23 czerwca 2016

9. Jaskółki

Akurat w pisaniu takich scen nie mam jeszcze wprawy, więc, jeśli złamałam jakieś prawa fizyki (co jest bardzo prawdopodobne) bądź poważnie nagięłam anatomię człowieka, to przepraszam. Mea culpa, mea maxima culpa.

............................................

 † † †
Rzucają się na naszą trójkę, niczym łaknący świeżego mięsa kanibale. Arsenał przedstawia się stanowczo zbyt spektakularnie. Imponujące sylwetki dryblasów zbliżają się w zatrważającym tempie. Migają naostrzone sztylety, włócznie i czakramy. Prymitywnie, ale groźnie. Uzbrojeni są niemal wszyscy, ich pasiaste stroje rzucają się w oczy. Rozpętuje się piekło, powinnam się przyzwyczajać. Głośny gruchot sprawia, że mam ochotę zamknąć oczy i rozmasowywać pulsujące skronie, by głowa przestała mi pękać. Na nic podobnego nie mogę sobie jednak pozwolić. Zostałabym zmieciona z powierzchni ziemi. Wymieniam bezradne spojrzenia z Ikerem, odruchowo próbując ukryć się w ramionach chłopaka. Na myśl przychodzi mi fragment jednego z utworów Zbigniewa Herberta: a on mówił, że jego żona ma włosy, w których się można ukryć. Nie potrafię walczyć, jedynie sprawnie uciekać. Mamy okazję, póki dopiero część przeciwników jest gotowa do ataku i jeszcze przyswaja sobie szczegóły całego zajścia. Chwytam Ikera za nadgarstek i zaczynam biec w przeciwnym kierunku najszybciej, jak potrafię. Ciągnę go za sobą jak bezwładną marionetkę, ale po chwili i jemu daje się we znaki przerażenie, więc bierze nogi za pas i zaczyna pędzić niemal tak szybko jak ja. Ogląda się co chwilę, zapewne za Moriatym. Podziwiam altruizm w takiej sytuacji.
— Jest martwy. Nic mu przecież nie będzie — przypominam, kiedy zwalnia niebezpiecznie. Już po chwili zalewa mnie fala wyrzutów sumienia. — O mój Boże, przepraszam. Równie dobrze sama mogłabym dać im się pożreć.

Pospieszające krzyki zagubionego przynoszą nam ulgę. Chłopak dołącza do nas, a skóra na jego rozciętym policzku szybko zaczyna się zrastać. Iker wyciąga  rękę i, gdy ich palce już niemal się stykają, dłonie jednego z przeciwników brutalnie zaciskają się na kostkach Moriatego. Pociągnięty upada, uderzając twarzą o betonową posadzkę i zdzierając sobie skórę z czubka nosa. Zanim ma szansę zareagować, barczysta kobieta siada na nim okrakiem. Jej długie, czerwone włosy lśnią w ciemności. Wojowniczka, cały czas przyciskając Moriatego do podłoża, wykręca jego kończyny. Zalewa mnie fala chrupotów kości i świdrujących skowytów. Pragnę zasłonić uszy i krzyczeć, by to zagłuszyć, słyszeć jak najmniej i tkwić w beztroskiej nieświadomości.
— Moriaty jest aniołem? — ryczę do Ikera, a mój piskliwy głos z trudem przedziera się przez diaboliczną kakofonię ludzkich eksklamacji i trzasków. Z konieczności komunikowania się jeszcze bardziej zdzieram sobie gardło. — Może się teleportować?
Opieram się o kraty, by nie zaatakowano mnie od tyłu. Z pewnością, jeśli... gdy dotrzemy do ośrodka, będę musiała pilnie skorzystać z toalety.
— Jest, ale już nie może — tłumaczy chłopak z goryczą, a ja nie mam czasu, by pytać, co to już nie oznacza.
Sprawa jest przesądzona. Nie możemy go zostawić. Dobiegają kolejni nieprzyjaciele z mordem w oczach. Jeden z nich oblizuje się groźnie. Skóra jeży się na karku, gdy pomyślę, co mają ochotę ze mną zrobić. Iker wykorzystuje zaślepiający triumf czerwonowłosej przeciwniczki. Mimo że nie ma butów, uderza stopą w twarz sprawczyni, chcąc uwolnić przyjaciela. Chrzęst łamanej szczęki i wściekły ryk kobiety przypominają mi o nadludzkiej sile aniołów. Moriaty korzysta z okazji i nokautuje ją dobitnym kopnięciem w okolice szyi, co wywołuje u niej niespokojne wciągnięcie powietrza i zachłyśnięcie się własną krwią z krtani. Wolę nie wiedzieć, skąd ów krwawienie. Z kolei chłopak podrywa się na nogi i atakuje od tyłu mężczyznę, który zmierza w moją stronę. Zaskoczony napastnik nie ma szans i odpływa w krainę Morfeusza. Z lekką pomocą. Alleluja. Bogu niech będą dzięki.
Iker, chwyciwszy w dłoń dół mojej bluzy, próbuje dosięgnąć także Moriatego. Gdy cudem mu się udaje, teleportuje nas pospiesznie. Kiedy lądujemy na korytarzu dobrze znanego ośrodka, chłopcy rozglądają się niepewnie dookoła, jakby mógł przenieść się tu także ktoś niepożądany. Słyszę ich głośne sapanie, są wykończeni. I zawiedzeni.
— Byle im poszło lepiej... — wzdycha Iker i chowa twarz w dłoniach. Wstrzymuje na chwilę oddech, po czym wypuszcza powietrze ustami. — Muszę znaleźć Ty'a — rzuca bez wyjaśnienia i kieruje się w stronę recepcji.
Na ułamek sekundy krzyżuję wzrok z Moriatym, który, jakby od niechcenia, pokrótce rozgląda się dookoła. Boję się, że zada deprymujące pytania, co uczyni sytuację jeszcze bardziej niezręczną.
— Macie coś do jedzenia? — pyta tylko i uśmiecha się przepraszająco.

 † † †
Wzdycham, z daleka słysząc radosny głos swojego Anioła Stróża. Przynajmniej on i jego partner wrócili do domu cali i zdrowi. Ciekawe co z resztą. Drepczę przy boku Moriatego, podążając za Ikerem, który nie wykazuje szczególnej chęci porozmawiania o całym zajściu. Trudno mu się dziwić. Dopiero co się pozbierał, a osoba, którą kocha, wbiła mu kolejny nóż w plecy. Delikatnie mówiąc, Artur nie zrobił na mnie piorunującego pierwszego wrażenia. Za to Moriaty, choć zachowujący się jak przybysz z innej planety, od początku wydał się bardzo sympatyczny.
Zauważam rodzeństwo Montero, które rozsiadło się przy białym, drewnianym stoliku i uparcie wpatruje się w stos pomiętych papierów. Kobieta popija kawę w papierowym kubku. Odnoszę wrażenie, że jest poirytowana. To dopiero zaskoczenie... Za to piękna Queerini, delikatna jak porcelana, stoi obok posłusznie jak służka.
— Hosanna... Co ci się stało? — Z zamyślenia wyrywa mnie Ty, który wyskakuje niespodziewanie zza zakrętu i z niepokojem kładzie dłoń na mojej szyi. Czuję nieprzyjemne rwanie i połykam głośno ślinę. — A myślałem, że u mnie nie było rewelacji...
— Która jest godzina? — pytam, kolejny raz bezskutecznie szukając zegarka.
— Wtorek, 22 marca 2016 roku, godzina 21:41 — odpowiada beznamiętnym głosem Milan, nie podnosząc nawet głowy. Siostra przedrzeźnia go, mrucząc pod nosem coś o aktualnej fazie księżyca i temperaturze.
— Dziękuję — mówię z uśmiechem, ignorując morderczy wzrok opiekuna, który oczekuje wyjaśnień. Może przynajmniej zrozumie, jak czuję się za każdym razem, gdy jestem zdenerwowana bądź przerażona, a on szczerzy się niezrażony. — Data mojej śmierci to 16 grudnia ubiegłego roku, prawda?
— Słońce, słuchaj mnie. Zadałem pytanie — przypomina Ty, zaciskając w gniewie usta. — Wyglądasz, jakbyś bawiła się w wisielca... Za to Iker pędzi do mnie jak maratończyk, wyglądając jak trup jeszcze bardziej niż zwykle, a, gdy już dochodzi, stwierdza nagle, że to poczeka i porozmawiamy jutro.
— Sieroty... — wzdycha Mika, obserwując zdarzenie z wymownym wyrazem twarzy, jakby uważała nas za żałosnych. — Co za kalekę życiową przyprowadziliście? Dorwał się do krakersów Mikler, jakby to był wytworny kawior.
Dopiero teraz zauważam, że Moriaty chrupie moją przekąskę, aż mu się uszy trzęsą. Musiałam zabrać ze sobą paczkę, która przez ten cały rozgardiasz wypadła mi z kieszeni. Nie mam mu tego za złe. Zbyt mocno wiążę go z przyjacielem, by móc się gniewać.
MORDERSTWO I ZABÓJSTWO w większości jest po stronie Tenebris — przechodzi do rzeczy Iker, podając blondynowi butelkę wody do popicia słonej przystawki. Nawet nie zauważyłam jego wejścia. — Są niezwykle zaangażowani i prowadzą już jakieś działania. Armia Vivere musiała im coś obiecać. Inaczej nie przystąpiliby do ataku. Wprawdzie chcieli tylko pokazać, co potrafią i nas postraszyć. Inaczej nie wyszlibyśmy z tego prawie bez szwanku.
Machinalnie unoszę rękę i gładzę swoją szyję. Tak, prawie bez szwanku...
— Z pewnością ma więcej do zaoferowania od nas — komentuje Montero, zawijając na palec kosmyki swoich długich, ciemnych pukli. Zupełnie nie przypomina brata. Z charakteru także. Na jego szczęście. — Stoimy w miejscu. U mnie też nie za kolorowo. Boją się wychylać i stawać po którejkolwiek stronie. Są piekielnie ostrożni. Nie rozumieją, że wynik wojny Stron wpłynie także na życie w przedziałach. Nie liczyłabym zbyt na ich pomoc. Zaledwie garstka ma sprecyzowane plany i wie, czego oczekuje, więc zamierza o to zawalczyć.
Rozmowa schodzi na tor, w którym za dobrze się nie orientuję. Nikt nie zamierza najwidoczniej nic zmieniać w tej kwestii, a ja nie jestem pewna, czy obmyślanie wojennych strategii i tworzenie sojuszy to moja parafia. Gdybym się spytała, z pewnością rzuciliby coś pokroju: ty myśl tylko o teście. O tak, jutro kolejne zadanie. Już mi kolana miękną.

 † † †
—  Co ty odwalasz?
Wysyłam Ty'owi tajemniczy uśmiech, rozbawiona jego pytającym spojrzeniem i zdezorientowaniem. Siedzę po turecku na łóżku, z nogami założonymi za głową. Czuję się o wiele lepiej i wreszcie opuszcza mnie wrażenie, że wszystko jest dusząco przytłaczające. Napawam się błogą ciszą, której nawet mój opiekun nie zepsuje.
— Wyglądasz totalnie idiotycznie w tym worku, kwiecistej bandanie. Jak jeszcze potem założysz glany, to będzie tragedia — ocenia anioł, świdrując mnie uważnie. — Skąd w ogóle wzięłaś te rzeczy? Otworzyli lumpeks na ostatnim piętrze?
— Czekały na mnie w pokoju — objaśniam lakonicznie, zamykając oczy, by jeszcze dogłębniej się wyciszyć. — To miejsce skrywa jeszcze wiele tajemnic.
Jednocześnie chcę odkryć je wszystkie i wiem, że gdyby cudem mi się to udało, cały ośrodek straciłby swą magię. Straszna sceneria straszną scenerią, a dziwaczni ludzie dziwacznymi ludźmi, ale muszę przyznać, że przedział bardzo barwnie zaprojektowano.
— Jakbym rozmawiał z mnichem... — mruczy Ty pod nosem i nie muszę nawet unosić powiek, by wiedzieć, że wywraca wymownie oczyma.
— Nie jesteś miłośnikiem jogi — bardziej stwierdzam, niż pytam. Trudno tego nie zauważyć. — Dużo tracisz.
— Jest po północy, a ty, zamiast się porządnie wyspać... no robisz... te różne ćwiczenia. Jeszcze sobie coś naciągniesz i jutro będą jęki, jakby cię zarzynali. Swoją drogą, jak szyja? — martwi się.
Ściągam  prawą nogę zza głowy i zgiętą kilkukrotnie przyciągam do klatki piersiowej. Czuję nieznośne pulsowanie w okolicy kolana, ale zaciskam zęby. Chwilę później to samo robię z drugą. Muszę być ostrożna, moje ciało bywało w lepszym stanie.
— A w porządku. Dziękuję, że pytasz.
Otwieram oczy, by widzieć, jak bardzo jest zdziwiony. Między jego krzaczastymi brwiami pojawia się kolejna zmarszczka.
— Objawiła ci się para gołębi, trajkotająca o pokoju i spokoju? — w swój sposób pyta o przyczynę zmiany nastroju.
— Na siłę próbowałam zachować człowieczeństwo. I źle do tego podchodziłam — tłumaczę. — Muszę się zdystansować, uodpornić na rozpraszające bodźce. Stałam się straszną zrzędą. Co gorsza, pesymistyczną zrzędą. Narzekam, że traktują mnie jak dzieciaka, a przecież tak się zachowuję. — Wzdycham, trochę teatralnie. — Jutro ostatnia część drugiego zadania testu. Rano chcę poznać Stellę z Luelle. Obie tego potrzebują. Muszę też wymyślić, jak pomóc Ikerowi, choć do tego chyba bardziej nadaje się Moriaty... Miły początek, prawda?
Wtem Ty także siada po turecku, tylko że na podłodze. Obserwuję go w milczeniu, próbując nie parsknąć histerycznym śmiechem. Łokcie opiera o kolana, jakby medytował, i wydaje z siebie ciche: uummm... Przez swój śnieżnobiały garnitur prezentuje się jeszcze bardziej komicznie. Szczerzę się jak głupia, zapominając o swoim położeniu. Brakuje mi takich chwil. Żartów, lekkich rozmów i beztroskich odpoczynków. Rutyny. Tylko człowiek, który nie doświadczył jeszcze zła tego świata, narzeka na zwyczajność swojego życia.
Przerywa nam Maja, która wbiega do pomieszczenia, chwiejąc się na szczupłych nogach. Ma szeroko wybałuszone oczy i rozdziawione usta. Stoi przez chwilę, niespokojnie wiodąc dookoła wzrokiem, jakby nie wiedziała, jak ująć w słowa to, co ma do przekazania. Wstaję natychmiast, prawie potykając się o... nie wiadomo co.
— Macie... przyjść do pokoju Ikera. Traficie — przekazuje na jednym wydechu, głośno dysząc.
— Wszystko w porządku? — pytam, obserwując z niepokojem przyjaciółkę, która chwilę później kiwa głową. Bez przekonania.
Ty, jak na skrzydłach, kieruje się do wskazanego pomieszczenia. Zaciskam delikatnie dłonie na przedramieniu Mai i, ciągnąc ją za sobą, podążam za opiekunem. Już po przekroczeniu progu słyszę niepokojące odgłosy. Zatrzymuję się wpół kroku, ale przezwyciężam strach i jestem w stanie pójść dalej. Drzwi do pokoju Ikera są szeroko otwarte, z daleka widzę szamoczącą się dziewczynę o różowych włosach. Jak się ona nazywała? Celico? A nazwisko?
— Gdzie Milan, do cholery?! — krzyczy Mika, chodząc w kółko. — Nigdy go nie ma, gdy jest potrzebny.
— Lindsey ma wizję — wyjaśnia Ty, nagle pojawiając się przy moim boku. Aż podskakuję z przewrażliwienia. — Jest wieszczką.
Obserwuję Ikera, który próbuje uspokoić dziewczynę. Trzyma Celico za nadgarstki, odciągając jej dłonie od oczu. Wygląda, jakby chciała je sobie wydrapać. Udoskonalić wewnętrzne oko w absurdalny, z pozoru, sposób. Tylu legendarnych jasnowidzów było niewidomych. Może istnieje pewien związek. Wątła, cicha Queerini okazuje się bardzo niepozorna. Anioł ma kłopoty z utrzymaniem jej w ryzach, a Mika, tradycyjnie, tylko narzeka. Przestań, Lena, znów zaczynasz... Zapewne ma swoje powody... Ktoś ją zranił, izoluje się od ludzi, przywdziewa ochronny pancerz...
Kucam przy łóżku, na którym Iker ułożył Celico, którą cudem zdołał utemperować. Queerini leży nieruchomo i z równie stoickim spokojem podnosi się do pozycji siedzącej. Anioł obserwuje ją bacznie, lękając się, że zaraz znów straci nad sobą panowanie. Dziewczyna kieruje twarz w moją stronę, przez moment mam ochotę się odsunąć. Fala dreszczy zalewa moje ciało. Nieświadomie wstrzymuję oddech, oczekując rozwoju sytuacji. Czuję silne ramiona Ty'a, który obejmuje mnie nieznacznie, by bezgłośnie przekazać, że mam się nie ruszać. W tym wypadku to o wiele skuteczniejszy sposób od telepatii. Celico powoli ujmuje moją twarz w dłonie, cały czas nie otwiera oczu. Po jej bladej i podrapanej twarzy spływa zimny pot. Zsiniałe wargi dziewczyny drgają.
— Co widzisz? — pyta nieśmiało Ty, mówi melodyjnym i czułym głosem.
— Anioła. Upadłego. Dostaje nowe skrzydła, drugą szansę — opowiada, gładząc moje policzki smukłymi dłońmi. — Rysuje na śniegu spiralę i rybę. I płacze. Płacze rzewnie krwawymi łzami.

22 komentarze:

  1. Cudo! ^^
    Krwawa walka...
    I oczywiście te teksty Ty po prostu mnie rozwalają :D
    Uwielbiam to jak piszesz ❤
    Z niecierpliwością czekam na nexta!

    Vicky ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. trudno jest trochę komentować coś, co się w dużej mierze zna z poprzedniej wersji. Myślę, że moją najlepszą opinią będzie ocena Cordragona, którą właśnie wrzuciłam, a do Kota z masłem szczególnie końcówka. Po tym rozdziale cały czas podtrzymuję bowiem to, co napisałam tam. Ale dodam tutaj jeszcze, że podoba mi się w nowej wersji wprowadzenie Luelle i że faktycznie może się ona okazać przyjaciółką dla Stelli, czego im życzę. no i dobrze, że w tym rozdziale opisałas porządnie tę walkę. Pozdrawiam i zapraszam na konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com oraz na niezaleznosc-hp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hah przeglądarka mi się ścięła i już miałam pisać "jestem pierwsza", a tu taki smuteczek. Bardzo lubię, jak czytam jakąś książkę i tu bohaterowie mówią o jakiś innych książkach (?) A propos, jeśli mowa o cytacie Herberta jest on tak po prostu wtrącony, czy czytałaś któreś jego dzieło ?
    Moja pierwsza myśl, gdy zaczęli uciekać: Chwila, chwila, ale że Iker ucieka? Odniosłam wrażenie, że to do niego nieco niepodobne, chyba, że miało być to podkreślenie, powagi sytuacji ?
    Mika ewidentnie mi działa na nerwy. Ja rozumiem, wszystko. Przeżycia, takie i inne, ale nienawidzę po prostu, jak ktoś "ocenia po pozorach". Rozumiesz, komentuje, nie znając dobrze sytuacji tej osoby i ogółem bliżej jej wnętrza. Odnosi się póki co do wszystkich z wyższością, a ja strasznie tego nie trawię.
    Joga ? Zawsze do tego czegoś byłam sceptycznie nastawiona, w sumie dalej jestem, choć to bezsensowne, bo nie próbowałam. Ale nie śpieszy mi się do tego. Mi rodzice powiedzieli, że jak wszystko dobrze pójdzie to we wrześniu kupią mi glany <3 Tylko ostatnio zaczęłam się zastanawiać, gdzie oni chcą to kupić...
    Wizja Celico, łudząco przypomina mi ataki paniki. Wczułam się w to, aż za bardzo. Szczerze, to nie chciałabym tak widzieć siebie z boku, z perspektywy innej osoby. Wyobrażam sobie, a przynajmniej próbuję sobie wyobrazić, jak to musi wyglądać. W sumie, to sama się boję, że ja będę miała nawrót tego cholerstwa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś pierwsza w moim sercu, hah. Czytałam, czytałam, uwielbiam go. Chyba pierwsza osoba, do której żywisz czysto negatywne uczucia. Joga jest cudowna. Prawie tak jak glany.

      Usuń
  4. Witaj ;)
    Wybacz, że piszę tutaj, ale nie wiedziałam gdzie byłoby najlepiej cię poinformować.
    Część 3 "Przeciwności" już na blogu :3
    Pozdrawiam, Carmille.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Nic się nie stało, ale na przyszłość najlepiej informować mnie w zakładce ,,Mapa Huncwotów". Również pozdrawiam.

      Usuń
  5. Moriaty, ty głodomorze... czyli jak rozładować napięcie po walce. Artur nie zrobił piorunującego pierwszego wrażenia? To jeszcze było mało? Aha? Boję się, kto zrobi.
    Beznamiętny Milan i przedrzeźniająca go siostra wygrali. To takie urocze.
    „pędzi do mnie jak maratończyk, wyglądając jak trup jeszcze bardziej niż zwykle” – widzę maraton zombie i nie mogę przestać się uśmiechać. Nie mówiąc o tym, że... jak trup może wyglądać bardziej martwo niż zwykle? Hah.
    Nogi założone za głowę... jak? Okej, to zaskakujące. Ale oczywiście ten sielski obrazek nie mógł trwać wiecznie. Wizja Celico i prolog... nie sposób nie zauważyć tego powiązania. Teraz mi się nasunęło... Milan? Nie jestem pewna, czy wspominałam o nim pod prologiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,Piorunujący'' to ,,trochę'' złe określenie, hah... No trup wygląda bardziej jak trup, a żywy bardziej jak żywy, kto zabroni?xd Nie wspominałaś, jak dobrze pamiętam.

      Usuń
  6. ,,liczyłabym zbyt na nich pomoc. " - tu chyba miało być ,,ich" :)

    Bardzo spodobało mi się, że Lena pomyślała o Mice (tak to się odmienia?) że może kiedyś coś ją złego spotkało i teraz ma takie a nie inne zachowanie. Nie krytykuje jej zachowania a zastanawia się skąd ono wynika. Kolejny puknt na liście, który nie czyni z Leny irytującej bohaterki głównej :3
    Ciekawa, po raz kolejny, końcówka rozdziału. Tajemnicza i intrygująca, dająca wiele do myślenia czytelnikowi. Aż mnie ciarki przeszły! :D ale nie takie ciarki strachu tylko emocji :3
    Walka była dobra. Jak dla mnie było za mało opisów krwi i łamanych kości, ale w większości opowiadań czuję niedosyt, więc to bez znaczenia XD ale było fajnie opisane :)
    I tak się zastanawiam czy Lena jest tym właśnie Upadłym Aniołem, który dostanie drugą szansę... Albo ktoś z nią związany... Iker?
    Chyba się w nim zakochałam!!! <3
    Ah!!! Lęcę dalej :P
    Przeraża mnie fakt, że za chwilę skończę czytaćczytać zaległości, dojdę do 14 rozdziału i będę musiała czekać na kolejne :c
    Pozdrawiam i weny :)

    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, dziękuję, poprawię.

      Ale Lena pochwał zbiera.

      Hm... Ciekawie kombinujesz.

      Jakoś zleci.

      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  7. Twierdzisz, że nie masz wprawy w pisaniu takich scen, a ja mimo wszystko będę upierać się przy tym, że opisałaś wszystko niezwykle zgrabnie! O ile, można tak nazwać opis bitewny.
    Obawiałam się o Moriatę, ale na szczęście udało im się w trójkę wydostać. Tak czułam, że ten przydział może okazać się pechowy i proszę - miałam, niestety, rację.
    Mika dalej mnie wkurza. Wydaje się strasznie przemądrzała i ocenia wszystkich z góry. Nie bardzo mi się to podoba, ale może ma jakieś powody, aby zachowywać się w ten sposób... Nie wiem, nie oceniam.
    Cały ten nastrój grozy nieco zelżał, gdy pojawiła się scenka z Leną i Ty'em. Ta medytacja to jest jakiś sposób, choć może Ty dla własnego dobra nie powinien jej próbować xD
    A potem znowu nastrój powrócił wraz z nową wizją. O co w niej chodzi? Mam nadzieję, że wkrótce się przekonamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Bałam się, że nie wyszło. Chyba tej sceny byłam najmniej (pewna) do tej pory. Nudno by było, gdyby nie był, co? Tak samo z samymi sympatycznymi postaciami. Ty i medytacja... to chyba nie najlepsze połączenie. Tak jakby, heh.

      Dziękuję ślicznie za kolejny komentarz, miłego. :)

      Usuń
  8. Nasunęło mi się do głowy, że odpowiedniczka Leny jest kimś bardzo złym, może wznieciła jakąś wojnę, albo brała w niej udział i właśnie dlatego Lena jest potrzebna dobrej stronie. Jest w tym jakiś sens?

    „wyglądając jak trup jeszcze bardziej niż zwykle” – haha

    Dziwi mnie trochę, że Lena z takim spokojem to wszystko przyjmuje. Odkąd tylko pojawiła się w szpitalu, nie krzyczała, nie domagała się odpowiedzi na swoje pytanie i była taka… zbyt spokojna. Jakby od samego początku przyjęła do wiadomości, że musi robić to, co jej karzą. Jest posłuszna jak w zegarku i to jest moim zdaniem trochę nienaturalne. Brakuje mi jakiegoś ataku złości z jej strony. Jakiegoś płaczu, myśli w stylu „dlaczego to spadło na mnie? Dlaczego nie może być normalnie?”. Mówi, że zachowuje się jak zrzęda i dlatego traktują ją jak dzieciaka. A jak dla mnie to właśnie za mało zrzędziła xD
    Wiem, że to opowiadanie z realizmem nie ma praktycznie nic wspólnego, a ja się go teraz domagam, ale główna bohaterka jest człowiekiem, mieszkała na Ziemi i trochę ludzkich zachowań chyba załapała xD
    „ Rano chcę poznać Stellę z Luelle. Obie tego potrzebują” – czemu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest w tym bardzo dużo sensu. Lena taka właśnie jest. Znaczenie ma też jej śmierć, powoli staje się jak większość duszy z przedziału, po prostu zobojętniała i coraz mniej ludzka. Taka kolej rzeczy. Lena nadal obwinia się, bo myśli, że popełniła samobójstwo. Chce wszystko naprawić i mieć jakiś cel.
      Czemu potrzebują? Myślałam, że to coś, co czytelnik sam sobie dopowie. Zacznijmy od Luelle. Mała, nim trafiła do przedziału, usłyszała, że powinna trzymać się tych jak najbardziej żywych i ludzkich, bo dla reszty jest już za późno. Stella za to pragnie odrobiny normalności, jakiejś namiastki dzieciństwa, które jej odebrano. Obie są w podobnym wieku i zasługują na coś więcej niż bezmyślne pałętanie się po strasznym ośrodku, bo mama jeszcze żyje, a Lena ma obowiązki.

      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam.

      Usuń
  9. Moriaty? Heh... czy tylko mi się to nazwisko skojarzyło z Moriartym z Holmsa? Hehe.. xD Bardzo sympatyczny z niego gość.

    I mszę przyznać, że ten przydział MORDERSTWO jest naprawdę ponure i aż drgnęłam, gdy ten Artur tak zaatakował Lenę! Czym sobie tak zawiniła? Przecież chyba to nie jej wina, że taka się urodziła! Ach, widać nie będą mieli sojusznika w tym przedziale.

    A tak w ogóle, jeśli chodzi o jedzenie w zaświatach... Kiedy tak sobie o tym czytałam, jak się zajadają, przypomniał mi się Songo z DGZ, gdy ten umarł i w zasadzie nie musiał jeść, ale on tak kochał jedzenie, że szamał wszystko - nawet jadł obłoczki, hehe xD Tak mi się skojarzyło ;P

    Do spisania później, (dobra, napiszę to), groszku pachnący! :):*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie skojarzyłam, wzięłam to nazwisko od jakiegoś bohatera filmu, który kiedyś oglądałam. Co do drugiego nawiązania, kanonu nie znam, więc się nie wypowiem.
      Dziękuję za komentarz.
      Sukces! Ale mi się mordka ciesz z tego groszka. :)

      Usuń
  10. Scena walki i pościgu wyszła Ci dobrze, złamania praw fizyki nie zauważyłam, poza tym aniołom można wybaczyć pewne ich nagięcie. ;) Bardziej jednak zastawia mnie kwestia logistyczna: o ile wszystko dobrze zrozumiałam (a dzisiaj mam spore problemy z tym, więc może jednak coś pomieszałam), Lena i Iker znajdowali się w celi, a potem zaczęli uciekać "w przeciwnym kierunku", czyli na korytarz, na którym znajdowali się napastnicy? Czy może w międzyczasie wyszli z celi i tak zaczęli uciekać? Pewnie czepiam się na wyrost, zwłaszcza że oprócz tego małego zastrzeżenia nie mam innych uwag. :)
    Bardzo podobała mi się scena między Leną a Tyem. Brakowało mi go w ostatnim rozdziale, więc radość podwójna.
    W sumie prawda, że sporo wieszczów było niewidomych. Bardzo spodobał mi się ten fragment (czy raczej zdanie), jak Celicio próbowała wydrapać sobie oczy. Mocno obrazowe.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisanie fantasy ma to do siebie, że można się usprawiedliwiać, wymyślając nowe reguły świata.xd Nie wiem, co odpowiedzieć, muszę jeszcze raz przejrzeć ten fragment i zobaczyć, jak to było z tym uciekaniem.
      Jeszcze raz dziękuję, trzymaj się. xx

      Usuń
  11. A ja się cieszyłem, gdy ją zaatakował. W ogóle nie lubię twojej głównej bohaterki. Jest taka niemrawa, taka niecharakterna, taka grzeczna przykładna dziewusia. Normalnie straszna z niej nudziara. Cenię jej inteligencje i dojrzałość, nawet to, że akceptuje co się dzieje, nie wrzeszczy, itd, ale... czegoś jej brak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak myślałam, że wiele osób nie będzie za nią przepadać. Ale taka miała być, taka będzie. Może po prostu chciałam pokazać, że nie wszystkich wojna musi złamać, że mimo wszystko można być dobrym na tym świecie, a dobro nie równa się nuda.

      Usuń

Komć – głask dla psa. :)

Archiwum bloga

Obserwatorzy

Kaolia Sidereum Graphics
Kredyty Grafika
Obrazek