by sobie poświecić, by coś widzieć w tej ciemności niczym w dupie u murzynka Bambo". Takie myślenie też mówi o tym, że twoja bohaterka jest inteligentna.
Masz rację. Trudno się dziwić. W takich okolicznościach człowiek nawet samemu sobie przestałby ufać.
UsuńJak wiadomo, nie mów, tylko pokazuj.